New York... Nowe miejsce, a smutek taki sam... Przed wyjazdem do USA miałam nadzieję, że wszystko się zmieni. Owszem, sporo się zmieniło, ale jakoś nie jest mi lepiej...
Obudziłam się dziś bardzo z myślą; "Koszmar wciąż trwa!", wypełzłam z łóżka i poszłam zajrzeć do kuchni. Charlotte jeszcze nie było...
- Pewnie jeszcze śpi... - powiedziałam cicho do siebie. Spostrzegłam pod sowimi nogami Irbis, patrzyła na mnie z wyrzutem. Przewróciłam oczami i westchnęłam, doskonale wiedziałam, o co Jej chodzi. - Niech Ci będzie... - mruknęłam z niechęcią i wypuściłam ją do ogrodu. Zamknęłam drzwi i wróciłam do kuchni. Zaspana spojrzałam w kalendarz wiszący na lodówce.
- Imieniny ciotki! - olśniło mnie. - Zupełnie o nich zapomniałam! - spanikowałam, cały czas myślałam, że to dopiero za tydzień! Nic, a nic nie było przygotowane! Przygotowałam śniadanie dla Charlotte, a następnie poszłam przebrać się z pidżamy. Założyłam czarne legginsy, mój także czarny sweter i białą czapkę, a następnie zbiegłam po schodach pod drzwi do ogrodu. Założyłam czarne trampki z białymi sznurówkami i wyszłam z domu. Udałam się do cukierni po jakieś ciasto. Weszłam do środka.
- Witam, co dla Pani? - zwróciła się do mnie starsza pani.
- Witam Panią, ciocia ma dziś imieniny i potrzebuję jakiegoś dobrego ciasta. Normalnie sama robię, ale daty mi się pomyliły i nie zdążyłam. - wyjaśniłam.
- W porządku, zaraz coś znajdziemy. - powiedziała uśmiechnięta kobieta. Chwilę czekałam, aż wreszcie wróciła z ładnie zawiniętym ciastem.
- O, super! Ile płacę? - zapytałam z uśmiechem na twarzy.
- 4.99$ - odparła. zagrzebałam w torbie za portfelem, po znalezieniu go zaczęłam szukać pieniędzy. Zauważyłam, że starsza pani dziwnie mi się przygląda. W końcu znalazłam pieniądze, ale nie dawał mi spokoju Jej wzrok.
- Coś nie tak, proszę Pani? - zapytałam zdezorientowana.
- Twoje ręce... - wzięła moją rękę i podwinęła mój rękaw.
- To tylko kot! - wyjaśniłam szybko zakłopotana. Położyłam pieniądze na blacie, zabrałam ciasto i wybiegłam z cukierni. Wróciłam po cichu do domu, schowałam ciasto do lodówki i tyle mnie widzieli. Musiałam jeszcze podejść do kwiaciarni, Charlotte uwielbia kwiaty! Niestety było to w zupełnie innym kierunku, niż cukiernia. Ehhh... Trudno, przeżyję... Poszłam do tej kwiaciarni, w końcu dla Lottie (od imienia Charlotte) wszystko. Weszłam do środka, nikogo nie ma...
- Jest tu kto? - spytałam niepewnie.
- Zaraz! Chwila! Już idę! - usłyszałam z zaplecza. Cierpliwie czekałam. W końcu przyszedł do mnie jakiś młody chłopak o dwukolorowych oczach.
- W czym mogę pomóc? - spytał.
- Szukam kwiatów dla ciotki na imieniny. - wyjaśniłam.
- Spoko, zaraz się coś znajdzie... - powiedział i wrócił na zaplecze. Nadal cierpliwie czekałam, rozglądając się po kwiaciarni.
(Michael?)