poniedziałek, 2 listopada 2015

Kochani (o ile ktoś tu jest)
Prosiłabym abyście do niedzieli napisali opowiadanie.

piątek, 23 października 2015

Od Gwen cd Ann

Co jest lepsze niż budzik? Młodszy brat i pies. Spałam sobie w najlepsze kiedy na moje łóżko wpadła mieszanina ludzkich rąk i psich łap. 
-Gwen wstawaj! 
-Dylan-jęknęłam.-Ja mam wolne.
-A ja i Sena chcemy się bawić. Wstawaj!
Postanowiłam jechać do centrum i rozejrzeć się za urodzinowymi prezentami dla Dylana oraz Tony'ego. Postanowiliśmy urządzić im imprezę niespodziankę. My w sensie ja i chłopadki z wyścigów. 
-Gdzie ja mam Ciebie wywieść młody?
Spojrzałam na brata, jak pałaszował piątego już naleśnika.
-A dlaczego chcesz mnie wywieść? 
-Muszę coś załatwić. Tony jest zajęty....
-To zawieź mnie do Petera...
Po krótkiej rozmowie i odwiezieniu brata, pojechałam do centrum handlowego.
~*~
-Szukałam prezentów dla mojego brata i kuzyna.
-Urodziny? Imieniny?-zapytała dziewczyna.
-Urodziny czwarte i dwudzieste. Razem z ekipą organizujemy je na torze w sobotę o osiemnastej. Pamiętasz, byliśmy tam kiedyś.
-No tak, pamiętam-powiedział Scott.
-To właśnie tam. Jeśli macie ochotę to wpadnijcie. A jak macie wolny wieczór i macie ochotę pospędzać czas ze świrami z toru to wpadnijcie do naszej stałej miejscówki, Dionizosa. Chłopaki muszą odpokutować swoje przegrane zakłady.
-Przemyślimy to -powiedziała Ann.
-Super. A teraz niestety muszę iść. Czeka mnie jeszcze dzban soku z cytryny do zrobienia, za karę dla Harry'ego i brata muszę odebrać zanim pozna kilka nowych słówek z podwórkowej łaciny. Miło było poznać Ann.
-Mi Ciebie też.
-Część wam- powiedziałam i ruszyłam do wyjścia.
Pojechałam do warsztatu, gdzie zostałam Maxa. 
-Siemka, gdzie Dylan?
-Z Peterem, w samochodzie na tyłach.
-Dzięki.
Ruszyłam do nich. Zastanawiałam się czy Scott i Ann pojawią się dzisiaj w klubie.

<Ann lub Scott? :)>

Od Ann

Wstałam, ubrałam się, umyłam. Jak co dzień. Dzisiaj czułam się wyjątkowo świetnie. Dawno tego nie czułam. Poszłam do brata obudzić go.
- Czego ty chcesz? Jest dopiero 7.oo - odparł wstając z łóżka.
- Dopiero? Ty masz iść na 8.oo do firmy! Kurde! Takie podziękowanie za to, że cie pilnuję. - powiedziałam lekko naburmuszona.
- Jezuuu, ale ty z ciebie fochaczka. Heh, mówiłaś mi, że wczoraj wieczorem dzwonił do ciebie twój agent. - powiedział.
- No dzwonił. Ale to tylko o jakieś bzdety.
- Ta... Ann, poza tym ja mam DZISIAJ WOLNE. - oznajmił - Nie wiesz?
- ... Nie wiedziałam. W takim razie ubieraj się i idziesz ze mną na zakupy!
Nic nie mówił, ale wiedziałam o co mu chodzi. To typowe "daj mi spokój", ale co tam.
Po jakiejś godzinie byliśmy w galerii. Latałam po sklepach jak opętana. Przez przypadek wpadłam na jakąś dziewczyne. Obie upadłyśmy. Podbiegł Scott.
- Nic ci nie jest Gwen? - podał jej rękę i patrzył się na nią maślanymi oczami.
- Nic, nic... A to zapewne twoja siostra? - odwróciła wzrok i skierowała go w moją stronę.
- Tak. Jestem jego siostrą, a ty to kto? - spytałam się.
- Jestem Gwen, przyjaciółką Scotta. A ty?
- Ann. Oj chyba coś powiem Scott - powiedziałam ironicznie.
- Ani się waż! - krzyknął wkurzony chłopak.
- O co chodzi? - spytała się rozkojarzona Gwen.
- Nic już. A tak w ogóle co ty tu robisz?
-...
<Gwen? Sry, wenus brakus C: >

czwartek, 22 października 2015

Ogłoszonko

Ann rzuciła pomysł odnowienia bloga, a skoro udało jej się zanieść chętnych to czemu nie :) Brawa dla niej.
A więc tak, jeśli ktoś zostaje to prosiłbym, aby powiadomić o tym, że chcę zostawić swoją postać/postacie administratorów czyli mnie, Ann lub Petera.
Pozdrawiam gorąco w te chłodne dni
Gwen

Od Ann CD Nick'a

- Może do... do... do...czekaj chwile. - powiedziałam po czym wyjęłam z torebki telefon. Wystukałam numer do Scotta. Odebrał;
- Hej, co chcesz? - spytał Scott.
- Kiedy i gdzie jest następna impreza w klubie Galaxy? - spytałam.
- A co ty tak nagle? Przecież, nie chodzisz na imprezy... Już wiem! To chłopak? - spytał ironicznie mój wredny brat.
- NIE!!!!! CICHO! Mów bo wybuchne!
- Okey, okey... Dzisiaj o 16. Pa - pożegnał się, po czym rozłączył telefon.
Wróciłam do Nicka.
- Może do klubu? Za 20 min się zaczyna, więc zdążymy. Poza tym, nikt nas nie rozpozna bo wszyscy są tam zajęci swoimi sprawami. - oznajmiłam.
- Może być, tylko ubierz się jakoś. No wiesz... bez szczegółów. - powiedział.
- Ok... A ty?
- Ja mogę tak iść.
Wyszłam z salonu i pobiegłam truchtem w stronę mojej sypialni. Zanurzyłam się w szafie i przeglądałam ubrania.
- Nie to, nie to, nie to, nie to... - mruczałam pod nosem.
Po chwili wrzasnęłam:
- JEST!!
Wyszłam z szafy już przebrana w takie ubrania.

https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjKswAWS0Sgwcyc51qISNvNS8Z1tQ0CqUeeJ770UOy4_uHaKhcypC3LszPBsUVqrlMY8nBCpLVFgV60YW9kDB5WiAId9qV2pM4E5OV7wVyWexE3kSzfoen8ZkYjI-7l75tX09Srke58gYnv/s1600/stylizacja-Gaddess-na-impreze.jpg









Wracając do salonu spytałam się Nicka czy mu się podoba:
- ...

<Nick? ;3 Sry, że same dialogi, ale weny brakło>

Pobudka!

Czemu nikt nie odpisuje opowiadań? ;-; Wiem, że nie ma czasu, ale przecież da się znaleźć chwilę na zajrzenie  i powiadomienie kogoś na chacie. Postaram się dodawać nowych członków i spróbuję reaktywować bloga, ale jak dotychczasowi admini nie dadzą znaku życia... to trudno... Będzie trza sobie jakoś radzić. Pisałam z Gwen przez howrse (pare miesięcy temu jak blog był aktywny), że mogę być adminem. Nie będę się wpisywać, że jestem bo nie będe decydować za adminów. Podsumowując, jeśli jakiś dotychczasowy członek tego bloga jeszcze ma nadzieje na odnowienie bloga, niech napisze na chacie.

Pozdrawiam
Ann/Scott McCarney

sobota, 29 sierpnia 2015

Od Kingi

Kiedyś ktoś mi powiedział, że marzenia się spełniają. Nie ważne jak bardzo są niemożliwe. Wierzyłam w to, ale teraz widzę jak bardzo się pomylił. Rzeczywistość to dno, które jeszcze bardziej się pogłębia. Dla świata nie ma już ratunku.
Siedziałam na parapecie w moim małym mieszkaniu, a raczej dziurze. Patrzyłam na kałuże, które stawały się coraz większe i brudniejsze. Ludzie chodzili z parasolami nad głową. Chcieli być susi, ale tylko z pozoru. Każdy człowiek jest mokry. Tylko, że nie na zewnętrz.
Po policzku spłynęła mi słona łza. Po chwili bezsensownego patrzenia się na krople spływające po szybie, wstałam i wyszłam z mieszkania. Jeśli w ogóle mogę nazwać jeden pokój, w którym się osiedliłam. Założyłam czarną bluzę i założyłam kaptur. Wychodząc z budynku widziałam ludzi. Większość gdzieś się spieszyła i klęła pogodę.
Spojrzałam w górę na ciemne niebo. Krople padały mi na twarz. Postanowiłam udać się na jeden z najwyższych budynków. Po chwili siedziałam już na dachu wieżowca. Z góry wszystko wygląda inaczej. Zamknęłam oczy i założyłam słuchawki. Puściłam głośno muzykę i „uciekłam” do innego świata.
Siedziałam tak do wieczora, pogrążając się w rozpaczy. Nie lubiłam się nad sobą użalać, ale czasami każdy ma słabsze dni. Zawsze udawałam jaka to nie jestem silna, ale czułam się jak nieudacznica.
Szłam powoli do domu, gdy nagle zobaczyłam, że komuś wypadła książką.
Z racji tego, że byłam książko holikiem podniosłam ją i podbiegłam do postaci. Było już ciemno, a latarnie tylko oślepiały. Nie widziałam, więc kto to jest.
-Wypadła Ci książka. –powiedziałam.

Ktoś?

wtorek, 18 sierpnia 2015

Od Lilith cd Stevena

- Hej. - Uśmiechnęłam się. Chłopak wszedł, a Uni od razu skoczyła na niego, a ten się przewrócił. Suczka zaczęła lizać go po twarzy.
- Unico!
Krzyknęłam i odciągnęłam ją od Stevena.
- Przepraszam za nią..
- Nic nie szkodzi.
Uśmiechnął się. Usiedliśmy na kanapie.
- Chcesz może czegoś do picia?
Spytałam. Ten kiwnął głową na tak. Poszłam do kuchni i przyniosłam 2 kawy.
- Dzięki.
Odparł.

Steven?

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Od Stevena cd Lilith

Wstałem z łóżka i zacząłem się przebierać. W drzwiach ustała Alice.
-Kto dzwonił?
-Lilith, mówiłem ci o niej.
-Gdzie idziesz?
-Do niej. Zaprosiła mnie, więc przyjąłem zaproszenie.
-Aha.
-Siostra, przeszkadza ci coś?
-Skąd-powiedziała z sarkazmem.
-To ty tu sobie siedź z Hadesem, a ja idę. Cześć.
-Cześć.
Wychodząc wywróciłem oczami. Kocham ją, ale następnym razem ją uduszę. Ruszyłem przed siebie ulicą. W końcu dotarłem do domu dziewczyny. Zapukałem i usłyszałem szczekanie. Czyli ma psa. Lilith otworzyła drzwi z uśmiechem.
-Siemka, poskramiacz nudy przybył.


Lilith?

wtorek, 11 sierpnia 2015

Od Lilith cd Stevena

Weszłam do domu. Od razu po wejściu, przywitała mnie Ùnico.
- Hej mała! Chcesz iść na dwór?
Spytałam z uśmiechem. Wzięłam smycz i wyszłam. Poszłyśmy do parku. O tej godzinie nie ma zbyt wielu osób. Puściłam psa luzem, a ta pobiegła przed siebie.

Xxx

Siedziałam już w łóżku, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam kuriera z jakąś paczką.
- Proszę tu podpisać.
Pokazał puste miejsce na papierze. Podpisałam i od razu sprawdziłam od kogo jest.
- Shu.
Mruknęłam. Był on moim przyjacielem. Niestety mieszkaliśmy daleko od siebie...
Prędko otworzyłam pudło. Tam ujrzałam piękną, czarną suknię, była krótka z brokatowymi szczegółami. Była cudna... W końcu poszłam spać.

Xxx

Rano, w domu było cicho. Nudno. Pomyślałam o Stevenie. Od razu wzięłam telefon i zadzwoniłam.
- Hej.. To ja. Lilith.
- Hej.
- Nudno jest i.. Przyjdziesz do mnie?
Spytałam niepewnie.
- No jasne. Zaraz będę.
Odparł.

Steven?

Od Stevena cd Lilith

Uśmiechnąłem się do niej.
-Mieszkam niedaleko. Na końcu ulicy skręcam w prawo, gdzie na końcu stoi mój dom.
-Aha...
-Masz tu mój numer- powiedziałem podając jej kartkę.- Gdybyś chciała pogadać lub iść na imprezę to dzwoń śmiało.
-Jasne-powiedziała dziewczyna z uśmiechem.
-Część.
-Dozobaczenia.
Ruszyłem w kierunku domu.

Lilith?

Od Taigi

Nowe miasto, nowi ludzi, nowe życie. Mam nadzieje, że tak będzie. Tam gdzie jadę, nikt mnie nie zna, nikt nie wie co robiłam,ani co zrobiłam. Kolejny korek, to chyba trzeci jaki będę dziś mijać. Uwielbiam to uczucie, gdy wymijam ludzi czekających w samochodach na skuterze, słysząc jedynie ich przekleństwa i wyzywanie mnie. W końcu dojechałam do mieszkania w którym miałam mieszkać, tydzień, miesiąc, rok, a może i dłużej. Weszłam do środka i położyłam się na kanapie, spojrzałam na biały, nieskazitelny sufit. Było widać, że albo mieszkanie jest nowe, albo świeżo po remoncie. Moje rzeczy miały być dopiero za dwie godziny, tak wynajęłam firmę. Wsiadłam na swój motor i pojechałam na małą przejażdżkę po mieście, zresztą musiałam jeszcze dowieść wszystkie papiery na uniwersytet. Prawdę mówiąc mieli bardzo dobrą ofertę, trzy razy w tygodniu są wykłady o 19 do 21, mogłam więc i się uczyć i pracować, nie chciałam być na utrzymaniu ojca, który i tak co jakiś czas przelewał nieco pieniędzy na moje konto. Po dostarczeniu wszystkich papierów wróciłam do siebie. Na miejscu czekali już na mnie z moimi rzeczami. Co mnie zaskoczyło pod drzwiami była ulotka z nowym klubem. Jestem nowa więc czemu by się nie przejść. Rozpakowałam swoje rzeczy, wzięłam długi prysznic, lekko się pomalowałam, włosy tylko uczesałam założyłam czarną sukienkę
http://2.bp.blogspot.com/-DSfqCNyZPjs/VR7lhZXp3gI/AAAAAAAAEkU/326pUTSy-cY/s1600/czarna-mini-sukienka-bodycon-s-36-2928317579.jpg
Co prawda wole, spodnie i trampki, ale do dyskoteki wypada iść w sukience. Wzięłam telefon, pieniądze, klucze i ruszyłam w miejsce gdzie znajduje się owy klub. W środku było... nowo to na pewno, ale było nawet miło, nie powiem. Wzięłam jednego drinka i chciałam gdzieś usiąść, kiedy ktoś mnie pociągnął za ramię, na moje szczęście upadłam na jeszcze innego mężczyznę, ale nie uroniłam ani kropelki

( Ktoś chętny? )

Nowy mieszkaniec!

W Nowym Jorku zamieszkała Taigi Minist!

piątek, 7 sierpnia 2015

Od Lilith cd Stevena

- Jasne.
Uśmiechnęłam się . Wstaliśmy o poszliśmy na parkiet. Zaczęliśmy tańczyć i śmiać się. Od dawna z nikim się tak nie bawiłam. Cidny spotykałam rzadko a rodziny tu nie mam.
Tańczyliśmy i piliśmy do około 1 w nocy.
- Chyba trzeba już iść.
Powiedziałam. Chłopak spojrzał na mnie.
- Chyba...
- To chodźmy.
Wyszliśmy z klubu. Wezwałam taksówkę. Przyjechała po paru minutach. Usiedliśmy na tylnych miejscach.
- To.. Gdzie mieszkasz?
Spytał chłopak.
- Parę ulic z tąd.
Odparłam. Podjechaliśmy pod mój don. Wyszłam i zapłaciłam kierowcy. Steven wyszedł za mną.
- Do widzenia!
Krzyknął.
- A ty.. Gdzie mieszkasz? Nie.chciałeś pojechać bliżej swojego domu?
Zdziwiłam się lekko.

Steven?

Od Stevena cd Lilith

-Moja rodzina od strony ojca pochodziła z Nowego Jorku. Ja z siostrą przenieśliśmy się tu pół roku temu.
-A gdzie wcześniej mieszkaliście?
-W Hiszpani. A ty?
-Przeprowadziłam się tu.
Przyszedł barman stawiając piwa.
-Proszę bardzo. Jak coś to wiesz, gdzie mnie szukać Lilith.
-Jasne, dzięki.
Odszedł, a ja spojrzałem na dziewczynę.
-Skąd go znasz?
-To znajomy ojca.
Siedzieliśmy pijąc piwo i gadając. W końcu zapytałem:
-Zatańczysz?

Lilith?

czwartek, 6 sierpnia 2015

Od Lilith cd Stevena

- Nie. Przyzwyczaiłam się.
Odparłam z nieco dziwnym uśmiechem. W końcu doszliśmy do klubu. Przeciskaliśmy się przez tłum tańczących ludzi. Udało nam się zająć miejsce przy stoliku. Podszedł do nas barman.
- Lilith! Co dla was?
Spytał z uśmiechem. To był znajomy mego ojca.
- dla mnie zwykłe piwo. A ty?
Spojżałam na chłopaka.
- To samo.
- Zaraz podaję.
Odszedł od stolika.
- A..Długo tu jesteś?
Spytał.
- Trochę już będzie. A ty?
- Można powiedzieć, że dosyć krótko.

Steven?

Od Stevena cd Lilith

Uśmiechnąłem się do niej.
-Miło poznać. Jeśli można wiedzieć, ta dziewczyna obok ciebie to...?
-Moja przyjaciółka. A co?
-A nic.. Tak się pytam.
Spojrzałem na zegarek.
-Muszę wszystko pozamykać, ale może przeszlibyśmy się gdzieś?
-Czemu nie.
-To będę za pięć minut.
Wróciłem do baru, pozamykałem wszystko, oddałem klucze Mack'owi i wróciłem do dziewczyny.
-To gdzie idziemy?
-Niedaleko jest impreza. Może pójdziemy tam?
-Dobra.
Ruszyliśmy przed siebie. Wyciągnąłem papierosa, ale zanim zapaliłem, zapytałem:
-Nie przeszkadza ci, że zapalę?

Lilith?

Od Lilith (do Stevena)

Rano, jak i w połódnie, nie było nic do roboty. Poszłam więc do baru. Przeszłam przez parę ulic, a po.chwili byłam na miejscu. Usiadłam przy stoliku, który stał przy oknie, w kącie. Takie miejsce- odosobnione, było jak dlamnie najlepsze.
- Co ppodać?
Spytał chłopak, który był kelnerem.
- Eh.. Kawę.. I to wszystko.
Westchnęłam. Chłopak zapisał to i poszedł. Nie czekałam długo. Z 5 minut.
- Oto kawa.
Uśmiechnął się. Ja to odwzajemiłam. W tedy, dosiadła się do mnie jakaś dziewczyna. Dopiero po chwili, zorientowałam się, że to moja znajoma z dzieciństwa.
- Cindy!
Zawołałam ucieszona. Przytuliła mnie przyjaźnie. Rozmawiałyśmy długo. 5 min. Przed zamknięciem baru, wyszłyśmy. Pożegnałam ją.
- cześć.
Usłyszałam głos. Odwróciłam się
- O.. Hej. Ty jesteś tym kelnerem?
Uśmiechnęłam się.
- Tak. Jestem Steven.
- Lilith.
Odparłam.

Steven?

Od Gwen cd Petera

Pojechałam szybko do domu, wzięłam szybki prysznic i wyszłam z Seną na spacer. Kiedy wracałam pod moim apartamentem, parkowali właśnie rodzice. Podeszłam, kiedy wysiadali.
-Gwen!-krzyknął mój czteroletni brat, biegnąc do mnie.
-Hej Dylan-powiedziałam wyciągając ręce i podnosząc go do góry.
-To nie będzie problem, że go tu zostawiamy?-zapytała mama, wyjmując torbę z bagażnika.
-A gdzie tam. Jak coś to go Peterowi dam pod opiekę-powiedziałam z uśmiechem.-Co młody? Będziesz chciał do Peta?
-Tak!-krzyknął uradowany chłopiec.
Zaśmialiśmy się. Puściłam go na chodnik biorąc torbę od rodziców.
-Dylan, słuchaj się Gwen. W razie czego powiesz jej i zadzwoni do nas. Dobrze?
-Dobrze mamusiu-powiedział.
-Będzie w porządku-powiedziałam z uśmiechem.-Będziemy się dobrze bawić.
-W takim razie trzymajcie się. Papa kochani.
-Pa mamo-powiedzieliśmy we dwoje.-Idziemy na górę?
-Tak, a mogę poprowadzić Sawę?
-Jasne.
Poszliśmy na górę do mieszkania. Wbiegł do mieszkania wskakując na kanapę, a Sena za nim.
-Nie skaczemy po kanapę.
-Kiedy pojedziemy do Petera?
-Później cię tam zawiozę. Muszę iść do pracy i wtedy on się tobą zajmie.
-Yay!
Zaśmiałam się. Zapomniałam jak Dylan uwielbiał chłopaka.
-Chodź na górę to pokażę ci twój pokój.
Chłopiec pobiegł za mną.
-I jak może być?
-Mooooożeeeeee być. Mógłby być ładniejszy...
-Tak?
-Tak.
-O ty mały wredny -powiedziałam przewracając  go na łóżko i łaskocząc.
Przewalaliśmy się przez kilka minut. W końcu zaczęło burczeć mi w brzuchu.
-Nie jesteś głodny?
-Nieeee..
-A ja to muszę zjeść śniadanie. Chodź na dół to pooglądasz bajki chwilkę, dobra?
-Oki.
Zeszliśmy do salonu, włączyłam telewizor i poszłam do kuchni  zrobić kanapki.
-Dylan, pojedziemy później do sklepu to wybierzesz sobie coś do jedzenia. Może być?
-Dobra-powiedział chłopiec oglądając Toma i Jerry'ego.-Ale ja nie lubię warzyw.
-Tak? A może zabawimy się?
-Jak?
-Zawiążę ci oczy i dam do spróbowania kilka rzeczy. Chcesz?
-TAK!-krzyknął radośnie.
-Dobra,to jak zjem się pobawimy.
Po śniadaniu wyjęłam z lodówki różne warzywa i owoce, robiąc przy tym listę zakupów. Pokroiłam w kostkę na talerzyk i zaniosłam do brata.
-Dobra, zawiąże ci mój szalik na głowie zasłaniając oczy, a potem będę ci podawać  kawałki różnych przysmaków, a ty będziesz mówić co ci smakuje.
Siedziałam notując co smakuje smykowi i śmiejąc się z jego min.
-Leć załóż buty, to pojedziemy na zakupy, a ja pójdę przypiąć fotelik.
-A Sawa pojedzie z nami?
-Nie, ona będzie pilnować,aby nikt nie ukradł ci zabawek.
-Aha...Dobra.
Pojechaliśmy na zakupy, gdzie było dużo śmiechu. Wróciliśmy, rozpakowaliśmy zakupy i spojrzałam na zegarek.
-Zjemy coś i zawiozę cię do Petera. Mogą być naleśniki?
-Tak! A z dżemem?
-Bez tego się nie liczą.
Zabraliśmy się za gotowanie. Jak można było się spodziewać, mąka i jajka były nie tylko w misce. No cóż... Tak to jest jak się urzęduje w kuchni z czterolatkiem, ale bałagan nie przeszkadzał mi, bo grunt to dobra zabawa. Po jedzeniu spakowaliśmy rzeczy chłopca do plecaka i pojechaliśmy do warsztatu. Kiedy tylko wysiedliśmy z samochodu od razu było słychać gdzie się znajdują. Wywróciłam oczami.
-Kiedyś ich uduszę-powiedziałam, a Dylan się zaśmiał.
Weszliśmy do garażu. Mike stał nad maską samochodu, a spod wozu widać było trampki Peta. Między nimi toczyła się zażarta dyskusja.
-Jaki z ciebie wielki... Gdzie tam wielki... Ogromny chu...-przerwał Mike patrząc na nas- chichoczący, głupiutki tygrysek.
-Do reszty cię po..-powiedział chłopak wyjeżdżając spod samochodu, na desce-...kręciło... Cześć wam.
-Peter!-krzyknął chłopiec biegnąc do Peta i wskakując na niego.
-Uhhh...-jęknął kiedy młody wskoczył mu na brzuch.- Chłopie, chyba urosłeś.... i przytyłeś.
-A ty schudłeś. I to duuuuużo. Prawda Gwen?
-Zgodzę się z młodym. Dobra jadę do pracy. Jak nie będę o dziewiątej to możesz pojechać z nim do mnie?
-Nie ma problemu.
Podałam mu klucze. Schyliłam się do chłopca.
-Będziesz grzeczny?
-Tak, będę grzeczny, będę się słuchał Petera, nie będę pyskować, będę jeść i mówić kiedy zgłodnieję...
-Jaki posłuszny chłopak-zaśmiał się Mike.
-Bo biedronki na ciebie naślę-odwarknęłam.-Dzięki Peter za opiekę nad młodym jeszcze raz-powiedziałam całując go w policzek.
-Chyba zacznę ci coraz częściej pomagać, to kto wie jak się skończy któraś przysługa-zaśmiał się Peter.
-Spadaj-powiedziałam i wyszłam.

Peter? Bez gifów i co? xD

Opowiadania do dokończenia

Tak przeglądałam chwilę opowiadania i znalazłam kilka niedokończonych opowiadań. Nie są to wszystkie, ale oto kilka:

http://zycie-w-new-york.blogspot.com/2015/07/od-kingi-cd-laury.html

http://zycie-w-new-york.blogspot.com/2015/07/od-laury-cd-nivana.html

http://zycie-w-new-york.blogspot.com/2015/07/od-kate-cd-nicka_30.html

http://zycie-w-new-york.blogspot.com/2015/07/od-michaela-cd-vanessy_30.html

http://zycie-w-new-york.blogspot.com/2015/07/od-laury-cd-michaela_30.html

http://zycie-w-new-york.blogspot.com/2015/07/od-nicka-cd-charlene_30.html

http://zycie-w-new-york.blogspot.com/2015/07/od-rose-cd-michaa.html

http://zycie-w-new-york.blogspot.com/2015/07/od-petera-cd-amy_30.html

http://zycie-w-new-york.blogspot.com/2015/07/od-rose-cd-samuela.html

wtorek, 4 sierpnia 2015

Nowi mieszkańcy!

W Nowy Jorku zamieszkali Steven Dawton...

... i Matthew Veser

Od Petera cd Gwen

-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.

-I tak tam wyląduję, więc?

-Czy to moja koszula? Aż tak ci pod pasowała?

-Już dawno ci mówiłam, że tak. Zmieniasz temat.

-Biłem się. Nie widać?

-A z kim?

-Powiem tak, niedługo mogę potrzebować prawnika.
-Pobiłeś się z Jacobem, prawda?

-Idę się ogarnąć.

-To mówi samo za siebie... Unikasz dalszej rozmowy, więc wiem wszystko...
Odszedłem nie słuchając jej dalej. Kiedy wróciłem, siedziała w salonie rozmawiającą przez telefon. Usiadłem przyglądając jej się. Siedziała kiwając głową. W końcu rozłączyła się, a ja spojrzałem na nią wyczekująco.

-Rodzice przywiozą Dylana do mnie na miesiąc.

-Dlaczego?

-Wyjeżdżają w sprawie nowej fabryki, a młody powiedział, że on nie ma mowy aby pojechał. A więc poprosili mnie.

-Kiedy go przywożą?

-Dzisiaj około dziesiątej. Na czternastą mam do pracy.

-Przywieziesz go do mnie i tyle.

-A ty nie masz roboty?

-Miałem pojechać do warsztatu, ale tylko na godzinę, więc jak coś...Posiedzi ze mną tam chwilę. 

-Dobra. Muszę lecieć, bo Senę muszę wyprowadzić.

Poszła się przebrać, a ja zacząłem szukać smyczy Maxa. Po chwili udało mi się ją znaleźć i zapiąć (po "krótkiej" gonitwie) psu. Po chwili przyszła Gwen i wyszliśmy na zewnątrz.
-To podrzucisz młodego do Big Bo?
-Tak. Dzięki, że zajmiesz się Dylanem.
-Nie masz za co dziękować. W ten sposób odwdzięczę ci się.
Uśmiechnęła się, wsiadła na rower i pojechała, a ja poszedłem przed siebie z Maxem.

Gwen?

czwartek, 30 lipca 2015

Od Kingi cd Laury

Dziewczyna wydawała się być bardzo sympatyczna i miła. Starałam się uśmiechać, ale nie czułam się swobodnie. Nie lubię poznawać nowych osób, a tym bardziej takich... doskonałych. Przynajmniej taka wydaje się być Laura-doskonała. Tylko co ja o niej mogę powiedzieć skoro jej nie znam.
-Hmm? -mruknęła, uśmiechając się. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że nadal nie odpowiedziałam.
-Przepraszam. Zamyśliłam się. -odpowiedziałam nieco zażenowana. Nie wiem co wywołało moje nietaktowne zachowanie. Być może to, że od dawna nie miałam kontaktu z człowiekiem. -Nie musisz mi dziękować. -uśmiechnęłam się nieco pewniej.
-To może zgodzisz się, że postawię Ci kawę? -zapytała.
-Nie, dziękuję. Muszę... już iść. Mam kilka ważnych spraw do załatwienia. -skłamałam. Przez chwilę byłam na siebie zła za to, że po prostu nie wzięłam telefonu i nie poszłam, ale z drugiej strony klnęłam na siebie za takie pomysły.

Laura? (U mnie chyba to samo xd)

Ogłoszenie!

Od jutra do 3 sierpnia ja i Peter nie będziemy obecni. Wciąż możecie wysyłać opowiadania, które dodamy jak tylko będzie możliwość. Jeśli chcecie to możecie wysyłać opowiadania do siebie na howrse, a jak nie to nie :D
Do zobaczenia trzeciego
Gwen


Od Laury cd Nivan'a

Od kiedy Michael zaprowadził mnie do sierocińca sama zaczęłam tam chodzić regularnie. Któregoś dnia jedna z pracujących tam kobiet zaproponowała mi abym zrobiła dla jednego z chłopców komiks w którym on będzie głównym bohaterem. Za jakieś dwa tygodnie ma urodziny i to byłby dla niego idealny prezent. Tym bardziej, że komiksy kocha nad życie.
Dzisiaj miałam dzień wolny postanowiłam, że pójdę do miejscowego sklepu z komiksami. Ubrałam się w szorty, białą bokserkę i czerwone trampki. Bardzo lubiłam czerwony więc to byłoby dziwne jakbym nie miała takich butów. Nim wyszłam zabrałam ze sobą szkicownik, cały był w pomysłach na prezent. Liczyłam na to, że ktoś w tamtym sklepie doradzi mi co mam poprawić, dodać lub całkowicie usunąć.
Droga nie była długa, postanowiłam więc się przejść. Szłam i myślałam o tym co dzisiaj będę robiła.
-Gdzie jest ten sklep? Lili mówiła, że powinien być na tej ulicy. - Stanęłam i rozejrzałam się, nic nie wpadło mi do głowy. Wzruszyłam tylko ramionami i ruszyłam w wybranym przez siebie kierunku. Opuściłam głowę i spojrzałam na szkicownik, zastanawiając się czy to dobry pomysł aby pytać się kogoś co mam robić. Cały czas szłam z opuszczoną głową i to był błąd. Pech chciał abym na kogoś wpadła, straciłam równowagę i upadłam. Wszystkie kartki które nie były spięte rozsypały się wokół. Podniosłam wzrok do góry, nade mną stał mężczyzna w okularach. Wyciągną w moim kierunku rękę.
-Nic Ci nie jest, żyjesz? - Zapytał.
-Nie, nic mi nie jest. - Przyjęłam jego pomoc. - Moje szkice. - Kucnęłam aby je pozbierać.
-Czekaj pomogę Ci. - Chłopak zaczął podnosić kartki, zapatrzył się na jedną z nich.
http://www.star-wars.pl/grafika/2011/lip/rysunki1_72e8a2a5925288679181805ee472685e.jpg
-Robisz komiksy? - Uniósł brew zdziwiony.
-Jednorazowo. - Uśmiechnęłam się. Wstałam a nieznajomy podał mi resztę szkiców.
-Jednorazowo? - Zapytał.
-Tak, to będzie prezent. Dziękuję za pomoc. - Uśmiechnęła się. - Jestem Laura.
-Nivan. - Przyjrzałam mu się uważnie.
-Wydaje mi się, że gdzieś Cię wcześniej widziałam... - Zamyśliłam się. - No ale może mi się wydawać. - Uśmiechnęłam się.
Nivan?

Od Kate cd Nick'a

Blask białych ścian poraził mnie zaraz po otworzeniu oczu.
- Buniu, czemu zadzwoniłaś po pogotowie- wyszeptałem sam do siebie przygryzając wargę.
- Panie Angelo, jest już u mnie Pan ósmy, czy też siódmy raz, nie za często?- usłyszałem znajomy głos doktora Rowan'a.
- Nie lubi Pan moich odwiedzin, doktorze?
- Nie raz na pół roku i to z tego samego powodu.
- Przepraszam bardzo, ale jestem wszechstronny...
- No tak, najpierw tabletki, potem skok z drugiego piętra, próba utopienia się, postrzelenie, zatrucie pokarmowe, powieszenie, a teraz nadmierna utrata krwi z powodu pocięcia... chyba wyślę cię do psychologa, Mikey.
- Ach miłe wspomnienia... ale NIE. Nie pójdę do żadnego psychologa, ani nie przyjmę żadnych leków.
- Michael'u Angelo, to już przechodzi ludzkie pojęcie... no ale cóż. Ach, była tu twoja babcia i pewna dziewczyna. Nie widziałem jej wcześniej, znalazłeś sobie wreszcie przyjaciół?
- Van... to nie przyjaciółka- na to doktor zagwizdał.
- Mikey, nawet nie wiesz jak na ciebie patrzyła. Ach zostawiła tam karteczkę. Była bardzo zaniepokojona twoim stanem. No... to na tyle, jesteś ciągle monitorowany, jutro rano masz zmianę bandaży. Powodzenia Michael- wyszedł. Spojrzałem w lewo i zobaczyłem karteczkę na stoliku nocnym. Chwyciłem ją i przeczytałem, a moje usta same wykrzywiły się w uśmiech. Wziąłem telefon i wybrałem kontakt: "Vanisz♥"
- Halo?- wyszeptałem zmęczonym głosem do słuchawki.
- MICHAEL TY IDIOTO! JAK MOGŁEŚ?! JESTEŚ TAKIM ZAS.RANYM DUPKIEM, CZEMU TO ZROBIŁEŚ DO CH*JA?
- Też za tobą tęskniłem, Vani...- uśmiechnąłem się. Zamilkła- Vani?
- Boże jak ja Cię nienawidzę, jak ja Cię nienawidzęęę- wydłużyła. Zaśmiałem się.
- Przyjedziesz?
- Mikey jest 1 nad ranem...
- Upss... przepraszam, nie wiedziałem...- mruknąłem.
- Już jadę, Aniołku- usłyszałem po chwili. Po pół godzinie do sali weszła brunetka. Uśmiechnąłem się na jej widok- TY IDIOTO!- znowu wybuchła- JAK MOGŁEŚ? JAK, JAK, JAK, JAK?!- podbiegła do mnie i ujęła moją twarz w dłonie.
- Też Cię kocham, skarbie- powiedziałem przerywając jej. Wpatrywała się we mnie zadziwiona. Położyłem dłoń na jej szyi i przyciągnąłem ją do siebie, łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku.

(Vani?)

Od Michael'a cd Vanessy

Blask białych ścian poraził mnie zaraz po otworzeniu oczu.
- Buniu, czemu zadzwoniłaś po pogotowie- wyszeptałem sam do siebie przygryzając wargę.
- Panie Angelo, jest już u mnie Pan ósmy, czy też siódmy raz, nie za często?- usłyszałem znajomy głos doktora Rowan'a.
- Nie lubi Pan moich odwiedzin, doktorze?
- Nie raz na pół roku i to z tego samego powodu.
- Przepraszam bardzo, ale jestem wszechstronny...
- No tak, najpierw tabletki, potem skok z drugiego piętra, próba utopienia się, postrzelenie, zatrucie pokarmowe, powieszenie, a teraz nadmierna utrata krwi z powodu pocięcia... chyba wyślę cię do psychologa, Mikey.
- Ach miłe wspomnienia... ale NIE. Nie pójdę do żadnego psychologa, ani nie przyjmę żadnych leków.
- Michael'u Angelo, to już przechodzi ludzkie pojęcie... no ale cóż. Ach, była tu twoja babcia i pewna dziewczyna. Nie widziałem jej wcześniej, znalazłeś sobie wreszcie przyjaciół?
- Van... to nie przyjaciółka- na to doktor zagwizdał.
- Mikey, nawet nie wiesz jak na ciebie patrzyła. Ach zostawiła tam karteczkę. Była bardzo zaniepokojona twoim stanem. No... to na tyle, jesteś ciągle monitorowany, jutro rano masz zmianę bandaży. Powodzenia Michael- wyszedł. Spojrzałem w lewo i zobaczyłem karteczkę na stoliku nocnym. Chwyciłem ją i przeczytałem, a moje usta same wykrzywiły się w uśmiech. Wziąłem telefon i wybrałem kontakt: "Vanisz♥"
- Halo?- wyszeptałem zmęczonym głosem do słuchawki.
- MICHAEL TY IDIOTO! JAK MOGŁEŚ?! JESTEŚ TAKIM ZAS.RANYM DUPKIEM, CZEMU TO ZROBIŁEŚ DO CH*JA?
- Też za tobą tęskniłem, Vani...- uśmiechnąłem się. Zamilkła- Vani?
- Boże jak ja Cię nienawidzę, jak ja Cię nienawidzęęę- wydłużyła. Zaśmiałem się.
- Przyjedziesz?
- Mikey jest 1 nad ranem...
- Upss... przepraszam, nie wiedziałem...- mruknąłem.
- Już jadę, Aniołku- usłyszałem po chwili. Po pół godzinie do sali weszła brunetka. Uśmiechnąłem się na jej widok- TY IDIOTO!- znowu wybuchła- JAK MOGŁEŚ? JAK, JAK, JAK, JAK?!- podbiegła do mnie i ujęła moją twarz w dłonie.
- Też Cię kocham, skarbie- powiedziałem przerywając jej. Wpatrywała się we mnie zadziwiona. Położyłem dłoń na jej szyi i przyciągnąłem ją do siebie, łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku.

(Vani?)

Od Laury cd Kingi

Miałam właśnie przerwę, dzisiaj na chirurgi nic się nie działo. Poszłam więc na przerwę do mojej ulubionej kawiarni. Weszłam do środka.
Zajęłam miejsce przy wolnym stoliku. Zaczęłam przeglądać menu.
-Hej... Zgubiłaś telefon. - Wyciągnęła moją zgubę. Odruchowo złapałam się za kieszeń. Nawet się nie zorientowałam kiedy telefon mi wypadł. Wzięłam go od nieznajomej.
-Bardzo dziękuję. - Uśmiechnęłam się. - Siadaj. - Zaprosiłam ją do stolika. Widziałam, że reszta jest zajęta. Kiwnęła tylko głową w podziękowaniu.
-Jestem Laura, a Ty?
-Kinga.
-Jak mam Ci dziękować za znalezienie i oddanie telefonu?
Kinga? (lekki brak weny mnie dopadł, obiecuję poprawę default smiley xd )

Od Nivan'a

- Nivan, jutro, godzina 12, punktualnie, rozumiesz?- Margareth jak zwykle przypominała mi po 20 razy, o której, gdzie i jak mam sesję. Przytakiwałem automatycznie, gdyż znałem już to na pamięć, gadała o tym od tygodnia. Irytująca kruczowłosa menager'ka...
- Tak, tak, rozumiem, nie musisz mi tego przypominać co pięć minut!
- Nie chcę, żeby było tak samo jak z tamtą sesją, pamiętasz? Pomyliłeś się o dwa dni i wtargnąłeś na plan zdjęciowy do "Gwiazd Naszych Wina"!
- O błagam! Ile razy jeszcze będziesz mi to wypominać?!
- Do czasu gdy nie popełnisz gafy! A teraz odpoczywaj!
- A myślisz, że co robię?- mruknąłem. Leżałem na kanapie z głową zwisającą z siedzenia i nogami na oparciu.
- Nivan, pamiętaj!
- PAMIĘTAM, OK?- fuknąłem oburzony, po czym zaśmiałem się.
- Co znowu? Mam chrypkę? A może usłyszałeś jak Ben właśnie upuścił wazę... BEN!
- Nie... po prostu Królik Bugs krzyknął: "Achuj Ci!" do tego Kowboja, czy kto to tam...
- Znowu oglądasz Zwariowane Melodie? Nivan, błagam, masz 21 lat!
- Ale to lubię- dotknąłem wolną ręką podłogi- Lepiej idź opierniczyć Ben'a, bo znając jego, zaraz wdepnie w to szkło z wazy.
- Masz rację... ALE PAMIĘTAJ!
- Pamiętam... pa!- rozłączyłem się i wróciłem do jedzenia czipsów. Stały na ziemi. Jedzenie do góry nogami jest fajne.
"No co jest, doktorku?" Standardowa kwestia Króliczka i gryzienie marchwi. Gdy byłem mały, miałem małą skrzyneczkę i chowałem do niej marchewki. Często przytaczałem to stwierdzenie, wyciągałem ze skrzynki jedną marchewkę i jadłem ją. Mama zawsze się z tego śmiała, a mój starszy brat prychał na mnie i patrzył jak na skończonego idiotę. Ale jedzenie marchewek zaprocentowało, bejbe, kto teraz jest modelem, a kto siedzi w biurze? He? He?
Znudzony kreskówkami zwlokłem się z kanapy, założyłem spodenki nad kolana, luźny podkoszulek z nadrukiem flagi Ameryki i lustrzanki. Założyłem tenisówki i ruszyłem... do sklepu z komiksami. Mało kto mnie rozpoznawał, gdy byłem w okularach. Dodatkowo, gdy miałem na twarzy dwudniowy zarost. Sesje fotograficzne nie uwzględniają włosów na brodzie i nad ustami. Przynajmniej u mnie. Oczywiście musiałem na kogoś trafić. Osoba się przewróciła, a ja przez to, że jestem niezwykłym gentelman'em, podałem jej dłoń.

(Jakiś pan/pani?)

Od Vanessy cd Michael'a


Tym razem przesadził! Nie wytrzymałam i zadzwoniłam do Niego.
- Michael, jak Ty... - ale to nie On odebrał...
- Vanesso? To Ty, skarbie? Tutaj babcia Mikey'a... - usłyszałam załamujący się głos kobiety.
- Tak, proszę Pani, tu Vanessa. Coś się stało, prawda? - łzy napłynęły mi do oczu.
- Michael'a przed chwilą zabrało pogotowie. - była przerażona.
- To raczej nie jest rozmowa na telefon, zaraz do Pani przyjdę. Jest Pani w domu, czy w szpitalu? - spytałam, zachowując spokój.
- W domu. Powiedzieli, że nie mogę z nimi jechać. - wyjaśniła.
- Dobrze, proszę się nigdzie nie ruszać! Zaraz do Pani przyjdę! - powiedziałam i się rozłączyłam. Zbiegłam pędem po schodach i wybiegłam z domu. Już po chwili stałam przy drzwiach domu Mikey'a. Zapukałam. Otworzyłam mi przerażona babcia chłopaka.
- Dzień dobry! Proszę, niech się Pani zbiera. Musimy sprawdzić co z Michael'em. - poproiłam. Kobieta posłuchała i zaraz wyszła. Złapałam taksówkę i pojechałyśmy do szpitala. Mirabelka poszła szukać lekarza, a ja tymczaem siedziałam na korytarzu. Po kilku minutach wróciła z doktorem, który zaprowadził nas do sali, w której leżał Mkey. Mirabelka musiała jezcze porozmawiać z lekarzami, a ja tak siedziałam i patrzyłam, jak On tak leży... niczym martwy... Pod koniec dnia kazali mi wracać do domu. Zostawiłam chłopakowi wiadomość: "Po ch*j mi jakiś po*ie*dolonoy książę z bajki, jak mam Ciebie, co?". Wróciłam do domu i czekałam na jakikolwiek znak życia od chłopaka.


(Michael?)

Od Kingi

Siedziałam na parapecie wpatrując się w spływające po szybie kropelki wody. Myślałam o moim marnym życiu. Moje niewielkie zarobki pozwalały mi na wynajmowanie ciasnego mieszkania z jednym oknem. Założyłam kaptur i zamknęłam oczy. Starałam wyobrazić sobie, że mieszkam w luksusowym apartamencie na szczycie wierzowca i mogę patrzyć na wierzchołki drapaczy chmur. Niestety przeszkadzał mi w tym jakiś hałas wydobywający się z korytarza. Lekko zdenerwowana wyszłam z mieszkania i udałam się do kawiarenki w celu zabicia nudy.
Po kilkunastu minutach piechoty, doszłam na miejsce. Przede mną wchodziła jakaś dziewczyna. Zauważyłam, że wypadł jej telefon. Podeszłam więc i wzięłam go w ręce. Przez chwilę chciałam go ukraść, ale zrezygnowałam. Weszłam za dziewczyną i podeszłam do stolika przy którym siedziała.
-Hej... Zgubiłaś telefon. -wymamrotałam i podałam znajdę.

(Jakaś dziewczyna?)

Od Laury cd Michael'a

Kur**, ja i moja niewyparzona jadaczka. Ile osób jeszcze zranię zanim nauczę się siedzieć cicho? Nie chciałam go krzywdzić, był dość specyficzny ale polubiłam go. On miał swoje dziwactwa tak jak i ja. Poza tym nerwy na tamtych dwóch jeszcze mi nie przeszły.
Kucnęłam naprzeciwko niego.
-Michael spójrz na mnie. - Mój ton był łagodny.
-Zostaw mnie chcę być sam. - Dalej siedział w takiej samej pozycji.
-Nie zostawię Cię, nawet nie masz na co liczyć.
-Co to da jeśli zostaniesz przy mnie? Nie chcę już tak, rozumiesz...
-Czego nie chcesz? - Ciągnęłam dalej.
-Mam już dość... Wszyscy mają mnie za jakiegoś geja, krytykują, obrażają i uprzykrzają mi życie. - Usłyszałam jak zaczyna płakać.
-Ciebie uznają za geja, a mnie za jakiegoś babochłopa. Wim co czujesz, nie tylko Ty byłeś ofiarą. - Zaczęłam szeptem, nawet nie wiem czy usłyszał. - Mikey, spójrz na mnie. Proszę. - Po chwili ciszy uspokoił się i podniósł głowę. Otarłam wierzchem dłoni łzy z kego policzków. - Chcesz się zabić? - Odpowiedziała tylko wymowna cisza. - Uznajmy, że jest postanowione zabijesz się i co dalej? Pomyślałeś co stanie się z Twoją babcią? Co będzie z tymi maluchami z sierocińca? Wszyscy oni Cię kochają, dla niektórych jesteś jedyną rodziną, jedyną bliską osobą na którą mogą liczyć zawsze. Zabijając się odbierzesz im szczęście, chcesz tego? - Byłam bardzo spokojna, w moich oczach też pojawiły się łzy. Uspokoiłam się nim jeszcze zdążyły spłynąć po policzkach.
-Przepraszam, że tak do Ciebie powiedziałam. Nie chciałam tego zrobić, byłam zdenerwowana... - Mój głos łamał się z każdym słowem, czułam jak w moim gardle pojawia się ogromna gula.
Michael?

Nowy mieszkaniec!

W Nowym Jorku zamieszkała Kinga Colonele!
http://img.loveit.pl/obrazki/20120507/fotobig/80a7375d1c557ed2b770764.jpeg

Od Petera cd Amy

Oglądaliśmy zdjęcia, co jakiś czas komentując. W końcu pojawiło się zdjęcie Gwen z głupią miną.
-A nie czekaj to do prywatnego-zaśmiałem się przerzucając zdjęcie.
-Co? Dawaj to!-powiedziała wyrywając mi laptopa.
-Później popatrzysz sobie na swoją gębę teraz oddawaj to-powiedziałem wyrywając jej laptopa. Biliśmy się jeszcze przez chwilę wzrokiem.
-Dobra-powiedziała w końcu blondynka.
Przejrzeliśmy zdjęcia i wybraliśmy pięć najlepszych.

Amy? Jak chcesz to możesz przejść do konkursu :p

Od Laury

Wyjrzałam przez okno, pogoda była ładna. Ani za gorąco, ani za zimno było w sam raz. Uśmiechnęłam się na widok Dantego, jak zawsze próbował przegonić wiewiórki z podwórka. Jednak żadna ze stron nie zamierzała odpuścić.
Odwróciłam się do okna plecami i spojrzałam na szafę. Podeszłam bliżej i zaczęłam szukać jakiś spodenek do biegania.
-Cała szafa zapchana ciuchami a ja nie mogę znaleźć spodenek. - Westchnęłam nie poddając się. W końcu udało mi się znaleźć i spodenki i koszulkę, szybko się przebrałam. Po drodze do drzwi złapałam telefon i słuchawki. W lustrze przy drzwiach spięłam włosy w warkocz, założyłam buty i wyszłam. Zamknęłam za sobą drzwi, pożegnałam z psem i ruszyłam w stronę parku.
Na miejscu zrobiłam kilka okrążeń. "Norma na dziś wyrobiona." pomyślałam i uśmiechnęłam się. O dziwo dzisiaj większość ławek była pozajmowana. Wypatrzyłam jedną na której siedziała blondynka z książką. Podbiegłam bliżej.
-Hej, mogę? - Zapytałam z przyjaznym uśmiechem. Dziewczyna podniosła wzrok.
-Hej. Jasne. - Trochę niepewnie odpowiedziała ale też się uśmiechnęła. Delikatnie ale jednak.
-Co czytasz? - Usiadła i spojrzałam na książkę.
Gwen?

Od Michael'a cd Van

Leżałem na łóżku od dobrych dwóch godzin. Nie miałem już czym płakać i czułem się pusty w środku. Bunia mówiła, że nie jest za późno, że mogę do niej pójść i ją przeprosić, ale ja stawiałem na swoim mówiąc, że ona nie może mnie kochać. Po prostu nie może.
- Mikey, czasem musisz dopuścić do siebie innych...- Bunia tylko pokręciła głową i wyszła z pokoju. A ja leżałem gniotąc w palcach pościel. W pewnym momencie dostałem od niej sms'a. Przeczytałem go i znowu wybuchłem płaczem. Przerywanym, nagłym i niezwykle intensywnym. Nawet nie wiem kiedy zacząłem krzyczeć i zakrywać głowę poduszką. Chwyciłem telefon i drżącymi dłońmi zacząłem pisać.

Do: Vanisz♥
Nie chcę żebyć o mnie zapominała, Księżniczko, ale... to trudne, bo tak naprawdę nie możesz mnie pokochać, rozumiesz? Pewnie nie, ale po prostu... kochając mnie będziesz cierpieć. Będziesz cierpić jak nikt inny, bardziej niż moja rodzina. Vanesso, skarbie, ja wiem, że już przez to przeszłaś, widziałaś do jakiego stanu umiem się doprowadzić, widziałaś to jak chciałem się zabić, prawda?
To nawet nie jest połowa bólu jaki umiem zadać i sobie i innym. To nawet nie była mała część tego jaki jest mój stan psychiczny. Widziałem jak ty zareagowałaś. Sama chciałaś się zabić, płakałaś. Ale nie poszłaś za mną tylko, zaczęłaś przecinać linę. Gdybyś tego nie zrobiła, to nie zaznałbym smaku miłości, ale jednakże tym samym rozpoczęłaś czas bólu dla nas obojga. Widzisz, teraz oboje cierpimy. A jak bardzo będziesz cierpieć gdy nie zapanujesz nade mną? Gdy nie uda ci się przeciąć tej liny? Ja umrę, a ty będziesz cierpieć. Właśnie dlatego nie możesz mnie kochać...
Nie zapominaj, ale też się nie przywiązuj...

Mikey

Kocham Cię, Księżniczko, ale znajdź swojego prawdziwego księcia, bo ja jestem tylko zwykłym aniołkiem"

Wysłane.
Wziąłem żyletkę i głęboko wbijając ją w lewą rękę, napisałem: "PRZEPRASZAM". Bolało jak nigdy, a krew ściekała po mojej skórze, wprost na białą pościel. Zacząłem bujać się na kolanach, w przód i w tył, myśląc, że to coś pomoże.
Nagle zaczęło się dziwnie ściemniać i babcia zaczęła krzy...

(Van?)

Od Nick'a cd Kate

- Dzięki, to miłe, że tak myślisz. - uśmiechnąłem się.
- To gdzie to Twoje pinsiont groszy? - zapytała wciąż się śmiejąc.
- Wypadły mi... - powiedziałem zachowując pełną powagę.
- To idź ich teraz szukać. - zaśmiała się dziewczyna.
- Tyle, że nie mam pojęcia gdzie je upuściłem - mruknąłem.
- Biedaczek... - westchnęła z sarkazmem.
- Zgubiłem majątek! Jak ja to przeżyję!?! - złapałem się teatralnie za głowę.
- Nie mam pojęcia. - mruknęła rozbawiona Kate.
- Normalnie chyba się załamię! - mruknąłem.

(Kate?)

Od Nick'a cd Charlene

- To wspaniałe uczucie... wiedzieć, że wielu ludzi szaleję za Tobą, że masz fanów, a paparazzi śledzą każdy Twój krok. Czasem przesadzają i naruszają cudzą prywatność, co nie należy do przyjemnych rzeczy, ale cóż... taka ich praca i tego nie zmienisz. Momentami jest to uciążliwe, bo nie możesz w spokoju wyjść z domu. Jest to możliwe jedynie, gdy Twój agent wciśnie im jakiś kit odnośnie miejsca Twojego pobytu tak, jak teraz w moim przypadku. Żeby zaistnieć na tym świecie trzeba załapać się do jakiegoś serialu albo wieloczęściowego filmu, po tym Twoja twarz już się rozsławi i się zacznie. Wywiady, fani, reporterzy, spotkania w sprawie ról, premiery filmów, zarabianie kasy, prowadzenie fanpage albo bloga i tak dalej, i tak dalej. - westchnąłem.
- Świetne życie. - przyznała Charlie.
- A najlepsze jest wcielanie się w różne postaci! To wynagradza wszelkie trudy. - stwierdziłem.

(Charlie?)

Od Rose cd Michała

-Jestem Rose-powiedziałam z uśmiechem.- Jesteś tu nowy?
-Już jakiś czas tu jestem, ale ciebie tu nie widziałem.
-Miałam kilka dni wolnego. Masz dobry kontakt z tymi psiakami-powiedziałam obserwując psy.
-Lubię z nimi przebywać, a one lubią mnie.
-Jesteś wolontariuszem?
-Tak, a ty?
-Również. Nieźle poznałam tu już dwie sławne osoby-zaśmiałam się.
-Tak?
-Nom. Ciebie i aktora Anthony'ego Blacka. Właściwie, co robisz w Nowym Jorku?


Michał?

Od Gwen cd Petera

-Ta ty?-zapytałam zaskoczona.

-Jestem umówiony z Mike'iem, bo coś miał mi pilnego do powiedzenia.

-No dobra. A mógłbyś dać mi klucze do twojego domu? Jednak jest tam bliżej.

-Dobra-powiedział podając mi klucze.
-Powinienem za godzinę wrócić.

-Oki doki.

Pojechałam do domu Peta, ubrałam się w jakąś starą koszulę chłopaka i położyłam spodnie oraz bluzkę by wyschły. Po godzinie Peter jednak nie wrócił. Zadzwoniłam do znajomej, aby poprosić ją, aby mnie zastąpiła w pracy. Zaczęłam obawiać się, że coś mu się stało.

Około pierwszej odezwał się mój telefon.

-Haaaaalo-powiedziałam ziewając.

-Cześć Gwen, tu Ron. Słuchaj u nas w barze siedzi Peter zalany w trzy d**y z poobijaną gębą. Weź przyjedz po niego bo będą kłopoty.

-Zajmę się tym. Dzięki za wiadomość.

Rozłączyłam się i zadzwoniłam do Tony'ego.

-Czy ty nie masz lepszej pory, aby zadzwonić?

-Potrzebuję pomocy. Peter jest w tym barze co byliśmy kiedy przyjechałeś. Ron dzwonił i mówi, że jest zalany. Mógłbyś go przywieść do domu?
-Dobra.
-Dzięki.
Pół godziny później usłyszałam warkot parkującego samochodu. Po chwili wszedł Pet.
http://38.media.tumblr.com/tumblr_me49w1G4rE1rsj88k.gif
-Coś ty robił? Do reszty cię po****ło?
-Nie jesteś moją żoną aby ci się tłumaczyć-warknął, poszedł na górę, potykając się i klnąc pod nosem.
Odprowadziłam go wzrokiem i zwróciłam się do Tony'ego.
-Dzięki za pomoc.
-Nie ma sprawy.
-Nie było zapewne to proste zadanie?
-No powiedzmy tak, gdyby nie refleks to miałbym ładne fioletowe oko.
-Jeszcze raz dzięki.
-Lecę do domu. Dobranoc-powiedział wychodząc, ale cofnął się na chwilę.-Ładna koszula-zaśmiał się.
Pokazałam mu język.
-Dobranoc-powiedziałam, a on wyszedł.
Wróciłam na kapnę, wyciągnęłam koc i położyłam się spać.

~*~

Około szóstej obudził mnie jakiś hałas i przekleństwo. Podniosłam się i poszłam do kuchni skąd dochodził dźwięk. Peter stał pochylony nad zlewem kuchennym.
-Kacyk?-zapytałam.
-Kac jak kac, ale wiesz... Gorzej z  gębą.
-W piątek będziesz super wyglądać z tą obitą twarzą. Coś ty zrobił?
-Właściwie dlaczego chcesz wiedzieć?
-Bo jestem ciekawa.

Peter? Nie pozwolę odebrać mi moich gifów xD

Od Amy cd Petera

- Już, już! Nie denerwuj się tak... - mruknął chłopak i włączył komputer.
- Kawał dobrej roboty... - przyznałam na widok zdjęć.
- Przynajmniej Ty tak uważasz. - powiedział Peter wbijając wzrok w Gwen.
- Ej! Ja też twierdzę, że zdjęcia wyszły nam bardzo dobrze! - broniła się.

  
- Spadaj... - mruknęła.
- Wróćmy do zdjęć. - zaproponowałam.
- Dobry pomysł... - przyznał Peter.
- Lepsze wpatrywanie się w zdjęcia, niż Twoje miny. - zaśmiała się dziewczyna.
- No, dzięki, Gwen... - mruknął chłopak i zaczął pokazywać nam zdjęcia.


(Peter?)

Od Vanessy cd CD. Michael'a i Camerona

Zrezygnowana, wściekła i załamana wróciłam do kawiarnii, w której nadal siedział Cameron. Usiadłam tam, gdzie wcześniej, odwracając się, by nic nie zauważył.
- Przepraszam, że tak wyszłam, ale musiałam... - powiedziałam.
- W porządku, rozumiem. Dało to chociaż efekty? - spytał po chwili.
- Negatywnych pełno, ale pozytywny także... - mruknęłam.
- A jaki był ten pozytywny? - dopytywał.
- Po raz kolejny uczę się na błędach. - westchnęłam nadal chlipiąc.
- Czekaj... Czy Ty płaczesz? - zapytał nagle.
- Nie, nie... Tylko oczy mi się pocą... - mruknęłam.
- Ta, jasne... Jeśli chcesz to mogę Ci dziś towarzyszyć. - zaproponował.
- To bardzo miłe z Twojej strony, ale chcę pobyć sama. - odparłam i wyszłam. Wróciłam do domu, który, jak zawsze o tej porze, był pusty. Wzięłam swój telefon i napisałam do Michael'a: "Jeśli aż tak tego chcesz, to zapomnę o Tobie...".

(Michael?)

Od Michael'a cd Vanessy i Camerona

Otworzyłem szeroko oczy, a moje serce zabiło szybciej. Poczułem ból w klatce piersiowej, jakby ktoś mnie w nią uderzył.
- Mikey...- usłyszałem z tyłu- Mikey, nic nie powiesz? Nic nie zrobisz?- chwyciła tył mojej bluzy i oparła się czołem o moje plecy- Michael...- załkała cicho. Poczułem łzy w oczach- Michael czemu się nie odzywasz?!- krzyknęła w moją bluzę. Siedzieliśmy tak w ciszy. Nagle uderzyła mnie w plecy, raz, drugi, trzeci- Jesteś takim idiotą! Michael jesteś idiotą do ch*lery!- krzyczała, a jej głos się łamał- Dlaczego taki jesteś?- wstała i odeszła pociągając nosem.
- Van... nie możesz mnie kochać- wydusiłem w końcu z siebie. Ale dziewczyna, albo tego nie usłyszała, albo udawała, że nie słyszy. Zamknąłem oczy i wydałem z siebie żałosny skowyt. Właśnie wyrwałem sobie sercę, rzuciłem nim o ziemię i podeptałem. Prawdopodobnie to samo zrobiłem z jej serduszkiem. Wstałem zrezygnowany i wpatrzyłem się w stronę, w którą odeszła. Poszła do kawiarni. Ja natomiast zrezygnowany wróciłem do domu.
- Co u ciebie słychać Mikusiu?- babunia spytała gdy wszedłem do domu- Mikey... co się stało?- natychmiast zareagowała widząc mnie w tym stanie.
- Wszystko spi*przyłem. Jak zwykle- ruszyłem po schodach na górę, wlazłem do swojego pokoju i rzuciłem się twarzą na łóżko. Zaczyłem niemiłosiernie drzeć się, płakać i miotać po meblu. Uspokoił mnie dopiero delikatny dotyk babci- Buniu...
- Tak?
- Miłość jest pos.rana, jak wszystko.
- Kocham to twoje pozytywne podejście do życia, wnusiu...

(Cam? Van?)

środa, 29 lipca 2015

Od Charlene cd Camerona

Nie chciałam być taka słaba. Nie chciałam nikomu pokazywać się z tej strony, ale po prostu nie miałam siły. Ludzie spoglądali na nas ze zdziwieniem, lecz mnie to nie obchodziło. Myślałam teraz tylko o Dicie. Było mi wstyd. Wstyd tego, że czasem zapominałam o nie zadbać, o to, że nie zawsze miałam czas. Byłam z nią około roku, ale kochałam tego zwierzaczka...
Otarłam ręką łzy. Nie mogłam się tak zachowywać. Jestem silna. Muszę być silna. Podniosłam się szybko czym zaskoczyłam Cameron'a. Krzyknął coś - już ho nie słyszałam. Wszystko zagłuszył szum gniewu w mojej głowie. Nieuzasadnionego i niepohamowanego. Pobiegłam po schodkach, wparowałam do weterynarii i stanęłam oko w oko z doktorem Nelly'm.
- Panno Charlene, nie mam dobrych wieści. - jedną ręką pokazałam mu, by mówił dalej, a drugą wbijałam sobie paznokcie w szyję. - Pańska kotka umarła w wyniku zastopowania pracy nerek. Nie mam pewności, ale prawdopodobnie był to błąd w genach. Jej rodzina też może mieć takie problemy.
- Nic nie dało się zrobić? - wycedziłam, tłumiąc łzy.
- W tym przypadku zgon następuje w ciągu 24 godzin. Szanse na przeżycie są w przypadku niezwłocznego zareagowania. Mam jedno pytanie panienko?
- Tak?
- Czy jako przychodnia możemy zabrać zwłoki do badań. Może uda nam zgłębić, co dokladnie jej dolegało. Pomoże nam to uratować inne.
- Nie ma problemu. - odparłam beznamiętnie.
- Proszę się tak nie martwić. Czasu i tak już pani nie cofnie, a tylko pogorszy swój stan. Powodzenia. Mam pani numer więc myślę, że niedługo przedzwonię z informacjami. Do zobaczenia. - uśmiechnął się. Był to pięćdziesięcioletni pan z siwiejącymi czarnymi włosami i niebieskimi, dobrymi oczami. Pomógł mi wiele razy, ale teraz go nienawidziłam...
Szybkim krokiem wyszłam z budynku. Tam czatował na mnie Cameron. Złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Wyrwałam mu się i znowu rozpłakałam.
- To może jednak pójdźmy na tą kolację? - wyjąkałam przez łzy.

(Cameron?)

Od Petera cd Gwen

Zaśmiałem się.
-A w czym przeszkadza jedno drugiemu?
-Wiesz... Dla ciebie to zbyt skomplikowane-zaśmiała się.
-Złośliwa małpa.
-I tak mnie lubisz-zaśmiała się, naśladując mnie.
-A skąd masz pewność?
Dojechaliśmy na plażę i jak kiedyś, usiedliśmy na murku.
-Czasem chciałabym wrócić do czasu kiedy mieliśmy siedem lat. Wtedy miało się wszystko w nosie.
-Nom.. Wtedy było prosto...
Siedzieliśmy tak gadając sobie i obserwując ludzi na plaży. Mimo tego, że dzień nie należał do najcieplejszych, po plaży kręciło się sporo osób. Siedziałem przyglądając się jakiemuś staruszkowi, gadającemu do gołębi, kiedy Gwen wybuchnęła śmiechem.
-Co?-zapytałem zbity z tropu.
-Nic... Twoje miny mnie rozwalają... Niestety ty tylko miny masz fajne.
-Tak?
-Tak.
-Ja ci dam-powiedziałem chwytając ją w talii i zarzucając przez ramię.
-Peter postaw mnie!
-Nie.
-Pet, proszę póść mnie.
-Dobra-powiedziałem i wrzuciłem ją do wody.
-PETER STARK ZABIJĘ CIĘ!-krzyknęła i zaczęła mnie gonić.
Ona biegła wyzywając mnie od najgorszych, a ja śmiałem się uciekając. W końcu dziewczyna potknęła się, a ja złapałem ją chroniąc przed upadkiem.
-Dwie lewe nogi-zaśmiałem się, a ona pokazała mi język.
-Spadaj.
-Dlaczego nam nie wyszło?-zapytałem zabierając jej włos, który przykleił się jej nad lewym okiem.
-Może tak miało być?
-A może ktoś tak postanowił? Na przykład Jacob?
-Nie wracajmy do tego.
-Może lepiej wracaj. Jeszcze się przeziębisz.

Gwen? Normalnie zacznę cię pilnować, abyś skończyła z gifami...

Od Vanessy cd Camerona i Michael'a

- Cam, ja muszę... - zaczęłam.
- Spoko, rozumiem. Idź. - przerwał mi.
- Dzięki wielkie, trzymaj się! - powiedziałam i od razu wybiegłam za chłopakiem. Rozejrzałam się po ulicy, ale nigdzie Go nie było. Zaczęłam zastanawiać się, dokąd mógł pójść... Pierwsze miejsce, jakie przyszło mi do głowy to park. Szybko tam pobiegłam, ale nigdzie nie dostrzegłam Mikey'a. Szukałam dalej, aż doszłam do nieznanej mi części parku. Ujrzałam tam polanę z kwiatami, a wśród nich siedziała zakapturzona postać w wianku. Domyśliłam się, kim jest. Podeszłam bliżej chłopaka, a po chwili już siedziałam obok Niego.
- Hmmm... Trochę krzywy wyszedł, ale i tak jest piękny. - uśmiechnęłam się.
- Wracaj do swojego chłoptasia. - mruknął.
- Miałeś siedzieć w domu. - przypomniałam.
- W tej chwili to mi wszystko jedno... - burknął.
- Nie możesz tak mówić, chodź wrócimy do Ciebie i... - zaczęłam.
- Wróć lepiej do swojego towarzysza... - przerwał mi.
- Kiedy Ty wreszcie zrozumiesz, że wolę przebywać z Tobą i tylko z Tobą! - podkreśliłam to.
- Gdzie tam ze mną... - odwrócił się do mnie tyłem.
- Michael ja Cię... ko... ko-ko-cham... - prawie się wysłowiłam.

(Michael?)

Od Camerona cd Charlene

-Hej co się stało? - Zapytałem widząc jej smutną minę. Rozpłakała się. Zrobiło mi się jej żal. Starałem się połączyć fakty. Wybiegła od weterynarza, czyli że jakieś jej ukochane zwierzątko umiera lub już umarło. Znam ten ból. Zmniejszyłem dystans między nami i przytuliłem ją mocno. Z resztą sama też chwilę później mnie objęła ramionami (http://38.media.tumblr.com/270988af2dd74e878357aa2c86fc01f8/tumblr_n2it1yARiO1sfblyqo1_250.gif) Chmury zwiastowały deszcz, a nawet ulewę.
-Spokojnie. Wszystko będzie dobrze, ale musisz tego mocno chcieć. - szepnąłem jej do ucha. Dokładnie po tych słowach lunęło jak z cebra. Sam nie miałem bluzy, a chętnie bym się nią podzielił. Dziewczyna zaczęła mi ciążyć coraz bardziej płacząc. chyba nie mogła nawet ustać na nogach. Wziąłem ją na ręce i usiadłem z nią na schodach tak by siedziała mi na kolanach. Starałem się ją osłonić przed deszczem. Jestem słaby w pocieszaniu innych.
-Pójdziesz tam ze mną? - zapytała łkając. Była taka bezbronna.
-Oczywiście, ale spokojnie, teraz musisz się uspokoić. - głaskałem ją po włosach delikatnie


<Charlene? Taa wiem, ze krótkie, ale wenus zanikus mam>

Od Michael'a cd Camerona

Spuściłem głowę. Zabolało. Zabolało mnie to, że widzę ją z innym. No cóż, przecież nie jesteśmy parą, więc... pewnie byłem tylko stanem przejściowym. Odskocznią od życia...
Jak zawsze...
Uniosłem głowę z udawanym uśmiechem, mimo, że wśrodku krwawiłem i krzyczałem w niebogłosy.
- Mogę przyjąć zamówienie?- spytałem. Zacisnąłem szczękę, która drżała i wpatrywałem się w nich. Chłopak jakby nic sobie z tego nie robił, Van była na początku zaniepokojona, ale potem westchnęła z ulgą, posłała mi uśmiech i zaczęła zamawiać dla siebie.
I ty jeszcze śmiesz się do mnie uśmiechać? Miałem ochotę ją pobić.
Autentycznie.
Chłopak dodał co on chce, a ja kiwnąłem głową i poszedłem do barku. Powiedziałem co tam chcę, a potem czekałem na zamówienie skubiąc nerwowo kraniec koszuli. Gdy taca znalazła się przy moim nosie, zaniosłem ją do stolika gdzie siedziała dziewczyna z chłopakiem. Podałem ją i szybko, nie oglądając się podszedłem do jednego kelnera.
- Rick, słuchaj, tamci państwo płacą te nieszczęsne 12 dolców, ok? Ja muszę iść...
- Okay...
Bogu dzięki moja zmiana dobiegła końca, więc mogłem opuścić lokal nie narażając się na krytyczne spojrzenie szefa. Po wyjściu zarzuciłem kaptur na głowę i ruszyłem przed siebie tak szybko jak umiałem. W oczach miałem łzy, a oddychało mi się tak ch*lernie ciężko.
Znowu to samo... znowu nikt cię nie chce.
Nie jestem osobą mściwą, więc nic im nie zrobię. Po prostu zniknę z jej życia. Zapomni o mnie bardzo szybko...
Zapłakany szedłem parkiem. Zatrzymałem się na polance i jak zwykle zacząłem zrywać kwiaty na wianek. Były białe. Usiadłem na trawie i powoli splatałem je w okrąg. Przez łzy nic nie widziałem, a gdy skończyłem mój koślawy "diadem", przyodziałem go. Siedziałem tak. Sam.

(Van? Cam?)

Od Charlene cd Camerona

Następnego dnia wstałam stosunkowo wcześnie, ponieważ nie chciałam spóźnić się na zajęcia. Nieśpiesznie zjadłam śniadanie i poszłam się ubrać. Założyłam czarne skórzane spodnie, biały T-shirt i na to zarzuciłam również czarną, futerkową kurtkę. Dodatkowo klasyczne dodatki, czyli srebrne bransolety, czarne platformy i kapelusz. Włosy rozczochrałam ręką i zajęłam się make-up'em. Nigdy nie przywiązywałam do tego zbyt dużej wagi, więc na powiece i pod zrobiłam czarną kreskę. To mi wystarczyło. Chciałam już wychodzić, ale przypomniało mi się, że przecież mam do opieki dwa włochate stworki. Ze zgaszonym entuzjazmem powlekłam się do kuchni, by nasypać im karmy. Jak zawsze przyszły... a raczej przyszedł. U moich stóp zjawił się sam Frederic. Zdziwiło mnie to, ponieważ wiedziałam, że jego koleżanka również uwielbia żarełko. Zaczęłam jej szukać. Po chwili wypatrzyłam moją kochaną kotkę leżącą pod krzesłem w jadalni. Nie wyglądała źle, ale zmartwiło mnie jej zachowanie. Pogłaskałam ją, na co ona wstała i bez żadnego umizgiwania się poszła w do swojej miski. Uznałam, że może po prostu ma focha. Ostatnio trochę je zaniedbuję.
Wzięłam plecak i wyszłam. Na uczelni było spoko. Czułam, że daję radę i coraz bardziej miałam nadzieję, że jednak coś w życiu osiągnę, a nie spocznę na laurach swojej rodzinki. W tym, co robiłam czułam się pewnie i byłam zdecydowana. Kochałam to. - te myśli zaśmiecały moją głowę w drodze do domu. Było już dobrze po siedemnastej, kiedy otworzyłam drzwi swojego apartamentu. Frederic od razu podbiegł do mnie i zaczął dziwnie się zachowywać. Drapał mnie po nogach i prychał po czym oddalał się, odwracał w moją stronę i znów robił to samo. Uznałam, że chce mi coś pokazać. Poszłam za nim i aż jęknęłam z żalu. Zobaczyłam leżącą na podłodze Ditę. Była zwinięta w kłębek, ledwo oddychała. Od razu postanowiłam zawieźć ją do pobliskiego weterynarza. Nie miałam nawet czasu włożyć ją w jej przenośnik. Z moim pupilem na rękach wskoczyłam do auta i pojechałam najszybciej jak się da. Gdy dotarłam do przychodni wiedziałam, że jest bardzo źle. Biegiem ruszyłam do znajomego doktora. Wytłumaczyłam mu wszystko, a on powiedział, że zajmie się tym. Ja tym czasem mam się zrelaksować. Tylko jak tu się zrelaksować jak umiera twój przyjaciel?! Musiałam zaczerpnąć powietrza, więc wyszłam z budynku. O dziwo prawie wleciałam na wczoraj poznanego Camerona...

(Cameron?)

Od Michael'a cd Van

- No proszę, ktoś mnie uwielbia?- spytałem się w jej usta.
- Zamknij się Angelo- syknęła i przyciągnęła mnie do siebie łapiąc za bluzę.
- Uuu, niegrzeczna- odsunąłem się od niej- A gdzie moja mała, urocza księżniczka Vani?
- Jesteś idiotą, Michael. Wracaj tu- znowu złączyła nasze usta. Uśmiechnąłem się i objąłem ją ramionami. Staliśmy tak w deszczu, przytuleni, smakując swoich ust. Jej były słodkie jak miód i delikatne jak jedwab.
- Zaraz się przeziębisz, kotku- mruknąłem w przerwie między pocałunkami. Oderwałem się od niej i zdjąłem z siebie bluzę, po czym założyłem ją na nią i wciągnąłem jej kaptur na głowę.
- A ty?
- Ja? Tobie bardziej to potrzebne... zatrzymaj ją- cmoknąłem dziewczynę w czoło.
- Zmykaj do domu, Mikey...
- Dobranoc księżniczko.
- Mikey, nie mó... ech... dobranoc Aniołku- wtuliła się we mnie, po czym rozeszliśmy się. W domu babcia zasypała mnie tysiącem pytań, a gdy szedłem spać napisałem do Vani: "Dobranoc skarbie :* "

***

- Och Mikusiu, Mikusiu. 38.5, dziś nigdzie nie wychodzisz. I na co Ci było wczoraj chodzić bez bluzy?
- Wziąłem bluzę babciu, ale dałem ją Vanessie, żeby nie zmarzła- wyszeptałem zakopując się pod kołdrą.
- Ach wy zakochani... musisz się wypocić skarbeńku, zaraz zrobię rosół. Nie przemęczaj się i śpij. Uch, jeszcze do tego nie mam leków i będę musiała iść do apteki- bunia wyszła z pokoju. Chwyciłem telefon i zacząłem pisać z Van.

Do: Vanessa Moore
Dzień dobry skarbie! :*

Po kilku minutach dostałem odpowiedź:
Od: Vanessa Moore
Dzień dobry Ciamciaramcio

Do: Vanisz
Co tam słychać Księżniczko?

Od: Vanisz
Nicz, a tam?

Do: Vanisz
Jestem chory, mam gorączkę 38.5 :'c

Od: Vanisz
Ha! Mówiłam, żebyś został w bluzie! Jesteś idiotą!

Do: Vanisz
Ach widzę, że bardzo mi współczujesz :c

Od: Vanisz
Mam do Ciebie przyjść, Ciamciaramcio?

Do: Vanisz
Jeśli możesz c:

(Van?)

Od Charlene cd Nick'a

- Chyba myślimy na innych falach. - powiedziałam z rezygnacją.
- Chyba tak.
Nie wiedziałam, co więcej powiedzieć. Mieliśmy w życiu inne wartości. Rozumiałam go i jego słowa, ale najzupełniej w świecie miałam inne zdanie i coś mi się zdawało, że nie potrafiliśmy się dogadać.
- Dobra, nigdy nie przyznam ci racji, ale powiedz mi dokładnie jak to jest? Ze szczegółami. Mam czas. - uśmiechnęłam się.
- Charlene...
- Mów mi Charlie.
- Dobra, Charlie, nie mam co opowiadać. Raz, że i tak nie zrozumiesz lub się z tym nie zgodzisz. Dwa - to nic ciekawego ani miłego. Trzy, nie mam ochoty. To nie to miejsce, nie ta chwila. Odpuść sobie. - chciał już iść, lecz mi włączył się tryb zadręczania ludzi. Złapałam go za nadgarstek.
- Jeszcze chwilkę. Chciałabym pokazać ci jedno miejsce.
Westchnął, ale dał się poprowadzić.
Po chwili doszliśmy do starej, zapomnianej ławeczki na samym końcu parku. Nikt tutaj nie przychodził, lecz ja kochałam to miejsce. Idealne do czytania albo ćwiczenia ról.
- To tu? - spytał z niedowierzaniem w głosie mój towarzysz.
- Tak. - usiedliśmy, a ja znów spojrzałam mu w oczy. - Mówiłam, że mam czas...

(Nick?)

Od Camerona cd Charlene

-To wino jest słabe spróbuj włoskiego chyba się zwało Le Savioure - odparłem z idealnym francuskim akcentem. Chcąc rozbawić dziewczynę.
-Grabisz sobie.
-Wiem... chcę odpokutować za to, że cię popchnąłem co powiesz na kolację? U mnie wieczorem?
-Nie dam się wyciągnąć na randkę. - mruknęła dalej studiując etykietki win.
-To nie randka tylko zwykła kolacja.
-Nie.
-Charlene co mam zrobić żebyś nie miała mi tego za złe?
-Iść sobie. - odparła z irytacją w głosie.
-Ok, ale nie bij. - odparłem. Kontynuowałem zakupy i po raz kolejny spotkałem ją przy kasie stała przede mną. Dziewczyna była ładna, ale bardzo ekscentryczna. Nie mój typ, ale myślę, że całkiem spoko, tylko niefortunnie zaczęta przyjaźń. Dostałem wiadomość ze studia, że mam przyjechać więc po powrocie do domu odłożyłem zakupy i szybko pojechałem do studia by omówić plan kolejnej sesji zdjęciowej.

<Charlene?>

Od Kate cd Nick'a

-Dziwi mnie twoja osobowość. Słuchaj ty nie dostrzegasz po prostu ludzi którzy chcą ci pomóc, założę się, że jutro zapomnisz, że się poznaliśmy. Teraz to ty decydujesz o swoim życiu. Gdybym była twoją dziewczyną powiedziałabym ci, że cokolwiek by się nie działo cię kocham i z tobą jestem całym sercem i duszą, ale ponieważ nie jestem twoją dziewczyną, to ci powiem, że ja nie pozwolę ci, żebyś głupie rzeczy robił sam i chciałabym byśmy zostali przyjaciółmi.
-Zgoda. - odparł, dopiłam kawę i wstałam. Obeszłam kwietnik na środku, zeszłam po schodach i usiadłam na hamaku odwrócona w stronę Nowego Yorku. Usłyszałam również stukanie trampek chłopaka po schodkach.
-Uważaj na 6 scho... - nie zdążyłam dokończyć bo usłyszałam tylko toczenie się ciała po schodach w dół i wiązankę przekleństw. - dek. - dokończyłam śmiejąc się w niebo głosy. Wstałam z hamaka i podeszłam do niego - Spadłeś?
-Nie kur*a zobaczyłem pinsiont groszy. - odparł z sarkazmem. Zaśmiałam się jeszcze głośniej.
-Wszystko w porządku? - zapytałam próbując opanować śmiech.
-Tak. - poczekałam, aż wstanie i poszliśmy usiąść na hamaku.
-Wiesz fajny jesteś, a to, że przystojny to chyba nie trzeba mówić. - odparłam odwracając głowę by na niego spojrzeć.

<Nick?>

Od Nick'a cd Charlene

- Nikomu nie życzyłbym tego, co spotkało mnie. - powiedziałem bez najmniejszych emocji.
- Nikomu nie życzysz sławy, fanów, pieniędzy? - spytała, nie dowierzając w to, co powiedziałem.
- Nikomu nie życzę zmarnowania sobie życia! - poprawiłem ją.
- Karierę nazywasz zmarnowaniem sobie życia? - zapytała, a ja zacząłem się śmiać.
- Kariera! Bosh, ale dobre! - zatrzymałem się i ręką oparłem ze śmiechu o drzewo.
- A Ciebie co znowu tak śmieszy? - spytała ze złością.
- To określenie. - odparłem uspakajając się. - Jest bardzo nietrafne.
- Mogłabym wiedzieć, dlaczego? - nadal nie rozumiała.
- Starzy ustawili mi życie! Lepiej?!? - fuknąłem. - Nie miałem nic do gadania, gdy moje imię się rozsławiło już nie mogłem się wycofać, nie potrafiłem tego zrobić fanom... którzy jako jedyni lubią mnie naprawdę, a nie na niby! - wyjaśniłem, ale nie sądziłem, żeby zrozumiała.


(Charlene?)

Od Camerona cd Vanessy

-i chwała ci za to. - podziękowałem - skoro tak, to masz ochotę na kawę? Ja stawiam.
-No w sumie czemu nie. - odparła po chwili zawahania.
-Znam taką fajną kawiarnię na rogu.
-Ok to prowadź. - szliśmy obok siebie dobre pół godziny prawdę mówiąc tą dłuższą drogą, bo chciałem ją trochę bardziej poznać wreszcie weszliśmy do kawiarni puściłem ją przodem w drzwiach. Znaleźliśmy jakiś oddalany stolik. Usiedliśmy na przeciwko siebie. Rozmawialiśmy dość długo im ktoś do nas podszedł.
-Vanessa? - zapytał zdziwiony chłopak... tak, wydaje mi się, że nie był on ode mnie starszy. Cóż wygląda na to, że się znali, trochę niezręczna sytuacja.
-Mikey... - odparła dziewczyna przeciągle robiąc jakby lekko zakłopotaną minę. Przygryzłem wargę również robiąc zakłopotaną minę co i tak przekształciło się w uśmiech.
https://em.wattpad.com/afbdb4c0f93ad43e3b22c9aa8242fea48179720e/687474703a2f2f7374617469632e74756d626c722e636f6d2f31363430636533383864376464336233626537323739316435306464653738612f707071656b76682f7537646d7a396135782f74756d626c725f7374617469635f74756d

<Vanessa, Michael?>

Od Charlene cd Camerona

- Ja się chyba zabiję... - mruknęłam z irytacją, podźwigającą się z ziemi.
- Mówiłaś coś? - zapytał chłopak.
- Nie nic. Po prostu już drugi raz przewrócił mnie jakiś sławny jegomość.
- Czyli mnie znasz? - zapytał uśmiechając się.
- Tak, nie jestem aż taka starożytna, żeby nie wiedzieć, co to telewizja lub Internet. Przy okazji nazywam się Charlene. Pozwolisz, że nie powiem ci mojego nazwiska. Nie za bardzo lubię zdradzać swojej tożsamości. - uśmiechnęłam się sarkastycznie.
- Ach tak... - zaśmiał się.
Przyjrzałam się mu. Miał ciemno brązowe włosy i tak jakby błyszczące oczy. Jego twarz była tak idealna, że chciało mi się wymiotować. Nie przepadałam za ideałami.
- Szczerze to wyglądasz lepiej na żywo niż na ekranie, choć i tak mnie nie powalasz... - obeszłam go, podeszłam do stojącego naprzeciwko działu z winami i zaczęłam szukać mojego ulubionego. Cameron nie skomentował mojej wypowiedzi, wolnym krokiem zbliżył się do mnie i wpatrzył w plakietkę butelki...

(Cameron?)

Nowy mieszkaniec!

W Nowym Jorku zamieszkał Nivan Millar!

Od Nick'a cd Kate

- Przepraszam, nie wiedziałem... - spuściłem wzrok.
- Spoko, bo skąd mogłeś wiedzieć... - otarła zły ze swoich policzków.
- Zmieńmy temat... Masz rację, jestem tylko dzieciakiem, który ma wszystko, ale nic... - szybko zmieniłem temat.
- Ale jak to? - nie rozumiała.
- Niby mam pełno kasy, fanów, ale... wszystko ma swą cenę... Jako dziecko nigdy nie miałem kumpli, ani wiele czasu na zabawę... Teraz, gdy o tym myślę, mam wrażenie, że było to na zasadzie zaspokojenia moich podstawowych potrzeb życiowych i nic więcej. Moje szczęście w ogóle się dla nich nie liczyło... Byłem jak... kura znosząca złote jajka. Miałem żyć, żeby zarabiali pieniądze. Zajmowali się mną, żebym przeżył, a potem pokazał swój talent przed kim trzeba... I tak w kółko! Kiedyś nawet zapytałem, dlaczego mi to robią. - opowiadałem.
- Co odpowiedzieli? - spytała Kate.
- Bezczelni, udawali, że nie wiedzą, o co mi chodzi! Gdy miałem te osiemnaście lat byłem już ustawiony i nic nie mogłem poradzić... Wielu ludzi tego nie rozumie... ale ja nie miałem nic do gadania. Nikomu bym tego nie życzył... Zmarnować swojemu dziecko dzieciństwo tylko po to, by stało się "kimś"... - westchnąłem. Zauważyłem, że Katherine cały czas z uwagą mnie słuchała i przyglądała mi się. - O co Ci chodzi? - spytałem zdezorientowany.

(Kate?)

Od Gwen do Petera

Siedziałam w mieszkaniu nudząc się. Do pracy miałam dzisiaj przyjść po osiemnastej, bo miała być jakaś impreza w kawiarence.
Siedziałam wygodnie na kanapie, czytając gazetę, a Sena leżała obok z głową na moich kolanach. Zastanawiałam się jak poprawić humor Peta. Nagle dostałam olśnienia. Było coś, co zawsze poprawiało nam samopoczucie...

~*~

Na werandzie domu jak zwykle leżał Max. Kiedy byłam blisko, pies poderwał głowę.
-Cicho Max, to ja-powiedziałam podchodząc do zwierzaka.
Weszłam do domu po cichu i zamknęłam drzwi. Przeszłam do "pracowni", gdzie siedział Peter, robiąc coś przed komputerem.
-Kiedyś cię ukradną.
-Życzę miłej kradzieży-powiedział wpatrzony w komputer.
-Co robisz?
-Wiele różnych rzeczy.
-A coś ważnego?
-Nie...-powiedział powoli.
-Przebieraj się, załóż soczewki, bo wiem, że nie lubisz wychodzić w okularach.
-Po co?
-Bo cię proszę?
Poszedł się przebrać, a ja wyszłam przed dom, zaganiając psa do domu. Kiedy wyszedł ustał wryty. Stałam na chodniku trzymając rower.
-Wszystkiego bym się po tobie spodziewał, ale nie tego...
-A dlaczego?
-Bo nie jestem pewny czy pamiętasz jak się jeździ na rowerze.

~*~

Jechaliśmy na plażę śmiejąc się i żartować. Ludzie oglądali się za nami. No na pewno na normalnych nie wyglądaliśmy. Jechaliśmy wspominając nasze dziecinne wypady.
-Pamiętasz jak chciałeś jechać nie pedałując? I te przeklęte drzewo.
-O jakie drzewo ci chodzi?
-Nie pamiętasz, że we mnie wjechałeś?
-Mieliśmy po osiem lat. Ale teraz mi by się udało.
-Tak?
-Tak.
I rozpoczął swoją "sztuczkę".

Zaśmiewałam się z niego, podobnie jak wszyscy, którzy to widzieli.
-Idzie ci coraz lepiej-zaśmiałam się.
-Nie skończyliśmy na drzewie. Piąteczka.
-Jadąc na rowerze?
-A co jedno drugiemu przeszkadza?

-Jaki ty pokręcony jesteś.
-Ale i tak mnie lubisz.
-A skąd masz pewność.
-No wiesz...Jeszcze rok temu..
-Co było, a nie jest nie pisze się w rejestr. Pedałuj lepiej, a nie myślisz.

Peter? Ach te moje natchnienie z gifów xD

Od Charlene cd Nick'a

- Ale chyba też miałeś swój wybór, nie gadaj, że nie? - zapytałam.
- Nie znasz moich rodziców... - westchnął. Zachowywał się gorzej niż dziecko, której nie kupiono zabawki.
- Może za pochopnie sklejam fakty, ale czy ty nie masz wszystkiego, a zachowujesz się jakbyś nie miał nic?
- Nie rozumiesz... - odparł.
- Czego nie rozumiem? Jakbyś tylko chciał możesz przerwać karierę i po problemie! - mówiłam szybko i z ogromną dozą irytacji.
- Ej, uspokój się. Nie miałaś takiego życia.
- Prawda, nie miałam, lecz ja też mam sporo kasy i też mogę dużo. Jakoś mi się to podoba.
- Ale czy masz pełno fanów, którzy chcą od ciebie autografy, zdjęcia i ty podobne? - chyba udało mi się wyprowadzić go z równowagi.
- Nie, ale ja nie występowałam w durnych reklamach telewizyjnych i beznadziejnych serialach młodzieżowych. Ja zamierzam NAPRAWDĘ zapracować na swój sukces, Nick. Nie będę robić z siebie kogoś takiego jak... ty! - machnęłam ręką ze zdenerwowania. Przy tych wszystkich słowach utrzymywałam z nim kontakt wzrokowy, ale niesamowicie ciężko było mi odczytać jego emocje.

(Nick?)

Od Vanessy cd Camerona

- Hmmmm... chyba kojarzę... Tak! Ale nie mam pojęcia skąd... - zaczęłam się zastanawiać.
- No, dalej! Myśl, myśl! - zaśmiał się chłopak.
- Wiem! Wokalista. - olśniło mnie wreszcie.
- Brawo, Watsonie! - zaczął klaskać śmiejąc się przy tym.
- I Youtube'r. - przypomniałam sobie.
- Ty mnie znasz, ale ja Ciebie już nie... - zauważył.
- No, tak, bo jaka gwiazda mnie zna. - zaśmiałam się. - Vanessa Moore.
- Bardzo mi miło i jeszcze raz bardzo przepraszam. - powiedział.
- Spokojnie, nic się nie stało. Tylko uważaj na dziennikarzy i fanów, jeszcze Ci zrobią jakieś zdjęcia. - ostrzegłam.
- Dzięki za ostrzeżenie, ale jakoś sobie z nimi radzę. - powiedział. - To dziwne... - dodał po chwili.
- Co takiego? - spytałam zdezorientowana.
- Znasz mnie, a jeszcze się na mnie nie rzuciłaś... - odparł zdziwiony, na co roześmiałam się.
- Raczej nie należę do psychofanów, nie dających żyć celebrytą, więc nie masz się czym przejmować. - wysiliłam się na uśmiech.

(Cameron?)

Od Kate cd Nick'a

-I pomyśleć, że rok temu za tobą szalałam. - westchnęłam upijając kawę.
-A teraz nie szalejesz?
-Szaleję, ale nie jestem jak narwane fanki, szanuję prywatność, dyskrecję i wolny dzień gwiazdek takie jak ty. Nie ma w tobie nic nadzwyczajnego, jesteś po prostu dzieckiem. Nie umiesz się emocjonalnie ustatkować. Wiem, że jesteś playboyem, wiem, że nigdy nie byłeś w związku, który trwał dłużej niż dwa tygodnie i doprowadziłeś do tego, że przeleciałeś się z dwoma laskami w trójkąciku o czym prawie nikt nie wie. - uśmiechnęłam się darząc go przenikliwym spojrzeniu.
-Dobra jesteś w tym. - zaśmiał się.
-Miło słyszeć. - powiedziałam biorąc kolejny łyk latte. - a ty doskonale wiesz, że nie jestem byle jaką gwiazdką.
-Tak wiem, że jesteś mało popularna.
-Co mi służy mnie przynajmniej nie czuję się zagrożona.
-Zagrożona? Bo fani chcą zdjęcia?
-Nie lubię dużych skupisk ludzi dookoła mnie. Nigdy nie zaciągnęłam nikogo do łóżka, a nie pytając się mnie o zdanie zostałam przeleciana przez 2 facetów.
-Czyli, że zostałaś zgwałcona?
-No skoro wbrew mojej woli ktoś się do mnie dobierał to tak. - do oczu napłynęły mi łzy. Nie teraz, nie teraz. Spuściłam wzrok, by Nick nie widział łzy spływającej mi po policzku starłam ją kiedy znów zbliżyłam szklankę do ust.

<Nick?>

Od Nick'a cd Kate

- To aż tak źle, że nie mam łaskotek? - spytałem zdziwiona i wziąłem colę z tacy. - Dzięki. - powiedziałem podnosząc napój lekko do góry.
- Nie, ale większość osób ma łaskotki. - wyjaśniła.
- Z tego, co wiem, u chłopaków w moim wieku rzadziej się zdarzają, niż u dziewczyn. - powiedziałem.
- Aż taki stary jesteś? - zaśmiała się Kate.
- No, widzisz! I dlatego tyle dziewczyn na mnie leci, bo jestem starszy. - również się zaśmiałem.
- Wątpię, że jakieś na Ciebie lecą. - mruknęła.
- Nie wierzysz w mój urok osobisty? - spytałem śmiejąc się. Wyciągnąłem z kieszeni komórkę i wszedłem na różne portale społecznościowe. - To teraz popatrz. - pokazałem Jej strony typu: "Bo my kochamy Nick'a Thompson'a" itp.
- Czyli jednak się myliłam, masz kilka wiernych fanek. - powiedziała Katherine.
- Czekaj... kilka znaczy się... 2 565 385 075 osób, tak? - spytałem.
- Prawie mój numer telefonu! - zaśmiała się.
- Do mojego jeszcze trochę brakuje. - również się zaśmiałem po czym napiłem coli.

(Kate?)

Od Camerona

Uwielbiam to miasto. Jest jednym z nielicznych, w którym czuję się jak u siebie. Zwlokłem swoje szanowne 4 litery z mojego wygodnego łóżka i przeciągnąłem się przed lustrem. Następnym punktem mojej krótkiej wędrówki była szafa skąd wyciągnąłem spodnie i szarą bluzę. Jakimś cudem w komodzie znalazłem parę skarpetek i wpełzłem pod łóżko by znaleźć buty.
-Taa dzisiaj muszę posprzątać. - mruknąłem do siebie. Napisałem kilka postów na fb i zbiegłem z najwyższego piętra. Nie miałem ochoty na jakieś duże śniadanie więc zrobiłem małą kawę i kanapkę. Kolejnym punktem mojej codziennej rutyny była łazienka. Taa układanie tych włosów nie jest łatwe, staram się jak mogę, ale efekt jest zawsze podobny. Westchnąłem ciężko, umyłem zęby i odwróciłem się w stronę lustra. Uśmiechnąłem się sam do siebie zadowolony z efektu i zacząłem sprzątać moją bądź co bądź ogromną willę czasem żałuję, że jest taka wielka. Kiedy już błyszczała mogłem spokojnie iść na podryw. Wyszedłem z domu, wsiadłem do samochodu i pojechałem do centrum. Musiałem wstąpić do sklepu bo nie powiem, żeby moja lodówka otwierała się z nadmiaru żywności. Postanowiłem urządzić sobie maraton przez półki, jakoś nie miałem ochoty zostać otoczony przez grupkę fanek. Będąc na dziale chipsów wpadłem niechcący na jakąś dziewczynę. Oboje wylądowaliśmy na ziemi.
-Cześć. - odparłem uśmiechając się.
-Miłe powitanie. - mruknęła chyba zła.
-No co ja poradzę, że tak na ciebie lecę. - zażartowałem mając nadzieję poprawić jej humor, ale i to nie poskutkowało. - Przepraszam. - wstałem i podałem jej rękę by i jej pomóc podźwignąć się z ziemi. - Jestem Cameron Dallas, może mnie znasz.

<Jakaś ślicznotka chciałaby popisać?>

Od Petera cd Amy

-Mam zwał-powiedziałem, łapiąc się teatralnie za serce.
-Dzwonić do kostnicy?-zapytał złośliwiec Gwen.
-A żeby cię, biedronki zgwałciły-mruknąłem pod nosem, a Amy zaśmiała się.
-Co tam gadasz?-zapytała blondi.
-Nic. Amy to moja była przyjaciółka Gwen.
-Od kiedy była?
-Od teraz.
Gwen odwróciła się do dziewczyny.
-Amy Collins?
-Tak.
-Nie mówiłeś, że teraz masz takich znajomych?-zwróciła się do mnie.
Spojrzałem na nią.
-Daruj sobie te dyskusje. Idź przyprowadź psa lepiej, bo zaraz drzwi zacznie drapać.
Poszła pokazując mi język.
-A my tak w progu, zapraszam do salonu.
Weszliśmy do salonu, a ja zebrałem koc z kanapy. W tym momencie wpadł Max szczekając.
-Cicho mistrzu. Swój nie wróg.
Pies uspokoił się i usiadł grzecznie, a Gwen weszła do pokoju.
-Dawaj laptopa i oceniamy zdjęcia. Jesteśmy w trójkę to uda nam się wybrać te najlepsze.
Poszedłem do pokoju i wziołem komputer.
-Dobra, to wybieramy moja droga Gwen tylko pięć. Rozumiesz ile to pięć.
-Spadaj i dawaj te zdjęcia!

Amy?

Nowy mieszkanic!

W Nowym Jorku zamieszkał Cameron Dallas!

Od Amy cd Petera

- Dobrze, zaraz przyjadę, a Ty lepiej pokaż, że żyjesz. - zaśmialam się.
- Ok pokażę, czekając na Ciebie. - zaśmiał się i rozłączył. Wzięłam tylko komórkę i kluczyki od samochodu. Zjechałam windą na sam dół i wyszłam z budynku. Wsiadłam do samochodu i go odpaliłam. Nim wyruszyłam coś sobie przypomniałam. Jeszcze raz zadzwoniłam do chłopaka.
- Peter? Taka drobna sugestia... może PODAJ MI SWÓJ ADRES! - zasugerowałam.
- Taaak, to bardzo dobbry pomysł... - stwierdził i w końcu podał mi adres. Pojechałam, jak kazał GPS i przez chwilę tego żałowałam... Ciągną mnie najgorszą mozliwą trasą... Gdy jednak podjechałam pod dom chłopaka humor mi się nieco poprawił. Zgasiłam silnik i wyszłam z pojazdu, a następnie pokierowałam się do drzwi zapukałam. Otworzył mi Peter.
- Widzisz? Nie rozwaliłem Ci auta. - zaśmiał się zamykając za mną drzwi.
- Taaa, skoro mówimy o rozwalaniu... to Twoja bryka tam stoi w kawałkach? - spytałam. Jego mina była bezcenna...



- Żartowałam! - oznajmiłam i zaczęłam się śmiać z chłopaka. Dołączył do mnie również, jak przypuszczam, Gwen, o której mi wspominał.

(Peter albo Gwen?)

Od Kate cd Nick'a

-Chcesz to zobaczysz jak wygląda Nowy Jork nocą. Ten dach jest idealnym miejscem żeby odpocząć od paparazzi i zgiełku miasta.
-Nie wątpię. - oparł rozglądając się.
-Może chcesz się czegoś napić? - zaproponowałam. - kawa tylko mrożona, bo jest dzisiaj konserwacja prądu i nijak nie włączę ekspresu, woda, cola lub sok.
-Cola.
-Ok zaraz wracam nigdzie nie wyskakuj. - zaśmiałam się lekko. Zbiegłam po schodach jak zwykle potykając się o próg. W kuchni zrobiłam colę do chłopaka i sobie mrożoną latte. Z tacą na której ułożyłam szklanki ruszyłam ostrożnie na dach. Położyłam ją w altance na stoliku. Podeszłam cicho do Nick'a od tyłu i zaczęłam go łaskotać w bok ani nie drgnął. - Oh... ty się nie umiesz bawić.
-Niby czemu? - zapytał śmiejąc się z mojej zdziwionej miny.
-Bo nie masz łaskotek. - odparłam. - Chodź. - znów złapałam go lekko za rękę i poprowadziłam do altanki. Rozsiadłam się wygodnie po turecku na brązowej poduszce która zajmowała całą ławę. Zabrałam swoje latte z tacy i podsunęłam bliżej mnie.

<Nick? Mam wenus zanikus>

Od Petera cd Amy

-Impreza oficjalna, więc strój galowy.
-Dobra.
-Ale jesteś pewna, że chcesz iść jako ty?
-Zabroni mi ktoś?
-No niby nie, ale wiesz, że zapewne każdy cię tam rozpozna?
-Trudno.
-Jesteś nie możliwa-zaśmiałem się.
Usłyszałem dzwonek do drzwi.
-Ocho, Gwen przypomniała sobie, że miała sprawdzać, czy żyję-ruszyłem do drzwi, aby ją wpuścić.-Może chcesz wpaść do nas i pomóc w wyborze zdjęć?

Amy? Chwilowy wenus brakus..

Od Vanessy cd Michael'a

Wkurzył mnie! Czy On nie potrafi inaczej?!? Za każdym razem odchodzi w taki sposób!
- Michael! Michael, zatrzymaj się! - wrzasnęłam za Nim. Poczułam na ramieniu pierwsze krople deszczu. Chłopak usłyszał i odwrócił się. Podeszłam bliżej Niego. - Czy Ty zawsze tak musisz?! - spytałam z pretensją.
- Tak, znaczy jak? - zapytał zdezorientowany.
- Pffff... Za kazdym razem odwracasz się i sobie, tak po prostu, idziesz! - odparłam.
- A co mam robić? Stać? Poza tym mówiłaś, że musisz iść. - bronił się.
- Tak mówiłam, bo niespodziewałam się, że... zresztą wiesz, o co mi chodzi! - powiedziałam i, jak na życzenie, zaczęło padać.
- Mogłaś to przewidzieć... - mruknął.
- Powiedz mi, jak ja miałam to przewidzieć?!? Próbowałeś mnie w ten sposób zatrzymać? Udało Ci się! - fuknęłam.
- Wiedziałem, że to poskutkuje! - roześmiał się.
- Chwila... TY TO ZAPLANOWAŁEŚ?!? - osłupiałam.
- Taaak? - zaśmiał się. Moja mina musiała być wtedy bezcenna...
- Jesteś kompletnym idiotą! - wrzasnęłam. - I za to tak Cię uwielbiam... - dodałam bardzo spokojnym głosem i stało się, co się stało...

(Michael?)

Od Nick'a cd Kate

- Niesamowity widok... - westchnąłem patrząc na miasto.
- W nocy jest jeszcze piękniej. - powiedziała Katherine.
- Nie sądzę... - mruknąłem.
- Dlaczego? Nie wiesz, jak to wygląda... - westchnęła dziewczyna.
- Coś czuję, że wschody i zachody słońca są piękniejsze. Ten moment, kiedy na horyzoncie znika księżyc i pojawia się słońce, albo na odwrót... Wiem, co mówię. Mieszkając w LA ma się takie widoki nad oceanem. - powiedziałem.
- Faktycznie, to musiał być rzeczywiście piękny widok... - przyznała.
- Ale tutaj też jest niesamowicie. Piękne widoki znajdzie się wszędzie. - powiedziałem opierając się o barierkę.


(Kate? Brak pomysłu :/)

Od Amy cd Petera

- Jeśli tylko życzysz sobie, bym była to tak, - odparłam niemalże od razu. - ale! Nie jako ja. - dodałam.
- To znaczy? - chyba nie zrozumiał.
- Agent i inni święci proszą mnie, aby na wszelkiego rodzaju imprezy prywatne przychodziła w przebraniu, zmieniła tożsamość. - wyjaśniłam.
- Czyli będziesz, ale Cię nie będzie? - zapytał ze śmiechem.
- Jeśli tak może być. - zaśmiałam się.
- Może. - odparł Peter.
- To będę, jako ja. - zdecydowałam.
- Przecież Ci zabronili! - chłopak jakby poderwał się z miejsca.
- A kim oni są, że rozkazują mi, sławnej aktorce? - spytałam nieco retorycznie.
- W sumie, masz rację... - mruknął Peter.
- Ja zazwyczaj mam rację. - zaśmiałam się.
- Chyba nie zakładał bym się na Twoim miejscu. - stwierdził Peter.
- Eeee, tam! Jeszcze jedno pytanie - to oficjalna impreza? - spytałam. - Głównie, jeśli chodzi o ubiór. - dodałam, żeby wiedział, o co konkretnie mi chodzi.

(Peter?)

Od Nick'a cd Charlene

Roześmiałem się.
- Fajnie, że tak Cię rozbawiłam... - mruknęła dziewczyna.
- Nie, nie o to chodzi... - westchnąłem.
- Więc o co? - zapytała Charlene.
- O to, że moja "kariera" rozpoczęła się bez mojej wiedzy i zgody. Wszystko zawdzięczam moim przecudownym rodzicom! - powiedziałem z sarkazmem. - Już jako małe dziecko grałem w reklamach, potem zaczęło się z serialami! Występowałem w jednym, gdy miałem 7 lat... jako bohater epizodyczny. Dwa lata później film! Jeden z głównych bohaterów i tak przez ponad pięć lat, bo musieli zrobić trzy części! Po filmie znowu reklamy, aż dostałem propozycję głównej roli w serialu młodzieżowym i tak do teraz. Mają zrobić odcinek pełnometrażowy, taki film... - opowiedziałem.
- Powinieneś się cieszyć, odniosłeś sukces... - zaczęła i chciała kontynuować.
- Tak, odniosłem! Ale za jaką cenę... - westchnąłem.
- Jaką? - spytała dziewczyna.
- Nie miałem dzieciństwa! Non stop tylko jakiś casting, zdjęcia... - spuściłem głowę.

(Charlene?)

Od Michael'a cd Vanessy

Wpatrzyłem się w jej oczy. Dziewczyna błądziła wzrokiem po mojej twarzy. Byliśmy teraz tylko my.
- Przepraszam Van, ale jestem bardzo słaby w domyślaniu się- wyszeptałem niskim, przeszywająco basowym głosem.
- Jesteś idiotą Mikey- mruknęła krzywiąc się lekko.
- Ale uwielbiasz tego idiotę...- położyłem dłoń na jej policzku.
- Czy ty mi coś sugerujesz?- rozszerzyła lekko wargi. Miałem chęć ich zasmakować.
- Domyśl się Vanesso...- zbliżyłem się do niej jeszcze bardziej, choć nie wiem czy to możliwe. Dziewczyna spojrzała na moje usta, a potem oczy. Nasze twarze dzieliły milimetry...
- Mikuuuś!- usłyszałem z dołu, na co od razu odsunęliśmy się od siebie.
- To bunia- uśmiechnąłem się krzywo, po czym wstałem i zacząłem zakładać moje czarne rurki.
- Ale...
- Przepraszam Van- podałem jej rękę.
- Ygh- chwyciła ją i wstała. Splotłem nasze palce i pociągnąłem ją za sobą. Ruszyłem na dół.
- Dzień dobry Mirabelko!- wyszczerzyłem się wchodząc do kuchni.
- Witaj Mi... ojejciu, a co to za urocza dama? Michael'u, czemu ja o niczym nie wiem? Ubrałabym się stosowniej- poprawiła swoje brązowe włosy i liliową spódnicę- Dzień dobry skarbeńku, nazywam się Mirabelle Angelo, ale mów mi Mirabelka, albo buniu.
- Babciu!- syknąłem cicho.
- Ojejciu, Mikuś, nie kryj się ze swoją drugą połówką- na to określenie zaczerwieniłem się jak burak, a dziewczyna roześmiała się- wyglądacie razem uroczo, zaraz zrobię wam zdjęcie!- zaczęła iść do komody na której leżał aparat i wianek z róż. Wzięła i jedno i drugie, po czym podeszła do mnie i założyła mi go na głowę- Mikey zawsze musi sobie robić zdjęcia z wiankiem, to jego przyzwyczajenie.
- Właśnie zauważyłam- dziewczyna przeleciała wzrokiem po zdjęciach na ścianach.
- No, uśmiech dzieciaczki!- Van nagle się we mnie wtuliła, a ja uśmiechnąłem się nieśmiało, patrząc na nią.
Pstryk!
- Wyszliście przepięknie! A właśnie, jak się nazywasz kotku?
- Vanessa...
- Och jak pięknie! Michael i Vanessa!- otworzyła album, podpisała zdjęcie z polaroidu i wsadziła w jedną komórkę- Moje skarbeńki!- zachichotała i odłożyła album na komodę- Jesteście piękną parą!
- Buniu... my jeszcze nie...- wyszeptałem zmieszany.
- Jeszcze... ale to nie znaczy, że nie zostaniecie!- zaczęła mieszać ciasto.
- Buuuuniu!- przeciągnąłem.
- Ach Vanesso! Nie przejmuj się nim! Michael zawsze był bardzo nieśmiały, wolał spędzać czas z kwiatami niż dziećmi w swoim wieku, ale to naprawdę dobry chłopak.
- To Anioł- dodała nagle.
- To takie urocze! Ach jesteś przecudowna Vanesso! Aż mi się przypomniało gdy był mały! Na Halloween zawsze przebierał się za aniołka! Jedno jego zdjęcie wisi w holu, idź i go zobacz jaki był słodziutki!- dziewczyna jak na zawołanie pobiegła i po chwili było słychać jej śmiech. Zakryłem twarz rękoma, by ukryć moje zażenowanie.
- Michael! O mój Boże! Byłeś taki! Taki! Przecudny w tym stroju!- brunetka wróciła.
- Dzięki- wybełkotałem w ręce.
- Och i znowu się zawstydził. Mikey, no przestań...
- Babuniu...
- Och, Mikey, Mikey. No idźcie wy młodzi i piękni, idźcie!- w tym momencie złapałem Van za rękę i pociągnąłem za sobą rzucając krótkie: "Cześć Buniu!".
- Do widzenia!- dziewczyna krzyknęła rozbawiona. Ruszyłem splatając nasze palce- Co jest Mikey?
- Nawet mnie nie denerwuj...
- Jesteś uroczy.
- Wiem...
- Ach ta skromność!- prychnęła.
- Także poznałaś już moją jakże rozmowną i szczęśliwą bunię.
- Ta kobieta zaraża dobrą energią!
- Przecież wiem. Żyję z nią pod wspólnym dachem już kilka lat.
- A masz...
- 18... tak wiem, to idiotyczne, że taki staruch jak ja mieszka z babcią...
- To cudowne z twojej strony. A poza tym ja też mam 18, a mieszkam z ciocią.
- Ale jesteś dziewczyną!
- No i?
- Ja powinienem być już na własnym utrzymaniu. Tak twierdzi mój ojciec...- spuściłem głowę. Przypomniało mi się jak niedawno uderzył mnie za to w twarz. Automatycznie dotknąłem palcami policzka.
- Wcale nie Mikey. Pomagasz babci i niech tak zostanie.
- To gdzie idziemy?- zmieniłem temat.
- Nie wiem...
Połaziliśmy tak niewiadomo ile. Nagle zrobiło się ciemno, a my siedzieliśmy po latarnią na ławce, wpatrując się w park. Piliśmy gorącą czekoladę zakupioną w kawiarni niedaleko, bo stwierdziliśmy wspólnie, że na kawę już za późno.
- Ja muszę się zbierać- oznajmiła nagle brunetka.
- Uch... dobrze- wyszeptałem.
- Idź spać Mikey, już dość wrażeń na dziś- wstała i zaczęła odchodzić, gdy złapałem ją za nadgarstek.
- Vani...
- Hum?- podniosłem się z ławki, przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem delikatnie w usta.
- Dobranoc...- wyszeptałem zmieszany i ruszyłem w przeciwną stronę.

(Van?)

wtorek, 28 lipca 2015

Od Michael'a cd Kate

Uśmiechnąłem się i chwyciłem jej dłoń, którą ściskała moje ramię.
- Tylko czasami bardzo trudno jest zapomnieć o przeszłości i sprawić by jutro było lepiej- zamieszałem kawę, wpatrując się w nią. Zamknąłem oczy i przełknąłem ślinę próbując się nie rozpłakać.
- Ale przyznaj, że są chwile i osoby dla których warto sprawić, by jutro było lepsze.
- Heh...- zaśmiałem się krótko i kiwnąłem głową- Masz całkowitą rację.
- Widzisz? Więc zepnij dupcię, uśmiechnij się i podbij ten wielki świat Aniołku!- roześmiała się i wzięła łyk kawy.
- Ja podbić świat?
- Niech twoje oczy to zrobią- mrugnęła- podbij nimi serca innych.
- Ech, oczy... to jedyne co sprawia, że jestem wyjątkowy.
- Nie wygłupiaj się Mikey. Jesteś niezwykle wyjątkową osobą i to nie przez oczy, a duszę. Taka osoba jak ty zdarza się raz na milion.
- Osoba jak ja, czyli chłopak z Heterochromią, który plecie wianki, robi warkocze dziewczynkom z sierocińca, przy okazji pomaga Babci Mirabelce w domu, a przy tym zmaga się z własnymi problemami, lecz sobie nie radzi więc się tnie... tak?
- Nie zapomnij, że nazwiskiem i charakterem przypomina Anioła, uśmiecha się jak nikt inny i umie pocieszyć. Ej, a czemu Michael Angelo? To jak Michał Anioł...
- Ojciec miał na jego punkcie dziwną obsesję, uwielbiał jego rzeźby, a przez to, że rodzice nie dali mu jego imienia postanowił zrobić to mi. A więc jestem Aniołkiem spod skrzydeł Michała Anioła. Co ja pi*rdolę?
- Nie wiem, ale plącze ci się język i to jest zabawne- zachichotała zakrywając usta rękawem.
- Egh, jestem ciapą... jak to mówi na mnie Vanessa, Ciamciaramcia.
- CIAMCIARAMCIA?! O MÓJ BOŻE!- zaczęła się śmiać jak nienormalna.
- Tak... bardzo śmieszne... ale sam się tak zapisałem gdy dawałem jej numer, więc...
- Ach! Jesteś niemożliwy, Aniele!- powoli się uspokajała- No... przepraszam, ale muszę już iść. Gdzie mogę cię spotkać?
- Pracuję tutaj, ale równie dobrze mogę siedzieć w kwiaciarni, tej za rogiem.
- Uhum... dobra, ja spadam, trzymaj się!- wstała i zaczęła iść, a mijając mnie, schyliła się i cmoknęła mnie w policzek.

(Kate? Krótkie bo bez weny)