wtorek, 28 lutego 2023

Od Gwen cd Patrica

Podniosłam wzrok na chłopaka, myśląc nad odpowiedzią. Nie chciałam się przyznać przed samą sobą, a co dopiero przed nim, że moje siły chyba na dziś się wyczerpały. A przynajmniej na ten moment. Nienawidziłam tego jak szybko potrafiłam stracić chęci i zapęd do działania. Jeszcze do niedawna rzecz absurdalna, żebym spędzała więcej czasu w domu siedząc niż na podróżach. Ja powinnam siedzieć teraz w samolocie na drugi koniec świata. Jednocześnie, nie mogę pokazać swojej frustracji. Nie mogę, aby nie martwić Patric. Trzeba robić dobrą minę do złej gry.

- Chciałam, ale już nie chcę. Przynajmniej nie na długi spacer, tylko może taki króciutki… W końcu nie można odmówić takiemu przystojniakowi jak Potter. Ja wiem, że wcześniej  nie miałeś zbyt dużego doświadczenia z płcią przeciwną ze względu na studiowanie informatyki, ale mówimy jedno robimy drugie. Przyzwyczaj się to zmienności kobiet, mój ty nerdzie – odpowiedziałam w końcu, cmokając go w policzek.

- Yhm… - mruknął obserwując mnie uważnie, ignorując moje żałosne żarciki.

Czułam na sobie jego uważne badawcze spojrzenie. Wręcz mogłam zobaczyć zachodzące procesy myślowe, więc posłałam mu uśmiech aby go uspokoić. Myślę, że średnio zadziałało. Poderwałam się szybko z kanapy, urywając to i skierowałam się do kuchni, gdzie zostawił zakupy. Zaczęłam grzebać po torbach wyjmując rzeczy i otwierałam szafki szukając miejsc na przedmioty. Słyszałam, że chłopak przyszedł za mną, więc posłałam mu kolejny uśmiech.

- Zostaw to, zaraz to ogarnę, a ty możesz posiedzieć – powiedział opierając się o futrynę.

- Weź bo się za bardzo przyzwyczaję i rozleniwię. Za bardzo mnie porozpieszczasz.

- A ja bardzo chętnie cię rozpieszczam.

Odłożyłam puszkę, którą aktualnie w ręce i zbliżyłam się do niego powolnym krokiem. Stanęłam przed nim patrząc mu prosto w piękne zielone oczęta, w których krył się cień zmartwienia. Zarzuciłam mu ręce na szyję i cmoknęłam go krótko w usta.

- I między innymi za to cię kocham. A teraz kończymy z zakupami i bierzemy Pottera na spacer.

Chłopak przytaknął mi zabierając się za drugą torbę w międzyczasie nawigując mnie gdzie co odłożyć. Po kilku minutach podczas których zwyzywaliśmy się w międzyczasie od olbrzymów i krasnoludów, wszystko było na swoim miejscu, a chłopak upinał uradowanego psa. Ja w tym czasie siedziałam na podłodze jak ostatni przedszkolak obijając sobie but o but, co zostało skomentowane jednie rozbawieniem przemieszanym z rozbawieniem. Wyciągnął w moją stronę dłoń  podciągając mnie na nogi. Wyszliśmy z mieszkania, kierując się do pobliskiego parku, powolnie spacerując trzymając się za ręce i rozmawiając o głupotach. Kiedy zmęczenie dopadło mnie udało mi się namówić chłopaka na przystanek, oczywiście zrzucając na zmęczenie Pottera, a nie swoje własne. Tak, próbowałam okłamać się, że Pat to kupił. W pewnym momencie wśród naszej rozmowy odezwał się dźwięk mojego telefonu, oznajmiając, że nadeszła wiadomość. Jęknęłam cierpiętniczo widząc nadawcę i czytając jej treść.

- Skąd ten zapał –zironizował Pat, przyglądając się mi.

- Moja kuzynka, która ma istny vibe szkolnej królowej i czego to ona nie osiągnęła. Moim zdaniem największym wyczynem jej życia było wiedzieć komu dać dupy, ale to tak poza konkursem. Ogólnie zbliżają się złote gody moich dziadków, a ona twierdzi, że ma jakąś ważną informację do przekazania i będzie to niesamowita bomba… Chyba jednak w tym roku mnie nie pokona… Bo zjazd rodzinny będzie oznaczał, że muszę się skonfrontować z rodziną… A z resztą nie ważne, nie chcę jeszcze o tym myśleć. – poczułam dłoń chłopaka zaciskającą się na moim kolanie. Uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco, co odwzajemniłam. – Ale zmieniając temat… Odwieziesz mnie do mnie? Muszę chociaż poudawać, że tam mieszkam i zająć się swoim drugim skarbem.

Patric?

 

poniedziałek, 27 lutego 2023

Od Patrica cd Gwen

 Popatrzyłem na dziewczynę, marszcząc lekko brwi. 

- W takim razie miłej randki, ale doskonale wiem, że nie będzie tak miła jak te ze mną, bo te ze mną są najlepsze pod słońcem -  stwierdziłem, uśmiechając się dumnie. 

Dziewczyna popatrzyła na mnie z niedowierzaniem, po czym zaczęła się śmiać.  

- Tak swoją drogą, trochę się obawiam o stan tej kawiarni, po pozostawieniu nas tam samych. Cholernie ciężko będzie mi się skupić na pracy zamiast na tobie - oznajmiłem ze śmiertelną powagą. 

-Spokojnie, zdążysz się mną nacieszyć też poza murami tej kawiarni - odparła, uśmiechając się. 

Spojrzałem na nią z zadowoleniem, po czym odpaliłem silnik i ruszyłem drogą w kierunku mojego mieszkania. Kątem oka przyglądałem się Gwen, która lekko kiwała głową w rytm muzyki, lecącej w radiu i spoglądała na to, co jest za oknem. Jak małe dziecko cieszyłem się każdą chwilą spędzoną w jej obecności, nie wyobrażałem sobie tego, aby kiedykolwiek miało się to skończyć. Posmutniałem nieco i postanowiłem zrobić wszystko co w mojej mocy, aby została ze mną jak najdłużej, a może nawet i na zawsze. Z zamyślenia wyrwał mnie gwałtowny ruch Gwen i jej okrzyk radości na widok pieska spacerującego chodnikiem wraz z właścicielką. 

- Boże jaki słodki! Jakie ma ubranko! - zawołała, patrząc na zwierzaka z radością dziecka, które otrzymało nową zabawkę. 

Ten widok zdecydowanie mnie rozczulił, sprawił że na mojej twarzy ponownie zagościł uśmiech. 

- Prawie tak słodki jak ty - roześmiałem się, a ona lekko pacnęła mnie w ramię.

- Czy ja przypominam ci psa? - zapytała, siląc się na poważną minę, jednak doskonale widziałem, jak próbuje zamaskować rozbawienie.  

- To miał być komplement! Nie bij mnie kobieto- odparłem, unosząc ręce w obronnym geście i uśmiechając się w jej stronę. 

- Uznajmy, że wierzę w twoje dobre intencje, a teraz lepiej łap kierownicę i patrz jak jedziesz - mruknęła, po czym podkręciła głośność radia i ponownie zaczęła bujać się w rytm muzyki. 

Przewróciłem oczami z niedowierzaniem, po czym ponownie skupiłem się na drodze. Kilkanaście minut później wjechaliśmy do garażu, gdzie zaparkowałem samochód. Gwen wysiadła z auta i czekała a mnie kawałek dalej, podczas gdy ja wyciągałem torby z bagażnika. 

- Jak dobrze, że jesteś taka pomocna - powiedziałem z udawaną, przesadną wdzięcznością w głosie. 

Dziewczyna popatrzyła jednak na mnie zrezygnowanym wzrokiem i pozostawiła to bez komentarza. Udaliśmy się do windy, która dowiozła nas na właściwe piętro. Przy okazji noszenia byłem niezwykle wdzięczny za to, że budynek posiada windę, gdyż nie widziało mi się targanie kilku ciężkich siatek na piąte piętro po schodach. Kiedy weszliśmy do mieszkania przywitał nas ucieszony Potter, który niemal od razu próbował wtykać nos do toreb wypełnionych zakupami. Odgoniłem go i poszedłem odłożyć zakupy na kuchenny blat, aby łatwiej było je rozpakować. Kiedy wracałem do przedpokoju, aby zdjąć buty i kurtkę, spostrzegłem Gwen, która w najlepsze wylegiwała się na kanapie. 

- A ty nie chciałaś przypadkiem połazić? - zapytałem podchodząc do niej i siadając na brzegu kanapy. 

Gwen?