- Przepraszam Vani...- wyszeptałem i założyłem pętle na szyję.
- Aniołku, nie- załkała i przycisnęła nóż do swojej skóry mocniej- jesteś iskierką w tym świecie, nie rozumiesz?!
- A ty światłem... ty nie możesz tego zrobić, jesteś zbyt wyjątkowa, dobra.
- Tak jak ty, nie rób tego. Jeszcze za wcześnie na powrót do nieba Chomiczku. Co z tymi dzieciakami? Co ze mną?- na to pokręciłem głową. Przełknąłem głośno ślinę zmieszaną ze łzami. Wtedy dziewczyna wybuchła płaczem- Michael czemu ty nie chcesz tego zrozumieć?!- opuściła scyzoryk- Jesteś ważny dla nich, dla rodziny! Dla mnie!
- Po prostu o mnie zapomnij, Van. Obudź się jutro z amnezją. Wykreśl mnie.
- Nie, Mikey. Nie da się tak po prostu zapomnieć. Nie da!- podeszła do mnie i chwyciła mnie za koszulkę- Złaź stąd, natychmiast Mikey. Michael nie wygłupiaj się. MIKEY!- kopnąłem stołek do tyłu, tym samym zawisając na linie. Dziewczyna chwyciła mnie i zaczęła ponosić do góry, przy okazji sięgając drugą ręką do liny, w celu przecięcia jej scyzorykiem- Jesteś takim idiotą, Mikey!- krzyczała rozcinając linę. Naturalne instynkty kazały mi się szarpać w celu uwolnienia. Wtem runąłem na ziemię z hukiem, bo Vanessa przecięła sznur- Ty idioto, Mikey, ty idioto!- ukucnęła przy mnie i przytuliła mnie płacząc.
- Wszystko popsułaś! Mnie miało już nie być! Miałem tam dyndać martwy!- krzyczałem opierając głowę o jej ramię- Miałem nie żyć!
- Shh, Aniołku, shhh- wyszeptała głaszcząc mnie po potylicy- Na ciebie jeszcze nie pora... nie wracasz jeszcze do nieba...
***
- Van, umiem się sam umyć- powiedziałem, gdy dziewczyna stała obok mnie w łazience. Byłem w samych bokserkach i koszulce.
- Jeszcze się utopisz- fuknęła- zdejmuj tą koszulkę, zaraz cię opłukamy z tej krwi, Baranie.
- To już nie jestem Chomiczkiem?
- Nie, jesteś Imbecylem-Ciamciaramcią, zdejmuj ten t-shirt!
- Dobrze Księżniczko- dziewczyna zdzieliła mnie w łeb za to określenie- AU?
- Nie mów tak do mnie... KIEDY W KOŃCU ZDEJMIESZ TEN K*REWSKI T-SHIRT?!
- A co, chce się zobaczyć Anioła w samych gaciach, co? Kuszę!- kolejne zdzielenie w łeb.
- Szybciej Baranie!
- No już, już...- wyszeptałem i zacząłem bardzo wolno zdejmować poplamioną krwią koszulkę, odkrywając rany na brzuchu, te nowe z dzisiaj, jak i te stare sprzed bardzo dawna.
- Tu też?- spytała zasmucona. Spuściłem głowę. Widziała już wszystkie moje blizny, na rękach, nogach i brzuchu- No... nie ważne... a teraz właź do wanny!- wskazała na parującą już w niej wodę. Zrobiłem to wolno, a nowe rany w styknięciu z wodą zaczęły niemiłosiernie szczypać, na co syknąłem. Potem było już OK.
- Jestem tak okropny...
- Jesteś bardzo dobrym człowiekiem, ale czasem tracisz wiarę w siebie...
- Nie w tym sensie...
- A jakim?
- Jestem brzydki. Nie patrz na mnie. Proszę.
- Jesteś jak każdy inny nastolatek.
- Jestem GRUBY- nacisnąłem na to słowo.
- Mikey... przecież ty masz niedowagę...- dziewczyna wyszeptała po chwili zastanowienia- Jesteś za lekki, mogłam cię tam bez problemu unieść. Ile ważysz?
- 51 kg...
- Ile?
- 51...
- Mikey... wiesz, że widać ci żebra?- zaczęła obmywać mnie gąbką. Ponownie syknąłem.
- Co ty mówisz? Nie widzisz, że jestem gruby?
- Mikey, jesteś CHUDY, BARDZO, BARDZO CHUDY.
- Tak, a ty jesteś magicznym jednorożcem- warknąłem.
- YH! Jesteś taki! Taki! Jesteś uparty jak osioł!- krzyknęła, rzuciła we mnie gąbką i wyszła. Westchnąłem, wstałem i cały mokry ruszyłem za nią. Siedziała obrażona na podłodze, z brodą opartą na kolanach, które oplotła ramionami. Gdy mnie zobaczyła odwróciła głowę. Podszedłem do niej i usiadłem koło niej. Byłem tylko w mokrych bokserkach.
- Przepraszam...- wyszeptałem, wbijając wzrok w moje uda- Jestem idiotą- podniosłem się, podszedłem do szafy i wyciągnąłem z niej czarną koszulkę na rękaw 3/4 z czerwonym napisem: "Idiot". Ubrałem ją i wróciłem na poprzednie miejsce. Dziewczyna zachichotała.
- Po części.
- Gdzieś tak w 2/5- dodałem uśmiechając się do ściany- Dziękuję, że to zrobiłaś- zmieniłem szybko temat.
- Nie ma za co...
I milczeliśmy. Chłopak robiący wianki i dziewczyna, która rysuje. Nagle oparła się o moje ramię. Objąłem ją i przyciągnąłem bliżej do siebie, tak, że nie było między nami pustej przestrzeni.
- Tęskniłem za tobą przez te kilka godzin- wyszeptałem po chwili.
Van?