czwartek, 30 lipca 2015

Od Vanessy cd Michael'a


Tym razem przesadził! Nie wytrzymałam i zadzwoniłam do Niego.
- Michael, jak Ty... - ale to nie On odebrał...
- Vanesso? To Ty, skarbie? Tutaj babcia Mikey'a... - usłyszałam załamujący się głos kobiety.
- Tak, proszę Pani, tu Vanessa. Coś się stało, prawda? - łzy napłynęły mi do oczu.
- Michael'a przed chwilą zabrało pogotowie. - była przerażona.
- To raczej nie jest rozmowa na telefon, zaraz do Pani przyjdę. Jest Pani w domu, czy w szpitalu? - spytałam, zachowując spokój.
- W domu. Powiedzieli, że nie mogę z nimi jechać. - wyjaśniła.
- Dobrze, proszę się nigdzie nie ruszać! Zaraz do Pani przyjdę! - powiedziałam i się rozłączyłam. Zbiegłam pędem po schodach i wybiegłam z domu. Już po chwili stałam przy drzwiach domu Mikey'a. Zapukałam. Otworzyłam mi przerażona babcia chłopaka.
- Dzień dobry! Proszę, niech się Pani zbiera. Musimy sprawdzić co z Michael'em. - poproiłam. Kobieta posłuchała i zaraz wyszła. Złapałam taksówkę i pojechałyśmy do szpitala. Mirabelka poszła szukać lekarza, a ja tymczaem siedziałam na korytarzu. Po kilku minutach wróciła z doktorem, który zaprowadził nas do sali, w której leżał Mkey. Mirabelka musiała jezcze porozmawiać z lekarzami, a ja tak siedziałam i patrzyłam, jak On tak leży... niczym martwy... Pod koniec dnia kazali mi wracać do domu. Zostawiłam chłopakowi wiadomość: "Po ch*j mi jakiś po*ie*dolonoy książę z bajki, jak mam Ciebie, co?". Wróciłam do domu i czekałam na jakikolwiek znak życia od chłopaka.


(Michael?)