-mówiłam ci już. Nie trzeba tego opatrzyć Oreo mnie tylko lekko zadrapał.
-mhm... widziałem. - odparł. - no mów.
-ok, ale puść mnie dobrze? - nie lubiłam dotyku. Z wiadomych przyczyn więc czułam się średnio bezpiecznie. Chłopak zabrał rękę. Oreo porządnie naruszył moje poranne cięcia. Syknęłam z bólu w myślach. - ja mieszkam za tym budynkiem. - tu wskazałam na budynek teatru. W tym wieżowcu. Na ostatnim piętrze. - powędrowałam palcem trochę wyżej by dokładnie pokazać mu mój dom.
-blisko masz...
-Taa... ale nic mi nie będzie... to tylko trochę krwi. Daj spokój rano było więcej. - starałam się załagodzić sytuację by nie musieć mu w moim domu pokazywać ile mam ran i tego okropnego napisu wyrytego mi w skórze. Przeklinałam w duchu na myśl ile krwi teraz jest rozmazanej na mojej ręce i w dodatku prawie strumieniem spływała mi po dłoni i po palcach skapując na ziemię. - Oreo... zły pies. - pokiwałam groźnie palcem przed jego nosem. Opuścił pysk i zapiszczał wstydliwie. Cóż chcę już widzieć nagłówki jutrzejszych gazet "Aktor i Wokalistka... czyżby romans", albo coś w tym stylu, w każdym razie znając prasę zabłysną kreatywnością.
<Nick?>