Widok chłopaka w tym stanie przeraził mnie... Odetchnęłam głęboko i postanowiłam załatwić to stanowczo, a jak to nie podziała mam jeszcze jednego asa w rękawie, a mówiąc "rękaw" mam na myśli kieszonkę spodni.
- Michaelu Aniołku Ciamciaramcio Pucołowaty Chomiczku nawet nie próbuj tego robić! - pomimo moich zamiarów, głos mi się łamał.
- Niby czemu? - Jego głos również się łamał.
- Bo nie warto tego robić! Nie widzisz tego!?! - byłam wkurzona, przerażona i przy okazji zalewałam się łzami.
- Kiedy tak będzie lepiej... beze mnie... - spuścił głowę.
- CO TY W OGÓLE OPOWIADASZ?!?! Bez Ciebie ten świat będzie jeszcze smutniejszy! - próbowałam Go jakoś przekonać.
- Jest już wystarczająco smutny... - westchnął ponuro.
- Pamiętasz, jak mówiłam, że jesteś aniołem? Teraz widzę, że się nie myliłam ale proszę, nie wracaj jeszcze do nieba... - uspokoiłam się trochę, ale łzy nadal spływały mi po policzkach, a Michael dalej tam stoi... - Ludzie z bliznami na rękach to anioły zesłane na ziemię próbujące wrócić z powrotem do nieba. - próbowałam Mu to wytłumaczyć, ale nie bardzo rozumiał.
- Vani, nie rozumiesz, że to nie ma sensu? - wciąż miał spuszczony wzrok.
- Co takiego nie ma sensu?!? - nie rozumiałam.
- Moje życie, a co innego?!? Moje życie nie ma sensu... - na chwilę spojrzał na mnie, po czym znów spuścił głowę.
- Zrozum wreszcie, że... - zaczęłam, ale postanowiłam spróbować czegoś innego. - Nie, to nie podziała. Dobrze, nie dajesz mi wyboru! Jak nie tak, to inaczej. - wzruszyłam ramionami i sięgnęłam do kieszeni. Trzymałam w niej scyzoryk. "Rozłożyłam" go i odchyliłam głowę do tyłu. - Jak zaraz nie zejdziesz... - załkałam. - podetnę sobie gardło i zakończę swoje po*ieprzone życie! - zagroziłam.
- Nie zrobisz tego... Nie możesz... - spojrzał na mnie.
- Mogę i zrobię, jeśli nie zejdziesz. - zapewniałam Go.
- Nie, nie zrobisz... Nie masz po co tego robić... - zaprzeczał.
- Nie zakładałabym się... bo co mi zostanie, jak Ty się zabijesz? - spytałam przystawiając sobie nożyk do szyi.
(Michael? Proszę bardzo, rozrywka)