Otworzyłem szeroko oczy, a moje serce zabiło szybciej. Poczułem ból w klatce piersiowej, jakby ktoś mnie w nią uderzył.
- Mikey...- usłyszałem z tyłu- Mikey, nic nie powiesz? Nic nie zrobisz?-
chwyciła tył mojej bluzy i oparła się czołem o moje plecy- Michael...-
załkała cicho. Poczułem łzy w oczach- Michael czemu się nie odzywasz?!-
krzyknęła w moją bluzę. Siedzieliśmy tak w ciszy. Nagle uderzyła mnie w
plecy, raz, drugi, trzeci- Jesteś takim idiotą! Michael jesteś idiotą do
ch*lery!- krzyczała, a jej głos się łamał- Dlaczego taki jesteś?-
wstała i odeszła pociągając nosem.
- Van... nie możesz mnie kochać- wydusiłem w końcu z siebie. Ale
dziewczyna, albo tego nie usłyszała, albo udawała, że nie słyszy.
Zamknąłem oczy i wydałem z siebie żałosny skowyt. Właśnie wyrwałem sobie
sercę, rzuciłem nim o ziemię i podeptałem. Prawdopodobnie to samo
zrobiłem z jej serduszkiem. Wstałem zrezygnowany i wpatrzyłem się w
stronę, w którą odeszła. Poszła do kawiarni. Ja natomiast zrezygnowany
wróciłem do domu.
- Co u ciebie słychać Mikusiu?- babunia spytała gdy wszedłem do domu-
Mikey... co się stało?- natychmiast zareagowała widząc mnie w tym
stanie.
- Wszystko spi*przyłem. Jak zwykle- ruszyłem po schodach na górę,
wlazłem do swojego pokoju i rzuciłem się twarzą na łóżko. Zaczyłem
niemiłosiernie drzeć się, płakać i miotać po meblu. Uspokoił mnie
dopiero delikatny dotyk babci- Buniu...
- Tak?
- Miłość jest pos.rana, jak wszystko.
- Kocham to twoje pozytywne podejście do życia, wnusiu...
(Cam? Van?)