niedziela, 29 kwietnia 2018

Od Scotta cd Hailey

Dziewczyna postawiła kieliszki na stoliku, rzucając mi korkociąg. Stwierdziliśmy, że w sumie możemy obejrzeć jakiś film. Zabrałem się za otwieranie wina, a Hailey w tym czasie szukała jakiegoś filmu. W końcu stanęło na komedii. Uruchomiliśmy go, po czym rozsiedliśmy się wygodnie na kanapie z kieliszkami w ręce. Hailey wtuliła się w mój bok, a ja objąłem ją ramieniem.
 -Myślałeś już, co dalej z zespołem? –Zapytała w pewnym momencie, przekręcając się lekko, aby na mnie spojrzeć.
-Tak... Niestety nie mam pojęcia co z tym zrobić -powiedziałem upijając łyk alkoholu. -Wiadomo, że rozłam jaki powstał między chyba każdym jest prawdopodobnie nie do naprawienia... A jeśli się nie dogadamy, to nawet jeśli będziemy dalej próbowali pracować razem, to i tak wszystko się rozpadnie.
-Czyli co? Chcesz zakończyć działalność zespołu? -Uniosła głowę, aby spojrzeć mi w oczy.
Zastanowiłem się chwilę nad pytaniem dziewczyny.
-Na  razie przynajmniej zawiesić na czas nie określony... No chyba, że przegłosują zupełną likwidację...
-W końcu całe życie podporządkowałem właśnie temu. Paradoksalnie jeszcze parę lat temu nie wyobrażałem sobie takiego życia, ale teraz mam na odwrót. Pomijam już fakt, że ostatnio wszystko się wali...
-Wszystko? Jesteś tego taki pewny -mówiąc to uniosła jedną brew do gór.
-No poza tym jednym najważniejszym... -dodałem całując ją w skroń.-I bardzo się z tego cieszę, bo kocham cię jak wariat.

Hailey?

Nowy mieszkaniec!

Elenar Vileri

niedziela, 22 kwietnia 2018

Od Harper cd Nathana

Wzruszyłam ramionami. Zrobił zdjęcie i szczęśliwy jak dziecko, które właśnie dostało worek cukierków zaczął pisać coś na telefonie. Szczerze mówiąc mało mnie to obchodziło. Film się zaczął przez co jeszcze bardziej zaczęłam go ignorować. Są rzeczy ważne i ważniejsze a ten osobnik zajmuje ostatnie miejsce w rankingu. Niby zaczął być miły ale kur*wa… Nie do końca wierzę w tą jego zmianę. Potrzebuję jeszcze trochę czasu. Nie ufam mu.
Film skończył się. Wyszliśmy razem z sali bez słowa. Nathan nie wyglądał na zadowolonego. Cały czas gapił się w ekran swojego telefonu i zdenerwowany co chwila odpisywał komuś. W kompletnej ciszy poszliśmy do jego samochodu. Wzięłam swoją deskę i plecak. Chłopak spojrzał na mnie trochę zaskoczony.
- Co robisz? - mruknął.
- Biorę swoje rzeczy i idę spędzić resztę wieczoru ze znajomymi? Z tego co widzę twoi też chyba za tobą tęsknią. Albo ty za nimi… W każdym razie dzięki za film i w ogóle. Fajnie było – ciekawe czy wyczuł nutkę sarkazmu, którą przyprawiłam moją wypowiedź. - Do zobaczenia, albo niezobaczenia, jak wolisz, w poniedziałek – nim zdążył cokolwiek powiedzieć ja ruszyłam w swoją stronę. Chyba się tym nie przejął bo tak jak ja odjechał z parkingu. Tak jak mu powiedziałam pojechałam spotkać się ze znajomymi na skateparku. Byli to przyjaciele Diego, którzy są również moimi przyjaciółmi. Też byli dla mnie jak bracia.
Nathan pojechał na imprezę gdzie już od kilku godzin bawili się jego przyjaciele. Widząc go jak podchodzi do nic zaczęli głośno się śmiać.
- O co wam chodzi? - przewrócił oczami i zajął miejsce na sofie obok jednego z nich.
- Uważasz tamto zdjęcie za dowód? Stary potrzebujemy czegoś mocniejszego. Zrób jej zdjęcie w trakcie albo po. Skoro już ją „przeleciałeś” - nakreślił cudzysłowy w powietrzu. - Teraz nie będziesz miał z tym problemu, nie?

<idk Nathan?>

sobota, 21 kwietnia 2018

Od Xaviera cd Kalla

Powstrzymałem cisnący mi się na usta uśmiech, na widok lekkich rumieńców,  wkradających się na policzki dziewczyny. Muszę sobie zapamiętać, aby tak do niej mówić. Założyłem ręce na klatkę piersiową, opierając się o oparcie krzesła.
-Oj ranisz moje ego -powiedziałem udając urażonego. -Dwadzieścia osiem... I jeszcze mówi, że nie wyglądam na młodego... No wiesz co? -Upiłem łyk kawy, po czym wróciłem wzrokiem do blondynki. - Trochę mi dodałaś. Nie tak dawno skończyłem dwadzieścia pięć lat.
-No to mówię, że nie jesteś najmłodszy -zażartowała bawiąc się łyżeczką.
-Ja przynajmniej nie potrzebuję podkładki siedząc w samochodzie, kruszynko -odparłem, no co pokazała mi język. -Jednak nie mówię, że jest w tym coś złego.
Zarumieniła się ponownie, przygryzając wargę. Oj nie dziewczyno... Nie rób tak, bo nawet nie wiesz jak seksownie wyglądasz jak tak robisz. Przeczesała jedną ręką włosy.
-Możesz mi coś wytłumaczyć? -powiedziała, na co uniosłem brew, słuchając uważnie. -Skoro prowadzisz klub, to po co przyjmowałeś zastępstwo u nas w szkole?
-A to jest dość proste do wytłumaczenia. Wasza dyrektorka dawniej  mnie uczyła, a że nawet ją lubiłem i miałem wobec niej pewien dług, to skoro miała próbę do niej postanowiłem się odwdzięczyć. Roi temu byłem u was na praktyce i z tego co wiem byli zadowoleni z mojej pracy, co oddały również wyniki egzaminów. Miałem tylko trzecie klasy -dodałem uprzedzając jej pytanie. -Dali mi je z myślą, że gorzej niż jest po naukach waszej nauczycielki już nie będzie. A sam znałem jej sposób nauczania, w końcu uczyla mnie przez trzy lata. Więc spodziewałem się ich wiedzy.
-Czy już wtedy była taką jędzą?
-I to jaką...
Chwyciłem filiżankę i upiłem łyk przestygniętego już napoju. Przejechałem dłonią po włosach robiąc lekki bałagan. Po wygłoszeniu paru (nastu) uwag o matematyczce, zaczęliśmy najzwyczajniej w świecie obgadywać nauczycieli. Żartowaliśmy sobie, dopijając kawę. W końcu wybiła godzina, gdy nadszedł czas zakończyć nasze spotkanie, ponieważ miałem jeszcze umówione spotkanie z prawnikiem. Zebraliśmy się, a ja, upierając się przy swoim, zapłaciłem za zamówienie. Wyszliśmy z lokalu i ruszyliśmy w stronę parkingu. W końcu stanęliśmy przy samochodzie dziewczyny.
-To jak jutro z tymi korepetycjami -zapytała z jakimś błyskiem w oku.
-Po czternastej będę wolny, więc  jeśli ci pasuje...
-No jasne -odpowiedziała szybko uśmiechając się. -Może gdzieś cię podwieźć?
-Mam umówione spotkanie z prawnikiem w klubie. Muszę podpisać pełnomocnictwo dla siostry... Skoro mam teraz spędzać więcej czasu w szkole... -Rozejrzałem się widząc Shay opartą o ścianę. -Z resztą już jest. Muszę lecieć, było bardzo miło.
-Też tak uważam -powiedziała uśmiechając się jeszcze szerzej. -To do jutro.
-Cześć -odpowiedziałem i ruszyłem do zniecierpliwionej siostry.

Kalla?

piątek, 20 kwietnia 2018

Od Issabelli cd Tylera

-Nie dzięki - prychnęłam -Zaraz usnę. Muszę wracać - powiedziałam opierając się delikatnie o chłopaka
-Odebrać Cię jutro? - zapytał i zapalił papierosa
-Jeżeli nie masz nic lepszego do roboty to nie mam nic przeciwko - ziewnęłam
-Widzę, że jesteś zmęczona - parsknął śmiechem i zaciągnął się dymem
-No tak. Późno już - spojrzałam na Tylera
-W sumie to ja też bym już poszedł spać -
-W takim razie, wracajmy -
-Racja - stwierdził i rzucił niedopałek na ziemię
-Tak w ogóle to którędy mam iść żeby trafić do domu? Nigdy nie byłam w tych okolicach - rozejrzałam się
-Odprowadzę cię. Spokojnie - mruknął
-No to się pośpiesz - spojrzałam na Tylera, który odwrócił się do mnie plecami i delikatnie się schylił -Buta wiążesz czy Co? -
-Przecież wiesz o co mi chodzi - zaśmiał się gdy powoli wdrapałam się na jego barki
-Wysoko tu - jęknęłam, patrząc w ziemię
-Nie na codzień masz szansę być tak wysoko - złapał mnie za ręce śmiejąc się -trzymaj się mała -

***

Gdy dotarliśmy pod drzwi do mojego mieszkania, chłopak pomógł mi z siebie zejść.
-Dzięki za odprowadzenie - uśmiechnęłam się lekko
-Nie ma sprawy - odwzajemnił uśmiech
-Ja już pójdę - otworzyłam drzwi do domu
-No Dobrze - westchnął cicho i spojrzał na mnie
-Dobrej nocy - przytuliłam chłopaka przez co dziwnie się na mnie spojrzał
-Dobranoc młoda - odpowiedział i śledził wzrokiem zamykające się drzwi.
Tyler?

czwartek, 19 kwietnia 2018

Od Tylera cd Issabelli

Spojrzałem na dziewczynę i uśmiechnąłem się. Widziałem zaskoczone spojrzenie dziewczyny, kiedy przybiłem piątkę z ochroniarzem, a wiele osób w klubie się ze mną witało.
-Chyba często tu bywasz – stwierdziła, usiłując przekrzyczeć muzykę.
-Nie tak często – odparłem.
Trudno było się wytłumaczyć, w jakiś logiczny sposób, nie ujawniając prawdy.
-Wiesz, ilość ludzi, którzy cię tutaj znają, mówi sama za siebie – odparła.
-To… idziemy się czegoś napić? - zaproponowałem, zmieniając temat.
-Nie wiem czy to dobry pomysł. Mam rano zajęcia, a chyba umrę, jeśli pójdę na nie skacowana – westchnęła.
-Za bardzo się przejmujesz, Isabella. Wyluzuj, nie musisz przecież się upijać do nieprzytomności.– wzruszyłem ramionami, obejmując ją w talii i prowadząc w stronę baru – Poza tym, ja stawiam, więc raczej nie wypada ci odmówić.
-Jesteś strasznie uparty – stwierdziła.
-Taki mój urok – odparłem.
Zamówiłem dla nas drinki, które znajomy mi barman dość szybko przygotował. Po wypiciu trunków, udaliśmy się na parkiet, aby trochę potańczyć. Dziewczyna początkowo ruszała się troszkę nieśmiało, z czasem, kiedy alkohol zaczynał działać, jej ruchy stawały się coraz pewniejsze siebie. W pewnym momencie, moje ręce, z jej talii zjechały nieco niżej, na jej biodra. Isabelli zdawało się to nie przeszkadzać w tej chwili. Po chwili jednak, kiedy nastąpiła krótka przerwa między piosenkami, wyjęła telefon, aby sprawdzić godzinę, doskonale wiedziałem, co to oznacza.
-Chol.era, Tyler. Późno już, strasznie późno – powiedziała, nieco spanikowana. - Musimy iść – powiedziawszy to, złapała mnie za rękę i wytargała z parkietu.
Wyszliśmy przed klub. Spojrzałem na zegarek, który wskazywał pierwszą w nocy, faktycznie zrobiło się troszkę późno.
-Wyluzuj, Isabello – stwierdziłem, biorąc wdech świeżego powietrza.
-Łatwo ci mówić, nie ty masz zajęcia rano – prychnęła.
-Dobra, dobra – zaśmiałem się, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów. - Chcesz? - spytałem, wyciągając w jej stronę paczkę.
Isabella?

Od Hailey cd Scotta

Ujęłam wolną rękę chłopaka i razem ruszyliśmy parkową alejką, rozglądając się za idealnym miejscem, w którym moglibyśmy się rozłożyć. Po kilku minutach spaceru,w świetle popołudniowego słońca, znaleźliśmy dogodne dla nas miejsce pod jednym ze starych drzew. Scott zaczął rozkładać koc, ja za to stałam z koszykiem w ręce, przyglądając się. Po chwili oboje siedzieliśmy na kocu, spożywając przygotowane przez chłopaka jedzenie.
-Czuję się teraz jak w tych wszystkich filmach dla nastolatków – zaśmiałam się. - Spełniasz moje marzenia.
-Do usług – odparł z rozbawieniem.
Spędziliśmy tam z pewnością dobrą godzinę, w końcu niebo zaczęło się chmurzyć, a odcień chmur z minuty na minuty był coraz ciemniejszy.
-Chyba będzie padać – oznajmiłam, z niepokojem spoglądając w niebo.
-Proponuję się zbierać – westchnął podnosząc się.
Pośpiesznie zebraliśmy swoje rzeczy i udaliśmy się do samochodu. Idealnie w momencie, kiedy usiedliśmy w pojeździe, zaczęło lać.
-Ale mamy wyczucie – skwitowałam.
-Gdzie teraz? - spytał, odpalając silnik.
-Możemy jechać do mnie, jeśli chcesz. Zostało mi chyba jeszcze jakieś winko – zaproponowałam, kładąc swoją dłoń na jego.
-Nie pijesz tego winka za często przypadkiem? Martwię się skarbie – odparł z przekąsem, ruszając.
-No bez przesady – zaśmiałam się.
Niecałe dziesięć minut później, weszliśmy do mojego mieszkania. Zaraz, gdy zdjęłam buty, udałam się do szafki, w której trzymałam alkohol i wyjęłam wino. Postawiłam trunek na stoliku w salonie i udałam się w poszukiwaniu kieliszków. Kiedy wróciłam, Scott, siedział już na kanapie.
Scott?

Od Nathan'a cd Harper

Zadowolony z odpowiedzi uśmiechnąłem się do dziewczyny, na co odpowiedziała miną bez szczególnego wyrazu. W głowie cały czas musiałem przypominać sobie imię dziewczyny, żeby broń Boże nie wyleciało z pamięci. Po prostu nie przywykłem do zapamiętywania tak szczegółowych informacji.
Wziąłem do ręki kartonowy kubeczek i upiłem łyk ciepłej herbaty. Widząc, że dziewczyna zdjęła już fartuszek z logiem firmy i zaczęła się ubierać w buty wstałem z krzesła i czekałem na nią przy drzwiach. Harper nie czekając na zaproszenie wyszła pierwsza z budynku zatrzymując się na parkingu. Palcem wskazałem jej sportowy samochód i ruszyłem w jego kierunku. Nie bawiąc się w otwieranie drzwi dla blondynki i inne duperele czekałem, aż sama załaduje się do samochodu. Położyła torbę na kolanach, a ja odpaliłem silnik
-Masz jakieś życzenie co do filmu?- zapytałem wyjeżdżając na ulicę
-Jest nowa część Avengersów- powiedziała dyskretnie pisząc wiadomość na telefonie- Możemy iść na to jeśli masz ochotę
-Już się obawiałem, że będę skazany na komedię romantyczną- westchnąłem
Harper zaśmiała się cicho i wskazując palcem na radio zapytała:
-Mogę?- uśmiechnęła się na moje kiwnięcie i po chwili w samochodzie rozległa się muzyka na dość wysokim regulatorze.
Kiedy bilety i popcorn mieliśmy już w ręku skierowaliśmy się w stornę jednej z sal. Zajęliśmy miejsce prawie na samym końcu. W pomieszczeniu poza naszą dwójką znajdowało się niewiele osób. Wyciągnąłem komórkę z kieszeni i włączając aparat skierowałem urządzenie w naszą stronę
-Może wspólne zdjęcie?- zapytałem

Harperka?

Od Kalla cd Xaviera

Jestem idiotką. Cholernie głupią idiotką. Dlaczego wcześniej nie domyśliłam się, że taki facet może mieć dziewczynę. Przecież to było jasne. Co ja sobie w ogóle wyobrażałam. Czuję się teraz jak tępa dzida.
- Um… - zaczęłam. Nie miałam pojęcia jakie pytanie mu zadać. Przecież prosto w twarz nie zapytam czy tamta laska to jego dziewczyna. Dalej Kalla wiem, że potrafisz. - Chciałam… um… no… ten… - i nagle nad moją głową zapaliła się mała żaróweczka. - Mógłbyś wytłumaczyć mi jutro prawdopodobieństwo raz jeszcze? Kompletnie tego nie ogarniam – bingo. W nagrodę za bycie taką inteligentną dziewczyną kupię sobie coś w nagrodę. Xavier trochę zdziwiony pytaniem uśmiechnął się nieznacznie chociaż prawdopodobnie coś podejrzewał. Jak na razie postanowił chyba mi odpuścić.
- Nie ma problemu. Możemy się spotkać jutro po lekcjach – kelnerka przyniosła nasze zamówienie. Oprócz kawy zamówiłam sobie jeszcze serniczek. - Więc jak to się stało, że znalazłaś się wtedy w klubie. Całkiem sama?
- Był weekend. Chciałam gdzieś wyjść i się zabawić ale oczywiście moi znajomi jak zwykle się wykręcili i zostałam sama – jedną ręką opierałam się na stoliku, a w drugiej trzymałam łyżeczkę i kręciłam nią. - Nie miałam zamiaru tracić soboty więc po prostu poszłam sama. Tamten typ, z którym mi pomogłeś łaził za mną cały wieczór. Był głównym powodem, dla którego chciałam się zmyć tak wcześnie – westchnęłam po czym upiłam łyk kawy.
- Masz nauczkę na przyszłość. Takie kruszyny jak ty nie mają w życiu łatwo – kruszyna? Podoba mi się. Może mi tak mówić. Zarumieniłam się delikatnie.
- Ile masz lat tak w ogóle? Nie wyglądasz na starego ale na młodego też nie. Obstawiam coś koło… nie wiem… dwadzieścia osiem?

<Xavier?>

środa, 18 kwietnia 2018

Od Issabelli cd Tylera

-Ja naprawdę muszę już iść - ruszyłam szybko w stronę budynku ale po chwili chłopak złapał mnie za rękę -Tyler... mam mało czasu - spojrzałam na chłopaka
-Pójdę tam z Tobą - prychnął
-Ale... - zaczęłam się jąkać
-Nie ma żadnego ale. A poza tym... przecież za chwilę zaczynasz zajęcia. Nie możemy się spóźnić - zaśmiał się
-No dobra... - powoli ruszyłam w stronę budynku. Trochę dziwnie się czułam kiedy chłopak trzymał mnie za rękę no ale cóż... nic nie poradzę.

***

Po skończonych zajęciach poszłam do szatni się przebrać. Gdy wyszłam, pierwsze co zobaczyłam to był Tyler, który śledził mnie wzrokiem.
-Nie możesz ze mną chodzić na zajęcia - mruknęłam -Rozpraszasz mnie... aż się dziwię, że Jennifer pozwoliła Ci wejść na salę aby oglądać nasz układ... -
-Ma się ten urok - zaśmiał się
Spojrzałam na zegarek i westchnęłam -Mam dziesięć minut, żeby się dostać na siłownię... nie mam szans - ziewnęłam
-Może się gdzieś przejdziemy? - zaproponował chłopak
-W sumie... możemy gdzieś wyskoczyć na miasto - odpowiedziałam
-Klub? - uśmiechnął się lekko
-Czemu nie - powiedziałam po chwili zastanowienia

***

Gdy znaleźliśmy się pod klubem zaczęłam się rozglądać
-Coś nie Tak? - zapytał
-Nie, nie tylko nigdy tu nie byłam - spojrzałam na Tylera
-Rozumiem - zaśmiał się
-Dwudziesta trzecia... późno trochę... A jak się jutro spóźnię na zajęcia? - spojrzałam na zegarek
-Nie panikuj. Trochę się zabawimy i odprowadzę cię do domu - uśmiechnął się łobuzersko
-No skoro tak mówisz... - odpowiedziałam z przekąsem

Tyler?

wtorek, 17 kwietnia 2018

Od Xaviera cd Kalla

-No nie wierzę. Mój brat belfrem od maty. Brzmi jak nie śmieszny żart. Poza tym z takim wyglądem rodzice nie sprzeciwili się? No bo nie wierzę, że tak poprostu się zgodzili -zaśmiała się walcząc z zamkiem od drzwi gabinetu.
-No jakoś tak wyszło -powiedziałem drapiąc się po głowie. -No wiesz, zadzwoniła w potrzebie...
-Nie chcę znać szczegółów waszego układu -odparła, za co dostała cios w potylice. -Ej nie ładnie tak ludzi bić!
Ruszyliśmy w stronę wyjścia z klubu. Zaraz po wyjściu ze szkoły zadzwoniłem do Shaylyn, aby prosić ją o przysługę. W związku z nowymi obowiązkami musiałem poprosić siostrę o pomoc w klubie. W końcu ma do niego takie samo prawo jak ja. A teraz powstała okazja, aby wyciągnąć ją z łap jej pożal się boże pracodawcy. I takim sposobem zyskałem zufanego menadżera. Nie nie będę obawiał się anarchii w klubie, a ona rzuci prace u snoba. I wszyscy szczęśliwi. No dobra, prawie wszyscy.  Wyszliśmy przed budynek, gdzie zauważyłem, że Kalla już czeka.
-Jak wrócisz do mieszkania wyprowadzisz psy -powiedziałem i już miałem ruszyć, gdy ona złapała mnie za szelki i strzeliła z nich.
-Cwaniaku może najpierw dał klucze -wyjąłem klucze z kieszeni I podałem jej. -No, to bądź grzeczny i baw się grzecznie -rzuciła odchodząc i wysyłając mi buziaka.
Ruszyłem w stronę blondynki kręcąc głową na entuzjazm mojej siostry. Od dawna jej takiej je widziałem. Spojrzałem na Kallę, która stała oparta o samochód. Dość krótka spódniczka odsłaniała jej nogi w prawie całej klasie. Muszę przyznać, że ma je całkiem niezłe. Oj dobrze, że dyrekcja nie ma wglądu do moich myśli, bo inaczej byłaby kaplica. I nie myślę tylko o tym przypadku. Stanąłem przed młodą, która wzrokiem odprowadzała Shay.
-Przepraszam, że musiałaś poczekać, ale miałem jedną ważną sprawę do załatwienia. Tu niedaleko jest fajna kawiarnia, więc możemy się tam przejść -powiedziałem uśmiechając się do niej lekko.
-Jasne -odparła odwzajemniając uśmiech, jednak przedzierało się przez niego coś na wzór złości. Jej spojrzenie jeszcze na chwilę padło na miejsce, gdzie przed chwilą zniknęła Shay.
Ruszyliśmy  przed siebie ulicą, gdzie za około sto metrów mieściła się całkiem przyjemna kawiarnia. Czasem chcąc uwolnić się od głośnej muzyki i zapachu alkoholu. Weszliśmy do środka, usiedliśmy przy stoliku po czym przyszła do nas kelnerka chcąc przyjąć zamówienie. Usiedliśmy wygodnie, a ja przyjrzałem się chwilę dziewczynie. Całą drogę z parkingu tutaj wymieniliśmy parę słów, a ja widziałem, że jakieś pytanie nie dawało jej spokoju.
-Dobra, nie czaj się tylko pytaj -powiedziałem w końcu, na co dziewczyna zrobiła zaskoczoną minę. -Oj przecież widzę, że jakieś pytanie wierci ci dziurę w brzuchu. Jeśli uznam je za niestosowne... A tu naprawdę musisz się postarać... To nie odpowiem i tyle.
Kalla?

Od Issabelli cd Tobiasa

-Ah, rozumiem - uśmiechnęłam się -Skoro tak lubisz zwierzęta to możesz wychodzić z moją Zoną - zaczęłam się śmiać na co chłopak odpowiedział tym samym
-No niestety nie mogę bo czas leci za szybko - spojrzał na mnie
-To prawda. Ledwo wyrabiam się ze wszystkimi obowiązkami, więc wiem jak to jest mieć mało czas - westchnęłam i na chwilę zamilkłam -Powiedziałeś, że wracasz z pracy... czym się zajmujesz? - spytałam zaciekawiona
-Gram w kapeli a Ty? - spojrzał na mnie
-Studiuję aktorstwo, chociaż nie wiem czy się do tego nadaję - odparłam
-Ambitnie - uśmiechnął się lekko
-Może i tak, ale nie jest to najprostsze - spojrzałam na zegarek
-Domyślam się - rozejrzał się po okolicy
-A tak w ogóle to z ilu letnim panem mam zaszczyt przeprowadzać konserwację? - zaśmiałam się
-Dwudziesto letnim a ilu letnia dziewczyna zaszczyca mnie swoją obecnością? - również wybuchnął śmiechem
-W sumie to już od niedawna pełnoletnią - uśmiechnęłam się lekko
-No to gratuluję - odwzajemnił uśmiech
-Późno już trochę - ziewnęłam
-To prawda. Czas wracać do domu - śledził mnie wzrokiem
-Mogę na chwilę twój telefon? - spytałam niepewnie
-Janse - chłopak wyciągnął komórkę z kieszeni i podał mi. Po chwili oddałam mu ją zadowolona.
-Jak będziesz chciał jeszcze pogadać to zadzwoń albo napisz - zaśmiałam się. Tobias spojrzał w ekran telefonu i nic nie odpowiedział.
-Do następnego razu - powiedziałam ziewając i ruszyłam w swoją stronę

Tobias?

Od Tobiasa cd Isabelli

- Właściwie to wracam z baru, z pracy - mówię, ocierając kark dłonią.
Nachylam sie do psa i go głaszczę.
- Widać, ze lubisz zwierzęta - rzuca do mnie dziewczyna, a ja uśmiecham się na to.
- Uwielbiam! Tyle, że własnego posiadać nie mogę. - Wzruszam obojętnie ramionami, zaciskając usta.
- Ojej, dlaczego? - pyta ze zdziwieniem, a ja zastanawiam się, czy naprawdę ja to interesuje.
Wyczytuję z jej spojrzenia, że chyba tak.
- Mieszkam we wspólnym mieszkaniu z kumplem, a on, niestety, jest uczulony na sierść - odpowiadam i uśmiecham się do niej.
- Brzmi okropnie - mówi Isabella.
- Jest okropne. To tak, jakbyś chciała zjeść czekoladę, ale nie możesz bo ktoś obok może z tego powodu cierpieć - śmieję się, sam nie dowierzając własnym słowom. Widocznie głód odbija mi się nawet w myślach o temacie rozmowy.
Dziewczyna spogląda na mnie ze zdziwieniem w spojrzeniu, ale widzę na jej ustach lekki uśmiech, rozbawiony uśmiech.
- Wybacz, jestem po prostu głodny, nie jadłem jeszcze kolacji - odrzekam na jej rozbawienie.

Isabella? c:

poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Od Tylera cd Issabelli

Kiedy wyszedłem od Isabelli udałem się do miasta załatwić kilka spraw, w końcu nadszedł czas mojego powrotu do domu. Nie kryłem zaskoczenia, kiedy zauważyłem przed sobą znajomą sylwetkę, która tak jak się domyśliłem, należała do Isabelli. Zawołałem głośno jej imię, na co ona odwróciła się, po chwili orientując się, co właściwie ma miejsce i wyciągając z uszu słuchawki. Podszedłem do niej, spoglądając na nią z rozbawieniem. Omiotłem ją wzorkiem, od góry do dołu. Wyglądała jakby miała zamiar iść na jakiejś zajęcia na przykład siłownię, w czym utwierdzała mnie dodatkowo sportowa torba na jej ramieniu.
-Wyspałaś się, Isabello? - spytałem z przekąsem.
Na jej twarzy pojawił się rumieniec, a w oczach można było zauważyć zakłopotanie.
-No ja ten… no… - zająknęła się.
-Cóż, byłem przekonany, iż jesteś tak zmęczona, że nie jesteś w stanie wyjść z Zoną, a tu proszę – prychnąłem. - Gdzie idziesz?
-Idę na zajęcia tańca – jęknęła w końcu – I wiesz Tyler, zaraz się zaczynają i boję się, że się spóźnię – dopowiedziała szybko, co wywołało u mnie jedynie rozbawienie.
-Zajęcia tańca, powiadasz? - mruknąłem, patrząc na nią, ciekaw jej dalszych wypowiedzi.
Isabella?

Od Scotta cd Hailey

Zanim wróciłem do mieszkania zachaczyłem o sklep, znając nie zaciekawą zawartość lodówki. W międzyczasie wybrałem numer do znajomego fryzjera, aby mówić się na tak wypragnione przez Hailey i babcię strzyżenie. Skoro obie się w tej sprawie zgadzają, to nie będę dyskutować z nimi. Dłużej pożyję. Stwierdził, że uda mu się mnie wcisnąć z samego rana, jeszcze przed spotkaniem z dziewczyną. Wróciłem do domu, rozglądając się uważnie za zmianami, lecz całe szczęście jedynym obrazem rewolucji był obrus na stole, który nie mam pojęcia skąd wytrzasnęła. W końcu odwiozłem ją do jej domu, dowiadując się, skąd w niej taka potrzeba działania. Okazało się że jej ukochany pies zdechł. I mimo ich zapewnień ,że w końcu był to tylko głupi zwierzak wiedziałem co dla niej znaczył. Był ostatnim prezentem od dziadka. Odstawiłem ją do domu, gdzie po siedziałem jeszcze z godzinę, aby na wieczór wrócić do Nowego Jorku.
Rano ogarnąłem się szybko, aby zdążyć jeszcze do fryzjera, po czym udałem się pod blok dziewczyny. Gdy podjechałem stała już gotowa, oczekując aż podjadę. Zatrzymałem się, a dziewczyna wsiadła obok mnie.
-A jednak odwiedziłeś fryzjera -powiedziała uśmiechając się i całując mnie na powitanie.
-Nie no coś ty, napadli mnie w nocy i obcieli. Skoro się zmówiłaś z moją babcią byłem na przegranej pozycji... -powiedziałem wywracając oczami.
-No i dobrze... Wolę cię w takim wydaniu -powiedziała przeczesując dłonią moje włosy. -No to gdzie jedziemy? -Zapytała zapinając pasy.
-A to mamy gdzieś jechać? Przesiedzimy tu cały dzień -powiedziałem. -Nie powiem, niespodzianka.
Zjechałem z parkingu i ruszyłem w sobie znanym kierunku. Postanowiłem zabrać dziewczynę na piknik, z braku lepszego miejsca do Central Parku. Gdy tylko dało radę prowadzić jedną ręką, drugą splatałem z dłonią dziewczyny. W końcu zaprakowałem i wysiadłem z samochodu. Otworzyłem jej drzwi, pomagając wysiąść, po czym wyjąłem z bagażnika koc i koszyk.
Hailey?

Od Kalla cd Xaviera

- Więc… nie wpisał mi pan spóźnienia? - patrzyłam na niego z iskierkami nadziei w oczach.
- Kiedy jesteśmy sami możesz mówić mi Xavier – uśmiechnął się delikatnie. Jego uśmiech jest… woah. Aż mi się gorąco zrobiło.
- Jasne… Xavier – zaśmiałam się nerwowo – To co z tym spóźnieniem?
- Nie wiedziałem, że uczniom aż tak zależy na frekwencji – mruknął zaskoczony.
- Gdyby zagrożono ci odcięciem od konta bankowego zapewne też byś się przejął. W każdym razie… O której kończysz dzisiaj zajęcia? - spojrzał na mnie trochę zaskoczony. Gdybym stała na jego miejscu prawdopodobnie zrobiłabym to samo. Kalla co ci strzeliło do głowy?
- Po trzeciej.
- Przyjadę dzisiaj odebrać samochód po czwartej… Może znalazłbyś chwilę na jakąś kawę albo coś?
- Albo coś brzmi całkiem nieźle. Będę czekał na parkingu – dzwonek na kolejną lekcję przerwał nam rozmowę.
- To do później! - wybiegłam z klasy z uśmiechem na ustach. Muszę się dowiedzieć czy udziela prywatnych korepetycji…
Lekcje minęły bardzo szybko zwłaszcza, że moje myśli krążyły wokół nauczyciela matematyki. Mam nadzieję, że nikt nie przyczepi się do tego, że razem poszliśmy na kawę. To tylko kawa, tak? Wróciłam do domu, zjadłam obiad na szybko i trochę przygotowałam się do wyjścia. Kiedy byłam gotowa kochana mamusia zawiozła mnie na parking przy klubie a sama pojechała na zakupy. Stanęłam przy samochodzie i oparłam się o jego przód. Czekałam na Xaviera przeglądając nowości w internecie.

<Xavier?>

Od Hailey cd Scotta

Spojrzałam na chłopaka i pogłaskałam go po policzku.
-Pójdę pobiegać, a później może skoczę na kawę z dziewczynami z pracy – odparłam, patrząc prosto w jego oczy – a ty?
-Będę musiał iść do siebie i sprawdzić, co babcia nawyrabiała w moim mieszkaniu, pod moją nieobecność. Później pewnie będę musiał ją odwieźć – westchnął, przejeżdżając ręką po swojej twarzy i wzdychając ciężko.
-Oj, no chociaż tyle byś dla niej zrobił. To złota kobieta – zaśmiałam się.
-A jutro co robisz? - zapytał, odbiegając od tematu.
-Nie wiem jeszcze, a proponujesz coś – odparłam, unosząc jedną z brwi.
-Możliwe – powiedział, uśmiechając się przy tym.
-Ja bym ci jeszcze przy okazji zaproponowała fryzjera, skarbie. Nie odbieraj tego źle, aczkolwiek chyba wolę cię w krótszych włoskach – zaśmiałam się, pociągając za jeden z kosmyków jego włosów.
-Skoro tak twierdzisz, umówię się – westchnął.
Kilkanaście minut później Scott podniósł się z moich kolan i zebrał się do wyjścia. Złożyłam pocałunek na jego ustach, kiedy stał już w drzwiach i miał zamiar wychodzić. Całowaliśmy się leniwie, jednak przelewaliśmy w ten moment wiele z naszych uczuć. Takie pocałunki były jednymi z moich ulubionych.
-Do zobaczenia jutro, skarbie – zawołał, odchodząc.

**

Wyszłam przed blok, gotowa, aby czekać na chłopaka. Po raz pierwszy od dłuższego czasu udało mi się być przed czasem, kiedy się z nim umówiłam. Zazwyczaj jestem punktualna, jednak na spotkania ze Scottem często jestem minimalnie spóźniona. Po chwili jego auto zatrzymało się przede mną, a ja wsiadłam do środka.
Scott?

Od Xaviera cd Kalla

Spojrzałem na dziewczynę stojącą dalej w drzwiach nie wiedzącą jak się do końca zachować. No cóż, była to dość niecodzienna okoliczność. Rozsiadłem się wygodniej na biurku.
-Zajmij miejsce -powiedziałem wskazując miejsce ruchem ręki. Poczekałem aż zajmnie miejsce, dopiero zacząłem kontynuować.- Jak zacząłem zanim przerwało wtargnięcie waszej koleżanki, jestem na zastępstwo za Panią Brown. Nie będzie jej do końca roku, a ja zajmę jej miejsce na jakiś czas. Ale ile się zejdzie za nim padną sprzeciwy ze strony waszych rodziców abym was uczył nie jestem w stanie stwierdzić. Możecie zwracać się do mnie panie Xavier, co by nikt się nie uczepił, że zbytnio się z wami spoufalam. Co do wymagań na lekcji... Wiem jakie macie do tego podejście, ale ja muszę zrobić swoje, a ja w swoje, więc nie uprzykrzajmy sobie wzajemnie życia. Podobno jestem mniejszym sukinkotem niż ona -odparłem na co klasa parsknęła lekko -więc czasem mogę pójść na kompromis. Jeśli będę coś za szybko tłumaczył, czy będziecie mieli z czymś problem, nie ma dla mnie żadnego problemu by wrócić do czegoś lub zostać po lekcjach.
Spojrzałem po osobach w klasie, zatrzymując go chwilę na znajomej blondynce. Zszedłem z biurka, Po czym obszedłem mebel dokoła, stając ponownie w ich stronę.
-Dobra, to skoro już wszystko jasne i brak pytań... Przechodzimy do lekcji, bo macie niezłe zaległości... W takim razie bierzemy się za prawdopodobieństwo...
Zabrałem się za tłumaczenie tematu, starając się co przedstawić jak najprościej. Co mnie bardzo zaskoczyło, w klasie panowała cisza pełna skupienia. Albo tak dobrze udają albo faktycznie chcą to zrozumieć. W końcu przeszliśmy do ćwiczeń, gdzie uczniowie rozwiązywali zadania przy tablicy. W przeciwieństwie do starej zołzy nie irytowałem się po minucie podając rozwiązane zadanie, tylko naprowadzałem cierpliwie czekając aż sam wpadnie na rozwiązanie, zerkając jak idzie innym. W końcu zabrzmiał dzwonek ogłaszając początek przerwy. Zacząłem się zbierać, w celu opuszczenia sali, gdy rozległ się znajomy głos.
-A pan przypadkiem nie prowadzi klubu? -Odparła blondynka.
-Jestem człowiekiem o wielu talentach, panno Devis.

Kalla?

Od Kalla cd Xaviera

- Kalla wstawaj! - poczułam jak ktoś próbuje zdjąć ze mnie kołdrę jednak trzymałam ją tak mocno, że się nie dałam. - Spóźnisz się do szkoły! - no tak… kochana mamusia. Byłam świadoma tego, że nie odpuści więc poddałam się bardzo szybko.
- Już wstaję – mruknęłam po czym powoli podniosłam się do siadu. - Która godzina? - przeciągnęłam się leniwie.
- Za piętnaście ósma. Jeśli się dzisiaj spóźnisz do szkoły na miesiąc odetnę ci dostęp do mojej karty – mamusia uwielbia się ze mną droczyć i często tak mówi. Jej pasją jest patrzenie na mnie biegającą od łazienki do garderoby w panice. Tego dnia było tak jak zwykle. Rozsiadła się na moim łóżku kiedy ja zerwałam się do biegu. Ona tylko siedziała i się śmiała.
- Powiedz mi kiedy będzie za pięć! - krzyknęłam z łazienki kiedy wchodziłam pod prysznic.
- Jasne jasne! Myślałaś już czym pojedziesz? Zapomniałaś pójść po swój samochód – zaśmiała się.
- Kur… - na moje usta już cisnęło się przekleństwo jednak bardzo szybko się pohamowałam.
- Słucham?
- Cze pióro! - po kilku minutach wybiegłam z łazienki i zaczęłam przeszukiwać szafę w poszukiwaniu jakiś ubrań. Nie miałam czasu na dobieranie stroju więc po prostu postawiłam na jeansy i t-shirt. - Czy yamahszka ojca jest na chodzie?
- Tak, a co? - uśmiechnęłam się pewna swojego zwycięstwa w tej nierównej walce. Zgarnęłam telefon i słuchawki z biurka po czym szybko wybiegłam z pokoju. Kroki skierowałam do dość sporego garażu, w którym tatuś trzymał wszystkie swoje zabawki dla dużych chłopców. Z wieszaka zgarnęłam kluczyki do motocykla i kask. Mamunia pobiegła za mną. Rzuciła mi skórzaną kurtkę. - Tylko się nie zabij proszę.
- Ojciec mnie uczył tak? Wszystko będzie dobrze – zaśmiałam się i odpaliłam silnik.
W szkole byłam kilka minutek po dzwonku. Klnąc pod nosem biegłam do klasy, w której miałam lekcje. Zaczynaliśmy od matematyki. Cudownie. Ta wredna baba, która nas uczy na bank wstawiła mi już nieobecność. Niczym piorun wbiegłam do klasy przerywając rozmowy uczniów. Wzrok wszystkich z nauczyciela przeniósł się na mnie. - Błagam pani mi nie wpisuje nieobecności! - potrzebowałam chwili na przeanalizowanie faktu, że przed biurkiem starej jędzy siedzi mężczyzna. Całkiem przystojny. Zdecydowanie w moim typie. Chyba już go gdzieś widziałam. To jakiś model? Aktor może? W końcu nad moją głową zapaliła się żaróweczka. - Xavier? Znaczy się pan Xavier? Chciałam powiedzieć pan… Matko - jęknęłam zdezorientowana. Jak ja mam się do niego zwracać?

<Xavier?>

Od Xaviera cd Kalla

Spojrzałem na wyciagniętą dłoń dziewczyny, po czym ścisnąłem ją lekko.
-Xavier, miło poznać, mimo okoliczności -odparłem uśmiechając się lekko do dziewczyny. -No to gdzie cię zawieść, mała? I zapnij pasy.
Dziewczyna zrobiła naburmuszoną minę, mrucząc coś odnośnie mojego określenia. Zaśmiałem się pod nosem, na jej zachowanie. Podała mi adres, a ja przekręciłem kluczyk w stacyjce, uruchamiając silnik maszyny.  Samochód ruszył zatłoczonymi ulicami Nowego Jorku. Oparłem jedną rękę o drzwi pojazdu drugą trzymając nonszalancko rękę na kierownicy.
-Poinformowałaś znajomych, że wychodzisz? -Zapytałem zerkając na nią kątem oka. -Wiesz, nie potrzeba by się martwili, gdzie zniknęłaś...
-Dlaczego zakładasz od razu, że byłam tam z kimś? -Zapytała unosząc prawą brew i rozsiadając się wygodniej na fotelu.
-Raczej nie wyglądasz na introwertyka. Poza tym jest to raczej dość żadko spotykane, że osoby... Poniżej dwudziestu paru lat przychodziły same do klubów. Chcąc nie chcąc trochę się znam na tym.
-Niewątpliwie, a mówiąc o tym brzmisz jak dziadek -zaśmiała się.
-A czasem nawet tak się czuje -zawtórowałem jej.
Mimo zapełnionych nocnych ulic, udało utrzymać się dość szybkie tępo podróży. Oczywiście, przymknąłem oko na kilka sygnalizatorów czy też znaków, ale nikomu życia nie utrudniłem. Podróż mijała nam na luźnej nic nie wnoszącej do życia rozmowie, aż zaprakowałem samochód pod wskazanym adresem.
-Proszę bardzo, wedle życzenia -powiedziałem odwracając się w jej stronę.
-Dzięki, za podwózkę... I za tamto w klubie -dodała po chwili, poprawiając kosmyk blond włosów. 
-Nie ma problemu. I rada na na przyszłość... Uważaj na siebie i nie włócz się sama po klubach.
W końcu dziewczyna wysiadła z samochodu i skierowała się w stronę domu. Za nim zniknęła mi z pola widzenia odwróciła się przez ramię machając mi na pożegnanie. Pokręciłem głową ruszając szybko, aż opony wydały z siebie złowrogi pisk. Ruszyłem prosto do mieszkania, dzwoniąc do chłopaków,  aby upewnili się czy monitoring działa. W końcu dotarłem do mieszkania, gdzie szybko ogarnąłem się, po czym położyłem się, alby odespać nockę. Po południu obudził mnie dźwięk telefonu. Podniosłem niechętnie głowę z poduszki szukając źródła hałasu. Okazało się,  że dzwoni dyrektorka liceum, gdzie odbywałem staż jako nauczyciel w ostatnim roczniku w poprzednim roku. Zaczęła tłumaczyć, że nauczycielka matematyki poszła na zwolnienie do końca roku, a dyrka ma nóż na gardle. Nie mogła znaleźć nikogo na zastępstwo w trybie natychmiastowym, więc pomyślała o mnie. Poprosiła o spotkanie w poniedziałek i omówienie ewentualnych warunków. Niewiele myśląc zgodziłem się, aby w poniedziałek z rana stawić się w gabinecie dyrektorki liceum.
Kalla?

Od Harper cd Nathana

Minął tydzień i musiałam wrócić do pracy. Nie żebym narzekała. Bardzo ją lubię. Po prostu czasami wolałabym być gdzieś indziej...
Było parę minut po osiemnastej kiedy ktoś jeszcze zawitał do kawiarni. Mieliśmy już zamykać jednak mamy złota zasadę. Jeśli klient wejdzie zanim zostanie wywieszona zawieszka trzeba ko obsłużyć. Wystawiłam głowę znad lady żeby móc przywitać klienta. Całe szczęście śliwa mi już zeszła dzięki czemu przestałam odstraszać klientów.
- Dzień dobry czym... - dlaczego ze wszystkich ludzi musiał przyjść właśnie on? Nathan stał na przeciwko mnie z bardzo dziwnym uśmiechem. Niby wyglądał na normalny ale w jego przypadku... Był dziwny. - Czym mogę służyć? - dokończyłam głośno wzdychając.
- Herbatę z cytryną na wynos proszę - woah poprosił? Nie wierzę.
- Jasne. Zaraz podam - zapłacił a ja poszłam przygotować jego zamówienie.
- Co robisz po pracy? - mruknął opierając się na ladzie. Czułam jego wzrok na sobie. To było cholernie dziwne.
- Idę do domu - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Może wyskoczymy gdzieś razem? Wkręcę nas na jakąś imprezę - uśmiechnął się kiedy tylko na niego spojrzałam.
- Nie.
- Jest piątek. Nie chcesz się zabawić?
- Nie. Zwłaszcza w twoim towarzystwie. Nie wiem co ci się tak nagle stało ale jeszcze do niedawna tylko się ze mnie naśmiewałeś - podałam mu kubek ciepłej herbaty. - Baw się dobrze.
- Harper przepraszam za to co robiłem - uniosłam jedną brew patrząc na niego.
- Słucham? - zapytałam zdziwiona.
- Zachowałem się jak ostatni dupek. Chce ci to jakoś wynagrodzić. Zamiast na imprezę daj się zaprosić na kolację albo do kina - zaskoczył mnie. Nie kłamał. Tak mi się przynajmniej wydawało...
- Dobrze... - mruknelam. Co miałam do stracenia? Jeśli coś się stanie, trudno. Wyjdę i spróbuję zapomnieć. Proste? Proste.

<Nathan?>

Od Nathan'a cd Harper

Minęło kilka dni, a Nathan wciąż nie dostał odpowiedniej kwoty pieniędzy za wygrany zakład. Co prawda więcej do rudawej dziewczyny nawet się nie odezwał, ale czego innego można było się spodziewać po chłopaku. Widząc kolegę z drużyny brunet ruszył w jego stronę z uśmiechniętą miną
-Ja wciąż czekam na swoje pieniądze- powiedział donośnym głosem z drugiego końca korytarza
Blondyn z niezadowoloną miną wręczył banknot do ręki zadowolonego przyjaciela, któremu po sprawdzeniu kwoty zrzedła mina.
-Miało być więcej- mruknął marszcząc brwi
-Ale dam ci tyle- zaśmiał się- Byłbym głupi, gdybym na tak pewną sprawę tyle postawił
-Sam mówiłeś, że mi się nie uda- przypomniał sobie Nate
-Nie oszukujmy się Nathan- posłał mu uśmiech- Jesteś w stanie wyrwać jedynie zdesperowane cheerleaderki
Brunet poczuł narastającą złość. Ostatnie zdanie kumpla podważyło jego męskość i powodzenie, a on nie dawał się tak traktować
-Jakbym chciał, to i tobie narobiłbym przyrodniego rodzeństwa- parsknął
Słysząc wymianę zdań, zainteresowani sportowcy z drużyny okrążyli kolegów, czekając na rozwój wydarzeń. Robiło się coraz ciekawiej, a oni nie chcieli przegapić ani jednego słowa. Po kilku nieprzyjemnych zdaniach wysoki blondyn zażądał:
-Dam ci nawet trzy razy tyle o ile się założyliśmy, jeśli zaliczysz chociaż jedną dziewczynę, która najzwyczajniej na świecie się nie puszcza- stwierdził
-W dupie mam twój hajs- wyznał Nate- Ale wyzwanie przyjmuje
Na to chłopak uśmiechnął się do bruneta
-Nawet mam pomysł kogo ci wyznaczyć- mrugnął- Harper Cain, bliżej ci znana jako Śliwa
Harper? XD

niedziela, 15 kwietnia 2018

Od Issabelli cd Tylera

Gdy chłopak wyszedł, usiadłam szczęśliwa na kanapę. Zbliżał się wieczór, więc musiałam się ogarnąć. Mam jeszcze dzisiaj do zaliczenia lekcje tańca i siłownię. Nie chciałam, żeby Tyler wiedział, ponieważ płeć przeciwna czasami dziwnie reaguje na to, że dziewczyna chodzi ćwiczyć. Podeszłam do szafy w mojej sypialni i wyjęłam dwie pary bluzek oraz spodni. Spakowałam je do torby i zaczęłam szukać czegoś w czym mogłabym normalnie wyjść z domu. Stanęło na tym, iż ubrałam czarną bluzkę, bluzę moro typu crop top, ciemno szare bagi oraz zielone buty sportowe. Byłam z siebie duma, chociaż raz nie wyglądałam jak wieśniak. Następnie poszłam do łazienki, aby się umalować. Nie lubię mocno widocznej tapet, więc tak jak zawsze nałożyłam na usta cienką warstwę, delikatnie różowej pomadki. Po chwili rozmyślania, postanowiłam, że tak może zostać. Związałam włosy w kucyk, wzięłam torbę i wyszłam z domu. Szłam powoli ulicą, słuchając muzyki przez słuchawki. Za niedługo zaczynały się zajęcia, więc musiałam przyspieszyć. Byłam już prawie na miejscu, odetchnęłam z ulgą. Po chwili usłyszałam jak ktoś mnie woła, głos wydawał się znajomy, więc odwróciłam się i spojrzałam na chłopaka, który był coraz bliżej mnie.

Tyler?

sobota, 14 kwietnia 2018

Od Tylera cd Issabelli

Od Tylera cd Issalbelli
Spojrzałem na dziewczynę, później na psa. Wprawdzie dzisiaj nic przy sobie nie miałem, więc chyba nic nie stało na przeszkodzie.
-Pewnie, jeśli tylko nie będzie miała problemu, żeby ze mną wyjść to jak najbardziej – odparłem.
-Cudownie, naszykuję ci ją – powiedziała, wyraźnie zadowolona.
-Dopiję herbatę tylko – oznajmiłem.
Kilka minut później Isabella przekazała mi psią smycz, Zona początkowo niechętnie opuściła mieszkanie. Jednak kiedy znalazła się na dworze ruszyła chętniej do przodu. W ulicach tej części miasta, o tej godzinie, kręciły się jedynie pojedyncze osoby, w dużej mierze również wyprowadzając swoje czworonogi. Wyciągnąłem z kieszeni bluzy paczkę papierosów i zapalniczkę. Mój nagły postój spotkał się z niezadowolonym spojrzeniem suczki, kiedy smycz jej się skończyła. Zaśmiałem się cicho na ten widok, gdyż mimika tego psa była naprawdę zabawna. Niecałe dziesięć minut później wróciłem do domu dziewczyny.
-Naprawdę nie wiem, jak mam ci dziękować – powiedziała, biorąc ode mnie smycz.
-Kiedyś mi się jakoś odwdzięczysz, mała– odparłem, uśmiechając się łobuzersko.
Isabella pokiwała głową na znak zgody, przeciągle ziewając, co wywołało tylko mój śmiech.
-Na mnie już czas, wyśpij się – powiedziałem, następnie wychodząc.
-Jeszcze raz dzięki, Tyler – zawołała za mną.
Po powrocie do mieszkania, zmęczenie również dało mi się we znaki, więc po wzięciu prysznica położyłem się spać.
Isabella?

Od Harper cd Nathana

- Naprawdę nie mam ochoty o tym rozmawiać i dobrze wiem, że ty też – przewróciłam oczami. Nauczycielka weszła do klasy co przerwało wszystkie rozmowy w pomieszczeniu. Babka była najgorszą z najgorszych. Każdy z obecnych w klasie chciał zdać. Usiadła przy biurku i rozejrzała się. Jej wzrok skupił się na mojej osobie przez co zaczęłam kląć w myślach. Błagałam żeby nie wzywała mnie do odpowiedzi.
- Harper – o nie… - Chodź ze mną na moment – mruknęła po czym wstała z miejsca. Chyba właśnie dostałam wyrok śmierci i szłam na pewne stracenie. Kiedy wyszłyśmy zamknęła za nami drzwi. - Kto ci to zrobił dziecko? - patrzyła na mnie… zmartwiona? To było dość dziwne.
- To wypadki – zaśmiałam się niezręcznie. - Ta śliwa na czole to po piłce, a policzek… - zatrzymałam się na chwilkę. Nie miałam pojęcia co powiedzieć. Żeby tylko nie zaczęła niczego podejrzewać… - Um… Na desce się przewróciłam i zaliczyłam bardzo nieprzyjemne lądowanie.
- Powiedzmy, że ci wierzę ale… jeśli w twoim życiu będzie działo się coś złego zgłoś się do mnie. Postaram się pomóc. Wiem, że pewnie jest ci ciężko po śmierci matki i odejściu brata – kurde to było naprawdę dziwne. Nikt od dawna tak do mnie nie mówił.
- Dziękuję pani – uśmiechnęłam się. - To naprawdę nie będzie konieczne. Wszystko u mnie jest tak jak być powinno, a to, że jestem niezdarna to już całkiem inna historia.
- W takim razie powinnaś bardziej na siebie uważać – odwzajemniła mój uśmiech po czym wróciła do klasy.
Szef kazał mi trochę odpocząć. Brałam bardzo dużo nadgodzin więc dał mi cały tydzień wolnego. Postanowiłam poświęcić ten czas na naukę. Od razu po lekcjach udałam się do szkolnej biblioteki, która jak zawsze świeciła pustkami. Tego właśnie potrzebowałam. Mogłam w ciszy i spokoju oddać się rozwiązywaniu zadań z matematyki.
Czas płynął tak szybko… Zostałam wyproszona przez bibliotekarkę, która chciała już iść do domu. Cóż innego mogłam zrobić niż grzecznie opuścić pomieszczenie? Poszłam po deskę żeby zabrać ją z szafki po czym wyszłam przed szkołę. Nie chciałam wracać jeszcze do domu więc postanowiłam odwiedzić braciszka.
- Dobry wieczór – uśmiechnęłam się do strażników stojących przed wejściem do sali odwiedzin.
- Witaj Harper – byłam trochę… bardzo znana w tym miejscu. Nie wiem dlaczego ale pracownicy mnie polubili. To było dość dziwne ale nie narzekałam. Lepiej żeby się uśmiechali niż patrzyli morderczymi spojrzeniami. Wpuścili mnie do środka gdzie czekał na mnie Diego. Podbiegłam do niego i mocno się przytuliłam.
- Hej braciszku – jejku jak mi tego brakuje…
- Cześć Krasnalu – zaśmiał się. - Co słychać? Jak tam w szkole? Mam nadzieję, że dobrze się uczysz – oderwałam się od niego i usiadłam na krześle naprzeciwko.
- Tak tak. Oczywiście, że tak – i wtedy miał szansę przyjrzeć mi się lepiej.
- Harper… Co się stało?
- Nic takiego. Naprawdę… Dostałam piłką w głowę. Przez przypadek. A to na policzku to upadek z deski. Upadłam i nadziałam się policzkiem na poręcz – nie chciałam go zamartwiać tym, że z ojcem jest coraz gorzej. Nie musiał wiedzieć.
- Boże Harper… Coraz bardziej mam ochotę zabrać ci tą deskę. Kiedyś się zabijesz…
- Nie przesadzaj – zaśmiałam się.
I tak spędziliśmy ponad godzinę na rozmowie. Strażnicy odprowadzili mnie do wyjścia i oddali rzeczy. Nie zostało mi nic innego jak tylko wrócić do domu. Włożyłam słuchawki do uszu i ruszyłam w jego stronę. Czekała mnie ponad godzina drogi. Niby mogłabym pojechać metrem albo autobusem… Nie kręci mnie przeciskanie się między ludźmi. Przynajmniej wyrobię sobie nogi.

<Nathan?>

Od Scotta cd Hailey

Przeciągnąłem się, słysząc jak strzelają mi stawy. Otworzyłem powoli oczy przyzwyczajając się do panującej w pomieszczeniu jasności. Przeciągnąłem się jeszcze raz zerkając na zegarek. Niewiele brakowało do jedynastej. Podniosłem się niechętnie z ciepłego łóżka i ruszyłem w stronę hałasów w głębi mieszkania. Podrapałem się po głowie, mierzwiąc sobie i tak rozczochrane włosy. Zastałem Hailey zmywającą miskę w zlewie. Podszedłem do niej oplatając ją ramionami wokół talii. Jak mi tego brakowało.
-Cześć kochanie -powiedziałem odsuwając włosy z szyi dziewczyny i pocałowałem ją w kark.
Odwróciła się w moją stronę, po czym parsknęła śmiechem widząc bałagan na mojej głowie.
-A ty co? Spotkałeś huragan po drodze? -odparła przekrzywiając głowę.
-Tak wiem, czas na wizytę u fryzjera -wywróciłem oczami całując ją w czoło. -No to co na śniadanie?
Prychnęła uderzając mnie w ramię. Uśmiechnąłem się do niej.
-Co? Panicz przyzwyczaił się,  że mu wszystko pod nos podstawią? Niestety jesteś skazany na płatki z mlekiem.
-No cóż będę musiał jakoś z tym sobie poradzić...
Zjadłem szybko śniadanie, po czym poszedłem się trochę ogarnąć. Powinienem wrócić do mieszkania, gdzie babcia zapewne już zaczęła wprowadzać swoje rządy. Nie wiem, kto na tym bardziej ucierpi- ja czy zwierzaki. Oczywiście czeka mnie jeszcze odwiezienie jej do domu. Wróciłem do salonu, gdzie Hailey siedziała na kanpie. Ułożyłem się koło niej, kładąc głowę na jej kolanach.
-Jakie masz plany na dziś?
Hailey?

piątek, 13 kwietnia 2018

Od Issabelli cd Tylera

Wysłałam Tylerowi sms-em to o co pytał, następnie napisałam mu jeszcze nazwę uczelni. Gdy odłożyłam telefon, wróciłam do słuchania nauczyciela.

***

-Nareszcie wolność - jęknęłam. W oddali zobaczyłam chłopaka, który szedł w moją stronę. -Hej Tyler - uśmiechnęłam się do niego.
-No witam Panią - spojrzał na mnie.
-Jestem wykończona - mruknęłam -chciałabym już iść spać -
-W takim razie, wracajmy - odparł

***

Przekręciłam klucz w zamku i weszłam do mieszkania. Chłopak stał przed drzwiami i śledził mnie wzrokiem.
-Nie chcesz wejść na chwilę? - zapytałam
-No skoro nalegasz - uśmiechnął się i wszedł do mieszkania
-Chcesz coś do picia? - zapytałam
-Może być herbata - powiedział rozglądając się po moim domu. Ruszyłam w stronę kuchni, rzucając torbę na kanapę. Po chwili wróciłam do salonu z napojem i podałam go Tylerowi.
-Mam pytanie - powiedziałam po chwili
-Słucham? - odpowiedział pijąc herbatę
-Mógłbyś przejść się na spacer z Zoną? - spojrzałam na chłopaka -Mam dużo nauki i nie mam czasu -


Tyler

Od Nathan'a cd Harper

Był zaskoczony, kiedy dziewczyna na jego towarzystwo przy stoliku zareagowała szybkim wyjściem, jednak nie przęjął się tym zbytnio i usatysfakcjonowany zawołał do kolegów:
- Chłopaki załatwiłem wam miejsce!
Nathan nie musiał długo czekać na przybycie znajomych. Do grupki przyjaciół w międzyczasie dołączyły trzy dziewczyny, które z niezwykłym zapałem usiadły między mięśniakami. Grupce nie śpieszyło się zbytnio z przękąskami, aż w końcu obsługa musiała ich kulturalnie wyprosić informując o zamknięciu lokalu. Kiedy wyszli, nikt nie miał zamiaru zbierać się do domu i zapewne martwiących brakiem kontaktu rodziców. Nate obserwując tył rudawej dziewczyny uśmiechnął się do kolegi obok
-O ile zakład, że zabiorę ją na chate?- mruknął w jego stronę
-Dzisiaj?- zapytał zaskoczony blonydn- Nie żebym w ciebie wątpił, ale nie sądzę, żeby po pierwszym i to grupowym spotkaniu by...
-Szykuj kase- Nate nie dał mu skończyć i klepiąc kumpla po ramieniu podbiegł do dziewczyny obejmując ją ramieniem na co zaśmiała się zadwolona
Brunet obudził się w swoim pokoju, a zastając obok siebie półnagą rudą piękność uśmiechnął się do siebie i nałożył bokserki. Buszując w kuchni musiał zbudzić rodzicielkę, która zainteresowana odgłosami z kuchni przyszła zobaczyć co się dzieje.
-Dzień dobry Nathan- powiedziała spokojnym głosem- Nie widzieliśmy się wczoraj, chyba późno wróciłeś
-Możliwe- wzruszył barkami mrucząc pod nosem
W tym momencie po schodach zeszła nieśmiałym krokiem towarzyszka Nate'a z poprzedniej nocy. Widząc ją, Stella Hall zmieszała się nieco i z zakłopotaną miną wróciła do swojej sypialni.
Kiedy dzwonek wzywający na lekcje zapędził uczniów do klas, Nate dostrzegł w jednej z ławek siedzącą tą przykuwającą wzrok dziewczynę ze śliwą na czole. Zdziwiło go to, że nie próbowała nawet jej zakryć masą kosmetyków, jak zrobiłaby to cała populacja dziewczyn ze szkoły. Z beszczelnym uśmiechem Nathan podszedł do ławki i kładąc plecak na stoliku usiadł na krześle obok. Widząc zaskoczoną minę dziewczyny, zauważył na jej policzku niedużego siniaka
-Wydaje mi się, że oberwałaś tylko w czoło słoneczko- mrugnąłem ze śmiechem- Chłopak cię bije, czy co?
Harper?

czwartek, 12 kwietnia 2018

Od Hailey cd Scotta

Westchnąwszy zarzuciłam ręce na szyje chłopaka, usadawiając się bardziej na jego kolanach.
-W takim razie możesz mnie tam zanieść – powiedziałam, wtulając się w niego i delikatnie ziewając.
Scott wywróciwszy oczami, podniósł się z kanapy i wzmacniając swój chwyt, zaniósł mnie do sypialni. Kiedy znalazłam się na miękkim materacu odetchnęłam z ulgą. Już po chwili znalazłam się pod kołdrą i ułożyłam się na miękkiej poduszce, która szybko przestała pełnić swoją funkcję, gdyż zastąpił ją Scott, kładący się obok mnie. Miło było wreszcie mieć go przy sobie, zdecydowanie się za tym stęskniłam.
-Dobranoc, kochanie – powiedziałam, podnosząc delikatnie głowę i całując go w szczękę, bo tylko na tyle pozwalała mi przyjęta przeze mnie pozycja.
-Śpij dobrze, Hailey – odparł, składając pocałunek na mojej skroni.

**

Rano obudziłam się przed chłopakiem. Nie miałam zamiaru jednak wstawać wcześniej, tym bardziej, że zegarek wskazywał dopiero siódmą. Wtuliłam się więc jeszcze bardziej w chłopaka i zamknęłam oczy z nadzieją, iż uda mi się zasnąć. Faktycznie, obudziłam się około dziesiątej. Scott wciąż spał. Wyglądał tak bezbronnie i uroczo, podczas snu, a jego włosy były w nieładzie. Pogładziłam chłopaka po policzku i całując go delikatnie w czoło, wygramoliłam się z łóżka. Nie miałam chęci na wymagające śniadanie, dlatego postanowiłam zadowolić się jedynie płatkami z mlekiem. Cóż, Scott też będzie musiał.

Scott?

Od Kalla cd Xaviera

- Tak… Jest okej – mruknęłam obejmując się rękami. Czułam się jakby momentalnie cały alkohol, który miałam we krwi wyparował. Patrzyłam jak ochroniarz odprowadza natręta.
- Dlatego właśnie klub nie jest miejscem dla dzieciaków – pokręcił głową głośno wzdychając.
- Nie jestem dzieckiem. Niedługo osiemnaście kończę okej? W każdym razie dzięki za pomoc. Kto wie co mogłoby się stać gdybyś nie zareagował...
- Prawdopodobnie wykorzystałby cię. Przyjedzie ktoś po ciebie? - pokręciłam przecząco głową.
- Jestem samochodem… Myślałam, że nie będę piła ale cóż… nie mogłam się powstrzymać – zaśmiałam się nerwowo drapiąc po karku. - Macie tutaj monitoring, nie? Jak zostawię wóz tutaj nie powinno się nic stać, racja?
- Tak. Zadzwonić po taksówkę?
- O nie nie nie nie. Nie – uniósł jedną brew i patrzył na mnie trochę zdziwiony.
- Nienawidzę taksówek. Boję się taksówkarzy. Widziałam zdecydowanie za dużo filmów i nie mówię tutaj o FakeTaxi – zaśmiał się nieznacznie na to co powiedziałam.
- W takim razie cię odwiozę.
- Nie trzeba. Przejdę się.
- Taksówką boisz się jeździć ale samotny spacer nocą nie jest już żadnym wyzwaniem? Muszę pogadać z personelem o zakazie sprzedawania alkoholu nieletnim…
Skończyło się na tym, że już po kilku minutach siedziałam w jego samochodzie. Po wyjściu z klubu miałam szansę trochę lepiej się mu przyjrzeć. Na ulicach było zdecydowanie jaśniej niż w środku. W każdym razie… mój wybawca to naprawdę przystojny osobnik. Wtedy też zrozumiałam, że nie mieliśmy okazji się sobie przedstawić.
- Cóż, powinnam zrobić to wcześniej ale przez to wszystko wyleciało mi z głowy – wyciągnęłam rękę w jego stronę kiedy usiadł na miejscu kierowcy. - Jestem Kalla – uśmiechnęłam się delikatnie.

<Xavier?>

Od Xaviera

Podniosłem się z kanapy leniwym ruchem, odkładając książkę na pobliski stolik. Zbliżała się osiemnasta godzina dnia, który jest chyba ulubionym dniem każdego pracującego człowieka. Piątek. Dla mnie również był to najlepszy czas, gdyż każdy po trudnym tygodniu chciał się rozerwać, więc gdzie się wybierał? Oczywiście do klubów, co oznaczało nie mały zysk. Złapałem smycz, którą zapiąłem ją Joker'owi, aby wyprowadzić go jeszcze przed moim wyjściem. Szybka runda dokoła bloku, podczas której zapaliłem papierosa. Nic tak człowieka nie odpręża niż dym papierosowy. Wróciłem do mieszkania, gdzie spuściłem psa, sprawdzając czy ma pełne miski. Złapałem kluczyki od samochodu i ruszyłem do klubu. Wchodząc kiwnąłem do ochroniarza udając się się prosto do mojego biura. Rozsiadłem się wygodnie w fotelu przeglądając stertę papierów na biurku, w tym odpowiedzi na ogłoszenie w sprawie pracy. Od czasu do czasu wyglądałem, jak się ma sytuacja w klubie, wiedząc, że spokój w końcu musi zostać zakłócony.. W końcu koło dwudziestej drugiej rozległo się pukanie i przyszedł Mack.
-Słuchaj mógłbyś pomóc? Nie dajemy już rady z Ronem -powiedział drapiąc się po głowie.
-Aż taki ruch? -Zdziwiłem się podnosząc wzrok znad przelewów.
-Aż tak... Chyba cały akademik się wybrał świętować -mruknął.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu po czym podniosłem się podwijając rękawy. Wyszedłem za chłopakiem i ruszyłem w stronę tłumu przy barze. Faktycznie, wyglądało na to, że sporo ludzi postanowiło tego dnia zaszaleć i uczcić zdane egzaminy. Biorąc pod uwagę, że za parę minut skończy się mecz na pobliskim stadionie jesteśmy w głębokiej dupie. Stanąłem za barem przyjmując zamówienia. W pewnym momencie do baru podeszła jakaś blondwłosa dziewczyna.
-Nieletnich nie obsługujemy -podziałem zanim cokolwiek zdążyła powiedzieć.
-Oj nie wygłupiaj się -powiedziała racząc mnie nie winnym uśmiechem. -Jakoś nikt nigdy na to nie zwraca uwagi. Poza tym ja jestem pełnoletnia.
W tym momencie przede mnie, a dziewczynę wpadł Ron. Poinformował mnie, że jakiś koleś chce się ze mną widzieć. Spojrzałem na mężczyznę stojącego przy schodach prowadzących do mojego biura. Kiwnąłem głową i odszedłem zostawiając po drodze ścierkę. Był to miejscowy diler, a jednocześnie mój dobry znajomy. Jak zwykle szukał meliny do handlu... Chociaż właśnie wyszedł za kradzież. Ten to nie lubi spokoju w życiu. Pogadaliśmy chwilę, aż udzieliłem mu zgodę na handel za klubem, nie na widoku, zastrzegając, że w razie czego nie będę mu ratować dupy. W końcu wyszedłem z biura i ruszyłem w stronę wyjścia w celu zapalenia, aż tu nagle coś zwróciło moją uwagę. Zauważyłem tę samą blond dziewczynę, którą wręcz napastował sporo większy od niej facet. Nachalnie próbował ją pocałować przyszpilając ją do ściany. Niestety mała, nie miała na tyle siły by mu uciec. Ruszyłem w ich stronę i odciągnąłem go od niej.
-Nie widzisz, że dziewczyna nie jest tobą zainteresowana? -Warknąłem do niego. Biła od niego spora woń alkoholu.
-Po prostu nie wie co traci -odparł próbując wyrwać ramię.
-Panu już dziękujemy. Rick -zawołałem do przechodzącego niedaleko ochroniarza- pokaż panu gdzie jest wyjście.
Mężczyzna zaciągnął go w stronę wyjścia. Odwróciłem się do dziewczyny.
-Nic ci nie zrobił?

Kalla?

Harper cd Nathana

Nienawidzę. Takich. Ludzi. To takie typowe... Od razu kiedy skończyłam pić wyszłam z budynku. Samo ich towarzystwo mnie dołowało. Tak było przystojni, tak nie byli normalni. Wzięłam deskę ze ściany pod drzwiami i opuściłam lokal. Pojechałam do skateparku, który znajdował się w parku nieopodal. Liczyłam na to, że spotkam jakieś znajome twarze.
Nie muszę chyba mówić jak wielkie było moje zdziwienie widząc pusty park. Zawsze roiło się tutaj od ludzi. Czy to dzieciaczki na hulajnogach czy też nastolatkowie miejsce zawsze było pełne ludzi. Nie wiedząc co ze sobą zrobić ukryłam się między rampami i wyciągnęłam paczkę papierosów. Z nadzieją, że nikt mnie nie zauważy zapaliłam jednego. Wróciłam do czytania książki.
Kolacje postanowiłam zjeść w maku. Pudełko nuggetsow to było idealne rozwiązanie. Kiedy spokojnie spożywałam swój posiłek grupka ludzi weszła do restauracji. Było cholernie glośni. Odwróciłam się żeby zobaczyć kto to... No tak... Mięśnaki bez mózgów. Kiedy zamawiali posiłek jeden z nich chyba mnie rozpoznał i dosiadł się. Nathan...
- Siema śliw... - wstałam, wzięłam tackę i ruszyłam do wyjścia. - Chłopaki załatwiłem wam miejsce! - krzyknął do kolegów. Fiut.
Wróciłam do domu. Ojciec siedział w salonie i oglądał telewizję z butelka piwa w ręku.
- Gdzie byłaś? - zaczął nawet na mnie nie patrząc.
- U... Koleżanki... - mruknelam cicho.
- Znowu kłamiesz? - wstał z fotela. - Nie tak cię z matką wychowałem! Znowu szlajasz się po jakiś klubach, mam rację?! - wrzeszczał i zbliżał się niebezpiecznie blisko mnie.
- N-nie! N-naprawdę byłam u k-kolezanki! - odsunęłam się jednak to mnie nie uchroniło przed niespodziewanym uderzeniem w policzek.
- Nawet nie próbuj wychodzić ze pokoju - warknął i odszedł, a ja pobiegłam do siebie z trudem powstrzymując płacz. Siniak i śliwka... Cudne połączenje...

<Nathan?>

środa, 11 kwietnia 2018

Od Tylera cd Issabelli

Coraz bardziej zaczynałem się obawiać tego psa, przez niego wszystko mogło się wydać. Choć zazwyczaj niespecjalnie kryję się z tym co robię, Isabella nie jest osobą, którą chciałbym w to mieszać. Nie chciałbym ściągać na nią problemów w żaden sposób z tym związanym.
-Wiesz, pewnie czuje kota mojej sąsiadki, byłem u niej dzisiaj, potrzebowała pomocy z kranem – oznajmiłem, licząc, że dziewczyna uwierzy.
-Och, Zona, zostaw go – dziewczyna zaśmiała się, odciągając ode mnie suczkę.
-Muszę uciekać – stwierdziłem – ale najpierw, może wpisałabyś mi swój numer – uśmiechnąłem się łobuzersko, podając dziewczynie telefon.
-Niech ci będzie – zaśmiała się, wpisując numer.
-Cudnie, odezwę się. Dobrej nocy, mała – odparłem i nie czekając na jej odpowiedź wyszedłem.
Udałem się do klubu, aby pozbyć się towaru, a przynajmniej jego znacznej części. Ludzi było dużo, musiałem zacząć odwiedzać ten klub znacznie częściej. Standardowo wypiłem kilka drinków, po czym udałem się zbajerować kilka dziewczyn i wcisnąć im resztki tego co mi zostało. Usatysfakcjonowany sprzedażą wyszedłem przed klub, aby zapalić. Wyjąłem paczkę papierosów, jakie było moje niezadowolenie, kiedy okazało się, że jest pusta. Wyrzuciłem kartonik na ziemię i zrezygnowany zacząłem szukać czegoś mocniejszego po kieszeniach, bezskutecznie. Westchnąłem głośno i podszedłem do grupki dziewczyn, które udały się tutaj w tym samym celu. Po chwili rozmowy udało mi się je namówić, aby mnie poratowały, po czym udając, że muszę załatwić coś pilnego, Ruszyłem w drogę do domu, po drodze wstępując do nocnego i kupując dwie paczki papierosów.

**

Kolejnego dnia miał przyjść do mnie jeden z klientów, odebrać większe zamówienie. Oznaczało to, że cały poranek byłem uziemiony. Leżałem na kanapie, przerzucając wszystkie kanały telewizyjne po kolei. W końcu postanowiłem zadzwonić do Isabelli. Dziewczyna odrzuciła połączenie, a już po chwili otrzymałem sms, że jest na zajęciach. No tak, poniedziałek. Odpisałem jej niemal od razu.

Do: Isabella
O której kończysz? Może cię odbiorę?

Isabella

Od Nathan'a cd Harper

Nathan patrzył z daleka na leżącą dziewczynę na ziemi. Obok niej kucała pielęgniarka, jednocześnie rozmawiając z trenerem, który widocznie przęjął się stanem dziewczyny bardziej niż reszta drużyny, która powoli zaczęła okrążać boisko truchtem. Brunet rzucił ostatnie spojrzenie w jej stronę nieznajomej i dołączył do kolegów, aby już po chwili znaleźć się na ich czele. Usatysfakcjonowany odwrócił się z uśmiechem, wystawiając język w stronę mięśniaków. Biegł tyłem, nie odwracając wzroku w kierunku ruchu.
-Nathan przestań gwiazdorzyć!- do uszu całej drużyny dobiegł krzyk trenera
Drużyna zaśmiała się, na co niezadowolony kapitan prychnął wracając do prawidłowej postawy.
W szatni unosiła się para, odbiegająca od prysznicy. Zmęczeni sportowcy po treningu biegali po pomieszczeniu z zawiązanymi jedynie w pasie ręcznikami. Ich mięśnie tuż po wysiłku wydawały się dużo bardziej wyraziste. Nathan stał przy jednej z szafek i pijąc wodę z butekli, wyjmował urania na zmianę. Mokre włosy, opadające na czoło zostały potargane przez silną rękę. Brunet odwrócił się w kierunku zaczepki i jego oczom ukazał się jeden z kolegów z drużyny. Nate uśmiechnął się lekko i zarzucił koszulkę na nagie ciało.
-Co jest?- zapytał wkładając nogę w nogawkę od spodenek
-Koleżanka siostry pytała o ciebie- powiedział z dwuznaczną miną- Jest napalona jak cho.lera
-Nie ona jedna- parsknął śmiechem- Ale co z nią?
-Umówiliśmy się, że przyjdziemy na shake'a dzisiaj po treningu- oznajmił
-Umówiłeś mnie na randkę?
-Nie do końca- pokręcił głową- Mike i John też idą z nami
Nate pokiwał głową ze zrozumieniem i dał koledze znać, że spotkają się przed szkołą, po czym wziął torbę i ruszył w stronę wyjścia.
Jak rozpoznać zawodników szkolnej drużyny footballowej? Nic trudnego. Każdy chłopak ubrany w bluzę z logiem szkoły, charakterystyczną piłką i mało dyskretny był potencjalnym podejrzanym o taką właśnie fuchę. W tutejszym przypadku inaczej nie było. Czwórka mięśniaków wpadła z hukiem do niedużego baru, który cieszył się popularnością wśród uczniów. Chłopcy zaczęli rozglądać się za wolnym stolikiem, kiedy to wzrok Nathana padł na blondynkę siedzącą przy jednym z nich. Normalnie nie zwróciłby na nią uwagi, a tym bardziej skojarzył ze szkolnego korytarza, ale tym razem guz na czole dziewczyny nie pozwalał na obojętne przejście obok. Na twarzy bruneta pojawił się szeroki uśmiech i unosząc piłkę ku górze zwrócił się do dziewczyny.
-Ej Śliwa!- krzyknął - Uważaj!
Wziął zamach piłką i pozorując rzut zamachnął się na dziewczynę, która z przerażoną miną ukryła twarz w dłoniach. Jakie zastało ją zdziwienie, kiedy to piłka jednak została w ręku właściciela, który z zadowoloną miną przyjmował śmiech aprobaty kolegów. Taranując wszystko po drodze usiedli przy jednym z większych stolików w rogu baru. Kiedy złożyli zamówienia chłopcy gorączkowo wymieniali się opiniami na temat najbliższego meczu i przeciwnej drużyny. Jednak nieświadomie wzrok Nathana co chwilę wędrował w stronę biednej istotki, która pogrążyła się w czytaniu książki.

<Harper?>

Od Isabelli cd Tobiasa

Wstałam powoli otrzepując się.
-Spokojnie, nic mi nie jest - zaczęłam się śmiać -Zwykle nie wpadam na ludzi - podniosłam z ziemi moją komórkę.
-Napewno wszystko Okey? - zapytał chłopak.
-Jasne, gdybym się nie gapiła ciągle w telefon to może bym utrzymała pion - powiedziałam rozbawiona -Isabella jestem, miło mi cię poznać - uśmiechnęłam się życzliwie.
-A ja Tobias... wstraszyłaś mnie trochę - spojrzał na mnie.
-No cóż, pierwsze dni w nowym mieście i już zaliczyłam glebę - zaczęłam oglądać dokładnie telefon czy przeżył upadek -niezdara ze mnie, wybacz -
-Najważniejsze, że nic Ci się nie stało - odpowiedział -Telefon jest cały? -
-Tak, tylko lekko się zarysował - schowałm komórkę do kieszeni i spojrzałam na moją sunię.
-Wypadałoby przedstawiać również mojego psa. To jest Zona -
-Husky Syberyjski? - uśmiechnął się.
-No jasne, to moja ulubiona rasa- odpowiedziałam.
-Fajna jest - pogłaskał suczkę po głowie.
-Racja ale niestety już stara - spojrzałam na chłopaka -Ma już dziewięć lat a husky żyją około trzynastu -
-Może zmieńmy temat, co Ty tu robisz tak późno? - zapytał.
-Jak widać, wracam do domu i wpadam na przypadkowych ludzi - uśmiechnęłam się lekko -A Ty?
Tobias?

Od Scotta cd Hailey

Stałem uważnie lustrując ciało blondynki. Niezaprzeczalnie, idealnie pasowała na modelkę. Ustała unosząc jedną brew do góry i lekko przekrzywiła głowę, czekając na jaką kolwiek reakcję z mojej strony. Podszedłem do niej kładąc jedną rękę na jej talii i przyciągnąłem ją do siebie. Spojrzałem jej w oczy, po czym złożyłem delikatny pocałunek na jej ustach. Jej ręka znalazła się we moich włosach, przeczesujac je. W końcu po krótkiej chwili odsunęliśmy się od siebie.
-Przepuścisz mnie? Idę właśnie po bluzkę -powiedziała szczypiąc mnie.
-A nie wygodnie ci tak? -Mruknąłem szturchając nosem płatek jej ucha.
-W to nie wątpię -zaśmiała się, uderzając mnie lekko w prawe ramię.
Wyminęłam mnie w końcu i udała się do swojej sypialni, aby odnaleźć zagubioną część garderoby. W tym czasie ja rozsiadłem się w salonie, szukając jakiś ciekawych miejsc na wyjazd. Po kilku minutach zjawiła się Hailey. Wzięła szklankę ze stolika, po czym rozsiadła się obok mnie zarzucając nogi na moje kolana. Oparła głowę o moje ramię przyglądając się wyszukiwaniom.
-Jakieś życzenia, królowo?
-Jedno... W ciepłe miejsce, bo mam dość chłodu -odparła z miną obrażonego przedszkolaka, na co się zaśmiałem.
-To co Tajlandia? Portugalia?
-Od razu tradycyjnie na Hawaje.
Siedzieliśmy przez parę minut przeglądając dalej oferty w poszukiwaniu najciekawszego miejsca. W końcu dziewczyna ziewnęła przeciągle prostując się.
-Oj, skarbie, chyba łóżko się pani kłania -powiedziałem obejmując ją mocniej ramieniem.
Hailey?

Od Harper cd Nathan

Był poniedziałek. Siedzialam w szkole na polekcyjnych zajęciach wyrównawczych z matematyki. Kompletnie jej nie ogarniam a w domu nie mam czasu żeby usiąść i trochę się pouczyć. Dzięki pomocy mojej wspaniałej wychowawczyni z każdymi zajęciami szło mi coraz lepiej. Z zagrożenia wyszłam na dwóję więc to już coś.
Kiedy wychodzilam ze szkoły sprzątaczka poprosiła żebym przeszła przez salę gimnastyczna i boisko bo podłoga przy głównym wejściu była mokra i nie chciała żebym się zabiła. Zrobiłam to o co prosiła. Wyszłam ze szkoły na boisko gdzie akurat trening miała drużyna footbolowa. Jak każda dziewczyna rzucalam okiem na te piękne umięśnione ciała. Aż mi się gorąco zrobiło. Byłam w nich tak zapatrzona, że nie docierały do mnie dźwięki z otoczenia. Dosłownie.
- Ej młoda uważaj! - wyrwałam się z transu słysząc jednego z nich. Nim zrozumiałam o co chodzi piłka miała bardzo bliskie spotkanie z moim czołem. Siła z jaką mnie uderzyła zwaliła z nóg. Upadłam na ziemię trochę przymroczona. Trener od razu do mnie podbiegł jak i reszta zawodników.
- Żyje? - jeden z nich spojrzał na nauczyciela.
- Żyje idioto. Idź któryś po pielęgniarkę - przewrócił oczami i uklęknął. - Wiesz gdzie jesteś? Jak się nazywasz?
- Tak... Tak - mruknelam zasłaniając twarz ręką. Boże jaki wstyd... Słyszałam śmiechy zawodników, które szybko ucichły po tym jak trener kazał zrobić chłopakom kilka karnych okrążeń za naśmiewanie się z mojej głupoty. To miłe. Doceniam. Pielęgniarka przyszła po kilku minutach. Po stwierdzeniu, że wszystko ze mną dobrze pozwoliła mi iść samej do domu. Podziękowałam trenerowi za pomoc i odeszłam. Żeby tylko ploty się nie rozeszły... I żeby śliwa mi na czole nie wyrosła...
Odchodząc ostatni raz rzuciłam okiem na boisko. Moje spojrzenie napotkało na swojej drodze kapitana drużyny. Wszyscy znają Nathana... Nie czułam się dobrze z jego wzrokiem skierowanym w moją osobę. Czułam się jakby patrzył na mnie z wyższością, pogardą... Odwróciłam się szybko i ruszyłam w stronę domu. Miałam dzisiaj wolne. Planowałam odstawić książki do domu i pojeździć trochę po mieście żeby tylko nie siedzieć z ojcem.

<Nathan?>

Od Hailey cd Scotta

Przekręciłam się nieco, leżąc teraz bardziej na brzuchu. Jedną ręką podparłam się o jego klatkę piersiową i spojrzałam prosto w jego oczy.
-Myślę, że by się nam to przydało, bardzo – zaśmiałam się – Tylko gdzie? - spytałam, pstrykając Scotta delikatnie w nos.
-Coś wymyślimy – odparł, gładząc mnie po policzku.
-Ej, ale zostaniesz na noc? - zapytałam, patrząc na niego z nadzieją wymalowaną na twarzy.
-Jeśli tylko chcesz – oznajmił, a na mojej twarzy zawitał uśmiech.
-Po tak długim czasie, nawet nie wiesz, jak bardzo – zaśmiałam się, składając pocałunek na jego nosie i wstając. - Chcesz coś do picia?
-Soczek? - spojrzał na mnie.
-Zobaczę co da się zrobić.
Weszłam do kuchni i rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu soku. Wciśnięty w kąt, przy lodówce, stał karton soku pomarańczowego. Wzięłam go do ręki, wyjęłam także dwie szklanki i wszystko zaniosłam do salonu, gdzie leżał chłopak.
-Mam nadzieję, że nie obrazisz się, jeśli przebiorę się w coś wygodniejszego – mruknęłam.
-Jeszcze pytasz? - uśmiechnął się, nalewając do szklanki napój.
-W takim razie zaraz wracam – powiedziałam i udałam się do łazienki.
Ściągnęłam jeansy, a na ich miejsce wsunęłam krótkie spodenki, włosy pozostawiłam rozpuszczone, bez zmian. Chciałam zmienić również koszulkę, jednak żadna nie leżała w łazience. Zdjęłam z siebie ta, którą miałam dotychczas i w spodenkach i staniku opuściłam pomieszczenie, chcąc udać się do sypialni, po coś na przebranie. W korytarzu natknęłam się na Scotta, który uważnie skanował wzrokiem niemal każdy widoczny centymetr mojego ciała.
Scott?

Od Scotta cd Hailey

Na słowa dziewczyny ogromny uścisk w klatce piersiowej zelżał. Oddałem pocałunek ze wszystkimi uczuciami, jakie miałem wobec tej blondynki.  Tęsknotą i radością, że jeszcze nie wszystko stracone. Jeszcze przed wejściem do bloku cztery razy mało się nie wycofałem.
-Ja ciebie też kocham. Jak wariat -powiedziałem patrząc jej w oczy.- I masz rację. Jest mi tak potwornie głupio... I nawet nie liczę, że tak od razu o tym zapomnisz. Wiem, że się nie da -dodałem głaszcząc ją po policzku.
-Ale damy sobie radę, co nie? -Odparła.
-Spróbujemy sobie jakoś z tym poradzić...
Przygarnąłem ją do siebie, na co dziewczyna wtuliła się w mój bok. Siedzieliśmy w ciszy po prostu ciesząc się swoją obecnością. W końcu po tak długim czasie po prostu miałem ją  przy sobie. W tym momencie słowa były zwyczajnie nie potrzebne. Zwykłe spojrzenia przekazywały wszystko. I pomyśleć, że gdyby nie ta upierdliwa starsza kobieta, pewnie dalej bym się nie zdecydował ruszyć.
-Czy moja babcia faktycznie u ciebie był? -Zapytałem w pewnym momencie, przyglądając się naszym splecionym dłoniom.
Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem, kiwając głową, na co jęknąłem z rezygnacją.
-Mam tylko nadzieję, że potrafiła się choć odrobinę zachować.
-Była doskonałym przykładem troski o wnuczka -odpowiedziała. -Z jej opowieści wynikało, że jesteś w o wiele gorszym stanie. Trochę brakuje ci do menela.
-Tutaj też podkoloryzowała historię.
Do głowy przyszedł mi pewien pomysł...Zamyśliłem się chwilę nad nim.
-Słuchaj... Pamiętasz jak przed wyjazdem rzuciłaś propozycję abyś urządzili sobie wakacje? Co ty na to, abyśmy wyjechali? Oderwiemy się trochę od tego miejsca i ludzi...
Hailey?

Od Isabelli cd Tylera

-Co masz na myśli? - spojrzałam na chłopaka.
-Nie ważne - powiedział i wbił wzrok w ziemię.
-Znamy się tylko dwa dni ale możesz mi zaufać. Mów co Cię gryzie -
-Uparta jesteś - zaśmiał się pod nosem.
-Nie pójdę stąd, póki mi nie powiesz - oparłam się o drzewo i śledziłem wzrokiem każdy ruch Tylera.
-Nie powinnaś się tym interesować -
-Powiedziałeś, że okolica nie jest bezpieczna. Chcę wiedzieć co może się stać - mruknęłam.
-Kiedyś Ci powiem - odparł obojętnie.
-No dobrze. Mógłbyś mnie trochę oprowadzić po mieście? -
-Mam trochę czasu, więc tak - ruszył powoli chodnikiem.
-Gdzie idziemy na początek? - powiedziałam idąc za nim.
-Jak najdalej stąd - zaśmiał się.

***

Spędziłam z chłopakiem około godzinę. Nie wiedziałam, że tak szybko kogoś tu poznam. Zazwyczaj mam problem z nawiązywaniem nowych znajomości, ale tym razem było inaczej. Po spacerze odprowadził mnie do domu.
-Dzięki za oprowadzenie po okolicy - uśmiechnęłam się do chłopaka.
-Cała przyjemność po mojej stronie - odwzajemnił uśmiech.
Odpięłam smycz od obroży Zony i patrzyłam ze zdziwieniem jak chodzi wokół chłopaka.
-O co może jej chodzić? -
Tyler?

Nowy mieszkaniec!

Nathan Hall

wtorek, 10 kwietnia 2018

Od Hailey cd Scotta

Po wyjściu kobiety, siedziałam w mieszkaniu i biłam się z własnymi myślami. Stwierdziłam, iż jest to najwyższy czas, aby się ogarnąć i należycie wyjaśnić to wszystko, zanim będzie za późno. Wyjęłam z szafy jeansy i ładniejszą koszulkę i przebrałam się w nie. Włosy rozpuściłam, rozczesałam, a twarz potraktowałam delikatnym makijażem. Miałam zamiar odwiedzić chłopaka, ale jak zwykle coś musiało mi przeszkodzić. Pukanie do drzwi rozległo się po mieszkaniu. Westchnęłam cicho i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je, a przede mną stał Scott, z kwiatami w ręku, ogólnie wyglądał dużo lepiej, niż z opisu jego babci. Spojrzałam na niego z uniesioną brwią.
-Hailey, wybacz mi, proszę – powiedział, wystawiając w moją stronę ogromny bukiet białych róż.
-Wiesz, właśnie miałam wychodzić… - zaczęłam, widziałam jak jego twarz posmutniała – ale chyba poprawi ci humor, że miałam wybierać się do ciebie.
-Naprawdę? - spytał, jakby z niedowierzaniem.
-Tak. Wiesz, lepiej ogarnąć to teraz, później może być zbyt późno, Scott. Poza tym, wow, pamiętałeś, że kocham białe róże – uśmiechnęłam się, biorąc bukiet do ręki – wejdziesz? Chyba mamy do pogadania.
Twarz chłopaka jakby pojaśniała, dało się wyczytać z niej swego rodzaju ulgę, chociaż wiem, że wiele teraz przed nami, żeby wyjść na prostą, po tym co się wydarzyło. Usiedliśmy z chłopakiem na kanapie. Patrzyliśmy sobie w oczy. W tym momencie czułam, iż te spojrzenia wyrażają więcej, niż słowa. To zaskakujące, jak wiele można było przekazać jednym spojrzeniem, ile emocji odczytać.
-Wiesz, prawdę mówiąc, to cholernie się stęskniłam, bo po trasie nie zdążyłam się jeszcze tobą nacieszyć – stwierdziłam, gładząc ręką jego policzek.
Chłopak uważnie śledził moje poczynania, wiedziałam jednak, że czuje się podobnie. Widać było, jak bardzo jest mu głupio, miał w sobie coś, co sprawiało, iż nie mogłam się na niego gniewać długo. Nie zmieniało to jednak faktu, że będzie musiało minąć naprawdę dużo czasu, żebym zapomniała o tym co się wydarzyło.
-Naprawdę, jest mi strasznie głupio, gdybym tylko wiedział, że Sofii to zrobi, nie pojechałbym w trasę, nie piłbym nic tego wieczoru – mruknął, patrząc mi w oczy.
-Wiem, Scott. Widzę, jak strasznie ci głupio, znam cię na tyle, żeby widzieć takie rzeczy. Wprawdzie minie trochę czasu, zanim całkowicie zapomnę o tym, co ta krowa zrobiła, ale pamiętaj, że cię kocham – oznajmiłam, całując go w usta.
Scott?

Nowy mieszkaniec!

Kalla Devis

Nowy mieszkaniec!

Xavier Ravenwood 

Od Scotta cd Hailey

Podczas nieobecności kobiety ruszyłem do pokoju, w którym mieliśmy ustawione instrumenty. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, po czym usadowiłem się przy bębnach. Spojrzałem na stertę papierów porozwalanych na pulpicie. Powoli powstawały tu nowe miasta. Był to chyba nakład z ostatnich dwóch lat. Należało by z tym zrobić porządek, a przy okazji zajmę się czymś. Chwila oderwania od rzeczywistości. Po kilku godzinach usłyszałem otwieranie drzwi. Siedziałem dalej w pokoju, nawet nie fatygując się, aby zobaczyć kto to. W końcu psy, wiedzą kto wróg, a kogo można wpuścić.
-O jednak wykazujesz jakieś funkcje poza leżeniem. Widzę postęp -prychnęła wchodząc do pomieszczenia.
Zignorowałem ją dalej przeglądając karki porozrzucane na pulpicie do nut. Ustała opierając się o framugę i przyglądając się moim poczynaniom. Panowała cisza, którą przerywały jedynie odgłosy z salonu, wydawane przez bawiące się zwierzaki.
-Dobra -powiedziała w końcu, nie wytrzymując dłużej. -Masz rację, ja- stara jędza, wtykam nos w nieswoje życie. Tak tak, tu jestem podobna do tej małpy. Ale... Jak ja się za nie nie wezmę to je sam sobie spierdzielisz. Bo dobrze ci to idzie -prychnęła.
-I co? Usatysfakcjonowana jesteś tym co usłyszałaś? -Powiedziałem unosząc głowę, aby spojrzeć na nią.
-A żebyś wiedział... I nie żałuję jak potraktowałam tą rudą lafiryndę. No i tak jak powiedziałam, byłam u Hailey... 
-Kto robił ci za szofera? -Zapytałem w końcu.
-No kto ? Oczywiście, że Matt... Ale ty się ogarniaj, błagam przynajmniej się ogól i zacznij przypominać chodź trochę człowieka, nie małpę. Lecisz do kwiaciarni i idziesz pogadać z tą dziewczyną. Jak zawalisz to, to jak boga kocham, zabiję ciebie i twoją lafiryndę... No już! -Prawie krzyknęła, kiedy stałem w miejscu patrząc na nią jedynie.
-Nie wiem, czy to dobry pomysł... -zacząłem gdy ciągnęła mnie. Zadziwiające ile siły mieści się w tak drobnej kobiecie.
-Ale ja wiem. Nie zwlekaj dłużej, bo kiedy się ockniecie będzie za późno to ratować. A za powód możesz przeprosić za mój nalot...
Spojrzałem na nią. Może i ma rację...
Hailey?

Od Michaliny

Budzik nie chce przestać dzwonić, a ja z trudem zwlekam się z łóżka. Łapa ja co dzień wita mnie oblizaniem po twarzy. Uśmiecham się i podchodzę do szafy. Jest sobota, a ja mam pierwszy dzień w pracy, więc nie zamierzam się spóźnić. Po pół godzinie jestem już ubrana i najedzona. Szybko zapinam smycz Łapie i razem wybiegamy z mieszkania. Cudem udało mi się znaleźć lokal niedaleko parku. Pies, jak to ma w zwyczaju, straszy wszystkie gołębie i rozkopuje wszystkie możliwe dziury. Gdy zaprowadzam go z powrotem i patrzę na zegarek, robi mi się ciemno przed oczami. Mam dokładnie czterdzieści dwie minuty.
Porywam swój stary, wysłużony rower i mapę miasta, na której różnymi kolorami zaznaczyłam trasy na uczelnię, do restauracji i najbliższego sklepu. Po chwili namysłu biorę też kask. To bez wątpienia moja najszybsza jazda. A przynajmniej najbardziej zakręcona. Nigdzie, ani w Polsce, ani potem w Hazleton, nie było tylu samochodów. A co dopiero będzie po południu! W końcu zdyszana zajeżdżam przed restaurację; niewielkiego, bardzo symetrycznego i estetycznego budynku. Przypinam rower do stojaka i ściągam kask. Na szczęście włosy są w takim samym nieładzie w jakim są codziennie. Podchodzę na przód budynku, uprzednio wykorzystując jedną z szyb, aby sprawdzić, czy wszystko jest na swoim miejscu i wchodzę do środka.
W oczy od razu rzuca się kolor ścian; jaskrawa zieleń zdecydowanie pasuje do tej pory roku, jednak przyprawia o ból głowy, a przynajmniej oczu. Stolików jest niewiele, wszystkie drewniane z wazonem niebieskich kwiatów. Zajęty jest tylko jeden przez jakiegoś starszego pana z gazetą. Rozglądam się, szukając osoby, o której mój nowy szef powiedział, że mnie zaznajomi z pracą. W końcu ktoś wychodzi z drzwi na końcu sali. Wysoki, szczupły chłopak z ciemnymi włosami. Zakładam, że to on. Podchodzę do niego i pytam:
-Czy to ty?
Patrzy na mnie ze zdziwieniem.
-Kto?
-Ktoś, kto ma mnie oprowadzić, czy coś podobnego.
-A. tak, szef coś wspominał. Chodź – macha ręką i idzie się w stronę drzwi.
W pomieszczeniu stoją jakieś dodatkowe stoły, krzesła i coś podobnego do lodówki. Jest też neonowo różowa kanapa (podziwiam gust) i niewielki stolik. Omal nie dostaję w twarz fartuszkiem, który rzuca mi chłopak. Gdy już udaje mi się go założyć (nie wiem czemu, ale strasznie się denerwuję, gdy ktoś na mnie patrzy), oznajmia:
-Nathaniel jestem. Może być Nath.
-Michalina.
-Jak? – unosi brwi.
Uśmiecham się w duchu. Odkąd przyjechałam do Stanów, nie było osoby, która nie zadałaby tego pytania. Literuję więc swoje imię, co mam już opanowane niemal do perfekcji. Po kilku nieudanych próbach wymówienia go, Nathaniel macha ręką i się uśmiecha.
-To teraz cię oprowadzę, zanim wparuje tu szef.
Wchodzimy do sali, a ja staram się zapamiętać wszystkie informacje o tym, co gdzie jest i jak się nazywa. Dostaję też niewielki notes i instrukcje by zawsze się uśmiechać. Starszy pan dziwnie się na mnie patrzy, gdy demonstruję przed Nathanielem wszystkie swoje najlepsze uśmiechy, ale mówię sobie w duchu, że nawet nie znam tego faceta (gorzej, jeśli jest stałym klientem). Potem okazuje się, że muszę jeszcze znać menu, czego w sumie mogłam się spodziewać, więc sięgam po jedno. Wtedy też za drzwiami dają się słyszeć podniesione głosy. A szybkość, z jaką są wykrzykiwane, wskazują na coś więcej niż zwykłą kłótnię. Patrzę na drzwi. Nathaniel też.
-Zaczekaj tu – mówi i wybiega na zewnątrz.
Mam ochotę pójść za nim, ale w ogóle nie mam zdolności bicia się, więc zostaję w środku. Starszy pan jakby schował się za gazetą. Po piętnastu minutach mam już dosyć czekania.
Nathaniel, co ty tam robisz?