sobota, 29 sierpnia 2015

Od Kingi

Kiedyś ktoś mi powiedział, że marzenia się spełniają. Nie ważne jak bardzo są niemożliwe. Wierzyłam w to, ale teraz widzę jak bardzo się pomylił. Rzeczywistość to dno, które jeszcze bardziej się pogłębia. Dla świata nie ma już ratunku.
Siedziałam na parapecie w moim małym mieszkaniu, a raczej dziurze. Patrzyłam na kałuże, które stawały się coraz większe i brudniejsze. Ludzie chodzili z parasolami nad głową. Chcieli być susi, ale tylko z pozoru. Każdy człowiek jest mokry. Tylko, że nie na zewnętrz.
Po policzku spłynęła mi słona łza. Po chwili bezsensownego patrzenia się na krople spływające po szybie, wstałam i wyszłam z mieszkania. Jeśli w ogóle mogę nazwać jeden pokój, w którym się osiedliłam. Założyłam czarną bluzę i założyłam kaptur. Wychodząc z budynku widziałam ludzi. Większość gdzieś się spieszyła i klęła pogodę.
Spojrzałam w górę na ciemne niebo. Krople padały mi na twarz. Postanowiłam udać się na jeden z najwyższych budynków. Po chwili siedziałam już na dachu wieżowca. Z góry wszystko wygląda inaczej. Zamknęłam oczy i założyłam słuchawki. Puściłam głośno muzykę i „uciekłam” do innego świata.
Siedziałam tak do wieczora, pogrążając się w rozpaczy. Nie lubiłam się nad sobą użalać, ale czasami każdy ma słabsze dni. Zawsze udawałam jaka to nie jestem silna, ale czułam się jak nieudacznica.
Szłam powoli do domu, gdy nagle zobaczyłam, że komuś wypadła książką.
Z racji tego, że byłam książko holikiem podniosłam ją i podbiegłam do postaci. Było już ciemno, a latarnie tylko oślepiały. Nie widziałam, więc kto to jest.
-Wypadła Ci książka. –powiedziałam.

Ktoś?

wtorek, 18 sierpnia 2015

Od Lilith cd Stevena

- Hej. - Uśmiechnęłam się. Chłopak wszedł, a Uni od razu skoczyła na niego, a ten się przewrócił. Suczka zaczęła lizać go po twarzy.
- Unico!
Krzyknęłam i odciągnęłam ją od Stevena.
- Przepraszam za nią..
- Nic nie szkodzi.
Uśmiechnął się. Usiedliśmy na kanapie.
- Chcesz może czegoś do picia?
Spytałam. Ten kiwnął głową na tak. Poszłam do kuchni i przyniosłam 2 kawy.
- Dzięki.
Odparł.

Steven?

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Od Stevena cd Lilith

Wstałem z łóżka i zacząłem się przebierać. W drzwiach ustała Alice.
-Kto dzwonił?
-Lilith, mówiłem ci o niej.
-Gdzie idziesz?
-Do niej. Zaprosiła mnie, więc przyjąłem zaproszenie.
-Aha.
-Siostra, przeszkadza ci coś?
-Skąd-powiedziała z sarkazmem.
-To ty tu sobie siedź z Hadesem, a ja idę. Cześć.
-Cześć.
Wychodząc wywróciłem oczami. Kocham ją, ale następnym razem ją uduszę. Ruszyłem przed siebie ulicą. W końcu dotarłem do domu dziewczyny. Zapukałem i usłyszałem szczekanie. Czyli ma psa. Lilith otworzyła drzwi z uśmiechem.
-Siemka, poskramiacz nudy przybył.


Lilith?

wtorek, 11 sierpnia 2015

Od Lilith cd Stevena

Weszłam do domu. Od razu po wejściu, przywitała mnie Ùnico.
- Hej mała! Chcesz iść na dwór?
Spytałam z uśmiechem. Wzięłam smycz i wyszłam. Poszłyśmy do parku. O tej godzinie nie ma zbyt wielu osób. Puściłam psa luzem, a ta pobiegła przed siebie.

Xxx

Siedziałam już w łóżku, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam kuriera z jakąś paczką.
- Proszę tu podpisać.
Pokazał puste miejsce na papierze. Podpisałam i od razu sprawdziłam od kogo jest.
- Shu.
Mruknęłam. Był on moim przyjacielem. Niestety mieszkaliśmy daleko od siebie...
Prędko otworzyłam pudło. Tam ujrzałam piękną, czarną suknię, była krótka z brokatowymi szczegółami. Była cudna... W końcu poszłam spać.

Xxx

Rano, w domu było cicho. Nudno. Pomyślałam o Stevenie. Od razu wzięłam telefon i zadzwoniłam.
- Hej.. To ja. Lilith.
- Hej.
- Nudno jest i.. Przyjdziesz do mnie?
Spytałam niepewnie.
- No jasne. Zaraz będę.
Odparł.

Steven?

Od Stevena cd Lilith

Uśmiechnąłem się do niej.
-Mieszkam niedaleko. Na końcu ulicy skręcam w prawo, gdzie na końcu stoi mój dom.
-Aha...
-Masz tu mój numer- powiedziałem podając jej kartkę.- Gdybyś chciała pogadać lub iść na imprezę to dzwoń śmiało.
-Jasne-powiedziała dziewczyna z uśmiechem.
-Część.
-Dozobaczenia.
Ruszyłem w kierunku domu.

Lilith?

Od Taigi

Nowe miasto, nowi ludzi, nowe życie. Mam nadzieje, że tak będzie. Tam gdzie jadę, nikt mnie nie zna, nikt nie wie co robiłam,ani co zrobiłam. Kolejny korek, to chyba trzeci jaki będę dziś mijać. Uwielbiam to uczucie, gdy wymijam ludzi czekających w samochodach na skuterze, słysząc jedynie ich przekleństwa i wyzywanie mnie. W końcu dojechałam do mieszkania w którym miałam mieszkać, tydzień, miesiąc, rok, a może i dłużej. Weszłam do środka i położyłam się na kanapie, spojrzałam na biały, nieskazitelny sufit. Było widać, że albo mieszkanie jest nowe, albo świeżo po remoncie. Moje rzeczy miały być dopiero za dwie godziny, tak wynajęłam firmę. Wsiadłam na swój motor i pojechałam na małą przejażdżkę po mieście, zresztą musiałam jeszcze dowieść wszystkie papiery na uniwersytet. Prawdę mówiąc mieli bardzo dobrą ofertę, trzy razy w tygodniu są wykłady o 19 do 21, mogłam więc i się uczyć i pracować, nie chciałam być na utrzymaniu ojca, który i tak co jakiś czas przelewał nieco pieniędzy na moje konto. Po dostarczeniu wszystkich papierów wróciłam do siebie. Na miejscu czekali już na mnie z moimi rzeczami. Co mnie zaskoczyło pod drzwiami była ulotka z nowym klubem. Jestem nowa więc czemu by się nie przejść. Rozpakowałam swoje rzeczy, wzięłam długi prysznic, lekko się pomalowałam, włosy tylko uczesałam założyłam czarną sukienkę
http://2.bp.blogspot.com/-DSfqCNyZPjs/VR7lhZXp3gI/AAAAAAAAEkU/326pUTSy-cY/s1600/czarna-mini-sukienka-bodycon-s-36-2928317579.jpg
Co prawda wole, spodnie i trampki, ale do dyskoteki wypada iść w sukience. Wzięłam telefon, pieniądze, klucze i ruszyłam w miejsce gdzie znajduje się owy klub. W środku było... nowo to na pewno, ale było nawet miło, nie powiem. Wzięłam jednego drinka i chciałam gdzieś usiąść, kiedy ktoś mnie pociągnął za ramię, na moje szczęście upadłam na jeszcze innego mężczyznę, ale nie uroniłam ani kropelki

( Ktoś chętny? )

Nowy mieszkaniec!

W Nowym Jorku zamieszkała Taigi Minist!

piątek, 7 sierpnia 2015

Od Lilith cd Stevena

- Jasne.
Uśmiechnęłam się . Wstaliśmy o poszliśmy na parkiet. Zaczęliśmy tańczyć i śmiać się. Od dawna z nikim się tak nie bawiłam. Cidny spotykałam rzadko a rodziny tu nie mam.
Tańczyliśmy i piliśmy do około 1 w nocy.
- Chyba trzeba już iść.
Powiedziałam. Chłopak spojrzał na mnie.
- Chyba...
- To chodźmy.
Wyszliśmy z klubu. Wezwałam taksówkę. Przyjechała po paru minutach. Usiedliśmy na tylnych miejscach.
- To.. Gdzie mieszkasz?
Spytał chłopak.
- Parę ulic z tąd.
Odparłam. Podjechaliśmy pod mój don. Wyszłam i zapłaciłam kierowcy. Steven wyszedł za mną.
- Do widzenia!
Krzyknął.
- A ty.. Gdzie mieszkasz? Nie.chciałeś pojechać bliżej swojego domu?
Zdziwiłam się lekko.

Steven?

Od Stevena cd Lilith

-Moja rodzina od strony ojca pochodziła z Nowego Jorku. Ja z siostrą przenieśliśmy się tu pół roku temu.
-A gdzie wcześniej mieszkaliście?
-W Hiszpani. A ty?
-Przeprowadziłam się tu.
Przyszedł barman stawiając piwa.
-Proszę bardzo. Jak coś to wiesz, gdzie mnie szukać Lilith.
-Jasne, dzięki.
Odszedł, a ja spojrzałem na dziewczynę.
-Skąd go znasz?
-To znajomy ojca.
Siedzieliśmy pijąc piwo i gadając. W końcu zapytałem:
-Zatańczysz?

Lilith?

czwartek, 6 sierpnia 2015

Od Lilith cd Stevena

- Nie. Przyzwyczaiłam się.
Odparłam z nieco dziwnym uśmiechem. W końcu doszliśmy do klubu. Przeciskaliśmy się przez tłum tańczących ludzi. Udało nam się zająć miejsce przy stoliku. Podszedł do nas barman.
- Lilith! Co dla was?
Spytał z uśmiechem. To był znajomy mego ojca.
- dla mnie zwykłe piwo. A ty?
Spojżałam na chłopaka.
- To samo.
- Zaraz podaję.
Odszedł od stolika.
- A..Długo tu jesteś?
Spytał.
- Trochę już będzie. A ty?
- Można powiedzieć, że dosyć krótko.

Steven?

Od Stevena cd Lilith

Uśmiechnąłem się do niej.
-Miło poznać. Jeśli można wiedzieć, ta dziewczyna obok ciebie to...?
-Moja przyjaciółka. A co?
-A nic.. Tak się pytam.
Spojrzałem na zegarek.
-Muszę wszystko pozamykać, ale może przeszlibyśmy się gdzieś?
-Czemu nie.
-To będę za pięć minut.
Wróciłem do baru, pozamykałem wszystko, oddałem klucze Mack'owi i wróciłem do dziewczyny.
-To gdzie idziemy?
-Niedaleko jest impreza. Może pójdziemy tam?
-Dobra.
Ruszyliśmy przed siebie. Wyciągnąłem papierosa, ale zanim zapaliłem, zapytałem:
-Nie przeszkadza ci, że zapalę?

Lilith?

Od Lilith (do Stevena)

Rano, jak i w połódnie, nie było nic do roboty. Poszłam więc do baru. Przeszłam przez parę ulic, a po.chwili byłam na miejscu. Usiadłam przy stoliku, który stał przy oknie, w kącie. Takie miejsce- odosobnione, było jak dlamnie najlepsze.
- Co ppodać?
Spytał chłopak, który był kelnerem.
- Eh.. Kawę.. I to wszystko.
Westchnęłam. Chłopak zapisał to i poszedł. Nie czekałam długo. Z 5 minut.
- Oto kawa.
Uśmiechnął się. Ja to odwzajemiłam. W tedy, dosiadła się do mnie jakaś dziewczyna. Dopiero po chwili, zorientowałam się, że to moja znajoma z dzieciństwa.
- Cindy!
Zawołałam ucieszona. Przytuliła mnie przyjaźnie. Rozmawiałyśmy długo. 5 min. Przed zamknięciem baru, wyszłyśmy. Pożegnałam ją.
- cześć.
Usłyszałam głos. Odwróciłam się
- O.. Hej. Ty jesteś tym kelnerem?
Uśmiechnęłam się.
- Tak. Jestem Steven.
- Lilith.
Odparłam.

Steven?

Od Gwen cd Petera

Pojechałam szybko do domu, wzięłam szybki prysznic i wyszłam z Seną na spacer. Kiedy wracałam pod moim apartamentem, parkowali właśnie rodzice. Podeszłam, kiedy wysiadali.
-Gwen!-krzyknął mój czteroletni brat, biegnąc do mnie.
-Hej Dylan-powiedziałam wyciągając ręce i podnosząc go do góry.
-To nie będzie problem, że go tu zostawiamy?-zapytała mama, wyjmując torbę z bagażnika.
-A gdzie tam. Jak coś to go Peterowi dam pod opiekę-powiedziałam z uśmiechem.-Co młody? Będziesz chciał do Peta?
-Tak!-krzyknął uradowany chłopiec.
Zaśmialiśmy się. Puściłam go na chodnik biorąc torbę od rodziców.
-Dylan, słuchaj się Gwen. W razie czego powiesz jej i zadzwoni do nas. Dobrze?
-Dobrze mamusiu-powiedział.
-Będzie w porządku-powiedziałam z uśmiechem.-Będziemy się dobrze bawić.
-W takim razie trzymajcie się. Papa kochani.
-Pa mamo-powiedzieliśmy we dwoje.-Idziemy na górę?
-Tak, a mogę poprowadzić Sawę?
-Jasne.
Poszliśmy na górę do mieszkania. Wbiegł do mieszkania wskakując na kanapę, a Sena za nim.
-Nie skaczemy po kanapę.
-Kiedy pojedziemy do Petera?
-Później cię tam zawiozę. Muszę iść do pracy i wtedy on się tobą zajmie.
-Yay!
Zaśmiałam się. Zapomniałam jak Dylan uwielbiał chłopaka.
-Chodź na górę to pokażę ci twój pokój.
Chłopiec pobiegł za mną.
-I jak może być?
-Mooooożeeeeee być. Mógłby być ładniejszy...
-Tak?
-Tak.
-O ty mały wredny -powiedziałam przewracając  go na łóżko i łaskocząc.
Przewalaliśmy się przez kilka minut. W końcu zaczęło burczeć mi w brzuchu.
-Nie jesteś głodny?
-Nieeee..
-A ja to muszę zjeść śniadanie. Chodź na dół to pooglądasz bajki chwilkę, dobra?
-Oki.
Zeszliśmy do salonu, włączyłam telewizor i poszłam do kuchni  zrobić kanapki.
-Dylan, pojedziemy później do sklepu to wybierzesz sobie coś do jedzenia. Może być?
-Dobra-powiedział chłopiec oglądając Toma i Jerry'ego.-Ale ja nie lubię warzyw.
-Tak? A może zabawimy się?
-Jak?
-Zawiążę ci oczy i dam do spróbowania kilka rzeczy. Chcesz?
-TAK!-krzyknął radośnie.
-Dobra,to jak zjem się pobawimy.
Po śniadaniu wyjęłam z lodówki różne warzywa i owoce, robiąc przy tym listę zakupów. Pokroiłam w kostkę na talerzyk i zaniosłam do brata.
-Dobra, zawiąże ci mój szalik na głowie zasłaniając oczy, a potem będę ci podawać  kawałki różnych przysmaków, a ty będziesz mówić co ci smakuje.
Siedziałam notując co smakuje smykowi i śmiejąc się z jego min.
-Leć załóż buty, to pojedziemy na zakupy, a ja pójdę przypiąć fotelik.
-A Sawa pojedzie z nami?
-Nie, ona będzie pilnować,aby nikt nie ukradł ci zabawek.
-Aha...Dobra.
Pojechaliśmy na zakupy, gdzie było dużo śmiechu. Wróciliśmy, rozpakowaliśmy zakupy i spojrzałam na zegarek.
-Zjemy coś i zawiozę cię do Petera. Mogą być naleśniki?
-Tak! A z dżemem?
-Bez tego się nie liczą.
Zabraliśmy się za gotowanie. Jak można było się spodziewać, mąka i jajka były nie tylko w misce. No cóż... Tak to jest jak się urzęduje w kuchni z czterolatkiem, ale bałagan nie przeszkadzał mi, bo grunt to dobra zabawa. Po jedzeniu spakowaliśmy rzeczy chłopca do plecaka i pojechaliśmy do warsztatu. Kiedy tylko wysiedliśmy z samochodu od razu było słychać gdzie się znajdują. Wywróciłam oczami.
-Kiedyś ich uduszę-powiedziałam, a Dylan się zaśmiał.
Weszliśmy do garażu. Mike stał nad maską samochodu, a spod wozu widać było trampki Peta. Między nimi toczyła się zażarta dyskusja.
-Jaki z ciebie wielki... Gdzie tam wielki... Ogromny chu...-przerwał Mike patrząc na nas- chichoczący, głupiutki tygrysek.
-Do reszty cię po..-powiedział chłopak wyjeżdżając spod samochodu, na desce-...kręciło... Cześć wam.
-Peter!-krzyknął chłopiec biegnąc do Peta i wskakując na niego.
-Uhhh...-jęknął kiedy młody wskoczył mu na brzuch.- Chłopie, chyba urosłeś.... i przytyłeś.
-A ty schudłeś. I to duuuuużo. Prawda Gwen?
-Zgodzę się z młodym. Dobra jadę do pracy. Jak nie będę o dziewiątej to możesz pojechać z nim do mnie?
-Nie ma problemu.
Podałam mu klucze. Schyliłam się do chłopca.
-Będziesz grzeczny?
-Tak, będę grzeczny, będę się słuchał Petera, nie będę pyskować, będę jeść i mówić kiedy zgłodnieję...
-Jaki posłuszny chłopak-zaśmiał się Mike.
-Bo biedronki na ciebie naślę-odwarknęłam.-Dzięki Peter za opiekę nad młodym jeszcze raz-powiedziałam całując go w policzek.
-Chyba zacznę ci coraz częściej pomagać, to kto wie jak się skończy któraś przysługa-zaśmiał się Peter.
-Spadaj-powiedziałam i wyszłam.

Peter? Bez gifów i co? xD

Opowiadania do dokończenia

Tak przeglądałam chwilę opowiadania i znalazłam kilka niedokończonych opowiadań. Nie są to wszystkie, ale oto kilka:

http://zycie-w-new-york.blogspot.com/2015/07/od-kingi-cd-laury.html

http://zycie-w-new-york.blogspot.com/2015/07/od-laury-cd-nivana.html

http://zycie-w-new-york.blogspot.com/2015/07/od-kate-cd-nicka_30.html

http://zycie-w-new-york.blogspot.com/2015/07/od-michaela-cd-vanessy_30.html

http://zycie-w-new-york.blogspot.com/2015/07/od-laury-cd-michaela_30.html

http://zycie-w-new-york.blogspot.com/2015/07/od-nicka-cd-charlene_30.html

http://zycie-w-new-york.blogspot.com/2015/07/od-rose-cd-michaa.html

http://zycie-w-new-york.blogspot.com/2015/07/od-petera-cd-amy_30.html

http://zycie-w-new-york.blogspot.com/2015/07/od-rose-cd-samuela.html

wtorek, 4 sierpnia 2015

Nowi mieszkańcy!

W Nowy Jorku zamieszkali Steven Dawton...

... i Matthew Veser

Od Petera cd Gwen

-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.

-I tak tam wyląduję, więc?

-Czy to moja koszula? Aż tak ci pod pasowała?

-Już dawno ci mówiłam, że tak. Zmieniasz temat.

-Biłem się. Nie widać?

-A z kim?

-Powiem tak, niedługo mogę potrzebować prawnika.
-Pobiłeś się z Jacobem, prawda?

-Idę się ogarnąć.

-To mówi samo za siebie... Unikasz dalszej rozmowy, więc wiem wszystko...
Odszedłem nie słuchając jej dalej. Kiedy wróciłem, siedziała w salonie rozmawiającą przez telefon. Usiadłem przyglądając jej się. Siedziała kiwając głową. W końcu rozłączyła się, a ja spojrzałem na nią wyczekująco.

-Rodzice przywiozą Dylana do mnie na miesiąc.

-Dlaczego?

-Wyjeżdżają w sprawie nowej fabryki, a młody powiedział, że on nie ma mowy aby pojechał. A więc poprosili mnie.

-Kiedy go przywożą?

-Dzisiaj około dziesiątej. Na czternastą mam do pracy.

-Przywieziesz go do mnie i tyle.

-A ty nie masz roboty?

-Miałem pojechać do warsztatu, ale tylko na godzinę, więc jak coś...Posiedzi ze mną tam chwilę. 

-Dobra. Muszę lecieć, bo Senę muszę wyprowadzić.

Poszła się przebrać, a ja zacząłem szukać smyczy Maxa. Po chwili udało mi się ją znaleźć i zapiąć (po "krótkiej" gonitwie) psu. Po chwili przyszła Gwen i wyszliśmy na zewnątrz.
-To podrzucisz młodego do Big Bo?
-Tak. Dzięki, że zajmiesz się Dylanem.
-Nie masz za co dziękować. W ten sposób odwdzięczę ci się.
Uśmiechnęła się, wsiadła na rower i pojechała, a ja poszedłem przed siebie z Maxem.

Gwen?