poniedziałek, 27 lipca 2015

Od Alexis do Kate

Wiara jest pojęciem absolutnie względnym. Wiara jest indywidualnością. Wiara jest niewidoczna. Wiara jest własnym wyrzutem sumienia. Wiara jest Twoja. Wiara jest jedna. Wiara jest inna.
Wiary nie widać. Żadnej ważnej wartości życia nie można dotknąć. Miłość, szczęście, przyjaźń, wierność, radość. Pragniesz ich najbardziej na świecie, ale nie potrafisz ich znaleźć, nie umiesz dotknąć, nie masz szans zobaczyć.
To dlatego wszyscy twierdzą, że to coś tak niesamowitego.
Społeczeństwo jest święcie przekonane, że bez miłości, bez którejkolwiek z tych gwiazd życia, człowiek nie może być spełniony, nie ma takiego prawa. Chyba, że jest psychopatycznym mordercą albo zadufanym w sobie narcyzem, któremu oprócz lustra do całkowitej euforii potrzeba góry zielonych banknotów. Psychopatyczni mordercy raczej nie przejmują się wiernością czy też szczęściem. Pewnie nie zdają sobie nawet sprawy, że takie coś ma prawo bytu. I to dużo większe niż oni.

Kiedyś wierzono, że świat jest płaski, czyli wiara nie jest do końca rzeczą nieomylną.
Jakby coś mogło być.
Jak ją scharakteryzować?
Takie nie wiadomo co, przychodzę od naszych rodziców, zależne od naszego położenia geograficznego, przynajmniej w większości. Dla jednych jest całym światem, podstawą funkcjonowania. Dla drugich ciążącym na barkach obowiązkiem.

Pomimo tych wszystkich zawirowań, wszystkich "tak" i "nie", wszystkich za i przeciw, każdy wierzy. Nawet niewiara w Boga jest wiarą w jego nieistnienie.

Krople deszczu odbijały się od muru porośniętego mchem. Jedna wyprzedała drugą, drugą trzecią, trzecia czwartą, a czwarta piątą...
Ścigały się, która pierwsza dotknie zimnych podłoży grobów.
Wyścig trwał w nieskończoność, nie pozwalając promieniom słońca zwiedzić zakamarków Nowego Yorku. Świetnie się bawiły, zastępując drogę wesołemu słońcu. A tej zabawie nikt nie potrafił się sprzeciwić. Wszystkim brakowało sił, kiedy małe krople dotykały ich nagiej skóry. Jakby te przezroczyste łzy nieba żywiły się ich duszą, zabierały ją ze sobą na dalszą wędrówkę.
Tylko ja miałam teraz siłę wdrapać się na murek i zeskoczyć na drugą stronę bramy. W ten oto sposób znalazłam się na cmentarzu. Tylko ja, i ani jednej żywej duszy.
Jak to egoistycznie brzmi. Tylko ja.
Pieprzony egoizm, z którym nie mogę się pogodzić. Nigdy nie mogłam, ale nadal go używam. Pytanie tylko, dlaczego?
Ciche pomrukiwanie świerszczy poganiało mnie. Jakaś nad przyrodzona siła ciągnęła mnie do wystającej, czarnej czapki za krzakiem. Serce mimowolnie zaczęło bić szybciej. Ostatnio zaczynam robić się jakaś "miękka". Nigdy więcej strachu. Pamiętam.
Gdy zorientowałam się, że przy grobie siedzi dziewczyna, poczułam niespodziewaną ulgę. Podeszłam bliżej i położyłam jej rękę na ramieniu.
Co się ze mną dzieje?

< Kate :3 Wybacz, że moje początki zawsze muszą być i zawsze są dłuższe, niż fabuła >