- Fajnych masz znajomych. - zaśmiałam się.
- Polecisz jakiegoś terapeutę? Biedaczek jest w ciężkim stanie. - zażartował chłopak.
- Tak, tak mam kontakt do takiego jednego, ale ostrzegam to szaleniec! - roześmiałam się.
- Słyszysz, Mike? Zawieziemy Cię do jakiegoś wariata, żebyś wrócił do normalnego życia. - zwrócił się do (prawdopodobnie) tego chłopaka.
- Ale teraz na serio - przyjedziecie moją furą pod penthouse? - spytałam przestając żartować.
- Spoko, da się zrobić. - odparł Peter.
- Tylko, ej! Zezwalam na przetestowanie Jego możliwości, ale z rozwagą! - ostrzegłam.
- Ok, ok, będę pamiętać! - obiecał chłopak i rozłączył się. "No ja mam nadzieję, że będziesz" - to zdanie tkwiło mi w głowie. Nie miałam bowiem żadnej gwarancji, że w trakcie ich przejazdu nic się nie stanie... Tfu! Wypluć przez lewe ramię i odpukać w niemalowane! Z niecierpliwością czekałam na ich przyjazd.
(Peter? Brak weny, a pisane z samego rana *zief*)