Zabrałam się za drugiego konia.
- Koniec takich numerów! - powiedziałam stanowczo do zwierzęcia. Odpowiedzią było rżenie. - Nie tym tonem, proszę! Pamiętaj, do kogo mówisz! - warknęłam. Zwierzę się uciszyło. - Żadnych więcej ucieczek! I dostajesz karę na marchewki! - obiecałam i usłyszałam za plecami radosne rżenie mojej klaczki. Odwróciłam się do Lady. - Za chwilę Ty też dostaniesz karę! - warknęłam, a Ona "magicznie" się uspokoiła. Wyczyściłam ogiera i poszłam odprowadzić tę parkę na padok. Po drodze usłyszałam jakby... uderzenie w coś? Nie jestem pewna... Zdziwiona postanowiłam to sprawdzić, wcześniej poszłam po swoje rzeczy. Ruszyłam do samochodu, Peter już w nim siedział. Weszłam do pojazdu i spostrzegłam, że coś jest nie tak...
- Yyyymmmm... Coś się stało? - zapytałam niepewnie, wyrywając Go z zamyślenia.
(Peter? Wszystko ok?)