środa, 29 lipca 2015

Od Charlene cd Camerona

Nie chciałam być taka słaba. Nie chciałam nikomu pokazywać się z tej strony, ale po prostu nie miałam siły. Ludzie spoglądali na nas ze zdziwieniem, lecz mnie to nie obchodziło. Myślałam teraz tylko o Dicie. Było mi wstyd. Wstyd tego, że czasem zapominałam o nie zadbać, o to, że nie zawsze miałam czas. Byłam z nią około roku, ale kochałam tego zwierzaczka...
Otarłam ręką łzy. Nie mogłam się tak zachowywać. Jestem silna. Muszę być silna. Podniosłam się szybko czym zaskoczyłam Cameron'a. Krzyknął coś - już ho nie słyszałam. Wszystko zagłuszył szum gniewu w mojej głowie. Nieuzasadnionego i niepohamowanego. Pobiegłam po schodkach, wparowałam do weterynarii i stanęłam oko w oko z doktorem Nelly'm.
- Panno Charlene, nie mam dobrych wieści. - jedną ręką pokazałam mu, by mówił dalej, a drugą wbijałam sobie paznokcie w szyję. - Pańska kotka umarła w wyniku zastopowania pracy nerek. Nie mam pewności, ale prawdopodobnie był to błąd w genach. Jej rodzina też może mieć takie problemy.
- Nic nie dało się zrobić? - wycedziłam, tłumiąc łzy.
- W tym przypadku zgon następuje w ciągu 24 godzin. Szanse na przeżycie są w przypadku niezwłocznego zareagowania. Mam jedno pytanie panienko?
- Tak?
- Czy jako przychodnia możemy zabrać zwłoki do badań. Może uda nam zgłębić, co dokladnie jej dolegało. Pomoże nam to uratować inne.
- Nie ma problemu. - odparłam beznamiętnie.
- Proszę się tak nie martwić. Czasu i tak już pani nie cofnie, a tylko pogorszy swój stan. Powodzenia. Mam pani numer więc myślę, że niedługo przedzwonię z informacjami. Do zobaczenia. - uśmiechnął się. Był to pięćdziesięcioletni pan z siwiejącymi czarnymi włosami i niebieskimi, dobrymi oczami. Pomógł mi wiele razy, ale teraz go nienawidziłam...
Szybkim krokiem wyszłam z budynku. Tam czatował na mnie Cameron. Złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Wyrwałam mu się i znowu rozpłakałam.
- To może jednak pójdźmy na tą kolację? - wyjąkałam przez łzy.

(Cameron?)