niedziela, 31 marca 2019

Od Xaviera cd Lashiti

Pełen napięcia czekałem aż samochód odjedzie obserwując kątem oka chłopaków stojących obok.
-Szkoda by było, gdyby coś się przydarzyło tej ślicznotce -powiedział z lubieżnym uśmiechem.
-Ona jest nietykalna -warknąłem odwracając głowę w jego stronę i zakładając ręce na pierś.
Uśmiechnął się jakby wyczuł, że może mnie tym szantażować i ugrać co tylko chce. Nie doczekanie twoje, kolego.
-Wiesz... Gwarancji nie masz, ale... Jeśli przystaniesz na propozycję z naszej strony nie masz się czego obawiać -powiedział uśmiechając się złośliwie.
Wziąłem głębszy wdech, aby sprawiać chociaż pozory spokoju. Nie wybaczył bym sobie, gdyby zrobili coś komuś przeze mnie. Z drugiej strony, gdyby zrobili coś bez zlecenia przez swojego szefa nie mieli by łatwo... A wygląda na to, że jeszcze nie znają hierarchii w naszym małym "układzie". Na mojej twarzy zagościł kpiący uśmiech. Oj nowe pionki myślące, że stoją przed osobą, która nic nie może są takie zabawne.
-A ty wciąż myślisz, że możesz więcej niż dziwka w burdelu. Przecież ty jesteś tylko sterowaną masą tłuszczu. A teraz zawiń swoją dupę i grzecznie wracaj do swojego pana.
Odwróciłem się z zamiarem odejścia od nich i zajęcia się skończeniem ogarniania papierów, ale w tym momencie jedna pięść trafiła w mój brzuch, aby po chwili trafić prosto w moją twarz.Splunąłem na ziemię krew i zaśmiałem się.
-Oj jeszcze nie wiesz co zrobiłeś compañero -powiedziałem z kpiącym uśmiechem i wróciłem do klubu zatrzaskując drzwi za sobą.
Ruszyłem korytarzem w stronę łazienki zgarniając po drodze apteczkę. Szedłem klnąc pod nosem, przykładając dłoń do krwawiącego nosa. Oczywiście im bardziej, chcesz nie zwrócić na siebie uwagi tym prędzej na kogoś wpadniesz. Już miałem skręcać do łazienki dla pracowników, gdy na zapleczu pojawiła się Tori. Bez słowa podeszła do mnie i zabrała ode mnie apteczkę, po czym weszła ze mną do pomieszczenia. Zaczęła uważnie oglądać mój policzek i nos, a po upewnieniu się, że nie jest złamany zabrała się za opatrywanie.
-Nie żałujesz czasem, że mnie od nich wyrwałeś? -Zapytała starając się oczyścić rozcięcie na policzku i nosie. 
-Nigdy -powiedziałem obserwując ją uważnie. -A skąd te pytanie? Źle ci tu?
-Miałam moment, że było mi źle... Ale w końcu dotarło do mnie, że w twoim słowniku przestał istnieć termin miłość. Przywiązanie, lojalność, może nawet przyjaźń, ale nie miłość... Ciekawe tylko, kiedy poinformujesz o tym tą małą...
Po tym zdaniu zapadła cisza podczas której dokończyła zajmowanie się moją obitą mordą. Podziękowałem jej po czym ruszyłem do biura skończyć porządek z papierologią. Po skończonej robocie zebrałem swoje rzeczy i zamknąłem biuro. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem do dziewczyny. Zatrzymałem się pod mieszkaniem Lashi i zgasiłem silnik. Zacząłem się zastanawiać, czy to aby na pewno dobry pomysł.To ostatnia chwila, aby zniknąć z jej życia na dobre. Z drugiej strony, w tej chwili nie dawało mi to gwarancji, że dadzą jej spokój. Spojrzałem w lusterko. No pięknie spuchnięty policzek robił się już siny, a nos przybrał wręcz buraczkowy odcień. No po prostu świetnie. W końcu postanowiłem ruszyć dupę i ruszyłem do mieszkania dziewczyny. Zapukałem do drzwi i czekałem cierpliwie oparty o ścianę.

Lashiti?


Od Tylera cd Isabelli

Westchnąłem cicho, siadając na kanapie i spoglądając na dziewczynę. Było mi naprawdę głupio, a Isabella była dla mnie bardzo ważna, nie mogłem zatem dopuścić do takiego końca, który zawdzięczałem tylko i wyłącznie swojej głupocie.
-Posłuchaj… - zacząłem, na co uniosła głowę i popatrzyła na mnie kpiąco.
-Jakbyś jeszcze nie zdążył zauważyć, to słucham cię cały czas.
-Być może przesadziłem z używkami, ja nie byłem sobą kiedy wykrzyczałem ci to wszystko -westchnąłem.
-Na pewno przesadziłeś – odparła, po jej oczach można było poznać, że ledwo panuje nad sobą, aby się nie rozpłakać.
-Isabella, zależy mi na tobie – oznajmiłem, spoglądając na nią.
-Każdej to mówisz? - zapytała, siląc się na ironiczny uśmiech.
-Słońce, wiesz jak wyglądało moje dotychczasowe życie, choć bardzo się staram to nie jestem w stanie wyprzeć wielu moich niepoprawnych względem ciebie zachowań. To wszystko wynika z tego, do czego przywykłem – stwierdziłem.
Dziewczyna mimo wypowiedzianych przeze mnie słów dalej siedziała w ciszy.Nie byłem w stanie zagwarantować jej wielkiej miłości, bo sam do końca nie wiedziałem i nie rozumiałem tego, co miałem w głowie. Miałem pozytywne nastawienie do tej relacji i chęć rozwijania jej jednak wiedziałem, że nie będzie to proste, choćby ze względu na moje nawyki, czy przyzwyczajenia, które Isabella niekoniecznie będzie rozumieć.
Isabella?

wtorek, 26 marca 2019

Od Alana cd Edwarda

Nowy York — miasto marzeń. Miasto, które uratowało mi życie, otworzyło na nowe możliwości. W końcu do mojego życia wtargnęło trochę szczęścia i dobrego humoru, czułem się też o wiele bezpieczniej i lepiej niż w poprzednim etapie mojego życia. Całe szczęście, że mam to już za sobą...
Jedyne co mi z tamtego życia zostało, to właściwie wkurzający kuzyn, którym muszę się opiekować. Sam nie wiem, co mnie podkusiło, bym się nim opiekował. W prawdzie jesteśmy w Nowym Yorku ledwo od ponad dwóch miesięcy, mimo wszystko nie zbyt oswoiłem się z nowym miejscem. Do tej pory nie rozpoznawałem paru miejsc, nie znałem ponad połowy mapy miasta i ciągle się gubiłem.
Postanowiłem, że przejdę się, skoro i tak miałem wolny dzień, to czemu nie?
Na zewnątrz, pomimo zimy była dość ładna pogoda. Narzuciłem na siebie kurtkę oraz kochany futerał na ukulele, wcisnąłem portfel do kieszeni i wyszedłem z mieszkania. Zakluczyłem drzwi, uprzednie z piętnaście razy sprawdzając, czy aby na pewno dobrze zamknąłem dom, po czym zszedłem cztery piętra w dół, by w końcu wyjść z bloku. W prawdzie mamy windę, chciałem mimo wszystko rozruszać kości. Miałem dość dużą swobodę z rana, gdyż Matthias siedział do jakiejś piętnastej w szkole, a była dopiero dziesiąta. Postanowiłem zajść do pobliskiej kawiarni po coś do picia, szczególnie że ostatnio wzięła mnie porządna chęć na kawę. Wpadłem do pobliskiego zabudowania, sprawnie zamówiłem czarną americano, po czym bez większych ceregieli ruszyłem na spacer do Central Parku.
Ludzi nie było za dużo co było sporym plusem, nigdy nie przepadałem za tłumami — oczywiście nie wliczając w to pracy w klubie. Szedłem właściwie tam gdzie poniosły mnie nogi, co parę minut popijając kawę. Zbliżałem się w stronę altanki, jednak zbytnio zajęty pięknem natury i otoczenia wokoło mnie, wpadłem na osobnika wychodzącego właśnie spod tego zabudowania. Zderzyłem się z nieznajomym i oboje upadliśmy na zimną ziemię. Na moje nieszczęście niedawno kupiona kawa poszła w błoto, na szczęście jednak nie wylała się na mnie. No cóż, czasem tak się dzieje... Usłyszałem niedbałe prychnięcie ze strony nieznajomego, podniosłem się lekko otrzepując tyłek z ziemi.
- Może trochę uważaj, co? - zapytał. Podniosłem oczy, z lekka mu się przyglądając. Dość wysoki, niebieskooki blondyn? Chyba tak można nazwać ten kolor włosów. Ubranie też miał dość eleganckie, do tego towarzyszył mu sporych rozmiarów dalmatyńczyk.
- Może... - wyszczerzyłem się chamsko. - Aczkolwiek obaj powinniśmy uważać, chociaż myślę, że szczęście jest bardziej po mojej stronie. - W odpowiedzi mężczyzna uniósł lekko jedną brew, a ja wskazałem na kawę rozlaną po ziemi, która gdzieniegdzie zabarwiła śnieg na jasny brąz.
- Cóż, bywa. - wzruszył ramionami.
- Byłbym jednak bardziej uszczęśliwiony, gdybyś zadośćuczynił mi tę kawę. - odparłem ze stoickim spokojem.

Edward?

poniedziałek, 25 marca 2019

Od Hailey cd Scotta

Zdziwiły mnie słowa kobiety, a jednocześnie było mi bardzo miło. Na twarzy Scotta widziałam zaskoczenie, które pewnie zdobiło także moją twarz. Resztę dnia spędziliśmy wszyscy razem, siedząc przy kominku i słuchając świątecznych piosenek. Im późniejsza była godzina tym dość liczne grono osób się pomniejszało. W końcu zostaliśmy tylko my i babcia Scotta. Stuknęłam łokciem bok chłopaka i posłałam mu porozumiewawcze spojrzenie, abyśmy także udali się do sypialni. Na szczęście Scott szybko załapał o co mi chodzi.
-My również idziemy już spać – stwierdził - ty też powinnaś babciu.
-O mnie się nie martw, jak widać radzę sobie w życiu – powiedziała i machnęła ręką – dobranoc.
-Dobrej nocy – odparłam, uśmiechając się do niej ciepło.
Scott objął mnie w talii i ruszyliśmy w stronę przydzielonego nam pokoju. Niemal od razu rzuciłam się na łóżko, zmęczenie brało górę.
-Możesz iść się wykąpać pierwszy – oznajmiłam, wzdychając i chowając twarz w poduszkę.
-Tylko mi tu nie zaśnij jeszcze – zaśmiał się i po zabraniu swoich rzeczy zniknął w łazience.
Kolejnego dnia rano obudziłam się przed chłopakiem. Miałam wrażenie, że było tak za każdym razem, kiedy tutaj spaliśmy. Na dole słyszałam krzątanie, dlatego po doprowadzeniu się do stanu używalności, postanowiłam udać się tam. Babcia szykowała właśnie śniadanie.
-Dzień dobry, mam nadzieję, że się wyspałaś – przywitała mnie, uśmiechając się ciepło.
-Dzień dobry. Tak, dobrze spałam – odparłam.
-Scott jak zwykle śpi długo, nic się nie zmienił – westchnęła – czego się napijesz, kawki, herbatki?
-Chętnie skuszę się na herbatkę – uśmiechnęłam się.
Scott?

Od Isabelli cd Tylera

Cały mój poranek wyglądał beznadziejnie. Gdy tylko się obudziłam, wstałam, ubrałam się w jakieś luźne ciuchy, a następnie rozłożyłam się na kanapie i zakryłam kocem. Usłyszałam sygnał dzwonka mojej komórki, lecz domyślałam się, kto mógłby chcieć się teraz ze mną skontaktować. Nie odbierałam, naprawdę nie miałam ochoty na rozmowę. Przewróciłam się na drugi bok, bardziej otulając pomarańczowym materiałem. Po kilkunastu minutach, usłyszałam dźwięk, jakby ktoś pociągnął za klamkę. W pierwszej chwili wystraszyłam się, lecz nie długo zajęło mi, aby wyobrazić sobie osobę po drugiej stronie wejścia.
-Isabella, wiem, że tam jesteś! - Usłyszałam. - Nie mam zamiaru się stąd ruszać, dopóki ze mną nie porozmawiasz, wiem, zje.bałem, ale daj mi się wytłumaczyć.
Łzy mimowolnie zaczęły spływać po moich policzkach. Wstałam powoli i powędrowałam w stronę drzwi, otwierając je niepewnie.
-Przepraszam. - Powiedział skruszonym głosem.
-Myślałam, że przyszedłeś mi powiedzieć o tym, że znalazłeś już nową dziewczynę. Ją też zostawisz po tym, jak ją zaliczysz? Super podejście. - Jeszcze bardziej się rozpłakałam.
-Daj mi to wszystko wytłumaczyć... - Poprosił.
Nie odpowiedziałam mu, po prostu otworzyłam szerzej drzwi i pozwoliłam wejść. Nie wiedziałam, czy robię dobrze, ale nie potrafiłam dłużej trzymać tego wszystkiego w sobie. Usiadłam na jednym z foteli, który znajdował się w salonie i poczekałam, aż blondyn zajmie miejsce na kanapie.
-W takim razie słucham. - Rzekłam.
Naprawdę chciałabym, aby to wszytsko już się skończyło.

Tyler?

Nowy członek!

 https://zycie-w-new-york.blogspot.com/p/alna.html

Alan Winters

Od Edwarda cd Hope

Czekając na odpowiedź dziewczyny, pobiegłem do kuchni i przyniosłem sobie pyszne, wręcz doskonałe, niesamowicie dobre żelki Haribo, które skradły moje serce już na naszym pierwszym spotkaniu – tym bardziej te o smaku i kształcie Coca Coli.
Nie ukrywajmy, że mieszkam w dosyć mały mieszkaniu i dojście do kuchni zajmuje mi mniej niż pięć sekund, toteż do pokoju wróciłem niezwykle szybko. Gdy tylko wróciłem do pokoju, napotkała mnie miła niespodzianka – Lucky położył się na moim telefonie, co uświadomiłem sobie, gdy spod jego brzucha dobiegł do moich uszu charakterystyczny głos – przyszła do mnie nowa wiadomość.
- No już, Lucky, wstawaj! - powiedziałem stanowczym tonem, a dalmatyńczyk chyba zrozumiał, że zależy mi na zobaczeniu wiadomości, gdyż wstał i położył się w innym miejscu. - Dzięki, skarbie.
Szybko odblokowałem telefon i zerknąłem na wiadomość (drogi czytelniku, czytelniczko, literka ”E”, oznacza wiadomość od naszego cudownego Edzia, a ”H” od naszej Hope).

H: Uhm, hej.
E: Jak tam żyjesz?
H: Jakoś. A co u Lucky'ego?

Czytając ostatnią wysłaną wiadomość od Hope, zachichotałem i spojrzałem na leżącego obok mnie dalmatyńczyka.
- Lucky, wiesz, że ktoś prócz mnie się tobą interesuje? - spytałem się psa, na co ten wstał i odwrócił się do mnie tyłem. - Rozumiem, nie masz ochoty na rozmowę.

E: Jakoś. Dzięki za pomoc z wyciągnięciem go z fontanny, ten pieseł jest czasem tak uparty…
H: Aha, aha, spoko. Mam rękę do psów – one do mnie lgną!
E: Widzę, ale nie myśl, że Lucky woli ciebie ode mnie.
H: Pff, tak właśnie myślę.
E: …
H: Żartuję. Jesteś właścicielem, przecież wiadomo, że ciebie kocha najbardziej.
E: Ciepło mi się na serduszku zrobiło.
H: Nie rozczulaj się tak! TO JEST FAKT.
E: Jutro piątek.
H: Masz rację.
E: Nie cieszysz się, że w końcu jest weekend?
H: Lubię szkołę.

Uniosłem brwi, widząc tę wiadomość. Gdy byłem może rok młodszy od Hope, nienawidziłem szkoły. Dopiero później odkryłem w sobie miłość do ślęczenia nad książkami do rana – oczywiście, żartuję.

E: Oho, miło wiedzieć. Może spotkamy się jutro?
Odpowiedzi na to pytanie nie dostałem, brunetka nawet nie odczytała wiadomości. Pewnie rodzice ją zawołali, czy coś, pomyślałem. W końcu ona jest młodsza, więc raczej sama mieszkać nie może. Musiałem ją zrozumieć. Zająłem się swoimi sprawami, a konkretniej oglądaniem filmu pt. ”Titanic”. Niezwykle podobała mi się ta historia, jak i gra aktorska aktorów i miejsce akcji całej opowieści. Nie ukrywajmy, że od zawsze miałem rękę do wody, sportów wodnych i wszystkim, co z tym związane. Nigdy nie odczuwałem strachu do jednego z czterech żywiołów, a wręcz przeciwnie – czułem się w jego pobliżu naprawdę komfortowo i bezpiecznie. Wiele osób porównywało mnie i moją siostrę do wody i ognia. Jesteśmy naprawdę bardzo różni – dwie różne twarze, dwa różne charaktery i zupełnie inne zainteresowania. Madelaine jest osobą o naprawdę ognistym temperamencie i zapale, który potrafię zgasić w jedną sekundę.
Flm skończył się dosyć szybko, mimo że trwał ponad godzinę. W międzyczasie cały czas zerkałem na telefon, by sprawdzić, czy Hope się do mnie nie odezwała – niestety, nic. Gdy tylko wstałem z łóżka, by przejść się do kuchni po kolejną paczkę żelków, usłyszałem swój telefon.
- Wreszcie…- powiedziałem i złapałem za telefon.

H: Przepraszam, że nie odpisywałam. Miałam coś do załatwienia.
E: Spoko. To co, spotkamy się jutro?

Hope? Przepraszam, że tak długo musiałaś czekać :c

czwartek, 14 marca 2019

Od Scotta cd Hailey

Potknąłem się na słowa babci. No tak, zapomniałem, że przed nią się nie ukryje nic, a i ona nie zostawi tego bez słowa. Wypuściłem kota z transportera, a ten ruszył pobiegać po domu..
-Jaka biedna? Sama mnie napastowała -powiedziałem przepuszczając kobiety przodem.
-Już to widzę -mruknęła. -A ty jak się broniłeś... Normalnie okna potłuczone, bo chciałeś przez nie wyskakiwać...
Weszliśmy w głąb domu, gdzie już było widać rewolucje świąteczne wprowadzane przez resztę rodzinki.
-A czy moi w tym roku mają zamiar zaszczycić nas swoją obecnością? -Zapytałem idąc za rękę z Hai do kuchni za kobietą.
Starsza kobieta usiadła i usadziła sobie kota na kolanach wśród oburzonych spojrzeń sióstr mojego brata. Ciotki zaczęły zaraz dyskusję o trzymaniu zwierząt w domu i to jeszcze z małymi dziećmi. Jak to brudzą, śmierdzą i tak dalej. Rozsiedliśmy się naprzeciwko niej. Babcia siedziała wywracając oczami, aż w końcu pokazała język jak mała dziewczynka. Hailey parsknęła śmiechem, krztusząc się przy tym wodą. Hałas wywołał Marry, która wbiegła uradowana do pomieszczenia rzucając się uradowana na mnie i Hailey. Po przywitaniu rozsiadła się bezceremonialnie na moich kolanach.
-Długo macie zamiar zostać? -zapytała ignorując kobiety.
-Wie pani, jak to na święta wszystkich chce się odwiedzić a mało czasu, więc długo tu nie zabawimy -powiedziała blondynka.
-Kochana, owszem możesz mi mówić na pani, ale wolę abyś mówiła do mnie po imieniu lub po prostu babciu -powiedziała mrugając do niej.
Zaskoczyła tym mnie, bo nawet mąż mojej siostry nie miał prawa się tak do niej zwrócić.

Hailey?

niedziela, 10 marca 2019

Od Tylera cd Isabelli

Dziewczyna wyszła, zamknąłem drzwi na klucz i wróciłem do salonu, z którego wyszedłem na balkon i zapaliłem papierosa. Zapowiadały się kolejne, samotne święta. Kiedy ponownie wszedłem do środka i spojrzałem na zegarek, dotarło do mnie jak późno jest. Poszedłem do łazienki wziąć prysznic i udałem się spać. Zaśnięcie nie było mi jednak dane, gdyż byłem strasznie głodny. Wstałem z łóżka i ruszyłem w stronę kuchni, aby znaleźć coś do jedzenia. Kiedy uznałem, że jestem już dostatecznie najedzony wróciłem do łóżka.
Gdy tylko obudziłem się kolejnego dnia dotarło do mnie jaką głupotę zrobiłem. Chciałem zadzwonić do Isabelli, ale nie odbierała ona moich telefonów. Ubrałem się i nie jedząc śniadania wsiadłem w samochód i pojechałem do jej mieszkania. Drzwi były zamknięte na klucz, pozostało mi więc jedynie pukać w nie, licząc że dziewczyna w końcu zdecyduje się ze mną porozmawiać.
-Isabella, wiem, że tam jesteś! - zawołałem, kolejny raz uderzając w drzwi. - Nie mam zamiaru się stąd ruszać, dopóki ze mną nie porozmawiasz, wiem, zje.bałem, ale daj mi się wytłumaczyć.
Po chwili usłyszałem ciche kroki, zmierzające w stronę drzwi, a już za moment otworzyły się przede mną, ukazując zapłakaną dziewczynę. Bardzo zawaliłem, ten widok łamał mi serce, a ja nie wiedziałem, dlaczego byłem tak głupi, żeby mówi jej te wszystkie słowa.
-Przepraszam – powiedziałem cicho, spoglądając na nią skruszonym wzrokiem.
Isabella?

Od Jocelyn cd Antoinette

Weszłam do przyczepy i pierwsze co zrobiłam, to rzuciłam się na łóżko. Byłam zmęczona dniem, co nie znaczy, że chciałam by się skończył. Odkąd żyje na własną rękę moje życie wygląda szaro, a dzięki nowo poznanej dziewczynie zaczęło nabierać kolorów. Dziwne, że znając ją tak krótko, czuję się przy niej tak dobrze. Leżałam na łóżku z uśmiechem na twarzy, ze wzrokiem wlepionym w sufit. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

-Co tak wcześnie?-zapytał mnie zdziwiony Brandon, widząc mnie wchodzącą za bar.
-Zamiast zadawać głupie pytania, powinieneś mi pogratulować. - uśmiechnęłam się i zabrałam do przecierania szklanek, nucąc sobie coś pod nosem. Sama nie wiedziałam co się ze mną stało, że udało mi się wyrobić na czas do pracy. Może chciałam wreszcie stać się odpowiedzialnym pracownikiem albo liczyłam na przybycie kogoś.
-Widujesz się z kimś. - słowa przyjaciela wytrąciły mnie z zamyślenia.
-Głupi jesteś. - wzruszyłam ramionami.
-Wcale nie moja droga. Chodzisz z głową w chmurach, szczerzysz się sama do siebie i wyglądasz dzisiaj lepiej niż zwykle - skrzyżował ręce i zmierzył mnie wzrokiem.
-Przestań pieprzyć głupoty. - westchnęłam, poprawiając butelki na półkach.
-Dobra, dobra. Ale mam nadzieję, że ją poznam. - powiedział zadowolony.
-A może to facet?
-Czyli faktycznie coś jest na rzeczy! - klasną szczęśliwy w dłonie. Chciałam podburzyć jego pewność siebie, przez co jeszcze bardziej się wpakowałam.
Pierwsi ludzie schodzili się do klubu. Z każdym kolejnym gościem, zerkałam w stronę drzwi frotowych. Cicho liczyłam na to, że dziewczyna pojawi się dzisiaj. Sama nie wiem dlaczego. Może jej towarzystwo dałoby mi trochę rozrywki i odpędziło nachalnych klientów.
Minęło już trochę czasu od mojego przyjścia do pracy. Zdążyłam już stracić nadzieje na pojawienie się Antoinette. Przecież to oczywiste, że ma mnóstwo innych rzeczy do roboty niż łażenie po klubach. Zajęłam się całkowicie pracą, która z każdą minutą coraz bardziej mnie męczyła.
-Jocelyn?-usłyszałam niski, męski głos. Zwróciłam się w stronę usłyszanego głosu.
-Noah! - krzyknęłam widząc starego kolegę. Szybko do niego podbiegłam i rzuciłam mu się na szyję. Ten w odpowiedzi tylko się zaśmiał i odwzajemnił uścisk.
-Dawno się nie widzieliśmy - odparł kiedy odsunęłam się od niego. Wyglądał identycznie, jak sprzed kilku lat. Szeroki, uroczy uśmiech, rozczochrane włosy, niezadbany zarost i podkrążone oczy.
-Dalej w tym siedzisz, prawda?- uśmiech zniknął z mojej twarzy.
-Za to ty trzymasz się świetnie! Pięknie wyglądasz - odgarnął mi włosy z oczu. Spuściłam zawstydzona wzrok. Ten chłopak nigdy nie przestawał mnie podrywać, ale zawsze robił to z wyczuciem i mimo to że nigdy nie byłam nim szczególnie zainteresowana, to szczerze wierzyłam w jego komplementy.
-Napijesz się czegoś?-zapytałam, przerywając tym samym ciszę.
-Nie dziękuję. Mam sprawę - widać było u niego zdenerwowanie. Zakomunikowałam tylko Brandonowi, żeby zajął się sam przez piętnaście minut barem, po czym razem z Noah wyszliśmy bocznym wyjściem by porozmawiać. Ten pierwsze co zrobił po wyjściu, to wyjął skręta i włożył go do ust. Jego ręce tak się trzęsły, że niemal wypadł mu z rąk.
-Mam zajebistą robotę - zaczął. Zaciągnął się dwa razy i podał mi papierosa.
-Skończyłam z tym. Noah, ja mam mieszkanie, zmieniłam towarzystwo, jestem czysta. - wzięłam do ręki skręta i zaciągnęłam się kilka razy.
-No właśnie widzę. - zaśmiał się.
-Oj przecież trawa to nie narkotyk. - zmarszczyłam brwi.
-Dwa tysiące
-Miesięcznie? - zapytałam lekko zszokowana. Taki zarobek byłby dla mnie ratunkiem.
-Tygodniowo - uśmiechnął się
-Tygodniowo?!- wytrzeszczyłam oczy
-Dostajesz towar i masz go sprzedać. Tyle ile ci zostanie, tyle ci potrącają - złapał mnie za dłoń i wsunął do niej woreczek.
-Co ty robisz? Nie zgodziłam się nawet - z podekscytowania, przestałam zwracać uwagę na to, czy podaję chłopakowi skręta i tym samym sama go wypaliłam.
-Wiem, że uratuje ci to dupę, a na ładne oczka, wciśniesz każdemu wszystko. No i pracujesz w klubie. Przecież tu roi się od ćpunów. To co ci dałem to prezent. Ty musisz sprzedać trochę więcej - przekonywał mnie. Chwilę staliśmy w ciszy. Biłam się przez chwilę z myślami. To rozwiązanie naprawdę uratowałoby mi życie i przy okazji oddałabym Antoinette pieniądze.
-Na razie na próbę- odparłam w końcu - Tylko tydzień, później zdecyduje ostatecznie.- dodałam po chwili.
-Świetnie! - uścisnął moje ramie. Wyjął z plecaka szmacianą torbę, w której wiedziałam dokładnie co się znajduje.
-Ale to oddaje. Nie biorę tego gówna. - skierowałam w jego stronę rękę.
-Najwyżej komuś opchniesz. Na koszt firmy. Poza tym prezentów się nie oddaje - wzruszył ramionami. - Będę się zbierał, ale miło było cie widzieć. A no i widzimy się za tydzień. - dodał i poszedł w swoją stronę, a ja zostałam z torbą narkotyków przed klubem, w którym pracuję. Weszłam z powrotem do środka. Muzyka rozbrzmiewała o wiele wyraźniej niż wcześniej, a ja tym samym czułam, że to miejsce staje się piękniejsze, co znaczy, że trawa zaczęła oddziaływać na mój umysł. Rozejrzałam się dookoła i już miałam ruszyć z powrotem za bar kiedy usłyszałam za sobą znajomy głos.
-Co za przypadek. - to był głos Antoinette. Uśmiechnęłam się, ale gdy tylko zwróciłam się w jej stronę, powstrzymałam go.
-Faktycznie. Zaraz pomyślę, że mnie śledzisz. - zmrużyłam oczy i uśmiechnęłam się. Ruszyłam w stronę baru. Chciałam jak najszybciej schować tę torbę, by nikt jej nie zauważył. Czułam jednak, że dziewczyna podąża za mną. Przyśpieszyłam więc kroku i gdy tylko znalazłam się za barem, sięgnęłam do plecaka, do którego schowałam torbę. Antoinette stanęła po drugiej stronie.
-Przypomniało mi się o naszym zakładzie i postanowiłam przyjść. - powiedziała.
-Nie musisz się tłumaczyć. - uśmiechnęłam się. Czułam jak moje powieki stają się coraz cięższe. - Masz szczęście, że mam wspaniałego przyjaciela, który pozwoli mi się zwolnić. - powiedziałam to na tyle głośno, by ten usłyszał, że chodzi o niego.
-No nie wiem. - pojawił się chwilę później, tak jak przypuszczałam. Ze skupieniem obserwował Antoinette przez dłuższą chwilę.
-Ładniutka i wygląda na porządną. Dobrze, że w końcu znalazłaś kogoś przyzwoitego, a nie jakąś patologię. - spojrzał się na mnie.
-Daj spokój. To koleżanka i nie rób mi wstydu. Zajmij się wszystkim i już. - wzięłam plecak oraz kurtkę.
-Zmieńmy lokal, bo tutaj nie dam rady wypić ani jednego drinka. - powiedziałam, spławiając tym samym przyjaciela.

Antoinette?

czwartek, 7 marca 2019

Od Hailey cd Scotta

Po kłótni ze Scottem, dotyczącej tego, kto zajmie dziś miejsce za kierownicą, w końcu udało mu się mnie przekonać i mu go odstąpiłam. Rozsiadłam się wygodnie na miejscu pasażera, kładąc torebkę pod swoimi nogami. Zapięłam pas i skrzyżowałam ręce na piersiach, czekając aż chłopak robi to samo i ruszy. Nie minęła nawet minuta, a samochód już był w ruchu. Zaczęłam skakać po kanałach radiowych, szukając czegoś, na co mogłabym mieć dziś ochotę.
-Jesteś strasznie niezdecydowana – westchnął chłopak.
- No bo tu wszędzie są reklamy albo coś co mnie nie interesuje – mruknęłam, w dając spokój radiu i opadłam na siedzenie.
Droga mijała w miarę szybko, w końcu do babci Scotta nie było tak daleko, miałam tyko nadzieję, że radia przygotują lepsze playlisty na kolejny dzień, kiedy mamy jechać do moich rodziców, bo w przeciwnym razie nie wytrzymam tyle czasu w samochodzie. Zadziwiającym było, że psy spały całą drogę i nie marudziły. Wreszcie moim oczom ukazał się dom babci Scotta. Uśmiechnęłam się sama do siebie na myśl o tej kobiecie, uwielbiałam ją. Zabraliśmy rzeczy i wypakowalismy zwierzaki, następnie udając się do środka. Już w progu powitała nas babcia Scotta.
-Hailey! Kochana moja, ależ pięknie wyglądasz! - zawołała – A ciebie nikt manier nie nauczył? Takie ślady biednej dziewczynie zostawiać? - westchnęła i przewróciła oczami, spoglądając na Scotta, a ja tylko się zaśmiałam.
Scott?

środa, 6 marca 2019

Od Antoinette CD Jocelyn

Odebrałam swoje dokumenty i odpaliłam samochód. Zerknęłam jeszcze raz do lusterka na tego skurczybyka, miałam ogromną ochotę przypadkowo wrzucić wsteczny, ale rozsądek przypomniał mi iż to bardzo fatalny pomysł. Zresztą ważniejsze było dla mnie to by Jocelyn poczuła się lepiej, więc posłuchałam jej i ruszyłam do przodu. Tym razem jechałam już przepisowo, chociaż złość buzowała w moim ciele, pragnęła się uwolnić chociażby przez zwiększenie prędkości. Nie mogłam jednak pozwolić na to by sytuacja z przed chwili się powtórzyła, więc musiałam zagryźć zęby i się pilnować.
Przez resztę drogi prawie nie rozmawiałyśmy, dopiero gdy dotarłyśmy na miejsce i wysiadła z mojego samochodu coś mnie tchnęło. Wysiadłam z pojazdu i gdy dziewczyna zajęta zbieraniem swoich rzeczy podeszłam do niej z boku.
- Jo?
- Przeszłyśmy na poziom skracania naszych imion? - spytała z uśmiechem, odwracając się w moją stronę na co przewróciłam oczami.
- Przeoczyłaś ten magiczny moment, w którym dzieliśmy się winem?
- Nie wiedziałam, że to ma aż takie konsekwencje.
Zaśmiałam się na jej słowa, ale zaraz spoważniałam. Ciągle czułam się źle z tym co się stało. Powinnam być zadowolona z tego, że wyszłam z tamtej sytuacji bez utraty prawa jazdy, ale jednak to że kobieta musiała się dla mnie poświęcić nie dawało mi spokoju.
Pchana impulsem zrobiłam krok w jej stronę, a następnie ją przytuliłam.
- Przepraszam, że prze zemnie ten oblech śmiał cię tknąć - szepnęłam jej przy uchu, dopiero po chwili dotarło do mnie, że to może nie było na miejscu by tak się do niej zbliżać. Że mogło jej to nie odpowiadać. Odsunęłam się, więc na komfortową odległość. Z nieznanych przyczyn wywołało to we mnie dziwne odczucie, którego wolałam nie próbować definiować.
- To nie twoja wina - odparła. Chociaż jej słowa właściwie niewiele w tej spawie znaczyły. Wiedziałam swoje, więc jedynie się uśmiechnęłam.
- Mam nadzieję, że jak najszybciej będzie nam dane sprawdzić twe umiejętności picia - zmieniłam temat.
- Jeszcze się zdziwisz - na jej usta również wrócił uśmiech.
- Szczerzę na to liczę.
Pomogłam odnieść jej rzeczy, pożegnałyśmy się i wróciłam do samochodu. Odjeżdżałam z odczuciem podekscytowania, jej osoba wpływała na mnie bardziej niż powinna.

Jocelyn?

niedziela, 3 marca 2019

Od Lashiti cd Xaviera

Nachyliłam się, by go pocałować. Gdy się odsunęłam odrobinę, spojrzałam w jego oczy i się uśmiechnęłam.
- Warto zaryzykować, żeby nie stracić takiego chłopaka jak ty. - powiedziałam. Zatrzymałam się na chwilę w wypowiedzi, po czym dodałam.- Nie boję się, twoich znajomych czy też tego, co mogą mi zrobić. Gdy będziesz mieć, więcej czasu wpadnij do mnie. - podałam mu adres i na pożegnanie musnęłam jego wargi, delikatnie przejeżdżając pazurkami po jego karku i szyi. Nie chciałam się z nim rozstawać, ale musiałam.
Wysiadłam z auta i zamknęłam za sobą drzwi, machając do niego. Wsiadłam do swojego samochodu i zamian odjechałam, patrzyłam na niego.
Chwilę tak postali, a dokładniej posiedzieli w autach po czym, on pojechał w swoją stronę, a ja w swoją. Miałam dziś wpaść do klubu, na swoją zmianę. Jednakże mogę to zrobić, gdy już wrócę do domu, ogarnę się, Przepiórę. Wypiorę te ubrania i pojadę do pracy.
Dojechanie do domu nie zajęło, jakoś przydługo. Wyszła, zabrała ubranie z wczoraj oraz gotówkę z auta. Ruszyła do domu. Miała nadzieję, że nie zastanie siostry. Że będzie miała ciszę i spokój, by się nieco przygotować, oraz przebrać. Mimo to i tak nie miała do wieczora co robić, choć mogła wybrać się na siłownię. Gdyż dawno tam nie zaglądała.
Na jej pech siostra była w domu i zaczęła ją zasypywać pytaniami. W drodze do pokoju także nie odstępowała jej na krok. Gdy zaczęła się przebierać i szykować sobie torbę na siłownię, wtedy zaczęła odpowiadać.
- To tak ma siostrę, ma psa. Zaprosiłam go, to znaczy, gdy będzie mieć chwilę wolnego, żeby wpadł. Spędziłam z nim noc, zjedliśmy śniadanie. Nieziemsko smakowało. I tak zaraz wybieram się na siłownię, jak chcesz, możesz iść ze mną. - odpowiedziała. Na większość pytań. Kiwnęła głową, gdy się pytała, o pracę wieczorem.
Poczekała na siostrę kilka minut, w tym czasie szykowała sobie napój na siłownię i słuchawki. Skoro i tak będzie ćwiczyć, to zbyt bardzo nie może się zmęczyć. By mieć siłę potem w pracy.
***
Po pół godziny już byłam wraz z siostra na siłowni. Zostawiłam rzeczy w szatni, wzięłam tylko mały ręcznik i picie, wraz ze słuchawkami i telefonem. Rozciągałyśmy się razem i potem po kolei jedna miała jeden przyrząd, a druga inny. Zamieniałyśmy się ze sobą. Wówczas podeszło do nas paru typków, chcieli pomóc. W tym pomóc było tyle, co gapić się na ciało moje i Luny. Nie przeszkadzało mi to, choć tak szczerze brakowało mi trochę Xaviera. Chciałam do niego napisać, ale zdecydowałam, że nie zrobię tego. Może później albo innym razem.
Tuż po tym, gdy wraz z Luna, przebrane i nieco odświeżone, ruszyłyśmy z powrotem do domu.
Poszłam wziąć prysznic i wrzucić ubrania do prania. W bieliźnie przeszłam przez pokój i poszukałam jakichś ubrań. Gotowa zabrałam kluczyki i telefon, by pojechać do pracy, by odbębnić te godziny pracy i wrócić do domu, by zająć się sprawdzaniem mejli od rodziców i pomoc im z dokumentami, by nie musieli wracać. Choć zobaczenie się z córkami to jest jakiś powód tam.
Do pracy na swoją zmianę zajechałam w miarę szybko. Zaparkowałam auto i ruszyłam na zaplecze. Zdjęłam i odwiesiłam bluzę, po czym ruszyłam za bar, by zająć swoje miejsce. Podawałam drinki i słuchałam historii pijanych nastolatków, jak i dorosłych. Uśmiechnęłam się, gdy spotkałam chłopaków z siłowni.
- Gdzie szef. Pokaż nam ślicznotko. - powiedział jeden z nich. Podeszłam do jednej dziewczyny, by zajęła na chwilę moje miejsce. Po czym wyszłam zza baru i ruszyłam na górę po schodach. Zapukałam, a gdy usłyszałam jego głos, otworzyłam drzwi i wpuściłam ich. Jeden podszedł do mnie i wręczył mi swój numer, szepcząc do ucha kilka słów. Wywróciłam oczami. Zerkając kątem oka na niego, po czym poszłam do baru. Miałam jeszcze trochę godzin, zanim skończę swoją zmianę.
O dziwota, dziś robiło się znacznie szybciej pusto niż zazwyczaj.
Chciałam już wracać, choć w sumie to nie śpieszyło mi się jakoś zbytnio.
Jednak wyszłam na zaplecze, a potem tylnym wyjściem wyszłam. Wtedy natknęłam się na Xaviera. Palił i nie wyglądał na zbyt zadowolonego. Podeszłam do niego, a dokładniej to do auta.
- Co taki naburmuszony? - spytałam.
- Skąd ich znasz? - odpowiedział pytaniem.
- Gdy byłam na siłowni, podeszli i zagadali, a co? - Spojrzałam na niego zaciekawiona.
- Nic. - Gdy wypalił, chciał już iść. Jednak pociągnęłam go za rękę, wtedy drzwi się otworzyły, a ją po prostu go pocałowałam. W sumie to chciałam, ale też brakowało mi jego ciepła i bliskości.
Przerwałam i spojrzałam na jednego z chłopaków. Uśmiechnęłam się słodko i spojrzałam na chłopaka.
- Załatw tu sprawy i wpadnij do mnie. Papa skarbie. - powiedziałam, całując go w policzek, po czym wsiadłam do auta i pojechałam do domu.

Xavier?

Od Isabelli cd Tylera

Spojrzałam na chłopaka, który stał oparty o drzwi. Cała ta przemowa, którą układałam sobie, idąc do jego mieszkania, momentalnie wyparowała mi z głowy. Zaczęłam nerwowo bawić się swoimi palcami za plecami, lecz po chwili wzięłam głęboki oddech i spuściłam wzrok.
-Jeszcze raz chciałam Cię przeprosić za swoje zachowanie. To, co się dzisiaj wydarzyło... nie powinno mieć miejsca. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że mogę Cię urazić. Naprawdę mi na tobie zależy. - Odarłam.
Chciałam kontynuować, lecz zauważyłam coś w ręce chłopaka.
-Co to jest? - Zapytałam po chwili.
-Nic. - Blondyn wzruszył ramionami i spojrzał ma obiekt moich zainteresowań.
Bez słowa weszłam do mieszkania Tylera i rozejrzałam się dookoła.
-Czy ty jesteś normalny? - Warknęłam. -Otwórz jakieś okno i niech tu się przewietrzy.
Chłopak jedynie wzruszył ramionami i wykonał moje polecenie. Usiedliśmy razem na kanapie i spojrzałam na niego. Wydawał się inny, zapewne przez tego papierosa, czy co to tam było.
-Tobie już chyba wystarczy. - Mruknęłam.
-Kim ty dla mnie jesteś, że mi rozkazujesz? - Warknął.
Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. Ta rozmowa nie mogła skończyć się dobrze.
-No przepraszam bardzo, że martwię się o twoje zdrowie. - Syknęłam.
-Ty się martwisz? Jasne. Uważaj bo Ci uwierzę. - Zaśmiał się, a na jego twarzy pojawił się chamski uśmieszek.
-Ogarnij się Tyler, bo zaraz wyjdę i będę miała w dupie, czy coś ci się przypadkiem nie stało.
-A idź w cholerę. Znajdę sobie inną.
Po tych słowach moje serce pękło. Przesadził. Wstałam z kanapy i bez słowa opuściłam mieszkanie chłopaka. Jego słowa mnie zabolały, lecz on najwidoczniej nie zwracał na to uwagi. Łzy same spływały po moich policzkach, a najgorsze było to, że nie potrafiłam się powstrzymać.

Tyler?

Od Xaviera cd Lashiti

 -Same dobre rzeczy -powiedziałem wycierając ręce w ścierkę i odwróciłem się do niej przodem.-Zapiekany omlet z cukinią, pomidorami i serem. A ty widzę, że zapoznałaś się z zawartością mojej szafy -powiedziałem całując ją w czoło, po czym odsunąłem się od niej aby wyjąć zapiekankę z piekarnika.
-Chyba się nie gniewasz -rzuciła siadając na stołku barowym.
Wziąłem  ścierkę i wyciągnąłem jedzenie, następnie odniosłem je na pobliskim stole.
-Nie, chociaż jak dla mnie, mogłabyś być bez tego -powiedziałem w między czasie, odnosząc ścierkę na miejsce i stając ponownie przed dziewczyną. –Zapraszam szanowną panią do stołu.
Zeskoczyła zgrabnie ze stołka i kręcąc biodrami ruszyła do stołu. Podszedłem za nią i odsunąłem jej krzesło, po czym zająłem miejsce naprzeciwko jej. Siedzieliśmy rozmawiając od głupot do tematów typu zainteresowania. Po skończonym posiłku wziąłem kilka ciuchów siostry, które miała zostawione u mnie, w razie gdyby nie była w stanie wrócić do własnego domu i podałem je Lashi, aby coś sobie wybrała. Jej wczorajszy strój średnio nadawał się do ponownego ubrania. Dziewczyna poszła się przebrać, a ja w tym czasie wziąłem się za ogarnięcie kuchni. Joker leżał grzecznie czekając na spacer, więc krzyknąłem dziewczynie, że zaraz wracam, tylko wyprowadzę psa.
Wyszedłem przed blok i ruszyłem na krótką przechadzkę dokoła odpalając papierosa. Zazwyczaj takie przygody jak wczorajsza z kobietami w bardzo szybkim czasie kończyły się, nie wracając nawet do nich myślami. Ale teraz nie byłem do końca pewny, czy aby na pewno chcę ją potraktować jak resztę. Z drugiej strony ciężko patrzyć na osobę, znając ją tylko z łóżka i paru wymienionych zdań. Lecz tym razem nawet mógłbym się nią zainteresować w inny sposób… Niestety musiałem brać też pod uwagę, że jej znajomość ze mną może się źle skończyć dla niej. W końcu moi „znajomi” mogliby ją wykorzystać, aby zmusić mnie do zrobienia tego, czego chcą…
Wróciłem do mieszkania, gdzie puściłem psa, a ten pognał do miski. Lashiti czekała już przebrana siedząc na kanapie. Zabrałem dokumenty i kluczyki od samochodu. Klasycznie otworzyłem drzwi dziewczynie i pomogłem zapakować się do samochodu. Ruszyłem przez miasto, aby odebrać samochód dziewczyny.
-A co do tego, co ci się… Wypsnęło nad ranem… W sensie to, że nazwalałaś mnie panem… -zacząłem uśmiechając się i zerkając na nią kątem oka, przez co zauważyłem, jak na jej policzkach rozkwita rumieniec. –Nie masz się czego wstydzić. Całkiem przyjemnie było to od ciebie usłyszeć…
W końcu zajechałem w odpowiednie miejsce i zaparkowałem obok samochodu Lashiti. Zgasiłem silnik, po czym odwróciłem się do niej, tak aby móc na nią spojrzeć.
-Słuchaj -zacząłem opierając rękę o kierownicę. -W klubie lepiej się nie afiszuj za bardzo tym co między nami zaszło... W żadnym razie nie chodzi o to co się stało, ale... Powiedzmy, że znajomość ze mną należy do tych zwiększonego ryzyka...

Lashiti?

Od Scotta cd Hailey

Wszedłem do mieszkania, ściągnąłem kurtkę po czym udałem się do salonu, gdzie siedziała Hailey. Siedziała patrząc na mnie oczekująco z uniesioną brwią. Podszedłem do niej całując ją po przelotnie i rozsiadłem się obok niej na kanapie, a po chwili na moich kolanach rozgościł się kot.
-I jak? -Zapytała ponaglającym tonem. -Spotkałeś się z nią?
Spojrzałem na nią i przyciągnąłem ją do siebie, obejmując ją ramieniem.
-Tak i ustaliliśmy już jakieś wstępne postanowienia. W wielkim skrócie w razie jakichkolwiek problemów ma się do mnie odzywać. A potem zobaczymy co nam z tego wyjdzie.
Hai wyprostowała się i spojrzała na mnie podejrzliwie.
-A nie boisz się, że ta franca będzie to wykorzystywać, że jesteś na każde jej skinienie? –Powiedziała zaplatając ręce na piersiach.
-Może i tak, co nie zmienia faktu, że poprzestawiało się jej w tym łbie. Wiesz, że nie miała mnie zamiaru poinformować o tym, że jest w ciąży. I wiem co chcesz teraz powiedzieć –dodałem szybko widząc, że chce coś dodać. –Może i było by wszystkim łatwiej, ale nie było by to fair. Zmieniając temat, co porabiała moja niewyżyta ślicznotka?
Dziewczyna w bardzo dorosły sposób pokazała mi język, po czym wtuliła się w mój bok.
-Spakowała się na wyjazd i przygotowałam sobie ciuchy na podróż. Z resztą ty teraz powinieneś spakować swoje i powinniśmy się zbierać. Zostawiałam ci miejsce w walizce.
-Miło-zaśmiałem się po czym dostałem z łokcia w bok.
Poszedłem do sypialni, gdzie wybrałem ubrania, które chce zabrać ze sobą i dopakowałem do walizki. Zjedliśmy jeszcze szybkie drugie śniadanie, po czym zebrałem rzeczy zwierzaków. Moja babcia nakazała przywieść je do niej, skoro po wizycie do niej wybieramy się do rodziców Hai. Ogarnęliśmy się i wyszliśmy z mieszkania, wcześniej upewniając się, że wszystko powyłączaliśmy. Wsiedliśmy do auta po krótkiej wymianie zdań, czytaj kłótni, o to kto powinien prowadzić, aż w końcu stanęło na tym, że ja prowadzę. 
Hailey?

Od Michaliny

Budzik nie chce przestać dzwonić, a ja z trudem zwlekam się z łóżka. Łapa ja co dzień wita mnie oblizaniem po twarzy. Uśmiecham się i podchodzę do szafy. Jest sobota, a ja mam pierwszy dzień w pracy, więc nie zamierzam się spóźnić. Po pół godzinie jestem już ubrana i najedzona. Szybko zapinam smycz Łapie i razem wybiegamy z mieszkania. Cudem udało mi się znaleźć lokal niedaleko parku. Pies, jak to ma w zwyczaju, straszy wszystkie gołębie i rozkopuje wszystkie możliwe dziury. Gdy zaprowadzam go z powrotem i patrzę na zegarek, robi mi się ciemno przed oczami. Mam dokładnie czterdzieści dwie minuty.
Porywam swój stary, wysłużony rower i mapę miasta, na której różnymi kolorami zaznaczyłam trasy na uczelnię, do restauracji i najbliższego sklepu. Po chwili namysłu biorę też kask. To bez wątpienia moja najszybsza jazda. A przynajmniej najbardziej zakręcona. Nigdzie, ani w Polsce, ani potem w Hazleton, nie było tylu samochodów. A co dopiero będzie po południu! W końcu zdyszana zajeżdżam przed kawiarnię; niewielkiego, bardzo symetrycznego i estetycznego budynku. Przypinam rower do stojaka i ściągam kask. Na szczęście włosy są w takim samym nieładzie w jakim są codziennie. Podchodzę na przód budynku, uprzednio wykorzystując jedną z szyb, aby sprawdzić, czy wszystko jest na swoim miejscu i wchodzę do środka.
Stolików jest niewiele, jednak wielkie fotele i kanapy sprawiają wrażenie przytulnych. Zajęty jest tylko jeden przez jakiegoś starszego pana z gazetą. Rozglądam się, szukając osoby, o której mój nowy szef powiedział, że mnie zaznajomi z pracą. Po chwili zauważam blondynkę, parzącą kawę i chłopaka, który wyszedł z zaplecza. Rozmawiają o czymś i się śmieją. Trochę niepewnie do nich podchodzę.
- Dzień dobry… Mam zacząć tu dzisiaj pracę…
- Ty też? – pyta dziewczyna z szerokim uśmiechem – Szef musiał mieć dobry dzień. Zaraz ci powiem, gdzie co jest. A tak w ogóle, to jestem Gwen.
- Michalina.
- Jak? – pyta chłopak, stojący obok.
Uśmiecham się w duchu. Odkąd przyjechałam do Stanów, nie było osoby, która nie zadałaby tego pytania. Literuję więc swoje imię, co mam już opanowane niemal do perfekcji. Po kilku nieudanych próbach wymówienia go, oboje z dziewczyną parskają śmiechem.
- Dobra – w końcu mówi Gwen z uśmiechem– zaniosę tą kawę temu facetowi, a potem zabawię się w przewodnika. W tym czasie zapoznajcie się jakoś z Patrick’iem, w końcu wszyscy będziemy musieli ze sobą przetrwać.

Gwen?

Od Jocelyn cd Antoinette

Nie zastanawiałam się długo.
-Niech będzie, ale w razie czego ty ponosisz całą odpowiedzialność. Policja powoduje u mnie gęsią skórkę. - dziewczyna nic nie odpowiedziała, tylko z uśmiechem ruszyła w stronę samochodu. Przez chwilę śledziłam ją wzrokiem. Szczerze polubiłam ją, ale przeraża mnie to, że coraz bardziej zaczynam krępować się w jej towarzystwie, dlatego wino jest tutaj najlepszym rozwiązaniem.
Chwilę później Antoinette siedziała obok mnie i otwierała wino.
-Ciekawi mnie, co jeszcze wozisz w samochodzie. - przerwałam panującą ciszę.
-Lepiej, żebyś nie wiedziała. - zerknęła w moją stronę.
Usłyszałam charakterystyczny dźwięk otwierającego wina. Dziewczyna wzięła pierwszy łyk, po czym podała mi butelkę.
-Nasze zdrowie - uniosłam wino ku górze, po czym wzięłam łyk i oddałam mojej towarzyszce butelkę.

-No to teraz zobaczymy, jak sobie radzisz z jazdą pod wpływem. - zaśmiałam się wsiadając do samochodu.
-To było tylko wino. - wzruszyła ramionami.
-Może i tak, ale obie wiemy, że nie masz z byt dobrej głowy do alkoholu. - spojrzałam w jej stronę.
-Gdybyś wypiła wtedy tyle co ja, też byś była nieprzytomna. - odpaliła auto.
-Wyzwanie przyjęte - uśmiechnęłam się, a dziewczyna spojrzała na mnie zdezorientowana - Nasze kolejne spotkanie będzie testem na wytrzymałość. - wyjaśniłam.
-Widzę, że już zaplanowałaś kolejne spotkanie. - uśmiechnęła się zadziornie i ruszyła przed siebie. Mój wzrok powędrował z powrotem przed siebie.
-Nie wydaje mi się, żebyś miała coś przeciwko. - nic nie odpowiedziała na moje słowa, tylko przyśpieszyła. Serce zaczęło walić szybciej, a wraz ze wzrastająca prędkością, wzrastała mi adrenalina. Na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech. Zaśmiałam się i otworzyłam okno.
-Co ty robisz?-zapytała, również będąc zadowolona z naszej przejażdżki. Wychyliłam się z okna i krzyknęłam. Włosy latały mi we wszystkie strony, ale nie zwracałam na to uwagi. Nadal z głową wychyloną przez okno, obserwowałam widok miasta. Nagle usłyszałam syreny. Szybkim ruchem zamknęłam okno i odwróciłam się, by sprawdzić, czy to my jesteśmy powodem, dla którego policja uruchomiła syrenę. Antoinette od razu zwolniła, a po jej wyrazie twarzy widać było, że zaczyna opanowywać ją stres.
-Zatrzymaj się. - poleciłam jej. Miałam wrażenie, że nie była do końca pewna tego co robi.
-Nie mogę - jechała dalej.
-Zatrzymaj się. Wiem co robić. - dziewczyna zwolniła i w końcu zatrzymała się na poboczu. Trzymała się kurczowo kierownicy.
-Uspokój się. Lepiej dostać mandat za przekroczenie prędkości, niż pójść do więzienia za kierowanie pod wpływem. - złapałam ją za rękę i zdjęłam z kierownicy. - Nie doprowadź do sytuacji, w której będziesz musiała dmuchać. - szepnęłam, widząc policjanta w oknie. Antoinette opuściła szybę.
-Dobry wieczór. Dokumenty poproszę - nachylił się starszy, grubszy policjant z niezbyt przyjaznym wyrazem twarzy. Gdy dziewczyna przeszukiwała torbę, ten rozglądał się po wnętrzu samochodu. Jego uwagę przykuło coś leżącego z tyłu na siedzeniu. Dyskretnie zerknęłam w tamtą stronę i zobaczyłam pustą butelkę po winie.
-Muszą panie wysiąść z samochodu. - odparł stanowczo, zabierając od Antoinette dokumenty. Ta miała już łapać za klamkę, gdy wychyliłam się zza dziewczyny i spojrzałam na policjanta.
-Czy to naprawdę jest konieczne panie władzo? Koleżanka zrobiła mi przysługę i odebrała mnie z imprezy. Już wystarczająco jest zestresowana. - uśmiechnęłam się i odgarnęłam włosy z twarzy.
-Przykro mi takie są procedury. - westchnął.
-Nie wychodź z samochodu - szepnęłam. Pewnym siebie ruchem wysiadłam z auta. Musiałam uruchomić moje aktorskie umiejętności. Chwiejnym krokiem podeszłam do funkcjonariusza.
-Może jednak puści nas pan do domu. Jestem tak bardzo zmarznięta, wie pan? Przez ten wypad na plażę, nie mogłam nawet założyć czegokolwiek pod kurtkę. Rozumie pan, wszystko przemoczone - westchnęłam i zbliżyłam się do niego. Wszystko szło zgodnie z planem. Facet zaczął się stresować, ale wcale się nie opierał.
-Panie władzo, bądźmy ludźmi. - przejechałam palcem po jego odznace, znajdującej się na piersi.
-Chyba faktycznie nie mam podstaw, żeby was zatrzymywać. - uśmiechnął się, a ja miałam ochotę zwymiotować mu na buty. Zbliżył się jeszcze bardziej. Wsunął dokumenty Antoinette do tylnej kieszeni moich spodni, nie tracąc przy tym okazji do "dyskretnego" zmacania mnie.
-Miłego wieczora życzę. - rzucił na koniec. Wsiadłam do auta i trzasnęłam drzwiami.
-Pieprzony oblech. Proszę jedź, bo im dłużej tu jesteśmy, tym bardziej chce mi się wymiotować - westchnęłam i oddałam dziewczynie dokumenty.

Antoinette?

sobota, 2 marca 2019

Od Antoinette CD Jocelyn

- Nie jesteś jednak taka zła, jak myślałam. Umiesz się bawić, zawsze stawiasz na swoim, jesteś pewna siebie i wyglądasz na taką, której w życiu się powodzi. Szczerze zazdroszczę ci. - dotarły do mnie słowa Jocelyn. Z trudem powstrzymałam się przed parsknięciem. Kobieta nie miała pojęcia o czym mówi, byłam o wiele gorsza niż myślała. Potrafiłam być potworem, zresztą będę musiała nim być na sali rozpraw, ale dziewczyna nie musiała tego jednak jeszcze wiedzieć. Co do zazdrości... tak, miałam przecież wszystko o czym można marzyć. Pieniądze, określoną karierę i wszystko czego tylko zapragnę, może z małymi wyjątkami, jak na przykład: nie samolubny, żyjący brat. Ale to w końcu tylko małe niedogodności, które w ogólnym rozrachunku powinny zostać pominięte, a jakoś nie chciały dać o sobie zapomnieć... jego blade ciało w czarnym worku wciąż...
Czarnowłosa lekko przekrzywiła głowę i uniosła brwi, niby minimalny ruch, ale uświadomił mi, że milczę już zbyt długo. Głupi błąd.
- Skończyłaś już wyliczać moje zalety? Zakładałam, że to dopiero rozgrzewka była. - rzuciłam pierwsze co przyszło mi na myśl i uśmiechnęłam się. Jej spojrzenie wciąż jednak utkwione było w moich oczach, kryło się w nim co mnie drażniło. Miałam ogromną ochotę odwrócić wzrok, ale widziałam że nie mogę, musiałam to trochę inaczej rozegrać
Panuj nad sytuacją. - skarciłam się w myślach.
- Tyle poznałam - na jej usta wkradł się uśmiech, który minimalnie mnie zrelaskował. Może to wcześniej tylko mi się wydawało.
- Mam jeszcze jedną zaletę, którą pozwolę ci teraz poznać - mrugnęłam do niej i wstałam otrzepując się z piasku.
- Jaką? - uniosła brwi.
- Zawsze. A to zawsze mam w samochodzie co najmniej jedną butelkę wina. Chętna?
- Nie prowadzisz przypadkiem?
- Pierdołami się przejmujesz - machnęłam ręką. - To jak?

Jocelyn?