Był słoneczny dzień.Postanowiłam wyjątkowo wyjść na świeże powietrze.W skrócie postanowiłam wyjść z mojej twierdzy.Kiedy byłam na ulicy, obok mnie zatrzymało się auto ( Audi Regula R8 Spyder ).Pojazd zatrzymał się z piskiem opon.
-Może by tak ciszej?!
- Po co?Jak jest głośniej to jest fajniej :-)
- Ta . Dla ciebie fajnie ale dla mnie nie.
Chłopak z auta zaparkował na najbliższym parkingu.Ja szłam drogą i zaczęłam iść w stronę parku.Usiadłam na ławce i zaczęłam czytać książkę pt. ,, Dary Anioła : Miasto Kości ''.Nagle przede mną pojawił się chłopak z ,, dzikiego auta ''.
- Czego chcesz? - zapytałam
- Ja?
- Yyyy... tak ty. A kto inny stoi przede mną?Pomyślmy.. Ty. O co chodzi? - zapytałam gniewnie-
Chłopak miał..... Trudno to dla mnie to określić ale miał niebiesko-białe włosy. Było to dla mnie nowe.
No cóż najwyraźniej po Nowym Yorku można się wszystkiego spodziewać...
Kian??
środa, 23 marca 2016
sobota, 19 marca 2016
Od Petera
Wyszedłem ze studia i ruszyłem do warsztatu. Przez pół roku zmieniło się dużo w moim życiu. Wygrałem konkurs fotograficzny, przeszedłem kilka kursów, a teraz pracuję dla świetnej firmy, gdzie wykonuję zdjęcia promujące filmy, czy nowe serie ubrań. I to tyle co dobrego się stało. Rzuciłem mechanikę, ciotka od śmierci mamy nie dawała mi chwili spokoju, a przyjaciele odeszli. Amy była zajęta robieniem kariery, z wyjazdem Jacka rozpadła się ekipa, a i mój kontakt z Gwen się urwał. Mówi się trudno. Pojechałem pod zakład BigBo, gdzie zauważyłem znajomy samochód, ale nie wiedziałem skąd go kojarzę. Mike stał pochylony nad jakimś mercedesem.
-Cześć, co tam?-powiedziałem wchodząc.
-Patrzcie, kto to nas zaszczycił swoją obecnością? Czyżbyś wracał do nas?
-Nieeee, na razie nie, ale może kiedyś, o ile mnie przyjmiecie.
-Zawsze Peter-odezwał się przechodzący Bo.-Mike miałeś iść po zakupy.
-Ale to tak daleko...
-Chodź to cię podwiozę ciamajdo.
Pojechaliśmy do najbliższego sklepu, a gdy Mike wyszedł, przez przypadek pchnął jakąś dziewczynę, a ona straciła równowagę.
-Mike ty ofermo! Przepraszam Cię za tego durnia, nigdy nie uważa na to co robi-wyciągnąłem ręke do dziewczyny i pomogłem jej wstać. Gdy była już na nogach, poznałem ją.-A z reszta co ci będę tłumaczył. Cześć Amy. Miło cię widzieć.
<Amy?>
-Cześć, co tam?-powiedziałem wchodząc.
-Patrzcie, kto to nas zaszczycił swoją obecnością? Czyżbyś wracał do nas?
-Nieeee, na razie nie, ale może kiedyś, o ile mnie przyjmiecie.
-Zawsze Peter-odezwał się przechodzący Bo.-Mike miałeś iść po zakupy.
-Ale to tak daleko...
-Chodź to cię podwiozę ciamajdo.
Pojechaliśmy do najbliższego sklepu, a gdy Mike wyszedł, przez przypadek pchnął jakąś dziewczynę, a ona straciła równowagę.
-Mike ty ofermo! Przepraszam Cię za tego durnia, nigdy nie uważa na to co robi-wyciągnąłem ręke do dziewczyny i pomogłem jej wstać. Gdy była już na nogach, poznałem ją.-A z reszta co ci będę tłumaczył. Cześć Amy. Miło cię widzieć.
<Amy?>
Od Gwen cd Briana
Kuzyn Scotta, który z nim pracował? I wycofał się z tego.... Watsonie chyba się domyślam, jako kto pracuje... Wyszliśmy z kawiarni i poszliśmy do parku. Chodziliśmy rozmawiając o różnych rzeczach.
-Masz rodzeństwo?-zapytałam chłopaka.
-Tak, młodszą siostrę Yvette. Przeniosła się niedawno do Nowego Jorku. A ty?
Uśmiechęłam się na samą myśl o moim braciszku.
-Sześcioletniego brata, Dylana i trzy lata młodszą jędzę Jade. Rodzice wywieźli ją do naszej babci z Polski. Dość problematyczna osoba.
Odezwał się dźwięk telefonu. Przeprosiłam chłopaka i odczytałam wiadomość.
"Dzisiaj. Lotos. 20.00. Mickey"
Pokręciłam głową. Czy on nie odpuści? Ekipa się rozpadła, a ten dalej swoje.
Spojrzałam na przejeżdzający niedaleko samochód. Szturchnęłam Briana w bok, wskazując pojazd.
-Niezły silnik, ale dużo zużywa paliwa. Nieopłaca się do miasta, nie uważasz?
-Zgadza się. Dziewczyna znająca się na samochodach? Nie zła nowość-zaśmiał się, a po chwili i ja do niego dołączyłam.
-Mój były jest mechanikiem, a raczej...był. To skomplikowane.
Zaczęliśmy rozmowę o samochodach, a ja znalazłam sposobność, aby potwierdzić swoją hipotezę.
-A co uważasz o tym nowym kierowcy... Danny'm Marronie?
-Miał nie zły sezon, ale wątpię aby teraz poszło mu równie dobrze.
Uśmiechnęłam się ze satysfakcją.
-Mam Cię.
-Co?
-Wiem już jako kto pracujesz. A raczej gdzie. Na wyścigach samochodowych... niekoniecznie legalnych.
-Ale jak? Skąd?
-Mimo że jestem blondynką, to potrafię dodać dwa do dwóch. Pierwsze Marron to wyścigowiec, ale nielegalnie. Dwa wiem, kim był Scoot, w końcu byliśmy dobrymi przyjaciółmi... tak myślę. Trzy poznaję ludzi z mojego byłego fachu.
<Brian?>
-Masz rodzeństwo?-zapytałam chłopaka.
-Tak, młodszą siostrę Yvette. Przeniosła się niedawno do Nowego Jorku. A ty?
Uśmiechęłam się na samą myśl o moim braciszku.
-Sześcioletniego brata, Dylana i trzy lata młodszą jędzę Jade. Rodzice wywieźli ją do naszej babci z Polski. Dość problematyczna osoba.
Odezwał się dźwięk telefonu. Przeprosiłam chłopaka i odczytałam wiadomość.
"Dzisiaj. Lotos. 20.00. Mickey"
Pokręciłam głową. Czy on nie odpuści? Ekipa się rozpadła, a ten dalej swoje.
Spojrzałam na przejeżdzający niedaleko samochód. Szturchnęłam Briana w bok, wskazując pojazd.
-Niezły silnik, ale dużo zużywa paliwa. Nieopłaca się do miasta, nie uważasz?
-Zgadza się. Dziewczyna znająca się na samochodach? Nie zła nowość-zaśmiał się, a po chwili i ja do niego dołączyłam.
-Mój były jest mechanikiem, a raczej...był. To skomplikowane.
Zaczęliśmy rozmowę o samochodach, a ja znalazłam sposobność, aby potwierdzić swoją hipotezę.
-A co uważasz o tym nowym kierowcy... Danny'm Marronie?
-Miał nie zły sezon, ale wątpię aby teraz poszło mu równie dobrze.
Uśmiechnęłam się ze satysfakcją.
-Mam Cię.
-Co?
-Wiem już jako kto pracujesz. A raczej gdzie. Na wyścigach samochodowych... niekoniecznie legalnych.
-Ale jak? Skąd?
-Mimo że jestem blondynką, to potrafię dodać dwa do dwóch. Pierwsze Marron to wyścigowiec, ale nielegalnie. Dwa wiem, kim był Scoot, w końcu byliśmy dobrymi przyjaciółmi... tak myślę. Trzy poznaję ludzi z mojego byłego fachu.
<Brian?>
Od Grace
Pierwsze, co zobaczyłam po uchyleniu powiek był oślepiający błysk promieni słonecznych. Szybko zakryłam oczy rękoma i zsunęłam się z łóżka. Podeszłam do okna. Nowy York chyba pierwszy raz w tym roku był taki pogodny. Uśmiechnęłam się na myśl, że w końcu dzisiaj jest sobota i nie muszę lecieć na wykłady. Postanowiłam zjeść śniadanie na mieście. Szybko się odświeżyłam, nakarmiłam zwierzaki i łapiąc płaszcz wyszłam na dwór. Świeże powietrze od razu mnie rozbudziło. Rozglądając się szczęśliwie dookoła ruszyłam w stronę jednej z pobliskich restauracji.
- Grace, miło cię znowu widzieć. – jeden z kelnerów podszedł do mnie, kiedy tylko pojawiłam się w drzwiach wejściowych.
- Cześć Chris. – odparłam i biorąc od niego kartę usiadłam przy pierwszym wolnym stoliku. Był to wysoki, blondwłosy chłopak. Jego rodzice znali się z moimi i to chyba tylko dzięki temu, że ma tu mnie pilnować, pozwolili mi wyjechać.
- Wezmę porcję tych naleśników.
Chłopak odszedł, a ja pogrążyłam się w swoich myślach czekając na zamówione jedzenie. Tą spokojną i miłą chwilę przerwał odgłos tłuczonych talerzy. Drgnęłam i spojrzałam w stronę dochodzącego hałasu. Ktoś musiał wpaść na idącą kelnerkę, bo teraz ona wykłócała się ze stojącym tyłem do mnie chłopakiem. Kierowana irracjonalnym instynktem, przez którego zawsze pakowałam się w kłopoty, podeszłam do nich.
- Może pomogę? – zapytałam, ale dziewczyna obrzuciła mnie zabójczym spojrzeniem i warknęła coś o nie posiadaniu oczu, a potem ruszyła w kierunku kuchni. Spojrzałam na sprawcę incydentu. Zdecydowanie próbował zachować powagę, ale coś mu nie wychodziło.
- I co się śmiejesz? – spytałam, ale sama zachichotałam przypominając sobie reakcję pracowniczki.
(ktosiu?)
- Grace, miło cię znowu widzieć. – jeden z kelnerów podszedł do mnie, kiedy tylko pojawiłam się w drzwiach wejściowych.
- Cześć Chris. – odparłam i biorąc od niego kartę usiadłam przy pierwszym wolnym stoliku. Był to wysoki, blondwłosy chłopak. Jego rodzice znali się z moimi i to chyba tylko dzięki temu, że ma tu mnie pilnować, pozwolili mi wyjechać.
- Wezmę porcję tych naleśników.
Chłopak odszedł, a ja pogrążyłam się w swoich myślach czekając na zamówione jedzenie. Tą spokojną i miłą chwilę przerwał odgłos tłuczonych talerzy. Drgnęłam i spojrzałam w stronę dochodzącego hałasu. Ktoś musiał wpaść na idącą kelnerkę, bo teraz ona wykłócała się ze stojącym tyłem do mnie chłopakiem. Kierowana irracjonalnym instynktem, przez którego zawsze pakowałam się w kłopoty, podeszłam do nich.
- Może pomogę? – zapytałam, ale dziewczyna obrzuciła mnie zabójczym spojrzeniem i warknęła coś o nie posiadaniu oczu, a potem ruszyła w kierunku kuchni. Spojrzałam na sprawcę incydentu. Zdecydowanie próbował zachować powagę, ale coś mu nie wychodziło.
- I co się śmiejesz? – spytałam, ale sama zachichotałam przypominając sobie reakcję pracowniczki.
(ktosiu?)
środa, 16 marca 2016
Od Matthewa cd Marinette
Uśmiechnąłem się do niej.
-Jasne, rozumiem, ja mam młodszą siostrę, więc wiem jak to jest. W takim razie, nie zatrzymuję. Może miałabyś ochotę się kiedyś spotkać?
-Czemu nie...
Wymieniliśmy się numerami i ruszyliśmy w swoje kierunki. Skoczyłem na szybkie zakupy, a potem ruszyłem do domu. W progu przywitała mnie rozradowana Maya. Sześciolatka, z bójną wyobraźnią, która nigdy nie zaznała domowego terroru. I niech tak zostanie. Rozpakowałem zakupy i uwaliłem się na kanapę. Wieczorem miałem zmianę w pabie, więc nie było co liczyć na spokój. Przysnąłem i obudziła mnie dopiero młoda.
-Matt, mama mówi, że zaśpisz do pracy i chrapaniem obudzisz samego trupa.
-Tak mama powiedziała?
-Moooooooże trochę inaczej-powiedziała pokazując wszystkie swoje ząbki w uśmiechu.
Zjadłem coś, przebrałem się i ruszyłem do pracy.
<Marinette, kompletna blokada twórcza :/ )
-Jasne, rozumiem, ja mam młodszą siostrę, więc wiem jak to jest. W takim razie, nie zatrzymuję. Może miałabyś ochotę się kiedyś spotkać?
-Czemu nie...
Wymieniliśmy się numerami i ruszyliśmy w swoje kierunki. Skoczyłem na szybkie zakupy, a potem ruszyłem do domu. W progu przywitała mnie rozradowana Maya. Sześciolatka, z bójną wyobraźnią, która nigdy nie zaznała domowego terroru. I niech tak zostanie. Rozpakowałem zakupy i uwaliłem się na kanapę. Wieczorem miałem zmianę w pabie, więc nie było co liczyć na spokój. Przysnąłem i obudziła mnie dopiero młoda.
-Matt, mama mówi, że zaśpisz do pracy i chrapaniem obudzisz samego trupa.
-Tak mama powiedziała?
-Moooooooże trochę inaczej-powiedziała pokazując wszystkie swoje ząbki w uśmiechu.
Zjadłem coś, przebrałem się i ruszyłem do pracy.
<Marinette, kompletna blokada twórcza :/ )
niedziela, 13 marca 2016
Od Briana CD Gwen
Dziewczyna zaśmiała się. Odwzajemniłem uśmiech. Spojrzałem się w górę. Szare chmury płynęły po niebie jak po morzu. Z transu wyrwała mnie Gwen.
- A tak poza tym... Gdzie pracujesz? - spytała z wyczuwalną ciekawością w głosie.
- Ten...No...Jako...- zaciąłem się. Przecież nie mogłem powiedzieć jej co robie! - No...Jako...Barman?
- Hm. Przecież słyszę, że kłamiesz. Mnie nie oszukasz. - uśmiechnęła się pokazując przy tym swoje nieskazitelnie białe zęby.
- Nie czas na to. Kiedyś ci może powiem.
- Okey, jak wolisz. - odpowiedziała.
- Przejdziemy się gdzieś?
- Jak chcesz. A tak wracając do przyjaciół i w ogóle. Znasz Scotta? Coś mi go trochę przypominać. - spojrzała na mnie badawczo.
- Tak. To mój kuzyn. Kiedyś razem pracowaliśmy, ale wycofał się z tego. - oznajmiłem wstając ze stolika.
<Gwen? Brak weny ;_;>
- A tak poza tym... Gdzie pracujesz? - spytała z wyczuwalną ciekawością w głosie.
- Ten...No...Jako...- zaciąłem się. Przecież nie mogłem powiedzieć jej co robie! - No...Jako...Barman?
- Hm. Przecież słyszę, że kłamiesz. Mnie nie oszukasz. - uśmiechnęła się pokazując przy tym swoje nieskazitelnie białe zęby.
- Nie czas na to. Kiedyś ci może powiem.
- Okey, jak wolisz. - odpowiedziała.
- Przejdziemy się gdzieś?
- Jak chcesz. A tak wracając do przyjaciół i w ogóle. Znasz Scotta? Coś mi go trochę przypominać. - spojrzała na mnie badawczo.
- Tak. To mój kuzyn. Kiedyś razem pracowaliśmy, ale wycofał się z tego. - oznajmiłem wstając ze stolika.
<Gwen? Brak weny ;_;>
czwartek, 10 marca 2016
Od Marinette cd Matthewa
- Ja...ja jestem Marinette. A mój towarzysz to Colin.
Psiak Zamerdał ogonem i zaczął łasić się do Matta. Chłopak pogłaskał go za uchem. Colin był w siódmym niebie.
- A tak w ogóle to dzięki za pomoc. -uśmiechnęłam się lekko.
- Nie ma za co.
Przyjrzałam się chłopakowi dokładniej. Wydawało mi się przez chwilę, że go kojarzę, jednak nie pamiętam, żebym go kiedykolwiek widziała. Chłopak zobaczył, że mu się przyglądam.
- Coś nie tak?
Poczułam jak na mojej twarzy pojawiają się czerwone rumieńce.
- Nie, tylko wydawało mi się, że skądś Cię kojarzę.
Nagle zadzwonił mój telefon. Pospiesznie wyciągnęłam go z kieszeni. Mama.
- No?
- Wracasz już, muszę wychodzić do pracy, a Leen nie może zostać sam.
- Tak, za dziesięć minut będę.
Rozłączyłam się.
- Wybacz mi, ale muszę wracać do domu, zaopiekować się bratem.
<Matt?>
Psiak Zamerdał ogonem i zaczął łasić się do Matta. Chłopak pogłaskał go za uchem. Colin był w siódmym niebie.
- A tak w ogóle to dzięki za pomoc. -uśmiechnęłam się lekko.
- Nie ma za co.
Przyjrzałam się chłopakowi dokładniej. Wydawało mi się przez chwilę, że go kojarzę, jednak nie pamiętam, żebym go kiedykolwiek widziała. Chłopak zobaczył, że mu się przyglądam.
- Coś nie tak?
Poczułam jak na mojej twarzy pojawiają się czerwone rumieńce.
- Nie, tylko wydawało mi się, że skądś Cię kojarzę.
Nagle zadzwonił mój telefon. Pospiesznie wyciągnęłam go z kieszeni. Mama.
- No?
- Wracasz już, muszę wychodzić do pracy, a Leen nie może zostać sam.
- Tak, za dziesięć minut będę.
Rozłączyłam się.
- Wybacz mi, ale muszę wracać do domu, zaopiekować się bratem.
<Matt?>
Od Gwen cd Briana
Uśmiechnęłam się do chłopaka.
-Tu za rogiem jest przyjemna kawiarnia.
-No to prowadź...dziewczyno.
Walnęłam się dłonią w czoło.
-Fakt nie przedctawiłam się. Jestem Gwen.
-Brian.
Ruszyliśmy do "Dark Angel's", pobliskiej kawiarni, gdzie zamówiliśmy dwie kawy.
-Studiujesz coś? -zapytałam chłopaka.
-Nie. Byłem na studiach informatycznych, ale rzuciłem je. A ty?
-Biotechnologia. Nuuuuuda, ale fajna nuda. Przynajmniej dla mnie. Odskocznia od mojego zazwyczaj pokręconego życia, które przez ostatnie pół roku było jedną z najnudniejszych rzeczy we wszechświecie. Kiedy mojemu byłemu zaczęło się powodzić opuścił mnie z zakręconego życia, chłopak, który mi się podobał wyjechał, a "moja" ekipa rozwaliła się bo jeden wyjechał... Po co ja ci to mówię?!-spojrzałam na chłopaka, który zaciskał usta ze śmiechu. Zaczęłam się śmiać, a po chwili dołączył do mnie.- Przepraszam cię, ale czasem tak mam. Ja to robię pierwsze wrażenie. Jak nie przywalę drzwiam to wpadnę na kogoś albo zagadam na śmierć. Może to dlatego wołają na mnie gaduła?
-Wiesz, coś może w tym być. Wyrzucałaś słowa szybciej niż pistolet kulę.
-Gratuluję wytrwania, bo większość wychodzi -zaśmiałam się.
<Brian?>
-Tu za rogiem jest przyjemna kawiarnia.
-No to prowadź...dziewczyno.
Walnęłam się dłonią w czoło.
-Fakt nie przedctawiłam się. Jestem Gwen.
-Brian.
Ruszyliśmy do "Dark Angel's", pobliskiej kawiarni, gdzie zamówiliśmy dwie kawy.
-Studiujesz coś? -zapytałam chłopaka.
-Nie. Byłem na studiach informatycznych, ale rzuciłem je. A ty?
-Biotechnologia. Nuuuuuda, ale fajna nuda. Przynajmniej dla mnie. Odskocznia od mojego zazwyczaj pokręconego życia, które przez ostatnie pół roku było jedną z najnudniejszych rzeczy we wszechświecie. Kiedy mojemu byłemu zaczęło się powodzić opuścił mnie z zakręconego życia, chłopak, który mi się podobał wyjechał, a "moja" ekipa rozwaliła się bo jeden wyjechał... Po co ja ci to mówię?!-spojrzałam na chłopaka, który zaciskał usta ze śmiechu. Zaczęłam się śmiać, a po chwili dołączył do mnie.- Przepraszam cię, ale czasem tak mam. Ja to robię pierwsze wrażenie. Jak nie przywalę drzwiam to wpadnę na kogoś albo zagadam na śmierć. Może to dlatego wołają na mnie gaduła?
-Wiesz, coś może w tym być. Wyrzucałaś słowa szybciej niż pistolet kulę.
-Gratuluję wytrwania, bo większość wychodzi -zaśmiałam się.
<Brian?>
środa, 9 marca 2016
Od Matthewa cd Marinette
Spojrzałem na dziewczyne.
- Bujanie w obłokach idąc przez Nowy Jork? Sport ekstremalny.
Na policzki dziewczyny wstąpiły rumieńce.
-Zapatrzyłam się na to, co się tam stało.
Spojrzałem na tłum gapiów. Wypadek, jedyne co zatrzymuje tych ludzi. Zawsze gdzieś gnają , a teraz spokój. Spojrzałem na psa, którego prowadziła dziewczyna.
-Fajny psiak. Niezły obrońca.
-Jak widać ma temperament.
-A tak w ogóle to jestem Matthew, ale możesz mi mówić Matt.
<Marinette?>
- Bujanie w obłokach idąc przez Nowy Jork? Sport ekstremalny.
Na policzki dziewczyny wstąpiły rumieńce.
-Zapatrzyłam się na to, co się tam stało.
Spojrzałem na tłum gapiów. Wypadek, jedyne co zatrzymuje tych ludzi. Zawsze gdzieś gnają , a teraz spokój. Spojrzałem na psa, którego prowadziła dziewczyna.
-Fajny psiak. Niezły obrońca.
-Jak widać ma temperament.
-A tak w ogóle to jestem Matthew, ale możesz mi mówić Matt.
<Marinette?>
Od Briana CD Gwen
Dzień jak dzień. Szary, pokręcony i przede wszystkim nudny. Żadnych wyścigów w tym tygodniu. I co za tym idzie? Brak kasy.
Wyjrzałem przez okno w salonie, by popatrzeć na ludzi mijających się ze sobą. Jakaś kobieta wrzeszczy na dziecko, a to płacze. Dresy zaczepiają laski na ulicy. Miałem ochotę z tond wybiegnąć i potłuc te niedorozwoje dzisiejszych czasów. Po chwili ucieczki od rzeczywistości wziąłem sobie fajkę, by zapalić. Ubrałem pierwszą, lepszą kurtkę i buty po czym wyszedłem z tego więzienia. Odpaliłem. Kątem oka zauważyłem blondynkę, która zbierałam porozwalane rzeczy na chodniku. Przyjrzałem jej się dokładniej, ale nic znajomego m inie przychodziło na myśl. Z "dobroci serca" podszedłem do niej wlekąc za sobą nogi. Gdy byłem już przy niej, przyklęknąłem na ulicy by jej pomóc. Zebrałem kosmetyki i inne rzeczy "potrzebne kobiecie do życia". Wstałem i już miałem odejść, gdy dziewczyna nagle zagadnęła:
- Dzięki za pomoc. Może dałbyś się zaprosić na kawę? - spytała.
- Chętnie. A to nie chłopak powinien zapraszać na randki? - odpowiedziałem pytaniem.
- Randki? Znamy się od pięciu minut. Zwykłe spotkanie w celach towarzyskich i jakby cię to interesowało to czasy się zmieniły. - uśmiechnęła się w lekkim rozbawieniu.
- Jeśli chcesz...
<Gwen?>
Wyjrzałem przez okno w salonie, by popatrzeć na ludzi mijających się ze sobą. Jakaś kobieta wrzeszczy na dziecko, a to płacze. Dresy zaczepiają laski na ulicy. Miałem ochotę z tond wybiegnąć i potłuc te niedorozwoje dzisiejszych czasów. Po chwili ucieczki od rzeczywistości wziąłem sobie fajkę, by zapalić. Ubrałem pierwszą, lepszą kurtkę i buty po czym wyszedłem z tego więzienia. Odpaliłem. Kątem oka zauważyłem blondynkę, która zbierałam porozwalane rzeczy na chodniku. Przyjrzałem jej się dokładniej, ale nic znajomego m inie przychodziło na myśl. Z "dobroci serca" podszedłem do niej wlekąc za sobą nogi. Gdy byłem już przy niej, przyklęknąłem na ulicy by jej pomóc. Zebrałem kosmetyki i inne rzeczy "potrzebne kobiecie do życia". Wstałem i już miałem odejść, gdy dziewczyna nagle zagadnęła:
- Dzięki za pomoc. Może dałbyś się zaprosić na kawę? - spytała.
- Chętnie. A to nie chłopak powinien zapraszać na randki? - odpowiedziałem pytaniem.
- Randki? Znamy się od pięciu minut. Zwykłe spotkanie w celach towarzyskich i jakby cię to interesowało to czasy się zmieniły. - uśmiechnęła się w lekkim rozbawieniu.
- Jeśli chcesz...
<Gwen?>
Od Gwen
Czy świat oszalał? Moim zdaniem już bardzo dawno temu. Stojąc w porannym korku, obserwowałam ludzi do okoła. Wszyscy gdzieś pędzili. Do pracy, do szkoły... Po prostu świat bardzo szybko pędzi do przodu, a ja utkęłam nie tylko w faktyczne istniejącym korku, ale i w mentalnym. Nic kompletnie się nie dzieje, a jeszcze parę miesięcy temu, działo się aż za dużo. Wyścigi, pokręcone imprezy ze Scottem i Peterem, głupie zakłady, spotkania z ekipą, a teraz... Połowa znajomych wyjechała, a ja dalej tkwię. Wybrałam numer i zadzwoniłam do Petera. Odebrał po trzecim sygnale.
-Tak, żyję jeszcze. Nie, nie skoczyłem z dachu, nie powiesiłem się na sznurze w piwnicy, nie podciołem sobie żył. Wszystko gra.
-To super-zaśmiałam się.
-A to ty Gwen, myślałem, że to ciotka. Dzwoni do mnie codziennie, od śmierci mamy i wypytuje, czy żyję. Od pół roku!
-O ty biedny-zaśmiałam się. -To dziś wieczorem wyskakujemy do baru.
-Nie mogę, mam sporo roboty. Na jutro muszę mieć gotowe zdjęcia, a jeszcze całkiem sporo ich zostało. Poza tym muszę kończyć bo Big Bo zaraz wydepcze dziurę w podłodze. Zadzwonię później, cześć .
- Cześć -mruknęłam pod nosem.
Nawet eks nie ma czasu. Nie jest dobrze. Zaparkowałam w pobliżu parku i ruszyłam na spacer. Gdy szłam, jakiś dzieciaczek potrącił mnie, a zawartość mojej torebki wylądowała na ziemi. Rzuciłam się do zbierania.
-Pomogę ci-zaproponował ktoś.
-Dzięki.
<A kto taki to był?>
-Tak, żyję jeszcze. Nie, nie skoczyłem z dachu, nie powiesiłem się na sznurze w piwnicy, nie podciołem sobie żył. Wszystko gra.
-To super-zaśmiałam się.
-A to ty Gwen, myślałem, że to ciotka. Dzwoni do mnie codziennie, od śmierci mamy i wypytuje, czy żyję. Od pół roku!
-O ty biedny-zaśmiałam się. -To dziś wieczorem wyskakujemy do baru.
-Nie mogę, mam sporo roboty. Na jutro muszę mieć gotowe zdjęcia, a jeszcze całkiem sporo ich zostało. Poza tym muszę kończyć bo Big Bo zaraz wydepcze dziurę w podłodze. Zadzwonię później, cześć .
- Cześć -mruknęłam pod nosem.
Nawet eks nie ma czasu. Nie jest dobrze. Zaparkowałam w pobliżu parku i ruszyłam na spacer. Gdy szłam, jakiś dzieciaczek potrącił mnie, a zawartość mojej torebki wylądowała na ziemi. Rzuciłam się do zbierania.
-Pomogę ci-zaproponował ktoś.
-Dzięki.
<A kto taki to był?>
Od Marinette
Dzień był pochmurny, rano padało, dlatego też na ulicach było pełno kałuż. Szłam z Colinem przez park, przy którym mieszkałam. Nagle naszła mnie ochota na zrobienie zdjęć. Wyciągnęłam, więc telefon i powiedziałam Colinowi, aby usiadł. Psiak posłuchał i usiadł sobie obok fontanny.
- Wyglądasz idealnie, spójrz się.
Colin odwrócił się w moją stronę. Nacisnęłam przycisk i zdjęcie zrobione. Wyszło tak pięknie. Zrobiłam jeszcze kilka zdjęć Colinowi z fontanną i postanowiłam wracać do domu. Szłam główną ulicą miasta. Nagle zobaczyłam grupę ludzi, którzy dyskutowali o czymś głośno. Nie daleko stała karetka i policja. Jakieś dwie kobiety płakały głośno. Byłam tak wpatrzona w te całe zamieszanie, że nie zauważyłam innych ludzi, idących tuż obok mnie. Jakiś starszy gość popchnął mnie i upadłam na chodnik. Colin od razu zaczął szczekać i rzucać się na niego, ale uspokoiłam go.
- Nic Ci nie jest? -usłyszałam.
- Nic.
Po chwili ktoś złapał mnie za dłoń i pomógł mi wstać. Otrzepałam spodnie z błota i spojrzałam na osobę, która mi pomogła. Był to wysoki chłopak w ciemnych włosach. Zmierzył mnie wzrokiem i powiedział...
<ktoś?>
- Wyglądasz idealnie, spójrz się.
Colin odwrócił się w moją stronę. Nacisnęłam przycisk i zdjęcie zrobione. Wyszło tak pięknie. Zrobiłam jeszcze kilka zdjęć Colinowi z fontanną i postanowiłam wracać do domu. Szłam główną ulicą miasta. Nagle zobaczyłam grupę ludzi, którzy dyskutowali o czymś głośno. Nie daleko stała karetka i policja. Jakieś dwie kobiety płakały głośno. Byłam tak wpatrzona w te całe zamieszanie, że nie zauważyłam innych ludzi, idących tuż obok mnie. Jakiś starszy gość popchnął mnie i upadłam na chodnik. Colin od razu zaczął szczekać i rzucać się na niego, ale uspokoiłam go.
- Nic Ci nie jest? -usłyszałam.
- Nic.
Po chwili ktoś złapał mnie za dłoń i pomógł mi wstać. Otrzepałam spodnie z błota i spojrzałam na osobę, która mi pomogła. Był to wysoki chłopak w ciemnych włosach. Zmierzył mnie wzrokiem i powiedział...
<ktoś?>
wtorek, 8 marca 2016
Subskrybuj:
Posty (Atom)