środa, 23 marca 2016

Od Cath do Kian

Był słoneczny dzień.Postanowiłam wyjątkowo wyjść na świeże powietrze.W skrócie postanowiłam wyjść z mojej twierdzy.Kiedy byłam na ulicy, obok mnie zatrzymało się auto ( Audi Regula R8 Spyder ).Pojazd zatrzymał się z piskiem opon.
-Może by tak ciszej?! 
- Po co?Jak jest głośniej to jest fajniej :-)
- Ta . Dla ciebie fajnie ale dla mnie nie.
Chłopak z auta zaparkował na najbliższym parkingu.Ja szłam drogą i zaczęłam iść w stronę parku.Usiadłam na ławce i zaczęłam czytać książkę pt. ,, Dary Anioła : Miasto Kości ''.Nagle przede mną pojawił się chłopak z ,, dzikiego auta ''.
- Czego chcesz? - zapytałam
- Ja?
- Yyyy... tak ty. A kto inny stoi przede mną?Pomyślmy.. Ty. O co chodzi? - zapytałam gniewnie-
Chłopak miał..... Trudno to dla mnie to określić ale miał niebiesko-białe włosy. Było to dla mnie nowe.
No cóż najwyraźniej po Nowym Yorku można się wszystkiego spodziewać...



Kian??

sobota, 19 marca 2016

Od Petera

Wyszedłem ze studia i ruszyłem do warsztatu. Przez pół roku zmieniło się dużo w moim życiu. Wygrałem konkurs fotograficzny, przeszedłem kilka kursów, a teraz pracuję dla świetnej firmy, gdzie wykonuję zdjęcia promujące filmy, czy nowe serie ubrań. I to tyle co dobrego się stało. Rzuciłem mechanikę, ciotka od śmierci mamy nie dawała mi chwili spokoju, a przyjaciele odeszli. Amy była zajęta robieniem kariery, z wyjazdem Jacka rozpadła się ekipa, a i mój kontakt z Gwen się urwał. Mówi się trudno. Pojechałem pod zakład BigBo, gdzie zauważyłem znajomy samochód, ale nie wiedziałem skąd go kojarzę. Mike stał pochylony nad jakimś mercedesem. 
-Cześć, co tam?-powiedziałem wchodząc.
-Patrzcie, kto to nas zaszczycił swoją obecnością? Czyżbyś wracał do nas?
-Nieeee, na razie nie, ale może kiedyś, o ile mnie przyjmiecie.
-Zawsze Peter-odezwał się przechodzący Bo.-Mike miałeś iść po zakupy.
-Ale to tak daleko...
-Chodź to cię podwiozę ciamajdo.
Pojechaliśmy do najbliższego sklepu, a gdy Mike wyszedł, przez przypadek pchnął jakąś dziewczynę, a ona straciła równowagę.
-Mike ty ofermo! Przepraszam Cię za tego durnia, nigdy nie uważa na to co robi-wyciągnąłem ręke do dziewczyny i pomogłem jej wstać. Gdy była już na nogach, poznałem ją.-A z reszta co ci będę tłumaczył. Cześć Amy. Miło cię widzieć.

<Amy?>

Od Gwen cd Briana

Kuzyn Scotta, który z nim pracował? I wycofał się z tego.... Watsonie chyba się domyślam, jako kto pracuje... Wyszliśmy z kawiarni i poszliśmy do parku. Chodziliśmy rozmawiając o różnych rzeczach.
-Masz rodzeństwo?-zapytałam chłopaka.
-Tak, młodszą siostrę Yvette. Przeniosła się niedawno do Nowego Jorku. A ty?
Uśmiechęłam się na samą myśl o moim braciszku.
-Sześcioletniego brata, Dylana i trzy lata młodszą jędzę Jade. Rodzice wywieźli ją do naszej babci z Polski. Dość problematyczna osoba.
Odezwał się dźwięk telefonu. Przeprosiłam chłopaka i odczytałam wiadomość.
"Dzisiaj. Lotos. 20.00. Mickey"
Pokręciłam głową. Czy on nie odpuści? Ekipa się rozpadła, a ten dalej swoje.
Spojrzałam na przejeżdzający niedaleko samochód. Szturchnęłam Briana w bok, wskazując pojazd.
-Niezły silnik, ale dużo zużywa paliwa. Nieopłaca się do miasta, nie uważasz?
-Zgadza się. Dziewczyna znająca się na samochodach? Nie zła nowość-zaśmiał się, a po chwili i ja do niego dołączyłam. 
-Mój były jest mechanikiem, a raczej...był. To skomplikowane.
Zaczęliśmy rozmowę o samochodach, a ja znalazłam sposobność, aby potwierdzić swoją hipotezę.
-A co uważasz o tym nowym kierowcy... Danny'm Marronie? 
-Miał nie zły sezon, ale wątpię aby teraz poszło mu równie dobrze.
Uśmiechnęłam się ze satysfakcją.
-Mam Cię.
-Co?
-Wiem już jako kto pracujesz. A raczej gdzie. Na wyścigach samochodowych... niekoniecznie legalnych. 
-Ale jak? Skąd?
-Mimo że jestem blondynką, to potrafię dodać dwa do dwóch. Pierwsze Marron to wyścigowiec, ale nielegalnie. Dwa wiem, kim był Scoot, w końcu byliśmy dobrymi przyjaciółmi... tak myślę. Trzy poznaję ludzi z mojego byłego fachu.

<Brian?>

Od Grace

Pierwsze, co zobaczyłam po uchyleniu powiek był oślepiający błysk promieni słonecznych. Szybko zakryłam oczy rękoma i zsunęłam się z łóżka. Podeszłam do okna. Nowy York chyba pierwszy raz w tym roku był taki pogodny. Uśmiechnęłam się na myśl, że w końcu dzisiaj jest sobota i nie muszę lecieć na wykłady. Postanowiłam zjeść śniadanie na mieście. Szybko się odświeżyłam, nakarmiłam zwierzaki i łapiąc płaszcz wyszłam na dwór. Świeże powietrze od razu mnie rozbudziło. Rozglądając się szczęśliwie dookoła ruszyłam w stronę jednej z pobliskich restauracji. 
- Grace, miło cię znowu widzieć. – jeden z kelnerów podszedł do mnie, kiedy tylko pojawiłam się w drzwiach wejściowych.
- Cześć Chris. – odparłam i biorąc od niego kartę usiadłam przy pierwszym wolnym stoliku. Był to wysoki, blondwłosy chłopak. Jego rodzice znali się z moimi i to chyba tylko dzięki temu, że ma tu mnie pilnować, pozwolili mi wyjechać. 
- Wezmę porcję tych naleśników. 
Chłopak odszedł, a ja pogrążyłam się w swoich myślach czekając na zamówione jedzenie. Tą spokojną i miłą chwilę przerwał odgłos tłuczonych talerzy. Drgnęłam i spojrzałam w stronę dochodzącego hałasu. Ktoś musiał wpaść na idącą kelnerkę, bo teraz ona wykłócała się ze stojącym tyłem do mnie chłopakiem. Kierowana irracjonalnym instynktem, przez którego zawsze pakowałam się w kłopoty, podeszłam do nich.
- Może pomogę? – zapytałam, ale dziewczyna obrzuciła mnie zabójczym spojrzeniem i warknęła coś o nie posiadaniu oczu, a potem ruszyła w kierunku kuchni. Spojrzałam na sprawcę incydentu. Zdecydowanie próbował zachować powagę, ale coś mu nie wychodziło.
- I co się śmiejesz? – spytałam, ale sama zachichotałam przypominając sobie reakcję pracowniczki.

(ktosiu?)

środa, 16 marca 2016

Od Matthewa cd Marinette

Uśmiechnąłem się do niej.
-Jasne, rozumiem, ja mam młodszą siostrę, więc wiem jak to jest. W takim razie, nie zatrzymuję. Może miałabyś ochotę się kiedyś spotkać?
-Czemu nie...
Wymieniliśmy się numerami i ruszyliśmy w swoje kierunki. Skoczyłem na szybkie zakupy, a potem ruszyłem do domu. W progu przywitała mnie rozradowana Maya. Sześciolatka, z bójną wyobraźnią, która nigdy nie zaznała domowego terroru. I niech tak zostanie. Rozpakowałem zakupy i uwaliłem się na kanapę. Wieczorem miałem zmianę w pabie, więc nie było co liczyć na spokój. Przysnąłem i obudziła mnie dopiero młoda. 
-Matt, mama mówi, że zaśpisz do pracy i chrapaniem obudzisz samego trupa.
-Tak mama powiedziała?
-Moooooooże trochę inaczej-powiedziała pokazując wszystkie swoje ząbki w uśmiechu.
Zjadłem coś, przebrałem się i ruszyłem do pracy.

<Marinette, kompletna blokada twórcza :/ )

niedziela, 13 marca 2016

Od Briana CD Gwen

Dziewczyna zaśmiała się. Odwzajemniłem uśmiech. Spojrzałem się w górę. Szare chmury płynęły po niebie jak po morzu. Z transu wyrwała mnie Gwen.
- A tak poza tym... Gdzie pracujesz? - spytała z wyczuwalną ciekawością w głosie.
- Ten...No...Jako...- zaciąłem się. Przecież nie mogłem powiedzieć jej co robie! - No...Jako...Barman?
- Hm. Przecież słyszę, że kłamiesz. Mnie nie oszukasz. - uśmiechnęła się pokazując przy tym swoje nieskazitelnie białe zęby.
- Nie czas na to. Kiedyś ci może powiem.
- Okey, jak wolisz. - odpowiedziała.
- Przejdziemy się gdzieś?
- Jak chcesz. A tak wracając do przyjaciół i w ogóle. Znasz Scotta? Coś mi go trochę przypominać. - spojrzała na mnie badawczo.
- Tak. To mój kuzyn. Kiedyś razem pracowaliśmy, ale wycofał się z tego. - oznajmiłem wstając ze stolika.

<Gwen? Brak weny ;_;>

czwartek, 10 marca 2016

Od Marinette cd Matthewa

- Ja...ja jestem Marinette. A mój towarzysz to Colin.
Psiak Zamerdał ogonem i zaczął łasić się do Matta. Chłopak pogłaskał go za uchem. Colin był w siódmym niebie. 
- A tak w ogóle to dzięki za pomoc. -uśmiechnęłam się lekko.
- Nie ma za co. 
Przyjrzałam się chłopakowi dokładniej. Wydawało mi się przez chwilę, że go kojarzę, jednak nie pamiętam, żebym go kiedykolwiek widziała. Chłopak zobaczył, że mu się przyglądam.
- Coś nie tak? 
Poczułam jak na mojej twarzy pojawiają się czerwone rumieńce. 
- Nie, tylko wydawało mi się, że skądś Cię kojarzę. 
Nagle zadzwonił mój telefon. Pospiesznie wyciągnęłam go z kieszeni. Mama. 
- No?
- Wracasz już, muszę wychodzić do pracy, a Leen nie może zostać sam.
- Tak, za dziesięć minut będę.
Rozłączyłam się.
- Wybacz mi, ale muszę wracać do domu, zaopiekować się bratem.
<Matt?>

Od Gwen cd Briana

Uśmiechnęłam się do chłopaka. 
-Tu za rogiem jest przyjemna kawiarnia.
-No to prowadź...dziewczyno.
Walnęłam się dłonią w czoło.
-Fakt nie przedctawiłam się. Jestem Gwen.
-Brian.
Ruszyliśmy do "Dark Angel's", pobliskiej kawiarni, gdzie zamówiliśmy dwie kawy.
-Studiujesz coś? -zapytałam chłopaka.
-Nie. Byłem na studiach informatycznych, ale rzuciłem je. A ty?
-Biotechnologia. Nuuuuuda, ale fajna nuda. Przynajmniej dla mnie. Odskocznia od mojego zazwyczaj pokręconego życia, które przez ostatnie pół roku było jedną z najnudniejszych rzeczy we wszechświecie. Kiedy mojemu byłemu zaczęło się powodzić opuścił mnie z zakręconego życia, chłopak, który mi się podobał wyjechał, a "moja" ekipa rozwaliła się bo jeden wyjechał... Po co ja ci to mówię?!-spojrzałam na chłopaka, który zaciskał usta ze śmiechu. Zaczęłam się śmiać, a po chwili dołączył do mnie.- Przepraszam cię,  ale czasem tak mam. Ja to robię pierwsze wrażenie. Jak nie przywalę drzwiam to wpadnę na kogoś albo zagadam na śmierć. Może to dlatego wołają na mnie gaduła?
-Wiesz, coś może w tym być. Wyrzucałaś słowa szybciej niż pistolet kulę.
-Gratuluję wytrwania, bo większość wychodzi -zaśmiałam się. 

<Brian?>

środa, 9 marca 2016

Od Matthewa cd Marinette

Spojrzałem na dziewczyne.
- Bujanie w obłokach idąc przez Nowy Jork? Sport ekstremalny.
Na policzki dziewczyny wstąpiły rumieńce.
-Zapatrzyłam się na to, co się tam stało.
Spojrzałem na tłum gapiów. Wypadek, jedyne co zatrzymuje tych ludzi. Zawsze gdzieś gnają , a teraz spokój. Spojrzałem na psa, którego prowadziła dziewczyna.
-Fajny psiak. Niezły obrońca.
-Jak widać ma temperament.
-A tak w ogóle to jestem Matthew, ale możesz mi mówić Matt.

<Marinette?>

Od Briana CD Gwen

Dzień jak dzień. Szary, pokręcony i przede wszystkim nudny. Żadnych wyścigów w tym tygodniu. I co za tym idzie? Brak kasy.
Wyjrzałem przez okno w salonie, by popatrzeć na ludzi mijających się ze sobą. Jakaś kobieta wrzeszczy na dziecko, a to płacze. Dresy zaczepiają laski na ulicy. Miałem ochotę z tond wybiegnąć i potłuc te niedorozwoje dzisiejszych czasów. Po chwili ucieczki od rzeczywistości wziąłem sobie fajkę, by zapalić. Ubrałem pierwszą, lepszą kurtkę i buty po czym wyszedłem z tego więzienia. Odpaliłem. Kątem oka zauważyłem blondynkę, która zbierałam porozwalane rzeczy na chodniku. Przyjrzałem jej się dokładniej, ale nic znajomego m inie przychodziło na myśl. Z "dobroci serca" podszedłem do niej wlekąc za sobą nogi. Gdy byłem już przy niej, przyklęknąłem na ulicy by jej pomóc. Zebrałem kosmetyki i inne rzeczy "potrzebne kobiecie do życia". Wstałem i już miałem odejść, gdy dziewczyna nagle zagadnęła:
- Dzięki za pomoc. Może dałbyś się zaprosić na kawę? - spytała.
- Chętnie. A to nie chłopak powinien zapraszać na randki? - odpowiedziałem pytaniem.
- Randki? Znamy się od pięciu minut. Zwykłe spotkanie w celach towarzyskich i jakby cię to interesowało to czasy się zmieniły. - uśmiechnęła się w lekkim rozbawieniu.
- Jeśli chcesz...

<Gwen?>

Od Gwen

Czy świat oszalał? Moim zdaniem już bardzo dawno temu. Stojąc w porannym korku, obserwowałam ludzi do okoła. Wszyscy gdzieś pędzili. Do pracy, do szkoły... Po prostu świat bardzo szybko pędzi do przodu, a ja utkęłam nie tylko w faktyczne istniejącym korku, ale i w mentalnym. Nic kompletnie się nie dzieje, a jeszcze parę miesięcy temu, działo się aż za dużo. Wyścigi, pokręcone imprezy ze Scottem i Peterem, głupie zakłady, spotkania z ekipą, a teraz... Połowa znajomych wyjechała, a ja dalej tkwię. Wybrałam numer i zadzwoniłam do Petera. Odebrał po trzecim sygnale.
-Tak, żyję jeszcze. Nie, nie skoczyłem z dachu, nie powiesiłem się na sznurze w piwnicy, nie podciołem sobie żył. Wszystko gra.
-To super-zaśmiałam się. 
-A to ty Gwen, myślałem, że to ciotka. Dzwoni do mnie codziennie, od śmierci mamy i wypytuje, czy żyję. Od pół roku! 
-O ty biedny-zaśmiałam się. -To dziś wieczorem wyskakujemy do baru.
-Nie mogę, mam sporo roboty. Na jutro muszę mieć gotowe zdjęcia, a jeszcze całkiem sporo ich zostało. Poza tym muszę kończyć bo Big Bo zaraz wydepcze dziurę w podłodze. Zadzwonię później, cześć .
- Cześć -mruknęłam pod nosem.
Nawet eks nie ma czasu. Nie jest dobrze. Zaparkowałam w pobliżu parku i ruszyłam na spacer. Gdy szłam, jakiś dzieciaczek potrącił mnie, a zawartość mojej torebki wylądowała na ziemi. Rzuciłam się do zbierania.
-Pomogę ci-zaproponował ktoś.
-Dzięki.

<A kto taki to był?>

Od Marinette

Dzień był pochmurny, rano padało, dlatego też na ulicach było pełno kałuż. Szłam z Colinem przez park, przy którym mieszkałam. Nagle naszła mnie ochota na zrobienie zdjęć. Wyciągnęłam, więc telefon i powiedziałam Colinowi, aby usiadł. Psiak posłuchał i usiadł sobie obok fontanny. 
- Wyglądasz idealnie, spójrz się.
Colin odwrócił się w moją stronę. Nacisnęłam przycisk i zdjęcie zrobione. Wyszło tak pięknie. Zrobiłam jeszcze kilka zdjęć Colinowi z fontanną i postanowiłam wracać do domu. Szłam główną ulicą miasta. Nagle zobaczyłam grupę ludzi, którzy dyskutowali o czymś głośno. Nie daleko stała karetka i policja. Jakieś dwie kobiety płakały głośno. Byłam tak wpatrzona w te całe zamieszanie, że nie zauważyłam innych ludzi, idących tuż obok mnie. Jakiś starszy gość popchnął mnie i upadłam na chodnik. Colin od razu zaczął szczekać i rzucać się na niego, ale uspokoiłam go. 
- Nic Ci nie jest? -usłyszałam.
- Nic.
Po chwili ktoś złapał mnie za dłoń i pomógł mi wstać. Otrzepałam spodnie z błota i spojrzałam na osobę, która mi pomogła. Był to wysoki chłopak w ciemnych włosach. Zmierzył mnie wzrokiem i powiedział...
<ktoś?>