Kur**, ja i moja niewyparzona jadaczka. Ile osób jeszcze zranię zanim
nauczę się siedzieć cicho? Nie chciałam go krzywdzić, był dość
specyficzny ale polubiłam go. On miał swoje dziwactwa tak jak i ja. Poza
tym nerwy na tamtych dwóch jeszcze mi nie przeszły.
Kucnęłam naprzeciwko niego.
-Michael spójrz na mnie. - Mój ton był łagodny.
-Zostaw mnie chcę być sam. - Dalej siedział w takiej samej pozycji.
-Nie zostawię Cię, nawet nie masz na co liczyć.
-Co to da jeśli zostaniesz przy mnie? Nie chcę już tak, rozumiesz...
-Czego nie chcesz? - Ciągnęłam dalej.
-Mam już dość... Wszyscy mają mnie za jakiegoś geja, krytykują, obrażają
i uprzykrzają mi życie. - Usłyszałam jak zaczyna płakać.
-Ciebie uznają za geja, a mnie za jakiegoś babochłopa. Wim co czujesz,
nie tylko Ty byłeś ofiarą. - Zaczęłam szeptem, nawet nie wiem czy
usłyszał. - Mikey, spójrz na mnie. Proszę. - Po chwili ciszy uspokoił
się i podniósł głowę. Otarłam wierzchem dłoni łzy z kego policzków. -
Chcesz się zabić? - Odpowiedziała tylko wymowna cisza. - Uznajmy, że
jest postanowione zabijesz się i co dalej? Pomyślałeś co stanie się z
Twoją babcią? Co będzie z tymi maluchami z sierocińca? Wszyscy oni Cię
kochają, dla niektórych jesteś jedyną rodziną, jedyną bliską osobą na
którą mogą liczyć zawsze. Zabijając się odbierzesz im szczęście, chcesz
tego? - Byłam bardzo spokojna, w moich oczach też pojawiły się łzy.
Uspokoiłam się nim jeszcze zdążyły spłynąć po policzkach.
-Przepraszam, że tak do Ciebie powiedziałam. Nie chciałam tego zrobić,
byłam zdenerwowana... - Mój głos łamał się z każdym słowem, czułam jak w
moim gardle pojawia się ogromna gula.
Michael?