Do domu wróciłam stosunkowo późno. Weszłam do środka i zajrzałam do kuchni. Lottie nie było. Przeszłam do salonu i zobaczyłam moją ciotkę śpiącą spokojnie na kanapie. "No, taaak. To zawsze kończy się w ten sposób"- pomyślałam z uśmiechem na twarzy. Wyciągnęłam z szafy koc i okryłam Charlotte. Nakarmiłam i napoiłam kota, po czym zabrałam się za sprzątanie domu. Zajęło mi to jakąś godzinę, po której poszłam do siebie i wyszykowałam się do snu, ale nie miałam jeszcze zamiaru spać. Właściwie nie wiedziałam, co ze sobą zrobić... Usiadłam przy biurku i otworzyłam szkicownik. Wzięłam do ręki ołówek leżący obok i zaczęłam coś bazgrać. Nie patrzyłam nawet na kartkę. To było... niczym trans. Ja myślałam, a ręka to rysowała. Łzy spływały mi po policzkach. Oderwałam na chwilę wzrok od okna i odwróciłam się w stronę łóżka. Na mojej szafce dalej leżał biały wianuszek. Chcąc, nie chcąc uśmiechnęłam się lekko na jego widok. Po chwili jednak szybko odwróciłam się z powrotem.
- Vanessa, o czym Ty myślisz?!? - szepnęłam sama do siebie. - To idiotyczne! - westchnęłam z wyrzutem w głosie. Zabrałam się za kończenie rysunku, ale nie byłam w stanie zapomnieć o wszystkim... Do głowy wówczas przyszedł mi pewien pomysł... Tylko w taki sposób mogłam pozbyć się tych myśli, chociaż na chwilę. Zostawiłam wszystko na biurku i poszłam do swojej łazienki. Otworzyłam szufladę i wyciągnęłam swoje lekarstwo. Oparłam się o kaloryfer i nadstawiłam rękę nad umywalką, w drugiej trzymałam moje lekarstwo. Przyłożyłam żyletkę do skóry i lekko przycisnęłam. Zamknęłam oczy. Już nie czułam bólu z tym związanego, przestałam Go czuć. Zbyt wiele razy to robiłam, więc żadna rewelacja. Powtórzyłam to jeszcze kilka razy. Przestałam dopiero po usłyszeniu swojego telefonu. Opłukałam i zdezynfekowałam rany, a następnie wróciłam do pokoju. Usiadłam na łóżku, gdzie leżała komórka i przeczytałam SMS'a. Również nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu, od razu odpisałam: "Dobranoc, kololowych snów ". Wróciłam do swojego rysunku, zostały mi ostatnie detale. Po jakiś 10 minutach skończyłam i położyłam się do łóżka, a moje "dzieło" leżało na biurku:
***
Otworzyłam oczy i zerknęłam na zegarek.
- 06:15... - westchnęłam i szybko wstałam. Podeszłam do biurka i schowałam szkicownik, aby Lottie na pewno go nie znalazła. Poszłam do łazienki, a po chwili już schodziłam po schodach na parter. Ciotka nadal spała, a ja postanowiłam spróbować jakoś wynagrodzić emerytom moją nieobecność z poprzedniego dnia. Niewielu młodych ludzi chce pomagać osobom starszym, dlatego mnie potrzebują. Weszłam do kuchni i zabrałam się do roboty. Upiekłam im dwie duże blachy muffinów z kawałkami czekolady. Nim jednak wyszłam z domu, stwierdziłam, że warto by było coś przekąsić i zostawić trochę dla Charlotte. Usmażyłam i zjadłam naleśniki, nim ciotka się obudziła i tak po prostu wyszłam z domu. Była to może godzina... 09:00? 10:00? Coś koło tego... Przed odwiedzeniem pań i panów starszych wstąpiłam do parku. Jak zwykle w miejscu publicznym, zaciągnęłam mocno rękawy swetra. Usiadłam na tej ławce, co zwykle. Przypomniała mi się historia wianka, który dalej spoczywał na mojej głowie... Ehhh...
- O czym ja w ogóle myślę! - wkurzyłam się na samą siebie. Nie mogłam dłużej siedzieć w tym miejscu... Torbę zostawiłam, a sama wstałam i podeszłam do fontanny. Pochyliłam się i spojrzałam w lustro wody... Co tam widzę? Drobniutką, mało atrakcyjną dziewczynę z wieloma ranami na nadgarstkach, która nie potrafi nic ze sobą zrobić... Przejechałam ręką po tafli wody i wlazłam na brzeg fontanny. Zawsze lubiłam tak chodzić wokół fontanny, a już najbardziej po jej brzegu! Chodziłam tak, nie zwracając uwagi na otaczający mnie świat. Nagle ktoś popchnął mnie do fontanny, ale na szczęście (dla Niego) zaraz mnie złapał.
- Ku*wa! - wrzasnęłam kiedy postawił mnie na ziemi. Tym "kimś' okazał si nie kto inny, jak Michael, który stał teraz na wprost mnie śmiejąc się z mojej reakcji - To nie jest śmieszne! Wystraszyłeś mnie! - krzyknęłam ciężko dysząc ze strachu, ale po chwili sama zaczęłam się śmiać. - No, dobrze... Może trochę. - poprawiłam się.
(Mikey?)