Dziś miałem zmianę w kwiaciarni.
W szkole krzyknęli na mnie "pedał".
Gdy z kwiaciarni wyszła starsza pani i miałem na pewien czas wolne, poszedłem na zaplecze.
Do koleżanki żyletki.
- Metalowa przyjaciółko- wyszeptałem przejeżdżając palcem po ostrzu pokrytym zaschniętą krwią- czemu wszyscy mnie nienawidzą?- łzy spłynęły po moich policzkach- Czemu nie umiem tego zrobić i odejść ze świata? Żyję tylko dla buni i sierocińca, a reszta? Reszta mnie nienawidzi...- przejechałem nią po nadgarstku. Tak dawno tego nie robiłem...
- Jest tu kto? - głos jakiejś dziewczyny mi przerwał. Sapnąłem cicho i zerwałem się odrzucając żyletkę pod szafkę.
- Zaraz! Chwila! Już idę! - poszedłem opłukać ręce, po czym zaciągnąłem na dłonie rękawy przydługiego swetra i przetarłem szybko oczy. Ruszyłem do kasy- W czym mogę pomóc? - spytałem posyłając jej wymuszony uśmiech, który miałem już tak wytrenowany, że nikt nie zauważyłby, że jest sztuczny.
- Szukam kwiatów dla ciotki na imieniny. - powiedziała krótko, a ja kiwnąłem głową.
- Spoko, zaraz się coś znajdzie... - poleciałem na zaplecze. Wziąłem jakiś ozdobny papier i wróciłem do dziewczyny- A jakie kwiaty ciocia lubi.
- Niech będą ładne i tyle- wyszeptała. Widziałem smutek w jej oczach, a jej rękawy były tak zaciągnięte na dłonie jak moje.
Ktoś taki jak ja?
Zebrałem róże, ozdobne liście i mniejsze kwiatki, po czym zacząłem je ładnie układać. Gdy bukiecik był gotowy, owinąłem go ozdobną folią i zacząłem dorabiać wianek. To był mój znak rozpoznawczy, zamiast związywać to sznurkiem, zawsze zakładałem drobny i trwały wianuszek. Ludzie często przypatrywali się z jaką dokładnością, a zarazem zwinnością to robię.
- Gotowe- podałem jej bukiet.
- Ile mam zapłacić?
- Normalnie byłoby to 6 dolców, ale dla takiej ładnej dziewczyny... 4 dolary poproszę- wyszczerzyłem się. Podała mi gotówkę, a ja niby przypadkiem odsłoniłem jej rękę.
Moje przypuszczenia były trafne.
Szybko zaciągnęła rękaw, a ja niby przypadkiem też podciągnąłem swój, ocierając dłonia o swoje biodro. Dziewczyna zobaczyła świeże rany, a ja spojrzałem na nią zaszklonymi oczami. Jej też takie były.
- Nie krzywdź swojego ciała- wyszeptałem, a ona zamknęła oczy- jesteś na to za ładna...- podszedłem do niej i ująłem jej dłoń w swojej. Ucałowałem ją lekko- Nazywam się Michael...
- Vanessa...- wyszeptała rzucając mi smutne spojrzenie.
- Vanessa... piękne imię.
- Dziękuję... muszę już iść.
- Ale obiecaj, że kiedyś jeszcze tu przyjdziesz... dobrze?
Vanesso? Wena mi jako tako znikła :'c