poniedziałek, 27 lipca 2015

Od Michael'a cd Kate

Chrząknąłem cicho widząc rany dziewczyny. Było ich dużo, ale tylko na jednej ręce. Jeździła po nich palcem, a ja spojrzałem na swoje czarne Vansy. Wow, dziś wyjątkowo nie byłem cały ubrany na czarno... miałem niebieskie skarpetki...
- No to, Michael, twoja kolej- zaciągnęła rękawy na dłonie i spojrzała na mnie podejrzliwie, krzyżując ręce na piersi.
Miała ładne piersi...
O czym ty myślisz?
Wróć!
- Naprawdę chcesz?- spojrzałem jej w twarz. Kiwnęła głową pewnie. Ciężko westchnąłem, po czym zacząłem bardzo wolno podwijać prawy rękaw. Spod czarnego swetra powoli zaczęły wyjawiać się rany- stare, ledwo widoczne, jak i te nowe- zaczerwienione i dość głębokie. Dziewczyna westchnęła potwierdzająco i już miała coś powiedzieć, gdy jej przerwałem:
- E, e... jeszcze...- zabrałem się za drugi rękaw. Na lewym nadgarstku było ich pełno, o wiele więcej niż na prawym. Może dlatego, że jestem praworęczny i tak łatwiej jest mi się dobrać do dłoni. Znowu pokiwała, a ja znowu zaprzeczyłem. Podciągnąłem sweter ku górze i pokazałem jej pokryty bliznami brzuch- Kiedyś byłem gruby i naprawdę się nienawidziłem... a właściwie, to dalej tak jest- wychrypiałem. Czułem w gardle gulę, a w oczach słone łzy.
Pedał.
Gej.
Grubas.
Dziewczyna wpatrywała się w blizny, jakby nie wierząc, że można aż tyle ich zrobić.
- Mam jeszcze na udach...- dodałem na końcu, na co zrobiła jeszcze większe oczy.
- Czemu, aż tyle...
- Sam nie wiem... ale to uzależnia i mimo, że pragniesz przestać, dalej to robisz. Przecież tak bardzo szpecę tym swoje ciało... jakby i tak nie było już szpetne...

- Miikey!- zawołała dziewczynka z mojej klasy. Muszę przyznać, od zawsze mi się podobała, lecz nigdy nie zwracała na mnie uwagi. Miała proste, blond włosy i do tego szmaragdowe oczy.
Po prostu była piękna.
Nie to co ja.
Posiniaczony, brzydki, z różnymi oczami, a do tego nie umie związać jednego słowa z drugim. Przy niej język plątał mi się co chwilę.
Zresztą nie tylko on, nie raz nie mogłem utrzymać równowagi, albo potykałem się o własne nogi. Byłem po prostu ciamajdą.
Ciamciaramcią...
Hehe...
- Tak, Annabeth?- spytałem rozmarzony.
- Masz bardzo ładne oczy...- na to zaniemówiłem- szkoda tylko, że znajdują się na takim ryju...- warknęła odchodząc...
Au...
To bardzo bolało...

Tyle, że od tamtego czasu już się do tego przyzwyczaiłem. Byłem nikim, szarą myszą, która boi się własnego cienia i da wszystko, aby umrzeć, a jednocześnie uszczęśliwić innych.
- Ey, stary. Nie płacz znowu.
- Kocham płakać. Łzy to moja nieodłączna część- wyszeptałem trąc nerwowo nadgarstek- A ty co kochasz?

Kate? Masz mimo braku weny...