sobota, 25 lipca 2015

Od Laury cd Michael'a

Wchodząc do salonu widziałam szczęście. Wszystkie dzieci były wniebowzięte widząc chłopaka. Przyjrzałam im się dosłownie chwilkę. Michael przywitał się z kobietą, która trzymała niemowlaka na rękach i spojrzał na mnie.
-Dzieciaki, to Laura. - Wskazał. Dziewczynki zaczęły piszczeć, najśmielsze podbiegły reszta trzymała się na dystans.
-Przyniosłem dla was pączki. - Uśmiechnął się i podniósł koszyk do góry. Wtedy wszystkie spojrzenia skierowane były na koszyk. Mikey rozdał pączki, wszyscy zajęli jakieś wolne miejsca. Jedni na sofach, inni na krzesłach przy stole, a reszta usiadła na dywanie. Widziałam jak Michael idzie odstawić koszyk do kuchni, ruszyłam za nim. Oparłam się o ścianę przy wejściu, chłopak odwrócił się chcąc wracać do dzieci. Zdziwił się, że tutaj stoję.
-Dzięki Tobie są szczęśliwe. - Uśmiechnęłam się.
-Ja tylko spędzam z nimi czas. - Odpowiedział tym samym.
-Nie, dajesz im coś więcej. Dzięki Tobie mają nadzieję na lepsze jutro, kochają Cię. Nikt im nie zastąpi Ciebie. - Nie wiem czemu to mówiłam. Po prostu czułam, że muszę. One mają Michaela, ja nie miałam nikogo.
Nie czekając na jego odpowiedź wróciłam do salonu. Wszyscy skończyli już jeść.
-To co teraz robimy? - Zapytał chłopak.
-Wianki, prosimy. Chodźmy robić wianki! - Krzyczała mała pięciolatka.
-To Twoja rola ja się na tym nie znam. - Zwróciłam się do chłopaka, grupa ruszyła na dwór. Rozejrzałam się po pokoju. Na kanapie siedziała dziewczynka, była smutna. Miała długie brązowe włosy spięte w warkocz. Podeszłam bliżej i kucnęłam przed nią.
-Hej, jak masz na imię? - Zapytałam uśmiechając się przyjaźnie.
-Anna. - Była zdziwiona, że ktoś do niej podszedł.
-Ile masz lat?
-Dziesięć. - Opuściła głowę w dół.
-Mogę usiąść obok? - W odpowiedzi tylko kiwnęła głową. - Czemu nie wychodzisz jak inni na dwór?
-Nie lubię takich zabaw.
-A jakie lubisz? -Zaczęłam się interesować.
-Lubię samochody i motory. - Nie wiedziałam przez chwilę co powiedzieć. Anna po chwili spojrzała na mnie swoimi wielkimi oczami, pełnymi nadziei. - Ale chłopacy nie chcą się ze mną bawić. Mówią, że to nie dla dziewczyn.
Znowu zrobiła się smutna i wyszła na dwór. Ta mała była jak ja... Byłam w szoku. Wybiegłam na zewnątrz.
-Mikey! Zaraz wracam. - Rzuciłam i pobiegłam do domu tak szybko jak tylko mogłam. Wzięłam dwa kaski, kluczyki do yamahy. Po kilku minutach zatrzymałam się na placu sierocińca. Wzrok dzieci, w szczególność chłopców spoczął na mnie. Zdjęłam kask, mina ich wtedy była bezcenna. Na schodach siedziała Anna, wzięłam drugi kask i podeszłam do niej. W czarnym kombinezonie było mi troszkę ciepło, ale zniosę wszystko aby uszczęśliwić dziewczynkę. W jej oczach widziałam radość, kucnęłam przed nią znowu i wyciągnęłam drugi kask.
-Trzymaj, to dla Ciebie.
-Naprawdę? - Nie była do końca przekonana w to co się działo.
-Tak , jest teraz Twój. A za kilka lat będziesz miała to. - Wskazałam na motocykl. - Musisz się tylko postarać i nie tracić nadziei.
-DZIĘKUJĘ! - Pisnęła i rzuciła się na moją szyję. Nie wiedziałam co mam zrobić, było to dla mnie nowa sytuacja. Po chwili odwzajemniłam uścisk, po czym podniosłyśmy się.
-Chcesz posiedzieć na motocyklu? - Zapytałam. Ta tylko pokiwała głową. Ruszyłyśmy do maszyny, po drodze poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę. Wzdrygnęłam się delikatnie kiedy zobaczyłam dziewczynkę.
Na miejscu była już grupka dzieci oraz mój znajomy. Posadziłam Ann na motocykl. Wyglądała zabawnie i uroczo w za dużym kasku. Oczywiście inne dzieciaki też chciały posiedzieć, znaczy się chłopcy. Dziewczynki trochę się bały.
Po kilku minutach kolejka się skończyła.
-To ostała nam tylko jedna osoba. Michael, zapraszamy. - Uśmiechnęłam się, dzieciaki zaczęły klaskać.
-Co? Ja... ja nie... Może kiedy indziej. - Zaczął się wykręcać.
-Michael, usiądź. Mikey, prosimy. - Kilka chwil namawiania chłopaka zakończyły się tym, że usiadł. Bardzo niechętnie ale to zrobił. Widziałam jednak strach w jego oczach. Zszedł jednak szybciej niż wszedł.
Po tym wszystkim zajęliśmy się innymi rzeczami. Graniem w piłkę, herbatkami, malowaniem i innymi zabawami.
Późnym wieczorem musieliśmy już wracać. Dzieciaki siedziały i jadły kolację, a ja razem z chłopakiem siedzieliśmy na kanapie.
-Dziękuję Ci, że mnie tutaj zabrałeś.
-To ja dziękuję. - Uśmiechnął się.
Spojrzałam na niego i go przytuliłam.
-Spokojnie one bardziej kochają Ciebie niż mnie. - Szepnęłam mu na ucho. - Nie zabiorę Ci ich.
Michael c: ?