- Właściwie to nie musisz, tylko uważaj na swojego konia. Prince bywa nieprzewidywalny, zwłaszcza w stosunku do ogierów. - powiedziałam i wjechałam na polanę.
- A Tobie nic nie zrobi? - upewniał się Peter.
- Tylko by spróbował. - roześmiałam się i zsiadłam z konia. Zostawiłam Lady na skraju łąki i ostrożnie ruszyłam przed siebie. W żadnym wypadku nie mogłam spłoszyć konia, jest nieprzewidywalny i mógłby popędzić prosto na chłopaka i Jego wierzchowca. Rozejrzałam się wkoło i strasznie żałowałam, że nie wzięłam swojego aparatu... Wszędzie wokół kolorowe kwiaty i inne rośliny, a to wszystko otoczone pięknym lasem. Na drugim końcu łąki rzeczywiście pasł się mój siwy angloarab. Wróciłam do mojej klaczy i z powrotem wsiadłam.
- I co? Jest tam? - zapytał chłopak.
- Jest i mam pomysł w jaki sposób na Niego bezpiecznie wsiąść. - oznajmiłam i ruszyłam kłusem w stronę ogiera, gdy byłam bliżej przeszłam do galopu. Koń zrozumiał, o co chodzi - to była nasza "sztuczka", która ćwiczyliśmy do drugiej części filmu. Podbiegł do Lady i w momencie minięcia się koni wskoczyłam na grzbiet siwka. Zawróciłam i złapałam za wodze klaczkę fryzyjską, gdy się uspokoiła wróciłam do Petera. Na szczęście pomiędzy ogierami szła Black i nic się nie wydarzyło. Miałam nadzieję, że chłopak niczego nie widział...
(Peter?)