-No nie wierzę. Mój brat belfrem od maty. Brzmi jak nie śmieszny żart. Poza tym z takim wyglądem rodzice nie sprzeciwili się? No bo nie wierzę, że tak poprostu się zgodzili -zaśmiała się walcząc z zamkiem od drzwi gabinetu.
-No jakoś tak wyszło -powiedziałem drapiąc się po głowie. -No wiesz, zadzwoniła w potrzebie...
-Nie chcę znać szczegółów waszego układu -odparła, za co dostała cios w potylice. -Ej nie ładnie tak ludzi bić!
Ruszyliśmy w stronę wyjścia z klubu. Zaraz po wyjściu ze szkoły zadzwoniłem do Shaylyn, aby prosić ją o przysługę. W związku z nowymi obowiązkami musiałem poprosić siostrę o pomoc w klubie. W końcu ma do niego takie samo prawo jak ja. A teraz powstała okazja, aby wyciągnąć ją z łap jej pożal się boże pracodawcy. I takim sposobem zyskałem zufanego menadżera. Nie nie będę obawiał się anarchii w klubie, a ona rzuci prace u snoba. I wszyscy szczęśliwi. No dobra, prawie wszyscy. Wyszliśmy przed budynek, gdzie zauważyłem, że Kalla już czeka.
-Jak wrócisz do mieszkania wyprowadzisz psy -powiedziałem i już miałem ruszyć, gdy ona złapała mnie za szelki i strzeliła z nich.
-Cwaniaku może najpierw dał klucze -wyjąłem klucze z kieszeni I podałem jej. -No, to bądź grzeczny i baw się grzecznie -rzuciła odchodząc i wysyłając mi buziaka.
Ruszyłem w stronę blondynki kręcąc głową na entuzjazm mojej siostry. Od dawna jej takiej je widziałem. Spojrzałem na Kallę, która stała oparta o samochód. Dość krótka spódniczka odsłaniała jej nogi w prawie całej klasie. Muszę przyznać, że ma je całkiem niezłe. Oj dobrze, że dyrekcja nie ma wglądu do moich myśli, bo inaczej byłaby kaplica. I nie myślę tylko o tym przypadku. Stanąłem przed młodą, która wzrokiem odprowadzała Shay.
-Przepraszam, że musiałaś poczekać, ale miałem jedną ważną sprawę do załatwienia. Tu niedaleko jest fajna kawiarnia, więc możemy się tam przejść -powiedziałem uśmiechając się do niej lekko.
-Jasne -odparła odwzajemniając uśmiech, jednak przedzierało się przez niego coś na wzór złości. Jej spojrzenie jeszcze na chwilę padło na miejsce, gdzie przed chwilą zniknęła Shay.
Ruszyliśmy przed siebie ulicą, gdzie za około sto metrów mieściła się całkiem przyjemna kawiarnia. Czasem chcąc uwolnić się od głośnej muzyki i zapachu alkoholu. Weszliśmy do środka, usiedliśmy przy stoliku po czym przyszła do nas kelnerka chcąc przyjąć zamówienie. Usiedliśmy wygodnie, a ja przyjrzałem się chwilę dziewczynie. Całą drogę z parkingu tutaj wymieniliśmy parę słów, a ja widziałem, że jakieś pytanie nie dawało jej spokoju.
-Dobra, nie czaj się tylko pytaj -powiedziałem w końcu, na co dziewczyna zrobiła zaskoczoną minę. -Oj przecież widzę, że jakieś pytanie wierci ci dziurę w brzuchu. Jeśli uznam je za niestosowne... A tu naprawdę musisz się postarać... To nie odpowiem i tyle.
Kalla?