Przeciągnąłem się, jedną ręką szukając
obok mnie dziewczyny. Otworzyłem powoli oczy próbując przyzwyczaić się
do jasności panującej w pokoju. Rozejrzałem się po pomieszczeniu
szukając Hailey, ale wszystko wskazywało na to, że już wstała i udała
się w głąb budynku. Podniosłem się niechętnie z wygodnego łóżka i
zabrałem ubrania, ruszając do łazienki. Po kilkunastu minutach zszedłem
na dół, pozostawiając na głowie typowy poranny bałagan. Ruszyłem w
kierunku odgłosów z kuchni, gdzie zastałem babcie wraz z Hailey
kończącymi szykowanie śniadania. Marry siedziała bawiąc się łyżką w
misce z płatkami.
-Dzień dobry, pięknym paniom -powiedziałem czochrając małą po głowie, na co w odpowiedzi pokazała mi język.
-Panicz jak dziadek -mruknęła babcia po nosem. -Apokalipsę
prześpią, ale wystarczy jedzenie postawić to już są na nogach. I tak w
kółko. Ty lepiej trzy razy się zastanów, w co się pakujesz -powiedziała
do blondynki, która w odpowiedzi uśmiechnęła się spoglądając na mnie.
-Bardzo się cieszę, że tak się dogadujecie -prychnąłem wywracając oczami.
Usiadłem obok małej, aby nie robić sztucznego tłoku. Babcia
ruszyła obudzić moją siostrę z mężem. Dziewczyna usiadła obok mnie
biorąc do rąk kubek z herbatą.
-Wujek -zaczęła Marry przeciągając sylaby. -A czy tobie
ukradli grzebień? Bo jak chcesz to mogę Ci pożyczyć moją szczotkę
-powiedziała, na co Hailey parsknęła śmiechem niemal niewypluwając
herbaty.
-Dzięki młoda. Poradzę sobie -powiedziałem mrugając do
niej, Po czym odwróciłem się do blondynki. -Co powiesz na spacer po
śniadaniu?
Hailey