Staliśmy na lotnisku. Czekaliśmy na nasz lot do Hiszpanii, który
opóźniał się już dwie godzinny. Dwie pikolone godziny opóźnienia.
Pięknie. Całe szczęście to przewidziałam i na spokojnie możemy tam
dolecieć bez obawy, że grafik pójdzie się powiesić. Siedziałam na
krześle z nogami przerzuconymi przez kolana Flynna siedzącego obok mnie.
Obserwowałam Scotta, którego na lotnisko odwoziła Hailey. Był
zapatrzony w nią jak w obrazek. Ciekawe tylko co ona od niego
oczekiwała…
-Jeszcze chwila to ich spetryfikujesz –mruknął Flynn przyrzucając twarz gazetą, aby odciąć się od światła.
-Po prostu już nie mogę na to patrzeć. Są tak słodcy, że zaraz zaczną
rzygać tęczą-powiedziałam z sarkazmem, a Flynn jęknął coś w stylu „A
trzeba było siedzieć cicho.”. –Jestem ciekawa tylko czego ona od niego
oczekuje, bo on na razie jest ślepo w nią wpatrzony. A później będzie mi
się żalił, to niech nie mówi, że go nie ostrzegałam.
-A nie wpadłaś, że może chodzić o po prostu czyste uczucia, a nie tylko
materialnie do tego podchodzisz. A twoja zazdrość jest widoczna z
kosmosu –powiedziałam, na co prychnęłam odwracając się od niego.
W końcu nadszedł nasz czas. Spojrzałam ostatni raz w stronę dziewczyny, z
którą żegnali się chłopaki. Widziałam Matta i Flynna zapewniających ją,
że będą pilnować Scotta. Oj jeszcze zobaczymy jak wam to wyjdzie,
panowie. Aż w końcu nadeszło pożegnanie tej dwójki. Opletli się mocniej
niż diabelskie sidła. Taaaa, cieszcie się puki możecie, bo ja jeszcze
nie powiedziałam ostatniego słowa.
Cały wyjazd minął dość szybko na koncertach, a między nimi na zwiedzaniu
miast. Podczas wolnego czasu starał się jak najbardziej zbliżyć się do
Scotta. A to pod pretekstem zmęczenia kładłam głowę na jego kolanach lub
opierałam je o ramię. Prowokowałam go, szczególnie jak kiedy
odpoczywaliśmy na ciepłych plażach Hiszpanii czy Włoch. Ale on myślami
zawsze był gdzie indziej, albo rozmawiał aktualnie z Hailey. Chłopak
wpadł po uszy, ale ja się tak łatwo nie poddawałam. Obiecałam sobie, że
zrobię wszystko, aby go odzyskać. W między czasie trwała nasza tradycja,
czyli robienie zdjęć z trasy. Zagraliśmy coś około dwudziestu
koncertów, na każdym robiąc podobne zdjęcie z publicznością. Tak samo
dokumentowaliśmy wolny czas i wygłupy. Miesiąc minął jak z bicza
strzelił aż nadszedł ten jeden upragniony kończący całą trasę koncert.
Każdy z nas był niesamowicie zmęczony po tak intensywnej pracy, a
chłopaki zaczynali powoli skrzeczeć jak jakieś kruki. Po koncercie
udaliśmy się do klubu by oblać udane zakończenie trasy. Była to moja
ostatnia szansa, aby coś zdziałać. Po tym miesiącu wiedziałam, że nie
dam rady uwieść chłopaka, więc musiałam zrobić coś, aby pozbyć się
dziewczyny. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że znajdę pomocnika do tego.
Siedziałam przy barze pijąc drinka i obserwując jak Scott wyszedł, aby
porozmawiać z Hailey. No tak, przecież poczekać jeszcze dzień do za
długo. No, prawie dwa. Samolot mieliśmy następnego dnia po południu,
więc w najgorszym przypadku około drugiej w nocy. Ale nie, przecież to
za długo. Przysiadł się do mnie Steven patrząc w tym samym kierunku co
ja.
-Co zazdrośnico? Masz jeszcze jakiś plan? Czy opcje ci się skończyły.
-Muszę zrobić tylko i wyłącznie jedno zdjęcie, i zadbać by trafiło tam
gdzie powinno –powiedziałam jednym haustem opróżniając szklankę z
alkoholu, czując jak powoli przejmuje nade mną kontrolę.
-Mogę zadbać, byś miała bardzo dobry materiał –powiedział przyglądając się dnu szklanki.
-A co z tego będziesz miał? –Zapytałam patrząc na niego zalotnie.
-Czystą satysfakcję. Wystarczy, że mnie posłuchasz.
Podał mi dwie szklanki. Spojrzałam na niego podejrzliwie, ale przyjęłam
je od niego. Alkohol zawarty w mojej krwi dawał się we znaki przez co
nie wiedział, że właśnie zawarłam pakt ze żmiją. Podeszłam do Scotta
podając mu szklankę, a kiedy wypiliśmy żartując bóg jeden wie z czego
ruszyliśmy na parkiet. Dalej nie do końca pamiętam co się działo.
Jedynie kilka przebłysków, kiedy to praktycznie walczyliśmy o dominację w
pocałunku. Jak szliśmy obijając się od ścian w hotelu, aż do pokoju… A
potem czarna dziura…
Obudziłam się rano, czując jak moja naga pierś jest przyciśnięta do
czyjegoś boku. Powoli zaczynały docierać do mnie fakty wczorajszego
wieczoru. Czy ja właśnie przespałam się w własnym przyjacielem?! Niech
ja dorwę tylko Stevena w swoje ręce. Otworzyłam oczy i natknęłam się na
jeszcze śpiącego Scotta. Podniosłam się ostrożnie, aby nie obudzić
chłopaka i narzuciłam szybko na siebie ciuchy. Wyszłam szybko i jak się
tylko dało po czym ruszyłam do pokoju Steva. Zapukałam, a raczej
zadudniłam w jego drzwi, a gdy tylko je otworzył przywaliłam mu z liścia
w twarz.
-To nie tak miało wyglądać! –Powiedziałam wchodząc do niego.
-Ale tak musiało –powiedział zaciągając się dymem z papierosa, którego
trzymał w ręce. –Nie jesteś aż taką szmatą aby to zrobić, więc musiałem
ci pomóc.
Uderzyłam go jeszcze raz, po czym on złapał moje ręce i przycisnął do ściany.
-Słuchaj, tak wykorzystał twoją desperację do własnych rachunków.
Mieliśmy ze Vasco swoje rachunki, a że napatoczyłaś się ty to sobie
pomogliśmy. Nic nie będzie pamiętał, a ja zadbam by zdjęcia z wyjazdu
trafiły najpierw do dziewczyny. A takich zdjęć się nie podrobi, więc
uwierzy.
-Tak… Bo to normalna sprawa by włazić komuś do sypialni, no nie –powiedziałam ze sarkazmem.
-Nie, ale powiem, że musiałem wejść po przedłużacz, który u niego był i
stwierdziłem, że będziecie mieli na pamiątkę. Nie wiem, coś wymyślę. Na
tę chwilę mogę ci zagwarantować, że cel uzyskasz w stu procentach
–powiedział po czym jak gdyby nigdy nic wyszedł.
Poszłam wściekła do siebie ogarnąć się po czym zeszłam na śniadanie,
gdzie byli już prawie wszyscy. Wczoraj nikt nie oszczędzał swojej
wątrobie, więc wszyscy patrzyli się z lekkim obrzydzeniem na leżące tam
jedzenie. W końcu zjawił się i Scott z olbrzymim bałaganem na głowie.
Gdy zobaczyłam chłopaka, poczułam wyrzuty sumienia. Co ja najlepszego
narobiłam… Cały lot i wysiadkę z samolotu siedziałam cicho, a na
lotnisku, kiedy zobaczyłam Hailey czekającą na Scotta, żołądek zacisnął
mi się jeszcze mocniej. Na początku tak bardzo chciałam tego, a teraz
czuję do siebie obrzydzenie. Czy ja kiedyś zmądrzeję? Raczej nie.
Słyszałam jeszcze jak Steve stwierdza, że wywoła zdjęcia i nam je
dostarczy. Pożegnałam się szybko z nimi i wróciłam do domu. Zostało mi
tylko modlić się, aby Steven jednak postanowił zostawić te zdjęcia dla
siebie…
Jako że trzeba do kogoś to Vasco? Puki co poczekam co tam się u was wydarzy ciekawego : D