- Naprawdę nie mam ochoty o tym rozmawiać i dobrze wiem, że ty też – przewróciłam oczami. Nauczycielka weszła do klasy co przerwało wszystkie rozmowy w pomieszczeniu. Babka była najgorszą z najgorszych. Każdy z obecnych w klasie chciał zdać. Usiadła przy biurku i rozejrzała się. Jej wzrok skupił się na mojej osobie przez co zaczęłam kląć w myślach. Błagałam żeby nie wzywała mnie do odpowiedzi.
- Harper – o nie… - Chodź ze mną na moment – mruknęła po czym wstała z miejsca. Chyba właśnie dostałam wyrok śmierci i szłam na pewne stracenie. Kiedy wyszłyśmy zamknęła za nami drzwi. - Kto ci to zrobił dziecko? - patrzyła na mnie… zmartwiona? To było dość dziwne.
- To wypadki – zaśmiałam się niezręcznie. - Ta śliwa na czole to po piłce, a policzek… - zatrzymałam się na chwilkę. Nie miałam pojęcia co powiedzieć. Żeby tylko nie zaczęła niczego podejrzewać… - Um… Na desce się przewróciłam i zaliczyłam bardzo nieprzyjemne lądowanie.
- Powiedzmy, że ci wierzę ale… jeśli w twoim życiu będzie działo się coś złego zgłoś się do mnie. Postaram się pomóc. Wiem, że pewnie jest ci ciężko po śmierci matki i odejściu brata – kurde to było naprawdę dziwne. Nikt od dawna tak do mnie nie mówił.
- Dziękuję pani – uśmiechnęłam się. - To naprawdę nie będzie konieczne. Wszystko u mnie jest tak jak być powinno, a to, że jestem niezdarna to już całkiem inna historia.
- W takim razie powinnaś bardziej na siebie uważać – odwzajemniła mój uśmiech po czym wróciła do klasy.
Szef kazał mi trochę odpocząć. Brałam bardzo dużo nadgodzin więc dał mi cały tydzień wolnego. Postanowiłam poświęcić ten czas na naukę. Od razu po lekcjach udałam się do szkolnej biblioteki, która jak zawsze świeciła pustkami. Tego właśnie potrzebowałam. Mogłam w ciszy i spokoju oddać się rozwiązywaniu zadań z matematyki.
Czas płynął tak szybko… Zostałam wyproszona przez bibliotekarkę, która chciała już iść do domu. Cóż innego mogłam zrobić niż grzecznie opuścić pomieszczenie? Poszłam po deskę żeby zabrać ją z szafki po czym wyszłam przed szkołę. Nie chciałam wracać jeszcze do domu więc postanowiłam odwiedzić braciszka.
- Dobry wieczór – uśmiechnęłam się do strażników stojących przed wejściem do sali odwiedzin.
- Witaj Harper – byłam trochę… bardzo znana w tym miejscu. Nie wiem dlaczego ale pracownicy mnie polubili. To było dość dziwne ale nie narzekałam. Lepiej żeby się uśmiechali niż patrzyli morderczymi spojrzeniami. Wpuścili mnie do środka gdzie czekał na mnie Diego. Podbiegłam do niego i mocno się przytuliłam.
- Hej braciszku – jejku jak mi tego brakuje…
- Cześć Krasnalu – zaśmiał się. - Co słychać? Jak tam w szkole? Mam nadzieję, że dobrze się uczysz – oderwałam się od niego i usiadłam na krześle naprzeciwko.
- Tak tak. Oczywiście, że tak – i wtedy miał szansę przyjrzeć mi się lepiej.
- Harper… Co się stało?
- Nic takiego. Naprawdę… Dostałam piłką w głowę. Przez przypadek. A to na policzku to upadek z deski. Upadłam i nadziałam się policzkiem na poręcz – nie chciałam go zamartwiać tym, że z ojcem jest coraz gorzej. Nie musiał wiedzieć.
- Boże Harper… Coraz bardziej mam ochotę zabrać ci tą deskę. Kiedyś się zabijesz…
- Nie przesadzaj – zaśmiałam się.
I tak spędziliśmy ponad godzinę na rozmowie. Strażnicy odprowadzili mnie do wyjścia i oddali rzeczy. Nie zostało mi nic innego jak tylko wrócić do domu. Włożyłam słuchawki do uszu i ruszyłam w jego stronę. Czekała mnie ponad godzina drogi. Niby mogłabym pojechać metrem albo autobusem… Nie kręci mnie przeciskanie się między ludźmi. Przynajmniej wyrobię sobie nogi.
<Nathan?>