Ujęłam wolną rękę chłopaka i razem ruszyliśmy parkową alejką, rozglądając się za idealnym miejscem, w którym moglibyśmy się rozłożyć. Po kilku minutach spaceru,w świetle popołudniowego słońca, znaleźliśmy dogodne dla nas miejsce pod jednym ze starych drzew. Scott zaczął rozkładać koc, ja za to stałam z koszykiem w ręce, przyglądając się. Po chwili oboje siedzieliśmy na kocu, spożywając przygotowane przez chłopaka jedzenie.
-Czuję się teraz jak w tych wszystkich filmach dla nastolatków – zaśmiałam się. - Spełniasz moje marzenia.
-Do usług – odparł z rozbawieniem.
Spędziliśmy tam z pewnością dobrą godzinę, w końcu niebo zaczęło się chmurzyć, a odcień chmur z minuty na minuty był coraz ciemniejszy.
-Chyba będzie padać – oznajmiłam, z niepokojem spoglądając w niebo.
-Proponuję się zbierać – westchnął podnosząc się.
Pośpiesznie zebraliśmy swoje rzeczy i udaliśmy się do samochodu. Idealnie w momencie, kiedy usiedliśmy w pojeździe, zaczęło lać.
-Ale mamy wyczucie – skwitowałam.
-Gdzie teraz? - spytał, odpalając silnik.
-Możemy jechać do mnie, jeśli chcesz. Zostało mi chyba jeszcze jakieś winko – zaproponowałam, kładąc swoją dłoń na jego.
-Nie pijesz tego winka za często przypadkiem? Martwię się skarbie – odparł z przekąsem, ruszając.
-No bez przesady – zaśmiałam się.
Niecałe dziesięć minut później, weszliśmy do mojego mieszkania. Zaraz, gdy zdjęłam buty, udałam się do szafki, w której trzymałam alkohol i wyjęłam wino. Postawiłam trunek na stoliku w salonie i udałam się w poszukiwaniu kieliszków. Kiedy wróciłam, Scott, siedział już na kanapie.
Scott?