<poprzednie><następne>
Wywróciłam oczami na słowa chłopaka, choć w gruncie rzeczy zgadzałam się
z jego słowami. Jęknęłam cicho, kiedy całował moją szyję. Mogłabym
siedzieć tak godzinami. Po chwili chłopak przestał, a ja spojrzałam w
jego cudowne oczy.
-Musimy jutro podjechać na momencik do mnie, muszę zabrać kilka rzeczy –
oznajmiłam leniwie, po czym złożyłam pocałunek na jego ustach.
-To nie problem – mruknął między pocałunkami.
Jego ręka z moich pleców zjechała na moje pośladki. Uśmiechnęłam się
przez pocałunek. Tym razem to ja postanowiłam przenieść swoje pocałunki
na jego szyję. Schodziłam jednak powoli, zaczynając od całowania linii
jego szczęki. Jedna z moich rak umiejscowiła się na jego policzku, drugą
zaś podparłam się nieco o jego klatkę piersiową. Scott westchnął cicho,
a ja ciągle kontynuowałam swoje zajęcie. Chwilę później, kiedy chłopak
ziewnął mi również się na to wzięło. Ziewnęłam przeciągle, wywołując
uśmiech na jego twarzy, po chwili opadając na niego, chowając twarz z
zagłębieniu jego szyi.
-Jesteś urocza – mruknął, całując moją skroń i wywołując na mojej twarzy uśmiech.
-A ty cudownie wygodny – zaśmiałam się, delikatnie całując jego ramię. - A co jeśli mnie nie polubią?
-Jesteś wspaniała, nie widzę ku temu powodów – oznajmił, głaszcząc mnie po plecach.
-I tak się boję, boję się poznawać czyjeś rodziny – zaśmiałam się cicho.
-Będzie dobrze, będę tam z tobą – powiedział.
-W końcu to twoja rodzina, skarbie – prychnęłam.
Scott?