wtorek, 4 sierpnia 2015

Od Petera cd Gwen

-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.

-I tak tam wyląduję, więc?

-Czy to moja koszula? Aż tak ci pod pasowała?

-Już dawno ci mówiłam, że tak. Zmieniasz temat.

-Biłem się. Nie widać?

-A z kim?

-Powiem tak, niedługo mogę potrzebować prawnika.
-Pobiłeś się z Jacobem, prawda?

-Idę się ogarnąć.

-To mówi samo za siebie... Unikasz dalszej rozmowy, więc wiem wszystko...
Odszedłem nie słuchając jej dalej. Kiedy wróciłem, siedziała w salonie rozmawiającą przez telefon. Usiadłem przyglądając jej się. Siedziała kiwając głową. W końcu rozłączyła się, a ja spojrzałem na nią wyczekująco.

-Rodzice przywiozą Dylana do mnie na miesiąc.

-Dlaczego?

-Wyjeżdżają w sprawie nowej fabryki, a młody powiedział, że on nie ma mowy aby pojechał. A więc poprosili mnie.

-Kiedy go przywożą?

-Dzisiaj około dziesiątej. Na czternastą mam do pracy.

-Przywieziesz go do mnie i tyle.

-A ty nie masz roboty?

-Miałem pojechać do warsztatu, ale tylko na godzinę, więc jak coś...Posiedzi ze mną tam chwilę. 

-Dobra. Muszę lecieć, bo Senę muszę wyprowadzić.

Poszła się przebrać, a ja zacząłem szukać smyczy Maxa. Po chwili udało mi się ją znaleźć i zapiąć (po "krótkiej" gonitwie) psu. Po chwili przyszła Gwen i wyszliśmy na zewnątrz.
-To podrzucisz młodego do Big Bo?
-Tak. Dzięki, że zajmiesz się Dylanem.
-Nie masz za co dziękować. W ten sposób odwdzięczę ci się.
Uśmiechnęła się, wsiadła na rower i pojechała, a ja poszedłem przed siebie z Maxem.

Gwen?