czwartek, 6 sierpnia 2015

Od Gwen cd Petera

Pojechałam szybko do domu, wzięłam szybki prysznic i wyszłam z Seną na spacer. Kiedy wracałam pod moim apartamentem, parkowali właśnie rodzice. Podeszłam, kiedy wysiadali.
-Gwen!-krzyknął mój czteroletni brat, biegnąc do mnie.
-Hej Dylan-powiedziałam wyciągając ręce i podnosząc go do góry.
-To nie będzie problem, że go tu zostawiamy?-zapytała mama, wyjmując torbę z bagażnika.
-A gdzie tam. Jak coś to go Peterowi dam pod opiekę-powiedziałam z uśmiechem.-Co młody? Będziesz chciał do Peta?
-Tak!-krzyknął uradowany chłopiec.
Zaśmialiśmy się. Puściłam go na chodnik biorąc torbę od rodziców.
-Dylan, słuchaj się Gwen. W razie czego powiesz jej i zadzwoni do nas. Dobrze?
-Dobrze mamusiu-powiedział.
-Będzie w porządku-powiedziałam z uśmiechem.-Będziemy się dobrze bawić.
-W takim razie trzymajcie się. Papa kochani.
-Pa mamo-powiedzieliśmy we dwoje.-Idziemy na górę?
-Tak, a mogę poprowadzić Sawę?
-Jasne.
Poszliśmy na górę do mieszkania. Wbiegł do mieszkania wskakując na kanapę, a Sena za nim.
-Nie skaczemy po kanapę.
-Kiedy pojedziemy do Petera?
-Później cię tam zawiozę. Muszę iść do pracy i wtedy on się tobą zajmie.
-Yay!
Zaśmiałam się. Zapomniałam jak Dylan uwielbiał chłopaka.
-Chodź na górę to pokażę ci twój pokój.
Chłopiec pobiegł za mną.
-I jak może być?
-Mooooożeeeeee być. Mógłby być ładniejszy...
-Tak?
-Tak.
-O ty mały wredny -powiedziałam przewracając  go na łóżko i łaskocząc.
Przewalaliśmy się przez kilka minut. W końcu zaczęło burczeć mi w brzuchu.
-Nie jesteś głodny?
-Nieeee..
-A ja to muszę zjeść śniadanie. Chodź na dół to pooglądasz bajki chwilkę, dobra?
-Oki.
Zeszliśmy do salonu, włączyłam telewizor i poszłam do kuchni  zrobić kanapki.
-Dylan, pojedziemy później do sklepu to wybierzesz sobie coś do jedzenia. Może być?
-Dobra-powiedział chłopiec oglądając Toma i Jerry'ego.-Ale ja nie lubię warzyw.
-Tak? A może zabawimy się?
-Jak?
-Zawiążę ci oczy i dam do spróbowania kilka rzeczy. Chcesz?
-TAK!-krzyknął radośnie.
-Dobra,to jak zjem się pobawimy.
Po śniadaniu wyjęłam z lodówki różne warzywa i owoce, robiąc przy tym listę zakupów. Pokroiłam w kostkę na talerzyk i zaniosłam do brata.
-Dobra, zawiąże ci mój szalik na głowie zasłaniając oczy, a potem będę ci podawać  kawałki różnych przysmaków, a ty będziesz mówić co ci smakuje.
Siedziałam notując co smakuje smykowi i śmiejąc się z jego min.
-Leć załóż buty, to pojedziemy na zakupy, a ja pójdę przypiąć fotelik.
-A Sawa pojedzie z nami?
-Nie, ona będzie pilnować,aby nikt nie ukradł ci zabawek.
-Aha...Dobra.
Pojechaliśmy na zakupy, gdzie było dużo śmiechu. Wróciliśmy, rozpakowaliśmy zakupy i spojrzałam na zegarek.
-Zjemy coś i zawiozę cię do Petera. Mogą być naleśniki?
-Tak! A z dżemem?
-Bez tego się nie liczą.
Zabraliśmy się za gotowanie. Jak można było się spodziewać, mąka i jajka były nie tylko w misce. No cóż... Tak to jest jak się urzęduje w kuchni z czterolatkiem, ale bałagan nie przeszkadzał mi, bo grunt to dobra zabawa. Po jedzeniu spakowaliśmy rzeczy chłopca do plecaka i pojechaliśmy do warsztatu. Kiedy tylko wysiedliśmy z samochodu od razu było słychać gdzie się znajdują. Wywróciłam oczami.
-Kiedyś ich uduszę-powiedziałam, a Dylan się zaśmiał.
Weszliśmy do garażu. Mike stał nad maską samochodu, a spod wozu widać było trampki Peta. Między nimi toczyła się zażarta dyskusja.
-Jaki z ciebie wielki... Gdzie tam wielki... Ogromny chu...-przerwał Mike patrząc na nas- chichoczący, głupiutki tygrysek.
-Do reszty cię po..-powiedział chłopak wyjeżdżając spod samochodu, na desce-...kręciło... Cześć wam.
-Peter!-krzyknął chłopiec biegnąc do Peta i wskakując na niego.
-Uhhh...-jęknął kiedy młody wskoczył mu na brzuch.- Chłopie, chyba urosłeś.... i przytyłeś.
-A ty schudłeś. I to duuuuużo. Prawda Gwen?
-Zgodzę się z młodym. Dobra jadę do pracy. Jak nie będę o dziewiątej to możesz pojechać z nim do mnie?
-Nie ma problemu.
Podałam mu klucze. Schyliłam się do chłopca.
-Będziesz grzeczny?
-Tak, będę grzeczny, będę się słuchał Petera, nie będę pyskować, będę jeść i mówić kiedy zgłodnieję...
-Jaki posłuszny chłopak-zaśmiał się Mike.
-Bo biedronki na ciebie naślę-odwarknęłam.-Dzięki Peter za opiekę nad młodym jeszcze raz-powiedziałam całując go w policzek.
-Chyba zacznę ci coraz częściej pomagać, to kto wie jak się skończy któraś przysługa-zaśmiał się Peter.
-Spadaj-powiedziałam i wyszłam.

Peter? Bez gifów i co? xD