poniedziałek, 8 lipca 2019

Od Xaviera cd Lashiti

Zastanawiałem się od czego zacząć, tak aby nic nie pominąć. Stwierdziłem, że najłatwiej będzie od początku.
-Poznaliśmy się w szkole średniej. Na samo dzień dobry dostałem prosto w twarz drzwiami –zaśmiałem się lekko na wspomnienie tej sytuacji. –Jeszcze oczywiście mi się dostało za to, że nie uważam jak chodzę. Oczywiście, nie mogłem pozwolić na to, aby dziewczyna się na mnie darła. Stąd zacząłem ją opieprzać za to, że jak biega jak postrzelona to niech uważa... Oj zdecydowanie się nie polubiliśmy. Pierwszy rok minął nam na kłótniach, dogryzaniach sobie i wzajemnym... ośmieszaniu to chyba najlepsze określenie. Ale oboje dobrze się bawiliśmy, więc chyba można by było nazwać to nawet podchodami z naszej strony. Była niesamowicie uparta, a w dodatku zawsze walczyła do końca swoje racje. Jej pewność siebie mogła aż peszyć... Aż do drugiego roku i śmierci jej mamy. Dopiero wtedy okazało się, jak bardzo kruchą istotą jest, gdy coś dotyka jej rodziny. Zbliżyliśmy się do siebie i nim się obejrzałem byliśmy parą. Świata poza nią nie widziałem...
Przerwałem na chwilę by spojrzeć na dziewczynę siedzącą na moich kolanach. Trochę dziwnie czułem się opowiadając jej o tym. Nie chciałem, by poczuła się źle po tym moim zachwalaniu Sary. Jednocześnie chciałem dokładnie wytłumaczyć, dlaczego była dla mnie tak ważna. Spojrzałem w jej oczy. Malowało się w nich współczucie, jakby domyślała się końca tej historii. Zaczęła głaskać mnie po karku i dając nieme przyzwolenie na mówienie dalej. Wziąłem głębszy wdech i mówiłem dalej.
-Imponowała mi tym, że potrafiła znaleźć dobro w dosłownie każdym. Godzinami mogłem jedynie słuchać jak opowiada o swoich nie za mądrych koleżankach. Tylko słuchać, nic więcej. No i niejednokrotnie tak bywało. Na pamięć znałem każdy jej mikro ruch. Była gotowa poświęcić wszystko dla swojej rodziny. Z nią nie istniały rzeczy nie do zrobienia. W ciągu pięciu minut potrafiliśmy podjąć decyzję o wyjeździe następnego dnia na drugi koniec świata... Miała jednak jedną poważną wadę... Nie miała pojęcia, o moim świecie. Już wtedy zaczynałem działać, ale wtedy nie miałem aż takiej pozycji... No aż w końcu się wydało. Była bystra, więc szybko połączyła fakty podsłuchanej rozmowy i dowiedziała się, że nie do końca jestem taki grzecznym chłopcem jak myślała. Tak bardzo bałem się tego momentu, zakładając najgorsze scenariusze... Oczami wyobraźni widziałem jak się wścieka, zostawia mnie z tekstem, że jestem najgorszą szują jaką spotkała. Ale ona jedynie usiadła po wysłuchaniu mnie spojrzała i przyglądając się mi uraczyła mnie tekstem ,,Zawsze wiedziałam, że jesteś stuknięty". Jak zwykle na temat... Wolała trzymać się od tego z daleka, ale wspierała mnie. Miała nadzieję, że to ją ocali, a jednocześnie nie zagrozi jej rodzinie. Niestety podpadłem paru osobom, wchodząc i zagrażając ich interesom. Podpadłem donowi mafii na Brooklynie, bo postrzeliłem jego syna. No i się stało...
Lashi wyczuła moje spięcie i już wiedziała, że zbliża się ten najgorszy dla mnie moment. Oblizałem wargi zbierając się w sobie. Pierwszy raz od jej śmierci mówiłem o niej, a teraz pierwszy raz miałem powiedzieć jak zginęła. Przekręciła się tak, aby oprzeć głowę o moją klatkę piersiową. Westchnąłem i zacząłem opowiadać, od czasu do czasu się zacinając.
-Wróciłem do domu, po skończonej pracy w klubie. Od progu wiedziałem, że coś jest nie tak. Drzwi nie były zamknięte na zamek, a bardzo tego pilnowaliśmy. A kiedy na korytarzu zobaczyłem postrzelonego Bosmana, ukochanego psa Sary, wszystko było jasne... Siedzieli w salonie zadowoleni z siebie... Była i ona... Zakneblowali ją i przyciskali pistolet prosto do jej pleców... Oczywiście zagwarantowali, że ją puszczą o ile grzecznie pójdę z nimi i oddam zwędzone fanty. Liczyło się dla mnie tylko jej bezpieczeństwo, więc... Przystałem na to, ale ona się zwędzone tym nie dokońca zgodziła. Rzuciła się na faceta, który mnie trzymał... I dostała... Spierdolili stamtąd, podczas gdy cały mój świat właśnie wykrwawiał się w moich ramionach... Mówią o mnie zimny drań. Dzień jej śmierci, był jednocześnie dniem narodzin tego Xaviera... Umarłem razem z nią.
Poczułem jak jedna łza spływa po moim policzku. Lashiti położyła rękę na moim policzku i starła ją kciukiem. Przyciągnęła mnie do siebie. Byłem jej wdzięczny za to, że nie naciskała na mnie dając mi tyle czasu, ile potrzebowałem. A przede wszystkim nie oceniała. Mimo że zapewne było to dość chaotycznie opowiedziane, tak jakby trochę mi ulżyło, że powiedziałem jej o tym wszystkim.
-A co z tamtymi gościami? -zapytała przejeżdżając dłonią po moich włosach.
-Od dawna wąchaja kwiatki od spodu. Takim sposobem również załatwiłem sobie swoją pozycję. Ale teraz koteczku, powiedz mi jakim cudem wpakowałaś się w to gówno.

Lashiti?