poniedziałek, 15 lipca 2019

Od Luny cd Joego


Amber weszła, jak do siebie zresztą już tak robiła. Stanęła, centralnie zasłaniając nam widoki, a dokładniej film, jaki leciał. Zaczęła obwieszczać szczegóły wycieczki.
- Jedziemy już jutro na camping, weź wszystko, czego potrzebujecie. Dokładniej to sporo wiecie owady, chłód, las i tak dalej. Wyjazd punkt południe. Dwunasta. Jakby ktoś zapomniał. Jedzie nasza czwórka oraz, oraz moje rodzeństwo, czyli brat i siostra wraz z ich kilkoma znajomymi. Luna ich kojarzy, ty Joe znasz mojego brata, pracuje wraz z tobą, ale ostatnio go nie było, głąb złamał nogę, jak serfował. Jednak no pojedzie. Dobra to teraz Joe, mamy coś do omówienia. - powiedziała Amber. Ja wstałam, zabrałam talerze i poszłam odnieść je do kuchni. Włożyłam je do zmywarki i wzięłam gotowe butelki.
Zawołałam Jokera, a ten szybko przybiegł, miał pełne miski. Teraz tylko się zastanawiałam czy zwierzaki mam zostawić, czy jednak brać ze sobą. Pewnie z chęcią, by nabrały świeżego powietrza, jednakże byłoby trzeba ich pilnować. Amber, by narzekała tylko na wszystko. Taki już z niej numer. Westchnęłam, pogłaskałam psa po pysku i wzięłam butelki, by móc ruszyć powoli w kierunku schodów.
Będę mieć czas dla nich, cały ten dzień, a potem się pakować i zobaczyć czy wszystko jest spakowane, czy niczego się nie zapomniało. Gdy byłam przy drzwiach, weszłam do pomieszczenia i zobaczyłam, że jeden maluch się próbuje bawić z drugim.
- Conny, Saru pora coś zjeść, potem czeka was kąpiel i wyjście na dwóch. - powiedziałam jak do dzieci, którymi zresztą były.
Usiadłam na podłodze, dokładniej to na dywanie, a dwa maluchy się wesoło zbliżyły, by zostać pogłaskane i nakarmione. Dziś dostały troszkę więcej, gdyż trzeba było dać im zmieszane z takimi tabletkami, co weterynarz, kazał im podawać. Coś mówił o nich, jednak chyba wypadło mi to z głowy.
Patrzyłam, jak jedzą, takie cudowne maluchy. Ich oczka tak głębokie, jakby tylko mnie widziały i nikogo innego nie. Mało komu dawały się karmić. Jest tu lokaj i jego wnuczka, będzie musiała ją o to poprosić, inaczej nie będzie mogła jechać, chyba że weźmie je ze sobą. Weźmie większy namiot i wówczas, nie usłyszy, jak narzeka, ale jednak... Pewnie zresztą może się pobawimy ze sobą. Tak gorący był. Kto by się spodziewał, że zobaczę go nagiego, zresztą on mnie też widział. Hah w namiocie na campingu jeszcze tego nie robiłam albo w lesie bądź w jeziorze. Kurcze to brzmi tak dobrze.
Oblizałam mimowolnie wargi, na pamiętliwy widok jego nagości. Żeby tak pięknie zostać obdarowanym, no kurcze, takiego przypadku jeszcze nie miałam.
Moje myśli krążyły wokół niego jeszcze przez parę godzin, to jak mogliśmy się zabawić. Nasze pocałunki, jego błądzące dłonie po moim ciele, kuszące i zarazem jakby chciał, ale nie chciał mnie wystraszyć. Kochany chłopak.

Przez parę następnych godzin zajmowałam się maluchami. Wykapałam je, wytarłam, takie mokre okazały się jeszcze słodsze. Wysuszyłam je, pogadałam z wnuczka lokaja. Pakowałam się także, sprawdzałam, czy wszystko mam, słuchałam muzyki. Pakowanie zajęło, kawał czasu. Nawet rozmowa telefoniczna z Amber nijak pomogła. Ta już napalona i opowiadała co będą tam robić... Gdy wspomniałam, że chyba nie jadę. Ta się rozłączyła, a po jakimś czasie bila mi do pokoju i zaczęła ględzić. Normalnie jak siostra. Słyszałam jedynie bla bla bla...

*Następnego dnia*

Udało mi się wszystko zrobić, nawet przespać się, by jakoś wyglądać, a nie jak zwłoki za pół darmo. Uśmiechnęłam się, ale wciąż słyszałam nad uchem, ględzenie dziewczyny w końcu się zgodziłam. Pożegnałam, a tuż po prawie pół godziny, przyjechały dwa auta. Zostawiłam dom w dobrych rękach i ruszyłam z pełną walizką i torba przy dupie do auta. Sprawdziłam, czy mam telefon, słuchawki i w razie czego naładowany power bank, oraz jakieś przekąski, plus wodę. Wszystko było, gdy tylko usiadłam, zapięłam pasy. Nałożyłam słuchawki i powoli odpłynęłam w jakąś ciekawą podróż. Czułam dotyk oraz to jak ktoś mnie przyciąga do siebie, mruknęłam pod nosem i spałam sobie dalej.

Joe?