niedziela, 3 lutego 2019

Od Xaviera cd Lashiti

Spojrzałem na dziewczyny przede mną. Dalsze bycie tu było by dla niej bez sensu, ponieważ siostra i jej bezpieczeństwo zupełnie ją rozprasza.
-Lepiej zabierz stąd siostrę i jedźcie do domu. Z godziny na godzinę będzie tylko gorzej, więc lepiej jedźcie. Staw się jutro o trzynastej i stroju obowiązującym czyli czarna koszulka i czarne spodnie -powiedziałem z kamienną miną. Dziewczyna chciała coś dodać, jednak ją ubiegłem. -To tyle, miłego wieczoru -dodałem tonem nie znoszących sprzeciwów i usiadłem za biurkiem.
-Do widzenia -rzuciły jednocześnie po czym wyszły z biura.
Po ich wyjściu sprawdziłem tylko czy wyszły bezpiecznie z klubu i wróciłem do dokumentów. Około czwartej wyłączyłem komputer i złapałem kurtkę. Upewniłem się, że wszystko wyłączyłem i ruszyłem w stronę wyjścia. Przed budynkiem spotkałem Tori, która kończyła palić swojego papierosa. Zaoferowałem jej podwózkę, na co chętnie przystała, bo nie uśmiechało jej się wracanie w takim zimnie autobusem lub czekanie na taksówkę. Po drodze wymieniliśmy parę zdań, jednak zmęczenie nie zachęcało do gadania. Wysadziłem dziewczynę, po czym ruszyłem do mojego mieszkania. Joker jak zwykle czekał przy drzwiach, a na dźwięk kluczy zaczął ujadać. Oj sąsiedzi mnie nienawidzą. A co dopiero moja siostra śpiąca w jednym z pokoi. Wszedłem do środka uciszając rozradowanego psa. Uzupełniłem jego miski, ogarnąłem się i poszedłem się ogarnąć. Ustawiłem budzik i poszedłem spać. Obudziłem się przed jedenastą i ogarnąłem się szybko, zjadłem śniadanie oraz wyprowadziłem psa. Zapakowałem się do samochodu i w pół do trzynastej byłem w klubie. Wszedłem do siebie, gdzie zabrałem się za faktury. Jednak po dziesięciu minutach zebrałem wszystko i ruszyłem do baru. Rzuciłem wszystkie papiery na blat i opadłem na krzesło, na co Tori parsknęła śmiechem.
-A tobie te piękne usteczka co się tak cieszą? -Zapytałem przeciągając się lekko.
-A bo miło widzieć, jak musisz się z tym użerać sam -powiedziała opierając się łokciami o bar i opierając głowę na rękach.
-Ciesze się, że umilam ci czas -powiedziałem z przekąsem.- Kiedy masz obronę?
-W poniedziałek po południ. Weź mi nawet nie przypominaj -powiedziała robiąc się spięta. -Na samą myśl, aż mnie wszystko ściska w żołądku.
-Musisz się rozluźnić -rzuciłem nachylając się trochę w jej stronę.
-To może mi w tym wieczorem pomożesz -powiedziała nachylając się bardziej z uwodzicielskim wzrokiem. -No i liczę na to, że będziemy w poniedziałek świętować lub oblewać moją porażkę.
W tym momencie usłyszeliśmy zbliżające się kroki. Oczywiście, nie było mowy, aby dana osoba nie słyszała naszej wymiany słów. Przed nam stanęła Lashiti.
-No witam -powiedziałem, uśmiechając się lekko. Spojrzałem na zegarek. -Brawo za punktualność.
Lashiti?