piątek, 15 lutego 2019

Od Edwarda cd Hope

Próbowałem sobie przypomnieć, kim jest dziewczyna znająca moje przezwisko, które niewiele osób znało. Przypatrywałem się jej twarzy, która wydawała się być znajoma – w mojej głowie była jednak wielka, czarna dziura. Brunetka, widząc, że nikogo jej nie przypominam, przedstawiła się, a wszystkie wspomnienia nagle wróciły.
- To ja, Hope. Spotkaliśmy się kilka lat temu w wakacje.
Kurde, jak mogłem jej nie rozpoznać! Kontakt urwał nam się trzy lata temu, lecz przeżyłem z nią jedne z lepszych wakacji, więc powinienem zapamiętać, chociaż jej twarz. Nie będę ukrywać – dziewczyna mocno się zmieniła.
Otworzyłem szerzej oczy.
- Hope! - wypowiedziałem jej imię. - Przepraszam, że cię nie rozpoznałem. Po prostu mocno się zmieniłaś, wydoroślałaś.
Zielonooka uśmiechnęła się i pokiwała głową.
- Ale ty się w ogóle nie zmieniłeś! Edek, jak Edek, przysięgam.
Poszedłem do niej bliżej i mocno uściskałem. Przyjaciółka miała rację, nie zmieniłem się ani trochę, lecz nie ukrywajmy, cieszyło mnie to. Jakbym zmienił wizerunek tak jak ona, zapewne nie doszłoby do tego spotkania. A ja w tej chwili wracałbym z Luckym do domu. A właśnie, gdzie on jest? Cofnąłem się dwa kroki do tyłu i zacząłem szukać wzrokiem psiaka. Szybko go znalazłem, gdyż pies położył się na trawie trzy, czy cztery kroki ode mnie.
- Jest twój? - spytała się mnie Hope, podążając wzrokiem za moim wzrokiem.
Pokiwałem głową i jednym słowem przywołałem dalmatyńczyka.
- A i owszem. - zacząłem swoją wypowiedź. - Gdy wyjechałem do Nowego Jorku, mocno brakowało mi towarzystwa Madelaine i mamy, tak więc…
- A jednak naprawdę masz dziewczynę! - prychnęła Hope, a uśmiech od razu zniknął z jej twarzy. - I to tą samą od wakacji. Myślałam, że mam u ciebie jakieś szanse, ale…
Nagle odwróciła się na pięcie i zaczęła iść energicznie w stronę bramy parku, a ja stałem w miejscu, niezbyt wiedząc,co się stało. Czyżby dziewczyna pomyślała, że Madelaine to moja partnerka? Najwyraźniej tak. Już chciałem za nią biec, gdy uświadomiłem sobie, że brunetka zeszła z mojego pola widzenia, po prostu zniknęła. - Lucky, skarbie, nie wchodź do tej fontanny. - rzekłem do dalmatyńczyka, gdy ten włożył łapę do zimnej wody, a następnie do niej wszedł. - Lucky, proszę cię! Wstałem z ławki i podszedłem do psa, który jakby nigdy nic bawił się swoją piłką w wodzie. Próbowałem zabrać mu żółty przedmiot, by ten wyszedł z fontanny, lecz Lucky nie dawał jej nawet dotknąć.
- Pomóc ci? - spytała się mnie jakaś osoba. Odwróciłem się. Za mną stała Hope oraz jakaś jej koleżanka.

Hope? c: