piątek, 8 lutego 2019

Od Antoinette CD Jocelyn

Czerwona róża kusiła. Stała niby w oddali, ale jej woń przebijał się przez wszystkie inne, mimo polany pełnej różnorodnych kwiatów, tylko ona potrafiła przykuć moją uwagę. Otaczały ją całe połacie krzaków cierni, które właściwie powinny mnie odtrącić. Sprawić bym chciała o niej zapomnieć, ale coś poszło nie tak, gdyż jedyne czego pragnęłam to dostać się bliżej. Przedostać przez nie pomimo ran, które mogły mi zapewnić. Pomimo wszystkiego. Wbrew regułą logiki zaczęłam biec w jej stronę, przedzierać się przez wszelkie kolce. Nie reagowałam na ból, nie reagowałam na zmęczenie po prostu podążałam w jej kierunku mimo wszystko. Dawałam z siebie wszystko, aż w końcu do niej dotarłam. Była już na wyciągnięcie mojej ręki, już mogłam ją mieć, ale właśnie wtedy w końcu odezwał się mój rozum. Krzycząc ...

Dźwięk wiadomości wyrwała mnie z snu, zaraz po niej wybrzmiała kolejna i kolejna i kolejna.
- Chol*ra - zaklęłam i wyciągnęłam rękę w poszukiwaniu sprawcy tego całego zamętu. Dobrą chwilę zajęło mi wymacanie telefonu, ale w końcu go znalazłam. Zanim jeszcze otworzyłam oczy po omacku całkowicie go wyciszyłam. Moja głowa zdawała się pękać, a przełyk wołał o pomstę do nieba. Zmusiło mnie to do otwarciu oczu w poszukiwaniu czegokolwiek co może mi pomóc. natychmiast otworzyłam butelkę wody, którą mój wzrok wyłapał i duszkiem wypiłam ponad połowę. Dopiero po tym rozejrzałam się po swoim lokum stwierdzając, że po pierwsze nie jest to mój dom, a po drugie nie jest to miejsce, które znam.
Przynajmniej byłam w ubraniach.
O dziwo nawet sama.
Co jeszcze dziwniejsze było to miejsce naprawdę przygotowane do spania i nawet zostałam przykryta.
Ta nowa sytuacja sprawiła, że podniosłam się do pozycji siedzącej. Niestety od razu musiałam za to odpokutować, moja głowa wybuchała. Światło które dotarło do moich oczu wcale nie nie polepszyło sprawy. W duchu klęłam za swoją głupotę i obiecałam sobie, że więcej pić nie będę. Chociaż doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że i tak zrobię sobie to po raz kolejny. Niestety.
W końcu po całym tym rytuale zerknęłam w swój telefon. Dostałam jakieś 10 wiadomości od Franciska. Nie miałam najmniejszej ochoty czytać wyjaśnień tego zdrajcy, więc tylko odpisałam mu "Żyję, ale ty będziesz martwy jeszcze dzisiaj".
Potem skryłam się z powrotem pod kołdrę, nie dane mi jednak było odpocząć długo, gdyż tym razem odezwał się mój pęcherz. Jego jednak nie mogłam ignorować i w końcu zmuszona byłam wstać. Dzięki instynktowi przetrwania od razu znalazłam łazienkę. Spełniłam swoje potrzeby, a gdy odkryłam, że nawet prysznic się tutaj znajduje postanowiłam również z niego skorzystać. Odświeżona, chociaż wciąż w tym samym stroju wyszłam stamtąd. I na tym się skończyło. Zatrzymałam się za drzwiami łazienki, nie mając pojęcia co ze sobą zrobić. Byłam w kompletnie obcym lokum, zdawałam sobie sprawę z tego do kogo ono należy, ale w żadnym stopniu nie napawało mnie to optymizmem. Moja niedoszła zabójczyni koniec końców była jedyną, która uratowała mnie przed spaniem na ulicy. Nie byłam jej jakoś specjalnie wdzięczna, zdawałam sobie doskonalę sprawę z tego, że będę musiała jej to jakoś wynagrodzić, by kiedyś nie miała na mnie haka. Odnalazłam, więc kuchnię, co w tak małej przestrzeni nie było wcale trudne, i zabrałam się za poszukiwania czegoś godnego zjedzenia.
- Możesz mi wyjaśnić co ty robisz i dlaczego tak hałasujesz? - głos zaspanej kobiety dobiegł do mnie, gdy akurat po raz setny przeglądałam zawartość lodówki w poszukiwaniu czegokolwiek godnego wykorzystania w posiłku.
- Jest po 13. Wypadałoby zjeść jakiś posiłek nie sądzisz? - spytałam zamykając lodówkę.
- Mhm... czyli jeszcze mam cię karmić? Nie wystarczył ci nocleg?
- Gdyby jeszcze było czym mnie karmić - przeniosłam w końcu na nią spojrzenie. I ... kurcze, musiałam przyznać rację temu idiocie z którym poszłam na imprezę. Kobieta rzeczywiście wyglądała niesamowicie. Nawet w kompletnie nieogarniętej wersji zaraz po wstaniu. Nie zmieniało to jednak tego, że dalej miałam ją za wiedźmę.
- Oh jakże mi przykro, że nie spełniam twoich wymagać.
- Mnie także. Zbieraj się, więc. Jedziemy na miasto. Tam mają co jeść.
Na moje słowa dziewczyna się roześmiała.
- I niby z jakiej przyczyny miałabym się na to zgodzić.
- To bardzo proste. Odwdzięczę się za nocleg, będziemy kwita. Możesz wybrać jaką chcesz restaurację. Ja płacę. Nie sądzisz, że to dobry układ?

Jocelyn?