niedziela, 13 października 2019

Od Scotta cd Hailey

Przyciągnąłem ją do siebie, obejmując ją ramieniem.
-I to chyba bardzo, skoro nawet zapach papierosa ci nie przeszkadza -zaśmiałem się, przyciągając ją do siebie. -Ja też tęskniłem -powiedziałem cicho w jej włosy. -I to bardzo...
Staliśmy przez parę chwil w kompletnej ciszy. Po prostu nie musieliśmy rozmawiać, wystarczyła w tej chwili tylko obecność. Cieszył mnie widok dziewczyny, w trochę lepszej kondycji niż wczoraj wieczorem.
-Żarty żartami, ale ty zaraz na pewno się przeziębisz -powiedziałem odsuwając się od niej trochę.
-A ciebie niby czemu ma choróbsko nie złapać? -Zapytała przymrużając oczy.
-Bo mimo wszystko jestem trochę cieplej ubrany. A ty idź do środka. Zaraz przyjdę, tylko skończę palić.
Hailey westchnęła wywracając oczami, jednak wróciła do środka. Odwróciłem się ponownie w stronę miasta. Próbowałem jakoś uporządkować myśli, ułożyć sobie to co się wydarzyło w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin. Jeszcze nie dawno mogłem sobie wmawiać, że wszystko co czułem do niej już minęło, ale chyba się okropnie okłamywałem. Skończyłem palić papierosa, po czym wróciłem do środka.
-Scott, dlaczego wszędzie walają się kartony? -Zapytała rozglądając się po salonie.
-A no tak... Jeszcze nie znasz najnowszych wieści -powiedziałem, walcząc z przeklętymi drzwiami balkonowymi, które ostatnio postanowiły się nie domykać. -Wyprowadzam się stąd. Kupiłem dom na obrzeżach miasta. Jeszcze ostatnie poprawki i już niedługo powinien być gotowy do meblowania. Jak chcesz, to jutro po wizycie u lekarza, możemy tam podjechać.
-No proszę proszę, chyba sporo mnie ominęło -powiedziała z lekko smutnym spojrzeniem.
Westchnąłem po czym usiadłem obok niej.
-Ale ty wiesz, że ja nie uważam, że rozstaliśmy się przez ciebie? Bo mam wrażenie, że chcesz sobie przypisać całą zasługę, a to moja rola -powiedziałem uśmiechając się do niej lekko. -Każdy ma swoją wytrzymałość, a ja twoją mocno nadwyrężyłem. I tak długo wytrzymałaś, bo praktycznie mnie przy tobie nie było, albo wracałem wykończony... Więc w tym wszystkim to ja byłem kretynem, że od tak dałem ci odejść. Ale w sumie to chyba powinienem ci podziękować za tak mocnego kopa, bo po pewnym czasie w końcu się ogarnąłem.
-Ty się ogarnąłeś. A to w ogóle możliwe? -Zapytała z lekkim uśmiechem.
-No i tak lepiej -powiedziałem przyciągając ją do siebie.
Hailey?