czwartek, 15 sierpnia 2019

Od Olivii

Stanęłam na środku swojego salonu z miską chipsów w jednej ręce i sokiem w drugiej.
- Chyba sobie żartujecie. - Mruknęłam patrząc na rozwalone niczym żaby na liściach psy. Dante zajął całą sofę. Fotel zajęty był przez Amona. Odstawiłam przekąski na stół i pomogłam ruszyć się pierwszemu pupilowi. Nie był zbyt zadowolony przerwaną drzemką. Lekko obrażony zajął kolejny mebel. Czarna kupa sierści tylko obserwowała co się dzieje. Na podwórku było zbyt zimno, aby tam został. Zresztą sama nie miałam ochoty się nigdzie ruszać, mimo że był piątkowy wieczór.
Rozwaliłam się wygodnie na kanapie i włączyłam Netflixa. Zaczęłam przeglądać seriale w poszukiwaniu czegoś, czego jeszcze nie widziałam. Sprawa nie była łatwa dla takiej maniaczki jak ja. W końcu wybór padł na ponowne obejrzenie Grimma. Oglądałam odcinek za odcinkiem. Maraton skończyłam około północy. Podniosłam ociężałe ciało, aby wyprowadzić psy na spacer. Ubrałam się praktycznie jak Syberię. Zdecydowanie zima nie jest moją ulubioną porą roku. Z utęsknieniem wypatrywałam wiosny. Przyroda budzi się do życia i zaczyna się sezon motocyklowy.
Przypięłam linkę do obroży czarnego psa i wyszłam z dwójką. Dante na szczęście jest znacznie łatwiejszy do opanowania.

***

Czułam na swojej twarzy ciepłe podmuchy, które nie pachniały dość przyjemnie. Otworzyłam zaspane oczy, aby zobaczyć co to. Zamrugałam kilka razy nim wyostrzył się mój wzrok. Skupiłam się na czarnym nosie, później zobaczyłam piwne oczyska.
- Dante. - Jęknęłam. - Jeszcze pięć minut i wstaje.
Naciągnęłam na głowę kołdrę jednak ta szybko za sprawą psa zniknęła z mojego ciała. Przyjemne ciepełko zniknęło tak szybko, jak wizja na dalszy sen.
- Gdyby nie fakt, że Cię kocham to oddałabym Cię przy pierwszej okazji. - Uśmiechnęłam się do psa i podrapałam go za uchem. W odpowiedzi zwierzak tylko fuknął.
Przeciągnęłam się ospale, po czym podreptałam do kuchni. Zimne kafelki nie były zbyt zachęcające. Wyciągnęłam z lodówki korpusy kurczaków, które dałam pupilom. Sama zrobiłam sobie herbatę. Popijając gorący napój obserwowałam potężne zwierzaki podczas posiłku. Lubiłam patrzeć jak sprawnie radzą sobie z pokonywaniem kości martwych ptaków. Po skończonym porannym rytuale skoczyłam na szybki prysznic. Ubrałam się i pojechałam do sklepu. Lodówka świeciła pustkami, a jeść coś trzeba. Nienawidziłam chodzenia po sklepach. Człowiek zawsze kupuje masę niepotrzebnych rzeczy, ale zawsze zapomni o czymś ważnym.
Stojąc w garażu chwilę myślałam nad tym, który pojazd wybrać. Wybór padł na czarnego Nissana Navare. Pogładziłam motocykl pod plandeką. "Jeszcze trochę" pomyślałam.
Droga minęła mi na szczęście szybko i nawet bez problemu udało mi się znaleźć miejsce na parkingu pod supermarketem. Niezbyt szczęśliwa buszowałam między półkami szukając tylko najpotrzebniejszych rzeczy. Koniec końców i tak zrobiłam ich aż tyle, że zajęły mi cały wózek. Jak zawsze oczywiście były kolejki. Przewróciłam tylko oczami i stanęłam grzecznie w jednej z nich.
Lekko poirytowana niekompetencją kasjerki wróciłam do mojego auta.
- Ku*wa jego mać! - Warknęłam. Zostawiłam wózek i zaczęłam oglądać przód auta. Jakiś kretyn przychrzanił mi w auto. - Zabije.
Po obejrzeniu strat i posprzątaniu szkła z lampy posprzątałam załadowałam zakupy i wróciłam do domu. Produkty spożywcze zostawiłam na miejscu, złapałam klucze oraz psa i pojechałam do pracy. Zdarzenie pod sklepem mocno wytrąciło mnie z równowagi. Dante siedział w milczeniu na tylnej kanapie. Na miejsce dojechałam naprawdę szybko. Czekali tam już moi pracownicy.
- Cześć Liv. - Krzyknął jeden z nich, kiedy wysiadałam z auta. Kiedy zobaczył moją wkurzoną minę stracił uśmiech. - Co się stało?
- Jakaś życiowa oferma we mnie wjechała. Wybaczcie chłopaki, ale muszę dzisiaj skupić się na swoim aucie. Ktoś chce wziąć moją robotę? - Rzuciłam otwierając garaż.
- Co masz? - Zapytał David, kolejny z pracowników.
- Została wymiana oleju oraz sprawdzenie, czy są jeszcze jakieś usterki.
- Wezmę je.
- Jesteś wielki. - Uśmiechnęłam się do niego.
Po otworzeniu i włączeniu wszystkiego mogłam wjechać na wolne stanowisko swoją perełką. Dokładnie obejrzałam obrażenia i zaczęłam zajmować się naprawą. Miałam nadzieję, że uda mi się skończyć to dzisiaj. Wgięta blacha i zbity reflektor to nie aż tak dużo roboty. Dante ułożył się niedaleko mnie. Pies lubił przebywać w garażu, a hałas mu w niczym nie przeszkadzał. Zresztą to była dobra obrona przed niektórymi "wrażliwymi" klientami.
- Witam. - Usłyszałam stłumiony głos męski. Nie interesowała mnie dalsza część rozmowy, bo wiedziałam, że i tak zaraz do mnie podejdzie. Oczywiście jak zawsze nowy klient poszukiwał szefa.
- Przepraszam. - Powiedział dość niepewnie, kiedy stał już za mną. Odwróciłam się, aby z nim porozmawiać. Wstając wyciągnęłam szmatę z ogrodniczek, aby wytrzeć ręce.
- W czym mogę pomóc.
- Jesteś szefem? - Zapytał z niedowierzaniem.
- Tak. Coś się stało?
- Chciałbym naprawić auto.- Był w dużym szoku. Ciągle patrzył się na moje auto i był nieobecny.
- Pokaż mi samochód. - Nigdy nie byłam z klientami na Pan/Pani. Nieznajomy zaprowadził mnie na zewnątrz. Tam stała maszyna o identycznym kolorze lakieru, jaki znajdował się na moim aucie.
- Czy ono jest Twoje? - Zapytałam starając się nie wybuchnąć.
- Tak. Było cholernie ślisko pod sklepem i niechcący wjechałem w identyczne auto takie jak tam stoi. - Ile to będzie kosztowało.
- Sporo. - Mruknęłam. - Dwie lampy... - Zaczęłam podchodząc bliżej.
- Jak to dwie?
- Wymiana lampy w Twoim aucie i w moim. Tak tamto auto jest moje.
Ktoś?