piątek, 16 sierpnia 2019

Od Gwen cd Patrica

Zastanowiłam się chwilę nad propozycją chłopaka. Z jednej strony naprawdę średnio uśmiechał mi się spacer w taką pogodę, a z drugiej strony mogłam po prostu zamówić taksówkę. Ale znowu czemu nie spędzić trochę czasu z chłopakiem? W końcu nie mam nic do roboty, a fajnie jest z kimś pogadać zamiast gapić się w telewizor.
-Zabrzmiało prawie, jak chodź zobaczyć moje kotki w piwnicy... Ale w sumie chętnie poznam tego słynnego Pottera -powiedziałam uśmiechając się do chłopaka.
Chłopak odpowiedział na mój gest również się uśmiechając i wskazał ręką pojazd. Gdy do niego podeszliśmy otworzył mi drzwi od strony pasażera, a ja zasiadłam wygodnie na fotelu. Ruszyliśmy przez zatłoczone ulice Nowego Jorku. W między czasie opowiadałam mu o mojej ostatniej wyprawie do Japonii, a później przeszło do dyskusji na temat, kto był lepszym czarnym charakterem- Voldemort czy Grindelwald. Niesamowicie dobrze czuła się w towarzystwie chłopaka. A przede wszystkim cierpliwie znosił moje suchary. A za niektóre sama bym się unikała. W końcu zaparkowaliśmy pod mieszkaniem chłopaka i udaliśmy się do niego. Po przekroczeniu progu przyczłapał się do nas siwiejący czarnulek.
-To jest ten słynny Potter. Hej staruszku -powiedziałam kucając głaszcząc psa po głowie. -I mam uwierzyć, że przez niego się spóźniłeś do pracy. No jak ta mordka mogła by być winna -mówiąc to zrobiłam dziubek w stronę merdającego psiaka.
Patric zaśmiał się kręcąc głową po czym ruszył po smycz i zapiął ją do obroży. Ruszyliśmy idąc powoli, tak aby pies mógł iść w swoim tempie.
-Długo go masz? -Zapytałam poprawiając swoją czapkę, tak aby naciągnąć ją bardziej na uszy.
-Od szczeniaka, czyli z jakieś dziesięć lat -powiedział obserwując psa, po czym spojrzał na mnie. - Znalazłem go na ulicy i zabrałem do domu. Rodzice byli przeciwni, ale jak go zobaczyli nie mogli się mu długo opierać.
-To niezły szmat czasu. Ja moje "maleństwo" mam ze cztery, ale zdecydowanie trzyma się z daleka od nowych osób.
Po skończonym spacerze wróciliśmy do mieszkania chłopaka, gdzie Patric zajął się myciem łap zwierzaka.
-Było naprawdę miło, ale muszę już wracać -powiedziałam opierając się o framugę drzwi od łazienki, gdzie chłopak kończył myć łapy psa.- Czeka mnie jeszcze szybki spacer z Seną.
-To może cię odwiozę -powiedział unosząc na mnie spojrzenie.
-Dzięki, ale stąd mam już tylko cztery przecznice do siebie, więc mogę się przejść -odpowiedziałam uśmiechając się do niego ciepło. -No i dzięki za podwózkę i spacer.
Zebrałam się, a na pożegnanie pocałowałam go w policzek. Wyszłam z mieszkania i ruszyłam w stronę domu.
~*~
Rano obudził mnie budzik, który uciszyłam najszybciej jak się dało. Podniosłam się powoli z łóżka, zawijając się w koc. Było mi mega zimno, a dodatkowo wszystko mnie bolało. No pięknie, aby było to tylko zwykłe przeziębienie, a nie grypa. Ruszyłam powoli do mojej kuchni, aby zrobić sobie herbatę z miodem i cytryną. Usiadłam na stołku opierając rękę na stole i przytrzymując głowę, a w drugiej trzymałam chusteczkę. Wszyscy bogowie dajcie mi siły, bo nie mogę się nawet podnieś po telefon. W końcu zmusiłam się do tego i wybrałam numer do znajomej, która mogła mnie dziś zastąpić, a następnie do szefa. Po paru sygnałach odebrała jego żona, z którą zawsze miałam dobry kontakt. Wytłumaczyłam, że rozłożyła mnie choroba i jak tylko uda mi się dotrzeć do lekarza, doniosę zwolnienie. Po skończonej rozmowie skończyłam robić sobie herbatę, zabrałam leki, po czym wróciłam do ciepłego łóżka.
Patric?