-Od tego twojego nafaszerowania się zaczęło -mruknąłem pod nosem.
Soffi wymieniła spojrzenia z Flynnem, po czym rozsiadła się na kanapie obok mnie.
-Scottie, co się dzieje -zapytała kładąc rękę na moich plecach.
-Zjebałem -powiedziałem po chwili. -Zjebałem po całości, z resztą jak zwykle i nawet nie próbowałem tego ratować... Postawiła mnie przed wyborem- albo odbiorę telefon od ciebie albo wciąż jesteśmy razem... Pojawiłem się tu wczoraj, więc zapewne wiesz co wybrałem... -dziewczyna na to przejechała dłonią po twarzy. -Ale może tak będzie lepiej...
Po moich słowach zapadła całkowita cisza. Siedzieli w całkowitym szoku, wciąż trawiąc to co im przekazałem. Przymknąłem oczy przykładając rękę do czoła. Skutki wczorajszego wieczoru dawały mi się w znaki. Z jednej strony zależało mi na dziewczynie i czułem, że robię ogromny błąd, a z drugiej... Tak może będzie lepiej? Nieustająca gonitwa myśli połączona z ogromnym kacem sprawiała, że miałem wrażenie że za sekundę rozwali mi łeb. No i nie wspomnę nawet o moich dziurach w pamięci. Jednak początek wieczoru pamiętałem aż za dobrze.
-Powinienem już wracać, bo mam do ogarnięcia zwierzyniec -westchnąłem podnosząc się powoli do pionu.
-Może zawiozę cię twoim samochodem. I tak mam tam parę spraw do załatwienia, a wrócę z kumplem -powiedział Flynn.
-Dzięki, ale nie trzeba. Samochód stoi u mechanika, o ile nie trafił prosto na złomowisko -mruknąłem.
-Czy ty rozwaliłeś samochód, po czym zamiast do szpitala poszedłeś chlać? -Warknęła powstrzymując się od krzyknięcia.
-Oj no prawie tak było... Po prostu ja przypieprzyłem w latarnię, a gościu nie wyrobił i wjechał w mój wóz, kiedy mnie tam nie było-dodałem szybko. -A teraz naprawdę się zabieram. Dzięki za przenocowanie mojej zarozumiałej dupy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wrzucałem
po kolei rzeczy do torby, gdy rozległo się pukanie do drzwi.
Przejechałem dłonią po włosach i ruszyłem w stronę wejścia. Od rozstania
minął już prawie miesiąc, podczas którego musiałem poinformować moją
kochaną rodzinkę o życiowych zmianach. No cóż babcia byłą delikatnie
mówiąc niezadowolona z tego faktu. Łatwo nie było przez ostatnie
tygodnie, ale cóż na własne życzenie. Otworzyłem drzwi za którymi stała
rudowłosa.-A ciebie co za diabli tu przygnali? -Zapytałem uważając aby nie wypadł mi niedawno odpalony papieros.
Dziewczyna minęła mnie omiatając mieszkanie krytycznym wzrokiem.
-Matko czy tu bomba wybuchła? -Zapytała, a po chwili zmarszczyła nos.- I czy ty wietrzysz? Bo można się udusić od tego dymu z tych pierdolonych papierosów.
-Dobra, przestań matkować i gadaj, po coś przylazła? -Zapytałem szukając popielniczki, po czym wróciłem do pakowania.
Sofii?