- Pewnie, ale nie chciałabym zakłócać jakoś twojego życia. Skąd ja mogę
wiedzieć, czy ktoś właśnie nie czeka na ciebie w domu i się zastanawia,
gdzie cię wywiało... - wyjrzałam za okno, czując, jak uczucie
zakłopotania we mnie wzbiera. A co, jeśli kogoś miał? Albo jego rodzice
się martwili? Doprawdy, bardzo mało wiedziałam o swoim towarzyszu.
- Mieszkam sam, a moi bliscy odzywają się wtedy, gdy poczują taką
potrzebę i z reguły nie wnikają w to co robię. Nie mam też dziewczyny,
która zrobiłaby mi o to awanturę - zaśmiał się krótko, po czym wziął
ostatniego kęsa naleśnika.
- Ulżyło mi, nie chciałabym mieć na sumieniu twojego związku -
westchnęłam teatralnie - skoro sprawy tak się mają, a tobie bardzo się
nudzi po pracy, to możesz dotrzymać mi towarzystwa - stwierdziłam z
szerokim uśmiechem na ustach.
Joe wyszedł zaraz po śniadaniu. Umówiliśmy się, że będziemy cały czas na
głośnomówiącym, a w tym czasie on się nieco ogarnie i przygotuje do
pracy. Gdy oby dwoje będziemy gotowi, podrzuci mnie na uczelnię.
A więc nie rozłączając się z Joe'em wzięłam szybki prysznic, nałożyłam
makijaż, ubrałam się i ogólnie, doprowadziłam się do dobrego stanu.
Chwilę później pod moim domem pojawił się znajomy samochód.
- Dzień dobry ponownie - powiedziałam, uśmiechając się szeroko i zapinając pas bezpieczeństwa.
- Dzień dobry - chłopak odwzajemnił mój gest, po czym odjechaliśmy w kierunku mojego akademika.
Odkąd Joe odjechał, ciągle odczuwałam czyjąś obecność. Towarzyszyła mi
ona nawet na wykładach, gdy powinnam skupiać się na przemowach
profesorów i sporządzać notatki. Ostatnie zajęcia zostały odwołane, co
oznaczało, że będę musiała zaczekać godzinę, aż mój towarzysz skończy
pracę i po mnie przyjedzie.
Jeżeli zamierzał nocować u mnie drugą noc, wypadałoby kupić coś do
jedzenia. Lodówka dosłownie świeciła pustkami i wypadałoby to zmienić.
Opuściłam budynek i ruszyłam w stronę najbliższego spożywczaka, co jakiś
czas oglądając się za siebie. Niepokój wzbudził we mnie pewien
mężczyzna, którego nigdy dotąd nie widziałam, a jednak uparcie za mną
podążał. Przez chwilę zastanawiałam się, czy aby na pewno nie
przesadzam. Przecież mógł to być najzwyklejszy człowiek, który po prostu
kierował się do tego samego sklepu co ja.
Mimo tego niepokój nie ustępował, zdecydowałam się więc, aby przetestować zamiary tej tajemniczej osoby.
Przed samym sklepem zdecydowałam się na skręcenie w jedną z krótkich,
bocznych uliczek, na której końcu także znajdował się sklep. Był on o
wiele mniejszy i rzadko kto wiedział o jego istnieniu, ale za to
pracowała tam znajoma mojej mamy.
W połowie uliczki obróciłam się za siebie - mężczyzna wciąż szedł krok w krok za mną.
Poczułam niesamowity przypływ strachu. Czy to on spędził wczoraj pół
nocy pod moim oknem? Czego mógł ode mnie chcieć, skoro widziałam go
pierwszy raz na oczy?
Przyspieszyłam kroku, i nagle wizja o zakupach odpłynęła w siną dal.
Marzyłam tylko i wyłącznie o tym, żeby znaleźć się w bezpiecznym
miejscu, jak najdalej od tego obcego faceta.
Wyszłam na ruchliwą ulicę i zdecydowałam się napisać do Joe'ego.
"Joe, ktoś mnie śledzi."
Nie licząc na to, że chłopak odpisze od razu, wcisnęłam telefon do
kieszeni spodni i przyspieszyłam kroku. Miałam wrażenie, że kroki za mną
stają się coraz głośniejsze i niemal czułam oddech swego prześladowcy
na karku.
Gdy mijałam kolejną boczną uliczkę, poczułam mocne szarpnięcie w jej kierunku.
- Zostaw mnie! - krzyknęłam, czując, jak łzy gromadzą mi się pod powiekami.
Teraz stałam z mężczyzną twarzą w twarz. Był osobą w średnim wieku.
Czarne, krótko ścięte włosy sterczały ku górze, a zapuszczony zarost
zasłaniał niemal połowę twarzy, która, ogółem rzecz biorąc, nie
prezentowała się za ciekawie.
Poczułam, jak dłonie mężczyzny brutalnie przesuwają się po moim ciele.
Próbowałam krzyczeć, ale z mojego gardła wydobywał się tylko żałosny
jęk. W akcie desperacji wymierzyłam prześladowcy mocnego kopniaka w
krocze i rzuciłam się do ucieczki.
Nigdy w życiu nie byłam tak przerażona. Moje ciało zaczynało odmawiać mi
posłuszeństwa, cała dygotałam i nie mogłam zaczerpnąć powietrza.
Przebiegając obok wystawy sklepu z odzieżą używaną chwyciłam pierwsze z
brzegu ubranie i zwinnym ruchem naciągnęłam je na siebie, momentalnie
zamieniając się w menelkę. Rzecz okazała się wielką, czarną bluzą.
Wykorzystałam to, chowając swoje bujne włosy pod wielkim kapturem i zwalniając nieco kroku.
Obejrzałam się za siebie - mężczyzna zniknął.
Postanowiłam wykorzystać tą chwilę do skontaktowania się z Joe'em. Wybrałam jego numer i czekałam.
- Yui, wszystko w porządku? Jesteś cała? - wypytywał, a w jego głosie można było usłyszeć zmartwienie.
- Nie - wydusiłam. Wszystko zaczęło powoli do mnie docierać, i było to bardzo przytłaczającym uczuciem.
- Gdzie jesteś?
- Pod muzeum, ulicę dalej od akademika.
- Już jadę - powiedział i rozłączył się, a z moich policzków mimowolnie potoczyły się łzy.
Joe?