Uniosłam wzrok znad jedzenia i spojrzałam na chłopaka.
-Nie Scott, miałam to wszystko na własne życzenie – oznajmiłam, łamiącym
się głosem, a chłopak spojrzał na mnie usiłując zrozumieć przekaz
swojej wypowiedzi – Gdybym wtedy była bardziej wyrozumiała, nie wyszła
stąd bez słowa prosto do niego, nic by się nie stało.
-Nie możesz się o to obwiniać. Skąd niby miałaś wiedzieć, jaki on jest? - powiedział, przysuwając się nieco bliżej mnie.
-Nie odeszłam od niego kiedy dawał mi pierwsze sygnały, że coś z nim nie tak. Musiało się stać dopiero to – westchnęłam.
-Dalej uważam, że nie jesteś niczemu winna. Spokojnie, odpowie za swoje
czyny przed sądem, a ty możesz żyć sobie spokojnie tutaj. Jedz zanim
wystygnie – oznajmił.
Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się lekko. Cieszyło mnie wsparcie,
jakie mi dawał w tej trudnej sytuacji. Gdyby nie on, chyba nie dałabym
rady sama znieść tego wszystkiego.
Kiedy wreszcie skończyłam jeść, wzięłam od chłopaka pudełko z jedzeniem i
zaniosłam je do kuchni, wyrzucając je do kosza, a sztućce wkładając do
zmywarki. Kiedy wracałam, zauważyłam, że chłopak stoi na balkonie z
papierosem w ręku. Wywróciłam oczami na ten widok i wyszłam do niego.
-Przeziębisz się, jeszcze nie jest tak ciepło – stwierdziłam.
-Bez obaw – zaśmiał się, spoglądając w moją stronę.
Przez dłuższą chwilę stałam i przyglądałam się chłopakowi, w końcu jednak podeszłam bliżej, przytulając się do niego.
-Ale będziesz śmierdzieć – oznajmiłam.
-To ty mnie przytulasz – odparł rozbawiony.
-Bo się stęskniłam -odparłam, mimowolnie się uśmiechając.
Scott?