Spojrzałam na chłopaka i skinęłam głową.
-Twoim czy moim? - zapytałam biorąc do ręki torebkę i kluczyki.
-Możemy jechać twoim, w końcu dobrze wiesz gdzie to jest – odparł.
Wyszliśmy z mieszkania i zeszliśmy do samochodu. Droga zajęła nam więcej niż mi w nocy, cóż poranny ruch robi swoje. Westchnęłam cicho, kiedy kolejne czerwone zapaliło mi się tuż przed nosem. Scott zaśmiał się jedynie.
-Faktycznie pewne rzeczy się nie zmieniają – prychnęłam.
-Oj Hai, przecież nic nie mówię – odparł.
Kilkanaście minut później zaparkowaliśmy pod właściwym budynkiem. Całe szczęście nigdzie nie widziałam auta Alexy’ego. Mimo tego strach we mnie narastał z każdym stawianym przeze mnie krokiem, który zbliżał mnie do dotychczasowego miejsca mojego zamieszkania.
-Spokojnie, Hai. Jestem tu z tobą – powiedział Scott, łapiąc moją dłoń i ściskając ją lekko.
Posłałam mu jedynie nerwowy uśmiech i otworzyłam drzwi windy. Kiedy tylko przekroczyliśmy próg mieszkania powitał nas pies, to będzie chyba jedno z niewielu dobrych wspomnień związanych z Alexym. Jednak poza psem w mieszkaniu nie było nikogo. Zaczęłam gorączkowo zbierać wszystkie swoje rzeczy, chodząc po wszystkich pomieszczeniach. Niedługo później wszystko było zapakowane, a nam pozostało jedynie zabrać to do samochodu. Tym razem nie zostawiałam chłopakowi żadnej karteczki, zobaczymy się w sądzie. Musiałam również pilnować się teraz z dodawaniem czegokolwiek na media społecznościowe, gdyby przypadkiem postanowił mnie znaleźć.
-Kamień z serca – mruknęłam, pakując ostatnią torbę do bagażnika. - To jak szpital?
Scott skinął głową, ponownie zajmując miejsce na siedzeniu pasażera.
-Ej, mogę iść do babci z tobą? - zapytałam niepewnie.
-Pewnie – odparł, uśmiechając się.
-Okej, w którym szpitalu ona leży?
Chłopak ustawił nawigację i już po chwili odjechaliśmy zgodnie ze wskazówkami nawigacji.
-Palisz prawda? - zapytałam nagle.
Hailey?