-Przecież dałem mu wygrać -prychnąłem udając oburzonego.
Dziewczyna parsknęła śmiechem, kręcąc głową.
-Taa jasne, na pewno tak było -zakpiła, klepiąc mnie po ramieniu.
-No wiesz co, aj tam z tobą -powiedziałem obejmując ją ramieniem i szczypiąc w bok.
Ruszyliśmy
dalej przez park, uważając aby nie dostać kijem od zadowolonego z
siebie psa. W końcu usiedliśmy na wolnej ławce. Objąłem ją ramieniem,
przyciągając ją do siebie.
-Jakie masz plany na jutro? -Zapytałem walcząc wciąż jedną ręką z psem.
-Za rana mam sesję, a potem się zobaczy. A co?
-Zastanawiałem,
się czy nie będzie jutro tak, że będziesz cały dzień w domu sama
siedzieć, bo na razie nie chciałbym abyś zostawała sama na taki czas.
Przynajmniej do czasu zamknięcia sprawy. A jutro czeka mnie dzień na
planie, więc i tak wrócę późno. O i jakbyś miała ochotę to mogłabyś
podjechać do babci.
Po pewnym czasie podnieśliśmy się i ruszyliśmy w
stronę wyjścia z Parku. Przywołałem psa, który musiał w między czasie
doskonale się bawić w jakiejś kałuży. Jęknąłem na widok ubrudzonego, ale
zadowolonego psa. Zapiąłem mu smycz i ruszyliśmy do domu, po drodze
zachodząc do sklepu na szybkie zakupy, ponieważ lodówka trochę
straszyła. Po powrocie Hai zajęła się rozpakowaniem zakupów, a ja
zabrałem się ogarnięciem psa. Niestety Lucky nie uwielbiał kąpieli, więc
była to dość nierówna walka. W pewnym momencie pies pociągnął mnie i
wylądowałem w wannie z hukiem. Lucky wybiegł z łazienki w momencie, gdy
Hai stanęła w progu. Gdy spojrzała na mnie parsknęła śmiechem.
-Może zamiast się śmiać to byś pomogła -prychnąłem.
Podeszła wciąż się śmiejąc wyciągnęła rękę. Złapałem za nią i pociągnąłem ją w swoją stronę, uważając aby o nic nie uderzyła.
Hailey?