Obdarzyłam chłopaka jedynie oburzonym spojrzeniem. Podniosłam się z łóżka i ruszyłam w kierunku łazienki, gdzie wzięłam prysznic i umyłam twarz. Jako piżamę tym razem zwinęłam koszulkę Scotta. Ubrałam majtki oraz ową koszulkę, po czym opuściłam pomieszczenie. Chłopak siedział na łóżku, głaszcząc, kota który władował mu się na kolana.
-Nie za dużo tych moich rzeczy sobie przywłaszczasz? - zapytał, przyglądając mi się.
-Wiesz, prawdę mówiąc to mogłabym jeszcze więcej – odparłam, zabierając zwierzaka z jego kolan, a sama zajmując na nich miejsce.
Scott objął mnie w talii, abym siedziała nieco pewniej po czym posłał mi pytające spojrzenie.
-Wciąż jesteś taki zmęczony? - spytałam, splatając ręce na jego karku.
-Ty za to masz dziś jakieś pokłady niekończącej się energii, kochana – zaśmiał się, całując mnie krótko w usta.
-Możliwe – mruknęłam, jednak dosłownie po sekundzie z moich ust wydobyło się ziewnięcie.
-Idź spać, Hai – oznajmi – widzę, że jesteś zmęczona, plus chyba masz gorączkę – stwierdził, przykładając rękę do mojego czoła.
-Dobranoc, Scott – powiedziałam, głaszcząc go po policzku, po czym zsunęłam się z jego kolan.
Położyłam się na łóżku i owinęłam kołdrą, słysząc jak chłopak bierze prysznic. Niedługo później Scott wrócił do pokoju, rzucając jakieś ciuchy na krzesło i kładąc się obok mnie. Obróciłam się w jego stronę i przyciągnęłam go do siebie, zaciągając się zapachem jego żelu do kąpieli.
-Teraz pachniesz o wiele lepiej – mruknęłam, połowicznie już zasypiając.
Chłopak zaśmiał się jedynie, przyciągając mnie bliżej siebie i składając pocałunek na moim czole. Nie trwało długo, aż udało mi się zasnąć. Cóż, byłam jednak naprawdę zmęczona.
Rano obudził mnie Scott, który wstawał wraz z dźwiękiem swojego budzika.
-Jedziesz ze mną? - zapytał, nachylając się nade mną.
-Nie czuję się wciąż najlepiej. Zostanę – wymruczałam, obracając się na drugi bok.
-Dobra, to widzimy się jak wrócę – oznajmił, całując mnie w czubek głowy.
Udało mi się jeszcze na trochę zasnąć. Gdy się obudziłam mieszkanie było już puste. Ponownie wcisnęłam się w tę samą co wczoraj bluzę Scotta i dresy, po czym udałam się zjeść śniadanie. Po posiłku wyprowadziłam jeszcze psa na szybki spacer, gdyż nie miałam pewności, czy Scott robił to wcześniej. Kiedy wróciłam, zrobiłam dokładnie to samo, co wczoraj, czyli położyłam się na kanapie i włączyłam jakieś kreskówki. W końcu zaczęła dochodzić pora obiadowa. Zdecydowałam się coś przygotować, abyśmy kolejny dzień nie musieli żywić się czymś zamawianym. Niedługo później chłopak wrócił ze szpitala, zastając mnie w kuchni.
Scott?