Zapowiadał się mało ciekawy wieczór. Dziś oprócz pracy przy barze czekał
mnie również pokaz. Niby nic strasznego, ale najgorszy nie jest taniec,
czy dość wyzywający strój. Problemem jest to stado wygłodniałych i
pijanych planktonów, którzy uważają, że skoro tańczysz na rurze to od
razu jesteś skora do umilania im życia. Masz bar nie jest burdelem, po
prostu szef miał taki pomysł na piątkowe i sobotnie nocne show. Ostatni
było to jedyne źródło mojego dochodu, ponieważ mój wyścigowy wóz czeka
na naprawę, a muszę mieć na to kasę. Chociaż raz moje umiejętności się
do czegoś przydały i tak wylądowałam w tym barze. Mój relaks w wannie
przerwał dźwięk SMS-a od mojego brata. Odczytałam wiadomość, informującą
mnie o zaproszeniu na rodzinny obiad. Od śmierci Rosy nasza rodzina
udaje całość, a tak naprawdę rozpadła się. Razem trzymam się tylko ja i
Castiel, z resztą braci ma całkiem niezłe kontakty, ale nie takie jak
powinny być. Wyszłam z wanny i zrobiłam sobie makijaż. Wciągnęłam na
siebie biały T-shirt, czarne jeansy , skórzaną kurtkę i moje ukochane
czarne szpilki. Nasz bar, jak chyba każdy, mimo że był otwarty całą dobę
wieczorami zarabiał najwięcej, a w piątkowe wieczory takie jak dziś
pokonywał wszelkie rekordy. Weszłam na zaplecze, gdzie zostawiłam kurtkę
i ruszyłam za bar. Przywitałam się skinięciem głowy z koleżanką...
nawet nie wiem jak ma na imię... Nie ważne. Przybrałam mój firmowy
uśmiech numer dwadzieścia trzy i zabrałam się za przyjmowanie zamówień.
Wieczór leciał spokojnie, aż do północy, kiedy miałam zamienić się z
koleżanką. Wróciłam na zaplecze, gdzie miałyśmy małą garderobę i
przebrałam się w mój strój składający się z gorsetu i majtek. Spokojnie
weszłam na scenę z obojętną miną pod czujnym wzrokiem mężczyzn. W tym
momencie zawsze czuję się jak przekąska dla głodnych lwów. Co z tego, że
niektóre z nich mają sztuczne zęby. Odtańczyłam mój taniec jak zawsze z
gracją i spokojem, ignorując zaczepki oraz gwizdy. W tym momencie muszę
być skupiona i zająć widzów, aby dostać tą przeklętą wypłatę. Po pół
godziny w końcu zeszłam ze sceny i ruszyłam od razu do garderoby, gdzie
przebrałam się w swoje ciuchy. Teraz miałam chwilę tylko dla siebie,
gdzie mogła robić co tylko chcę, z wyjątkiem picia alkoholu. Wypiłam
szklankę wody i wyszłam przed bar zapalić. Odpaliłam papierosa, oparłam
się o ścianę i zaciągnęłam się. Jeszcze trochę i nie będziesz musiała
tego robić, jeszcze trochę...
- Hej laleczko, co tak sama tu stoisz?-zapytał facet od którego na kilometr było czuć, że jest ewidentnie po kilku głębszych.
Zmierzyłam go jedynie wzrokiem pełnym politowania, dalej paląc w spokoju
papierosa. Już miałam ruszyć z powrotem do baru, kiedy gościu
przycisnął mnie do ściany umieszczając ręce po obu stronach mnie.
- Widziałem jak na mnie patrzyłaś w barze. Co spodobałem ci się.
- Chyba pomyliłeś bar z burdelem , a mnie z prostytutką -warknęłam.
W tym momencie ktoś odciągnął go ode mnie i przywalił mu w twarz. Chwilę
się poszarpali, po czym pijaczek odszedł z rozwaloną gębą.
- Nic ci nie jest?-zapytał chłopak, którego kojarzyłam z baru.
- Radziłam sobie -warknęłam.
- Właśnie było widać-odpowiedział.
Zapadła cisza, którą przerwałam ja.
- Mimo wszystko jednak... dzięki za pomoc-powiedziałam w końcu.
Tyler?