poniedziałek, 28 stycznia 2019

Od Scotta cd Hailey

-Jeśli masz ochotę to możemy pojechać -powiedziałem, całując ją w czubek głowy. -Tylko, chociaż moja męska duma mocno na tym ucierpi powiem to... Ty prowadzisz. Żarty żartami, ale to byłoby już skrajnie nieodpowiedzialne.
-No to postanowione. To w takim razie idę się ogarnąć i jedziemy -powiedziała, po czym podnosząc się pocałowała mnie krótko w usta.
Hailey poszła się ogarnąć a ja poszedłem wygrzebać parę starych kocy do samochodu, aby po wizycie futrzaków wciąż się nadawał do użytku. Około godzinny później siedzieliśmy już w samochodzie jadąc w tak lubiane prze zemnie miejsce. Całą drogę powstrzymywałem się od typowego męskiego gadania pod ogólnym tytułem ''No jak ty jedziesz kobieto", obserwując świat za oknem. Dość dziwne uczucie kiedy ostatnie co pamiętasz to ciepłe dni, a tu budzisz się ośnieżonym świecie. I zostaje ci świadomość zmarnowanego pół roku życia. I zamiast wyjaśnienia pewnych spraw powstanie nowych, z którymi trzeba się zmierzyć. I co czeka mnie w bardzo niedalekiej przyszłości. Jakoś wciąż do mnie  nie docierało, że zostanę ojcem, w dodatku przez taką głupotę i to nie do końca moją.Ponowna wywrotka życiowa o sto osiemdziesiąt stopni. W dodatku czekała mnie poważna rozmowa z Sofii, którą odwlekam jak tylko się daje. Ale nie da się tego robić w nieskończoność...
Gdy tylko zajechaliśmy przywitało nas donośne szczekanie. Kiedy tylko wysiedliśmy z samochodu, znad jednej z zasp wyłoniła się psia mordka. Lucky widząc mnie, nie czekając na nic ruszył przez śnieg prosto w moją stronę. Oczywiście po co oszczędzić właściciela i zahamować, jak lepiej na pełnej prędkości wpaść na mnie, co zakończyło się bliskim spotkaniem moich czterech liter z podłożem. Całe szczęście udało unikać kolejnego narażenia mojej głowy. Pies nie wiele się przejmując ruszył do dalszych prób polizania mnie po twarzy, nie zwracając dużej uwagi na Hailey, która próbowała go odciągnąć. W końcu udało jej się odgonić go na tyle, aby mógł się podnieść. Pogłaskałem psa, który przez całą drogę od samochodu do schodków krążył wokół nas jak nakręcony.
-Co za durny zwierzak -powiedziała babcia, gdy udało nam się podejść do ganku.- A tu jeszcze nie odśnieżone, bo jak dziesięć razy powtórzyłam to wciąż za mało. Darmozjady jeban...
-Cześć babciu, ciebie też miło widzieć -zaśmiałem się przytulając ją do siebie.
-A czy ja mówię, że nie miło was widzieć -powiedziała odsuwając się ode mnie i przyciągając do siebie Hailey. Spojrzała na mnie krytycznym wzrokiem po czym dodała -Do środka ty tysiąc nieszczęść, za nim jeszcze się przeziębisz. Bo znając ciebie to i tak jesteś nie do wytrzymania...
Przepuściłem dziewczynę w drzwiach po czym wszedłem za nią zamykając drzwi. Kiedy ściągałem buty zostałem zaatakowany przez roześmianą Merry, która rzuciła mi się pełnym impetem na plecy krzycząc "Zgadnij kto to?".
-DZIECKO DROGIE -krzyknęła babcia, a oczy mało jej nie wypadły z orbit.
Jeszcze tego mi brakowało, aby i babcia chuchała na mnie cokolwiek robię. Rozsiedliśmy się w salonie. Babcia na starym fotelu dziadka, naprzeciwko kanapy, na której usiedliśmy z Hailey. Objąłem ją ramieniem, a po chwili na moje kolana wpakowała się Merry z Hiro pod pachą. Oczywiście nie była by sobą, gdyby nie próbowała zawołać tam jeszcze Lucky'ego, który rozsiadł się przy moich nogach.
-Dobrze widzieć was znowu razem uśmiechniętych bez tych wszystkich szpitalnych ozdób-powiedziała babcia uśmiechając się do nas ciepło.

Hailey?