środa, 6 maja 2020

Od Gwen cd Patrica

Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się przez moment.
-A miałam wrażenie, że wolniej jeździsz… Jaki cudem nie zauważyłam? –Zapytałam zaskoczona swoim odkryciem. –I od kiedy ja w ogóle zaczęłam dostrzegać takie rzeczy? O matko, starzeję się!
Patric parsknął śmiechem na, poklepując mnie po nodze.
-Wiesz, kochanie jak bardzo ci zależy, to mogę jechać wolniej –zaczął powoli z tym swoim urzekającym uśmiechem.
-Pat, w porównaniu do moich znajomy to jedziesz jak emeryt –zaczęłam, po czym szybko dodałam  –ale w tej chwili nawet nie próbuj udowadniać mi, że jest inaczej. Jeszcze mi się nie śpieszy na OIOM. Także spokojnie, pasuje mi to tępo.
Chłopak ponownie skupił na całą uwagę na jezdni. Rozsiadłam się wygodniej, obserwując przez moment profil Patrica. W końcu zaparkowaliśmy pod sklepem. Wysiadłam z samochodu, po czym złapałam Patrica pod rękę i ruszyliśmy w stronę budynku. Chwyciliśmy koszyk i ruszyliśmy na wyprawę między półki. Patrząc na nas można by było pomyśleć, że albo jesteś pod wpływem jakiś środku albo uciekliśmy z psychiatryka. Spowodowane było to naszymi wygłupami i śmiechami z prawie wszystkiego. W pewnym momencie odezwał się mój telefon, ukazując na wyświetlaczu imię mojego drogiego kolegi. Słysząc westchnięcie chłopaka stojącego obok mnie, cmoknęłam go w policzek odbierając połączenie. Okazało się, że mój przyjaciel nie ma pojęcia o prywatności, bo właśnie grzebał w moim mieszkaniu w poszukiwaniu notatek, które zostawił u mnie dzień wcześniej. Powiedziałam mu, gdzie może je znaleźć i w ramach zadośćuczynienia kazałam wyprowadzić mu psa.
-Chyba powinnam założyć pułapkę w mieszkaniu –prychnęłam, kończąc rozmowę. –Albo zabrać klucze , ale to nie będzie tak zabawne –rzuciłam ponownie łapiąc chłopaka pod ramię. –Ale przynajmniej nie muszę się martwić, że niewyprowadzony psiak na mnie czeka. Także do wieczora, jestem wolna.
-No to świetnie –powiedział całując mnie w skroń.
Ruszyliśmy przed siebie, aby dokończyć zakupy. W końcu, gdy Patric namierzył wszystko co potrzebował, ruszyliśmy do kasy. Ustałam bujając się na piętach, wyglądając zapewne jak małe dziecko. A przynajmniej tak wnioskowałam po rozbawionym spojrzeniu Patrica. W końcu udało nam się wyjść i zapakować zakupy do bagażnika.
-To gdzie jedziemy na obiad? –Zapytał przyciągając mnie do siebie i objął mnie.
-Ja jestem tu tylko, abyś nie był smutny. Mi jest obojętne.
Patric?