niedziela, 3 maja 2020

Od Gwen cd Patrica


Poczułam jednocześnie przyjemne ciepło rozlewające się po moim ciele i jakby niewidzialna ręka ścisnęła moje serce. Oczywiście, że odwzajemniałam uczucia do chłopaka, ale do tej pory, kiedy nie nazywaliśmy po imieniu tego, co nas łączyło było mi łatwiej myśleć o przyszłości. Wmawiałam sobie, że w razie czego, będzie łatwiej się pożegnać. Takie płytkie, naiwne myślenie. Te dwa słowa wiele dla mnie znaczyły, ale w obecnej sytuacji, miałam poczucie, że wręcz duszą, a jednocześnie tak bardzo cieszą. Przygryzłam lekko wargę, po czym odsunęłam się lekko od niego, aby móc spojrzeć na niego. Położyłam dłoń na jego policzku, głaszcząc go lekko i spojrzałam w jego oczy.
-Ja ciebie też –odpowiedziałam uśmiechając się lekko, przyciągając go do siebie i całując krótko. –I tylko ciebie kocham w ten sposób. Nie waż mi się o tym zapominać, kochanie.
-A niby czemu, miałbym pomyśleć inaczej –zapytał wtulając twarz w moją dłoń.
-No wiesz w końcu Peter dość często się u mnie pałęta, zajmuje moją kanapę… I naprawdę zdaję sobie z tego sprawę, jak to wygląda. Ale ta wariatka jest całkowicie twoja –powiedziałam poważnym tonem, mając nadzieję, że chociaż w ten sposób wyrwę go z tej dziwnej zadumy, która złapała go przy śniadaniu.

Niestety moje starania przyniosły tylko krótki uśmiech. Oparłam się ponownie o jego klatkę piersiową, przytulając się do niego. Czyżby moje pytanie wprowadziło go w ten dziwny stan? Tylko dlaczego tak zareagował? Ej to ja tu jestem od świrowania i unikania zobowiązujących spraw! Postanowiłam to zostawić, stwierdzając, że jeśli będzie chciał o tym pogadać to po prostu to zrobi. Nic na siłę. Odchyliłam głowę do góry i zaczęłam delikatnie dmuchać w jego podbródek, aby spojrzał na mnie. Gdy jego wzrok na mnie wylądował, zrobiłam zeza i wypięłam język. Zaczepiałam go robiąc coraz głupsze miny, jednak moje starania spełzły na niczym. W końcu wylazłam z jego uścisku i usiadłam mu okrakiem na kolanach, ignorując fakt, że mam na sobie tylko i wyłącznie bluzę chłopaka. Spojrzałam prosto w jego zdezorientowaną twarz, mrużąc swoje oczęta.
-No ja mam już dość. Zarządzam koniec zamartwiania się i nie chcę słyszeć sprzeciwu. No co mam zrobić, aby poprawić ci humor? Rozebrać się i zatańczyć makarene? A wiesz, że jestem do tego zdolna –powiedziałam grożąc mu palcem. –Koniec smutania, jasne? 
Patric?