niedziela, 31 marca 2019

Od Xaviera cd Lashiti

Pełen napięcia czekałem aż samochód odjedzie obserwując kątem oka chłopaków stojących obok.
-Szkoda by było, gdyby coś się przydarzyło tej ślicznotce -powiedział z lubieżnym uśmiechem.
-Ona jest nietykalna -warknąłem odwracając głowę w jego stronę i zakładając ręce na pierś.
Uśmiechnął się jakby wyczuł, że może mnie tym szantażować i ugrać co tylko chce. Nie doczekanie twoje, kolego.
-Wiesz... Gwarancji nie masz, ale... Jeśli przystaniesz na propozycję z naszej strony nie masz się czego obawiać -powiedział uśmiechając się złośliwie.
Wziąłem głębszy wdech, aby sprawiać chociaż pozory spokoju. Nie wybaczył bym sobie, gdyby zrobili coś komuś przeze mnie. Z drugiej strony, gdyby zrobili coś bez zlecenia przez swojego szefa nie mieli by łatwo... A wygląda na to, że jeszcze nie znają hierarchii w naszym małym "układzie". Na mojej twarzy zagościł kpiący uśmiech. Oj nowe pionki myślące, że stoją przed osobą, która nic nie może są takie zabawne.
-A ty wciąż myślisz, że możesz więcej niż dziwka w burdelu. Przecież ty jesteś tylko sterowaną masą tłuszczu. A teraz zawiń swoją dupę i grzecznie wracaj do swojego pana.
Odwróciłem się z zamiarem odejścia od nich i zajęcia się skończeniem ogarniania papierów, ale w tym momencie jedna pięść trafiła w mój brzuch, aby po chwili trafić prosto w moją twarz.Splunąłem na ziemię krew i zaśmiałem się.
-Oj jeszcze nie wiesz co zrobiłeś compañero -powiedziałem z kpiącym uśmiechem i wróciłem do klubu zatrzaskując drzwi za sobą.
Ruszyłem korytarzem w stronę łazienki zgarniając po drodze apteczkę. Szedłem klnąc pod nosem, przykładając dłoń do krwawiącego nosa. Oczywiście im bardziej, chcesz nie zwrócić na siebie uwagi tym prędzej na kogoś wpadniesz. Już miałem skręcać do łazienki dla pracowników, gdy na zapleczu pojawiła się Tori. Bez słowa podeszła do mnie i zabrała ode mnie apteczkę, po czym weszła ze mną do pomieszczenia. Zaczęła uważnie oglądać mój policzek i nos, a po upewnieniu się, że nie jest złamany zabrała się za opatrywanie.
-Nie żałujesz czasem, że mnie od nich wyrwałeś? -Zapytała starając się oczyścić rozcięcie na policzku i nosie. 
-Nigdy -powiedziałem obserwując ją uważnie. -A skąd te pytanie? Źle ci tu?
-Miałam moment, że było mi źle... Ale w końcu dotarło do mnie, że w twoim słowniku przestał istnieć termin miłość. Przywiązanie, lojalność, może nawet przyjaźń, ale nie miłość... Ciekawe tylko, kiedy poinformujesz o tym tą małą...
Po tym zdaniu zapadła cisza podczas której dokończyła zajmowanie się moją obitą mordą. Podziękowałem jej po czym ruszyłem do biura skończyć porządek z papierologią. Po skończonej robocie zebrałem swoje rzeczy i zamknąłem biuro. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem do dziewczyny. Zatrzymałem się pod mieszkaniem Lashi i zgasiłem silnik. Zacząłem się zastanawiać, czy to aby na pewno dobry pomysł.To ostatnia chwila, aby zniknąć z jej życia na dobre. Z drugiej strony, w tej chwili nie dawało mi to gwarancji, że dadzą jej spokój. Spojrzałem w lusterko. No pięknie spuchnięty policzek robił się już siny, a nos przybrał wręcz buraczkowy odcień. No po prostu świetnie. W końcu postanowiłem ruszyć dupę i ruszyłem do mieszkania dziewczyny. Zapukałem do drzwi i czekałem cierpliwie oparty o ścianę.

Lashiti?